Magdalena Popławka to piękna blondynka o subtelnej urodzie, która na salonach nie pojawia się zbyt często. Dzięki okładce wrześniowego "InStyle" można dostrzec jak bardzo podobna jest do Cate Blanchett. Niestety okładka ta odkrywa raczej minusy niż plusy urody Popławskiej. I nie pomaga nawet kombinezon z najnowszej, jesiennej kolekcji Stelli McCartney.
Ale w środku jest dużo lepiej. "Gdy zakładam elegancką sukienkę ze świadomością, że to na sesję zdjęciową, czyli na chwilę, natychmiast przestaję się garbić, wchodzę w rolę, próbuję pasować do stroju, żeby i on do mnie pasował" - mówi Magdalena Popławska.
"Do niedawna bardzo mnie stresowały sesje zdjęciowe, w trakcie potrafiłam popłakać się ze zdenerwowania. Unikałam tego. Teraz nastąpił superprogres. Przed obiektywem czuję się w miarę naturalnie. Premiery filmów, których też nie lubię, wiem, że będę musiała polubić, i bardzo chcę, żeby nastąpiło to jak najszybciej".
Czy porównania do Cate Blanchett i Tildy Swinton to dla ciebie komplement? - pyta w wywiadzie Piotr Zachara. "Absoplutnie komplement. Przecież to świetne aktorki. Uwielbiam piękną Cate i androginiczną Tildę. Jestem szczupła, dosyć zgrabna, mam silny charakter i najczęściej muszę to w pracy wykorzystać. Bo w Polsce rzadko buduje się rolę wbrew tzw. warunkom".
"Często słyszę, że mam urodę arystokratki, co kłóci się z moim charakterem chłopczycy" - dodaje pozując m.in. w garniturze z kaszmiru Hugo Boss.
Mówi się, żeby nie oceniać książki po okładce. Jeśli chodzi o okładkę wrześniowego "InStyle" jesteśmy na nie, ale sesja autorstwa Mateusza Stankiewicza w środku to już zupełnie inna bajka. A wy jak uważacie?