Jeżeli wasza skóra jest sucha i nie potrzebujecie zbyt mocnego krycia, nowy podkład Mac Cosmetics może być czymś dla was. Jest niezwykle lekki, rzadki i bardzo dobrze wtapia się w skórę, dzięki czemu jest prawie niewidoczny. Nie zatuszuje bardzo widocznych przebarwień, ale jeśli chodzi wam lekkie wyrównanie kolorytu skóry, nada się idealnie. Jego krycie można określić na lekkie do średniego, ponieważ można je delikatnie wzmocnić.
Ma porządne, szklane opakowanie z pipetką, dzięki której można dokładnie wymierzyć odpowiednią ilość kosmetyku. Podkład ma także wysoki filtr 30, chociaż wiadomo, że takie ilości nie dają zbyt wielkiej ochrony.
Musze przyznać, że nie spodziewałam się po nim niczego specjalnego. Nie spodobała mi się przede wszystkim wąska, silikonowa szczoteczka zakończona kulką. Okazało się jednak, że tusz działa bardzo dobrze.
Nie daje spektakularnego efektu sztucznych rzęs, tusz jest raczej delikatny i naturalny, ale efektowny. Po pomalowaniu, nie wyglądamy jakbyśmy zużyły własnie pół opakowania kosmetyku. Rzęsy są równo pokryte, pogrubione, wydłużone, ale nie sklejone. Silikonowa szczotka bardzo dobrze rozczesuje, więc rzęsy wyglądają zwyczajnie ładnie.
Pomadki w płynie to jeden z popularniejszych kosmetyków ostatnich sezonów, szczególnie te matowe. Coraz więcej marek ma je w swojej ofercie i kolejno prześcigają się w stworzeniu jak najbardziej długotrwałej formuły.
Melted od marki Too Faced zamknięte są w poręcznych tubkach, które zakończone są ciekawymi aplikatorami. Są one ścięte pod kątem i wykonane z miłego, "misiowego" materiału. Produkt wychodzi malutkimi dziurkami w środku aplikatora. Małe włoski pomagają dobrze rozprowadzić pomadkę na ustach, chociaż przy ciemniejszych kolorach przydaje się pędzelek do wyrównania krawędzi.
Szminka jest rzeczywiście trwała, chociaż może nieco wysuszać usta. Jeśli ją nałożycie i postanowicie szybko zmyć, polecam użyć czegoś tłustego.
Nie mogłam się doczekać aż będę mogła spróbować tej odżywki. Nie będę oszukiwać, głównie ze względu na jej przepiękny, ciepły, kokosowy zapach. Jest bardzo intensywny i za każdym razem gdy otwierałam szafę, dosłownie z niej buchał.
Jeśli chodzi o działanie, nie zawiodłam się, ale nie jest to kosmetyk, którego mogę używać zawsze. Zdecydowanie najlepiej sprawdzi się na włosach przesuszonych, tym bardziej, że należy ją stosować z szamponem z tej samej serii. Dla moich włosów taki zestaw to zdecydowanie za dużo, ale sama odżywka działa naprawdę przyjemnie. Po zastosowaniu są miękkie i błyszczące i łatwo się rozczesują. No i oczywiście pięknie pachną...
Nazwa tego produktu brzmi bardzo dumnie. Opakowanie twierdzi, że możemy liczyć na "efekt kriolipolizy". Jeśli wiecie na czym polega ten zabieg, wiecie, że jest to stwierdzenie BARDZO na wyrost. Kriolipoliza polega na zasysaniu i wymrażaniu tkanki tłuszczowej, która jest przez następne tygodnie wydalana z organizmu.
Jak łatwo się domyślić, peeling nie jest w stanie tego zrobić, co nie zmienia faktu że jest bardzo przyjemny, zarówno jeśli chodzi o użycie, jak i o działanie. Bardzo dobrze wygładza i ujędrnia skórę. "Efekt kriolipolizy" objawia się bardzo intensywnym, miętowym zapachem i uczuciem chłodzenia.
Mimo że produkt nie dorasta do obietnic z opakowania, jest wart uwagi. Trzeba pamiętać, że żaden kosmetyk nie zdoła nas odchudzić w pojedynkę. Najważniejsze jest odżywianie i aktywność. Taki peeling może nam jedynie pomóc.
Na zakończenie wracam jeszcze na chwilę do produktów do ust. Po raz kolejny mowa o pomadce w płynie. W przypadku farbki z Bella, ciężko jednak mówić o zwyczajnej długotrwałości, ona jest po prostu nie do zdarcia.
Kiedy postanowiłam ją przetestować pierwszy raz, nałożyłam ją po wyjściu z pracy, czyli około godziny 17. Resztki koloru musiałam na siłę ścierać następnego dnia rano. Farbka przeżyła kilkanaście godzin, jedzenie burrito, picie herbaty z kubka, wody z butelki i pozbyłam się jej kompletnie dopiero podczas drugiego kolejnego mycia zębów. Dodam też, że po zjedzeniu obiadu, dość mocno wycierałam usta, ponieważ spodziewałam się, że nie zostało na nich zbyt wiele pomadki. Jako, że na chustce nie było praktycznie żadnych śladów kosmetyku, stwierdziłam, że już go nie mam. Oj, myliłam się.
Jeżeli szukacie czegoś, czym możecie pomalować usta rano i zapomnieć o tym na cały dzień, farbka Bell Hypoallergenic jest zdecydowanie godna polecenia. Troszkę wysusza usta, ale przy takim czasie noszenia, nie jest to nic specjalnie dziwnego.
Jakie produkty najbardziej przypadły wam do gustu w tym miesiącu? Może macie swoje hity wszech czasów i nie wymienicie ich na nic nowego?