Rude gniazdo, trwała i niechciana asymetria. Nasze najgorsze wpadki z salonu fryzjerskiego [HISTORIE]

Każda z nas przeżyła kiedyś ten koszmar i zamiast wymarzonej fryzury, wyszła z salonu fryzjerskiego z czapką nasuniętą do czubka nosa. Tych historii, nikt nie chciałby przeżyć.
Nasze najgorsze fryzjerskie wpadki Nasze najgorsze fryzjerskie wpadki Unsplash.com

Rude gniazdo, trwała i niechciana asymetria. Nasze najgorsze wpadki z salonu fryzjerskiego [HISTORIE]

Każda z nas przeżyła kiedyś ten koszmar i zamiast wymarzonej fryzury, wyszła z salonu fryzjerskiego z czapką nasuniętą do czubka nosa. Tych historii, nikt nie chciałby przeżyć.

Dla wielu z nas, wycieczka do fryzjera to szansa nie tylko na zmianę wyglądu, ale także na chwilę odprężenia. Niestety, bywa, że metamorfoza zamiast zasłużonego relaksu powoduje natychmiastowy skok ciśnienia i to wcale nie ten pozytywny.

Wiele z nas wyszło z salonu fryzjerskiego ze zbyt krótko obciętymi włosami, złym kolorem czy zupełnie krzywą grzywką. Oczywiście często jest to spowodowane nie tyle winą samego fryzjera, co wygórowanymi lub zupełnie nierealistycznymi wymaganiami klientek. Nie zmienia to faktu, że nic tak nie psuje humoru, jak tragiczna fryzura.

Zebrałyśmy historie naszych najgorszych wpadek fryzjerskich. Na pewno utożsamisz się z przynajmniej kilkoma z nich. Przeczytasz je na kolejnych stronach >>>

Nasze najgorsze fryzjerskie wpadki Nasze najgorsze fryzjerskie wpadki Unsplash.com

Magda

Jak większość kobiet 'po 40' chodzę do fryzjera, między innymi po to, żeby farbować pojawiające się już gdzieniegdzie siwe włosy. Wiadomo-siwy postarza. Nie zrozumiał tego mój nowy fryzjer (do starego już nie chodzę, ale o tym za chwilę).  Rozmawialiśmy długo, nie obyło się bez pokazywanie fot inspiracyjnych, stanęło na ochłodzeniu blond końcówek. Wiadomo, że jakby człowiek nie farbował, po kilku tygodniach wyłazi jajecznica, więc pomysł wydawał się idealny.

Pan był polecanym specem od koloryzacji, więc oddałam się w jego ręce z pełnym zaufaniem. Kiedy wysuszył włosy moim oczom ukazała się zamiast seksownej 30-tki, dziarska 60-tka. Włosy były totalnie SIWE. Może byłaby to fajna zabawa na zasadzie kontrastu dla kogoś w wieku studenckim, ale ja byłam przerażona. Całe szczęście specjalny szampon do ściągania koloru, który zakupiłam przy okazji farbowania włosów na różowo zdał egzamin. Przez weekend myłam włosy 2x dziennie i w poniedziałek normalnie mogłam iść do pracy.

Wracając do poprzedniego fryzjera, wybrałam się kiedyś do niego przed dwoma ważnymi wydarzeniami - balem i pierwszą randką! Jedna wizyta, 2 pieczenie na jednym ogniu w nadchodzący weekend.

Po tradycyjnym 'co robimy'? Ustaliliśmy, że po pierwsze nie ścinamy za dużo bo chcę zapuszczać, a po drugie nie męczymy włosów rozjaśniaczem, żeby ich nie katować. Położymy farbę i przyciemnimy u nasady. Ja pracowałam na kompie, fryzjer działał. Kiedy spojrzałam w lustro myślałam, że dostanę zawału. Po pierwsze wyglądałam jakbym uciekła przed chwilą z obozu pracy, bo włosy miałam nie tylko krótsze, ale jakoś dziwnie wychapane jak nigdy dotąd, a po drugie na środku głowy miałam rude gniazdo. Kiedy usłyszałam, że 'Spoko, w ciągu najbliższych 3 miesięcy będziemy to wyrównywać' dostałam zawału. Zadzwoniłam następnego dnia z prośbą o poprawkę to był D-day i MUSIAŁAM dobrze wyglądać. Jednak fryzjer strzelił focha i doszedł do wniosku że nie ma czasu na poprawki. Przynajmniej oddał pieniądze.

Nasze najgorsze fryzjerskie wpadki Nasze najgorsze fryzjerskie wpadki Unsplash.com

Aga

Mam bardzo, bardzo dużo długich blond włosów. Chociaż często budzą podziw, dla mnie jest to raczej klęska urodzaju. Trudno jest je rozczesać, mycie i suszenie trwa wieczność. To samo dotyczy niestety wizyt u fryzjera. Na fotelu muszę spędzić naprawdę dużo czasu, szczególnie jeśli zapragnę je rozjaśnić lub pofarbować. Dlatego w salonach pojawiam się zdecydowanie zbyt rzadko.

Mimo że styliści zwykle są na początku zachwyceni, że mogą pracować z moimi włosami, ich entuzjazm bardzo szybko mija. Moja historia nie jest może dramatyczna, ale na pewno była irytująca. Poszłam do znanego warszawskiego salonu, w którym byłam wcześniej raz i byłam zachwycona. Włosy były obcięte idealnie, fryzjerka powiedziała, że robi refleksy i ombre tak, aby wyglądały dobrze przez następne pół roku (była to prawda). Niestety, ta osoba już tam nie pracowała, ale biorąc pod uwagę wcześniejsze doświadczenia, renomę i cenę, stwierdziłam, że nic złego mnie tam nie spotka.

Prośba? Obcięcie przynajmniej kilku centymetrów włosów, aby pozbyć się rozdwojonych końcówek i odświeżyć fryzurę oraz nowe refleksy. Na fotelu spędziłam ponad 3 godziny, siedziały nade mną dwie osoby. Początkowo zachwycona fryzjerka oraz jej pomocnica, pod koniec nie ukrywały już poirytowania i zniecierpliwienia. Tak bardzo chciałam stamtąd wyjść, że kiedy skończyły, nawet nie przyglądałam się temu, jak wyglądam. W domu okazało się, że za wizytę zapłaciłam kilkaset złotych i zmieniło się... w zasadzie nic. Włosy ciągle były długie, końcówki wciąż rozdwojone, a zamiast naturalnych, choć starych i "odrośniętych" refleksów, miałam chamskie plamy udające pasemka. 

Po tamtej wizycie przestałam rozjaśniać włosy i skończyłam swoją przygodę z drogimi salonami. Wróciłam do osiedlowego fryzjera, gdzie wizyta trwa godzinę, jest miło i płacę ułamek ceny.

Nasze najgorsze fryzjerskie wpadki Nasze najgorsze fryzjerskie wpadki Unsplash.com

Anna

Pierwszą wpadkę fryzjerską zaliczyłam... na własnym ślubie. Kiedy oglądam zdjęcia po latach, to zachodzę w głowę, jak mogłam się tak oszpecić. Zrobiłam sobie trwałą. Ścięłam długie, kruczoczarne włosy i zrobiłam sobie króciutką trwałą. Wtedy wydawała mi się ta fryzura modna. Pierwszym znakiem, że było coś nie tak, powinno być dla mnie to, że mój przyszły mąż prawie mnie nie poznał. Brat, kiedy mnie zobaczył, aż krzyknął. Niezrażona, poszłam z trwałą do ołtarza.

Ale to i tak nic. Po wielu latach od tej wpadki, postanowiłam przefarbować włosy na ciemny blond. Naprawdę ciemny blond. Wiedziałam, że z czarnych włosów będzie trudno osiągnąć wymarzony ciemny blond, ale zaryzykowałam. Fryzjer obiecywał cuda. Po 8 godzinach u fryzjera, ściąganiu koloru, nakładaniu kolejnych farb, wyszłam... ruda. Wściekła marchewka na głowie, a gęste i grube włosy zmieniły się cieniutkie, wypadające siano.

Przepłakałam cały weekend. Fryzjer był zaskoczony tym, że nie jestem zadowolona! Pytał, czego się spodziewałam, bo przecież wiedziałam, że może być ciężko osiągnąć idealny kolor. Byłam gotowa i na brąz, i na jasny blond. Wiedziałam na co się piszę, ale nie byłam gotowa na rude włosy. Po kilku tygodniach, kiedy włosy się zregenerowały, przefarbowałam włosy na ciemny brąz. U innego fryzjera.

Nasze najgorsze fryzjerskie wpadki Nasze najgorsze fryzjerskie wpadki Unsplash.com

Paula

Moją najbardziej koszmarną wizytę u fryzjera zaliczyłam w sumie dosyć wcześnie. Byłam nastolatką, miałam piękne, platynowe włosy do pasa. Ale postanowiłam je skrócić - tak, żeby były sięgały nieco za ramiona. Dodam, że w tamtych czasach nie było w mojej okolicy zbyt wielu salonów fryzjerskich. Wkroczyłam więc do tego, który był niedaleko mojego miejsca zamieszkania.

Mój niepokój powinno wzbudzić już to, że fryzjerka - pani około pięćdziesiątki - miała okulary grube jak denka od butelek. Skończyło się na tym, że z jednej strony mojej głowy włosy nie sięgały ramienia, a w drugiej były kilka centymetrów dłuższe. Płakałam strasznie. Fryzurę wyrównała mi mama, kiedy wróciłam do domu.

Nasze najgorsze fryzjerskie wpadki Nasze najgorsze fryzjerskie wpadki Unsplash.com

Ola

Na szczęście już od około 7 lat nie mam na koncie żadnych problemów z fryzjerami. Wcześniej bywało jednak inaczej. Najczęściej fryzjerzy wykładali się na dwóch elementach - cięciu i modelowaniu.

Mówiłam na dzień dobry, że chcę boba, dłużej z przodu, krócej z tyłu, a i tak okazywało się, że mam fryzurę na pazia króla - zgoła odwrotną od zaplanowanej. Do tego dochodziło jeszcze modelowanie. Zamiast unosić mi włosy u nasady, fryzjerzy podwijali włosy do środka od połowy głowy. Wyglądałam więc jak napuszona kotka tuż przed wystawą kotów rasowych.

Po latach doświadczeń mam trzech fryzjerów - jedna fryzjerka robi mi dobre koki na wielkie wyjścia, inny robi fale na mniejsze wyjścia, a trzecia specjalistka strzyże. Chociaż ostatnio porzuciłam ją ze względu na cenę, uznając, że 190 zł za strzyżenie półdługich włosów to jednak przesada. Okazało się, że dwie zawsze świetnie ostrzyżone koleżanki strzyże ten sam pan. Teraz chodzę do niego i płacę 150 zł.

Nasze najgorsze wpadki fryzjerskie Nasze najgorsze wpadki fryzjerskie Unsplash.com

Marek

To były czasy gimnazjum. Poszedłem do osiedlowego fryzjera, który tradycyjnie nosił imię właścicielki. Zależało mi na szybkim strzyżeniu, więc machnąłem ręką, że nie obetnie mnie sprawdzona ręka Dominiki. Strzygła inną osobę, czy jej nie było. Nie pamiętam. Mój błąd, ponieważ przyszedłem bez uprzedniego umówienia się.

Na fotel zaprosiła mnie inna fryzjerka. Zanim zabrała się do pracy, była gadka szmatka z innymi klientkami i śmiechy. W końcu wzięła nożyczki do ręki, pyta jak ma być, jednocześnie rozmawiając z innymi klientkami i co chwila się chichocząc. Odpowiedziałam jej - Klasycznie, poproszę.

No i się zaczęło. W trakcie strzyżenia, fryzjerka co chwilę robiła przerwę, żeby odwrócić się i porozmawiać z innymi klientkami. Jednak nie to było najgorsze. Okazało się, że podczas obcinania mi włosów, skaleczyła się. Zakleiła plastrem palec i dalej strzygła mnie wygiętą ręką. Przepraszam. To nie było strzyżenie, tylko jakaś kpina. Jak można się było spodziewać, po poświęconej mi uwadze i wypadku przy pracy, obcięła mnie fatalnie. Wyszedłem wściekły i od tej pory zawsze umawiam się na wizytę.

Więcej o: