Trzeba to w końcu przyznać, po tym, jak minęła moda na mocne konturowanie, nadszedł czas rozświetlania. Niestety, zaczął się niebezpiecznie zbliżać do granicy absurdu.
Wiele osób dosłownie oszalało na punkcie tych mieniących się pudrów, a marki zaczęły prześcigać się w tym, kto zrobi najmocniej błyszczący produkt. Przez to, dziewczyny zaczęły nakładać coraz więcej, coraz mocniejszych kosmetyków. Efekt końcowy? Nie zawsze upiększający.
Rozświetlacz użyty z umiarem, wygląda przepięknie i nie przyćmiewa reszty makijażu. Nakłada się go na szczyty kości policzkowych, łuk kupidyna, szczyt nosa czy łuki brwiowe. Jednak, prawdopodobnie przez instagramową modę na makijaże mocno inspirowane drag queens, zaczęto używać go zbyt dużo i w niekoniecznie prawidłowych miejscach.
Doskonałym przykładem jest namiętne rozświetlanie samego czubka nosa. W pewnym momencie zaczęli robić to praktycznie wszyscy chociaż trochę zainteresowani makijażem, bez względu na jego faktyczny kształt. W rzeczywistości pasuje to naprawdę niewielu osobom. reszta robi sobie z nosów świecące z daleka kuleczki.
Kolejny trend, za który obwiniamy po części instagramowe blogerki i youtuberki, to obsesja na punkcie idealnie i mocno wyrysowanych brwi. Jeśli zaczniemy przeglądać posty w mediach społecznościowych, okazuje się, że wiele z nich wygląda niemal identycznie. Ukuty został nawet termin "Instagram brows", którego używa się mówiąc o brwiach o ostrych krawędziach, całkowicie zamalowanych kosmetykiem i lekko rozjaśnionych przy nosie.
Od kiedy pomada stała się popularnym produktem, wiele dziewczyn nauczyło się jej używać i zaczęło rysować sobie brwi od nowa. Często są one zdecydowanie zbyt długie, grube czy mocne i zupełnie nie pasują do kształtu twarzy właścicielki. Taki makijaż może bardzo dobrze wyglądać na zdjęciach, ale w rzeczywistości efekt bywa komiczny.
Na coraz częściej widzimy bardziej naturalne, chociaż wciąż grube brwi. Możliwe, że czasy prostokątów na czołach powoli mijają.
To kwestia podobna do problemu z brwiami. Popularność matowych szminek w płynie, którymi dość łatwo operować i prawdziwa obsesja na punkcie dużych warg sprawiła, że wiele z nas zaczęło powiększać sobie usta makijażem. Kłopot w tym, że nawet jeśli zrobimy to idealnie, co i tak mało kto potrafi, to i tak jest to bardzo widoczne. Coraz więcej kobiet decyduje się też na zastrzyki powiększające wargi.
Liczymy na to, że już niedługo moda na ogromne usta a la Kylie Jenner minie. Może w końcu zaczniemy doceniać to, co dała nam natura, a po liberalnie używanej konturówce czy strzykawce zostanie tylko śmiech.
Domalowane piegi to jeden z większych trendów tego roku. Niektórzy tak bardzo je polubili, że weszły one do oferty niektórych salonów makijażu permanentnego.
Sztuczne piegi mogą wyglądać uroczo, niestety, praktycznie nikt nie potrafi namalować ich tak, aby nie wyglądały, cóż, sztucznie. Wbrew pozorom jest to dość trudna sztuka i zrobienie kilku kropek na nosie wcale nie wystarczy.
Naszym zdaniem jest to trend jednego, może kilku sezonów i niedługo wszyscy o nich zapomną.
Wygląda na to, że powoli wracamy do mody na kolorowe cienie do powiek. Do tej pory można je było oglądać głównie na Instagramie, ale coraz odważniej wchodzą do powszechnego użycia.
Można to zauważyć między innymi dzięki temu, że coraz więcej marek wprowadza do swoich ofert produkty świecące się od drobinek. Marc Jacobs w swojej świątecznej palecie ukrył kilka cieni mieniących się na różne kolory. Too Faced zapowiedział już premierę brokatowych eyelinerów w różnych intensywnych odcieniach. W tyle nie zostaje także Rihanna i jej marka Fenty Beauty, która wypuściła właśnie paletkę pełną błyszczących, perłowych cieni.
Czyżby czasy niebieskich powiek wracały? Jeśli zupełnie Wam się nie podobają, nie martwcie się, zapewne już niedługo wróci moda na całkowity mat.
Przedłużanie rzęs to prawdopodobnie jeden z najpopularniejszych zabiegów kosmetycznych jakiemu poddają się Polki. Dzięki niemu, możemy zawsze i wszędzie wyglądać jakbyśmy poświęciły czas na makijaż, chociaż w rzeczywistości, dopiero wstałyśmy z łóżka.
Z rzęsami jest jednak pewien problem. Mało kto robi je naprawdę dobrze i nie przesadza z ilością doklejonych włosków i ich długością. Na pewno widzieliście na ulicy dziewczyny z czarnymi firankami nad oczami, które wyglądają, jakby ważyły zdecydowanie więcej, niż powieki są w stanie unieść.
Naszym zdaniem, już niedługo ta moda przeminie. Możliwe, że zastąpi ją o wiele naturalniej i bardziej elegancko wyglądające rozwiązanie - laminowanie rzęs. Dzięki niemu możemy na dłuższy czas podkręcić włoski, bez konieczności doklejania sztucznych.