Magdalena Bloch : Ostatni raz rozmawiałyśmy ze sobą dwa lata temu, chwilę po tym, jak waszą bluzę z napisem DOING REAL STUFF SUCKS założył Justin Bieber. Byłyście pierwsze, które zaczęły wysyłać ubrania do gwiazd. Promocja przeniosła się na portale społecznościowe, Instagram czy Facebook. Jak od tamtego czasu zmienił się marketing w branży mody?
Karolina Słota: To już nie działa. Na początku to było takie "wow". Wszyscy pytali, jak nam to się udało. A my byłyśmy po prostu cierpliwe, zdobywałyśmy adresy gwiazd, na których nam zależało. Wtedy nie było to łatwe. Teraz wygląda to inaczej. Jest o wiele prościej. Nie ukrywam, że jest mi trochę przykro, jak widzę, że ktoś rozsyła swoje ubrania do gwiazd tak jak my kiedyś, choć ma do tego prawo. Powinnyśmy to zawczasu opatentować (śmiech). Zawsze wspominamy te czasy, kiedy to, co robiłyśmy, było świeże i nowe.
Czyli kanał promocji rozsyłania ciuchów jest już wyczerpany?
Areta Szpura: Wciąż rozsyłamy, ale teraz to już bardziej chodzi o podtrzymanie współpracy, a nie jej nawiązywanie. Już nie jeździmy na koncerty i nie czekamy godzinami na gwiazdę za kulisami. Dorosłyśmy.
Karolina: Chciałybyśmy kiedyś móc dawać gwiazdom rzeczy na zasadzie "cześć, Rita, tu są nasze nowe rzeczy ". Taki bezpośredni, koleżeński niewymuszony kontakt.
Cara Delevingne materiały własne Arety i Karoliny
Cara Delevingne/materiały własne Arety i Karoliny
To jaką macie obecnie taktykę, żeby utrzymywać się na rynku i zdobywać nowych klientów?
Areta: Nasza marka powstała z zajawki, nie miałyśmy biznesplanu. Nasz marketing to przede wszystkim internet. To daje nam nieograniczone możliwości. Pracujemy tutaj w Warszawie, ale rozsyłamy wszędzie, po całym świecie.
Karolina: Czasami trzeba poddać się pewnym schematom, które rządzą na rynku. Ale wciąż chcemy zachować swoje DNA. Zdobywamy też nowych klientów na targach. Wystawiamy się od października. Wcześniej się przed takim działaniem wzbraniałyśmy. Byłyśmy zbyt bardzo zapracowane. Były to jeszcze czasy samodzielnej wysyłki. Nie miałyśmy czasu ani mocy przerobowych na nową klientelę. Wystarczało nam to, co miałyśmy. Teraz, wystawiając się na targach, miałam pierwszy raz kontakt z ludźmi. To było na początku przerażające. No ale skoro chcemy się rozwijać, to był dobry pomysł. Po targach uznałyśmy też, że dobrym pomysłem byłoby otwarcie własnego sklepu. Bardzo byśmy chciały.
Jeżeli chodzi o promocję, to marzy mi się wielki napis LOCAL HEROES wyświetlany na Pałacu Kultury. Myślę, że jest to wykonalne. Fajniejsze to niż wykupywać wielkie billboardy.
Który moment był dla Local Heroes najlepszy?
Karolina: Najlepszy to był czas gwiazd. To się przekładało na zarobek. Teraz się zmieniłyśmy, zmieniła się nasza estetyka. Poszłyśmy w kolor. Nie każdy się tym jara. Chcemy przełamywać pewne stereotypy.
Areta: Teraz chcemy też bardziej skupić się na produkcie. Staramy się, żeby jakość była coraz lepsza, chcemy poszerzać kategorie. Nie jesteśmy ZARA, czyli wszystko pod trendy, trzeba się na to przygotować, że nie wszystkim nasze rzeczy się spodobają. Nie jesteśmy dla wszystkich. Ten, kto ma zrozumieć, zrozumie.
Nie jesteście dla wszystkich, to dla kogo? Jak przez te 2-3 lata zmienili się wasi odbiorcy?
Karolina: Nasi klienci dorastają razem z nami. Jedni wciąż rozumieją naszą estetykę i z nami pozostali, inni odeszli zmieniając np. swój styl. Moda też się zmienia.
Jeżeli chodzi o produkty, co jest waszym evergreenem? Dalej bluzy i koszulki z DOING'iem?
Karolina: Nie, to już jest przeżytek. To nasza historia, koszulka i bluza to już klasyk. Pewnie, że dalej się sprzedaje, ale coraz chętniej ludzie sięgają po nowe projekty. Największą satysfakcję mamy wtedy, kiedy ludzie kupują nasze kolorowe propozycje.
Justin Bieber materiały własne Arety i Karoliny
Justin Bieber/materiały własne Arety i Karoliny
Jak rozrosła się wasza marka? Gdy ostatnio rozmawiałyśmy, byłyście tylko we dwie, jak jest teraz?
Areta : Mamy biuro, w którym spędzamy praktycznie całe dnie. Współpracujemy na stałe z grafikiem, który jest odpowiedzialny za naszą stronę i nie tylko. Zatrudniamy też trzy osoby do pomocy, np. odpisują nam na maile, mamy firmę wysyłkowa. Bardzo dużo uczymy się na błędach.
Myślałyście o rynku zagranicznym?
Karolina: Planujemy ekspansję na Anglię. Tam pasujemy swoją estetyką.
Areta: Wielka Brytania jest też blisko, nie to, co USA. Tam ludzie ubierają się kolorowo. W Polsce rządzi sieciówka. Fajnie znaleźć rynek, na którym mogłybyśmy się w pełni wyżyć. W Polsce, jak sprzedamy kolorowe ciuchy, to odbieramy to jako wielki sukces. Za granicą ten trend jest bardzo popularny.
Karolina: Jest też tak, że jak nosi coś zagranica, to i w Polsce trend się przyjmuje, wiec jak Anglicy zaczną nosić kolorowe ubrania LH, to liczymy, że i w u nas się spodobają. Chcemy, żeby nasze ubrania były jakieś, żeby się wyróżniały. Z tym rynkiem w Anglii jest też tak, że ludzie nie boją się wydawać pieniędzy na szalone kolorowe rzeczy, bo wiedzą, że będą się w tym dobrze czuć. Są też zupełnie inne zarobki, co wiąże się z innym podejściem do wydawania. Robią to lekką ręką.
Jak na razie to tutaj mamy największe grono odbiorców, ale planujemy to zmienić. Chcemy stać się bardziej rozpoznawalne za granicą. Kiedy Cara Delevingne założyła koszulkę "Last Clean t-shirt" to Daily Mail napisał, że to Louis Vuitton . No bo skąd mieli wiedzieć, że to polski brand? Chcemy to zmienić.
Kto wam tam pomoże?
Areta: Odezwali się do nas ludzie, którzy widzą w nas potencjał. Grunt to znaleźć ludzi, którzy myślą podobnie jak my - niestandardowo
Jak udało wam się nawiązać tę współpracę?
Karolina: Przez Instagram. Firma sama napisała do nas maila z propozycją. Na początku o tym zapomniałyśmy, ale po jakimś czasie odszukałyśmy wiadomość i postanowiłyśmy skorzystać z oferty.
Powiedziałyście, że Stany są daleko, ale nie chciałybyście zaczepić się i tam? Areta, widziałam na Instagramie, że byłaś przez kilka miesięcy w USA. Co tam robiłaś?
Karolina: Areta miała długi urlop. Wtedy ja zajmowałam się marką.
Areta: Pojechałam na targi do Kalifornii w lipcu i zamiast 2 tygodnie, zostałam pól roku. My tam z naszą estetyką i mentalnością bardzo pasujemy, ale czeka nas jeszcze dużo pracy, żeby osiągnąć tam pozycję, jaką byśmy chciały. Ale do odważnych świat należy! Na razie pomału buduję tam naszą bazę klientów i sklepów, np. Nasty Gal , organizujemy sesje zdjęciowe i różnego rodzaju współprace.
LOCAL HEROES sesja w USA materiały własne Arety i Karoliny
Areta w USA
Karolina: Czasem dzieje się tak, że tracimy zamówienia z USA ze względu na cło, podatek i koszty związane z przesyłką. Większość marek ma jednak swoją siedzibę i magazyn w Stanach, co nie generuje tylu dodatkowych kosztów, ale pracujemy nad tym, aby to zmienić.
Gdybyście miały podsumować dwa lata polskiego streetwearu, to jak go oceniacie? Jak się zmienił?
Karolina: W modzie wszystko już było. Jest wtórne odgrzewanie kotleta. Żeby zaistnieć, trzeba naprawdę wymyślić coś nowego, coś, co zaskoczy. Powstaje mnóstwo nowych marek, ale zwykle są to kopie kopii. Tych rozpoznawalnych brandów jest naprawdę niewiele. Oni utrzymują się ciągle na pewnej pozycji, bo wciąż robią to, co im się podoba i ludzie to kupują. Nawet w sklepach ciężko znaleźć coś wyjątkowego, aż szkoda wydawać pieniędzy. Jest przesyt basic'ów.
W Polsce też nie da się wszystkiego zrobić. Mając szwalnię za granicą byłoby łatwiej. Na przykład chciałybyśmy zrobić trampki, ale szwalnia nie chciała tego wykonać, bo według nich nie ma w tym wystarczającego zarobku. Albo odcień dżinsu, który chcemy uzyskać, jest zbyt pracochłonny. W Polsce szwalnie chcą szyć dla masy, żeby było tanio. Tym, którzy chcą się wyróżniać, dziękują za współpracę, bo ma to związek z mniejszymi ilościami produkcyjnymi.
Interesuje mnie jeszcze jak przez te lata zmieniła się wasza relacja. Dalej się przyjaźnicie czy łączy was już tylko wspólny biznes?
Areta: Wciąż działamy razem. Wiemy, że bez tej drugiej osoby byśmy przepadły. Wiadomo, że to już nie jest taki kontakt jak przed firmą. Nie jesteśmy obcymi osobami, ale ciężko było połączyć pracę z przyjaźnią. Spędzamy całe dnie w pracy, później już każda wraca do swoich obowiązków. Karolina jest jak moja siostra. Bezwarunkowa miłość.
Karolina: I wzajemnie.
Areta, Karolina i Rihanna materiał prywatne Arety i Karoliny
Areta, Rihanna i Karolina/ materiał prywatne Arety i Karoliny