Kolekcją "Heroes" Robert Kupisz wkracza do muzeum. Muzeum Powstania Warszawskiego, ale i muzeum starych zdjęć, tajnych kompletów, broni noszonej w teczkach szkolnych. Kolekcja powstała pod wpływem poezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, w hołdzie pięknym i szlachetnym, czyli nastoletnim uczestnikom Powstania Warszawskiego. Każdy element spektaklu bezbłędnie składał się na klimat wojennej epoki. Wielką niespodzianką i atutem pokazu był występ Anny Marii Jopek , która z wielką klasą zaśpiewała reinterpretacje najbardziej emblematycznych melodii czasu wojny i okupacji w Polsce, od "O mój rozmarynie" do "Ostatniej niedzieli".
Sam pokaz rozpoczął się bardzo mocnym akcentem - grupa modeli otworzyła go w mudurkowych białych koszulach i przy dźwiękach "O mój rozmarynie" zamarkowała pozowanie do klasowej fotografii. W kontekście całości pokazu - oczywiście ostatniej fotografii z pełną listą obecności. Akcenty szkolne były wszechobecne w pierwszych minutach pokazu - modele i modelki prezentowali białe koszule z kołnierzykami, skórzane listonoszki, ciemne podkolanówki i skórzane półbuty typu brogue marki Wittchen . Włosy dziewcząt były splątane w warkoczyki z mocnym przedziałkiem, przewiązane dziecięcymi kokardami. Bardzo zadbano, żeby modele przypominali śliczne dzieci, gimnazjalistów z bronią w tornistrach - byli bardzo młodzi i drobni.
Jednak Robert Kupisz nie byłby sobą, gdyby jego kolekcja trzymała się klasycznej elegancji szkolnego mundurka. Wielbiciel i popularyzator stylu grunge wydobył z młodziutkich żołnierzy Powstania element buntu. Ich bohaterskie czyny były, zapewne, w podobnym stopniu motywowane miłością do ojczyzny, jak i buntem przeciw wszystkiemu, co opresyjne. To zbliża ich do punkowej młodzieży z Londynu lat 70. i do pokolenia X. amerykańskich lat 90. Dlatego mundurki powstańców AD 2011 zawierają drukowany dżins, kratę, skórzane spodnie z suwakami. Z każdą minutą pokazu modele wyglądali bardziej współcześnie, sytuując się w lubianym przez Kupisza stylu niedbały casual. Pojawiły się nawet ciekawe formy kurtek z kożuchem, odczarowujące nudną rustykalność tego elementu garderoby.
Jednak w każdym momencie, rzut oka na zupełnie niewspółczesną fryzurę, przypominał, z czym mamy tu do czynienia. Tak jak godło - orzełki pojawiały się w formie mniej lub bardziej niedbałych nadruków, opasek noszonych na rękawach koszul i swetrów, wreszcie dzianinowych aplikacji. Kolorystyka także była powstańcza - naturalne barwy kojarzyły się z kolorami mundurów, ale też natury - ziemi, mchu, błota.
Pokaz zamknęła kolejna intrygująca scena - męsko-damskie pary wychodziły w tiszertach z orłem i wracały środkiem wybiegu trzymając się za ręce, a Anna Maria Jopek śpiewała "Ostatnią niedzielę" Mieczysława Fogga. Opis tej sceny razi kiczem i poetyką tanich wzruszeń, ale w wersji wizualno-dźwiękowej, finał autentycznie wzruszał.
Pokaz Roberta Kupisza był spójną, niezależną od mód i trendów, wypowiedzią artystyczną. Projektant podąża własną ścieżką, jest wierny swojemu stylowi, a jednocześnie nie boi się szukać inspiracji w nieoczywistych miejscach. Historia, patriotyzm, godło - te słowa straciły na sile przez usilne wykorzystywanie ich w bieżącej polityce. Jednak u Kupisza brzmią świeżo i zachęcają do refleksji. Zastanawiamy się czy kolekcja będzie równie dobrze funkcjonowała rozebrana na sztuki. Jesteśmy na nie w kwestii kopertowych, wiązanych sukienek, ale kochamy kupiszowe szmizjerki, patriotyczne swetry i grunge'owe kożuszki.
Natalia Kędra
Zobacz też: