Red is Bad to ulubiona marka odzieżowa zakapturzonych uczestników Marszu Niepodległości - prawicowa, antyunijna, patriotyczna. Wypłynęła, gdy mimowolnym ambasadorem został jej najbardziej znany klient - prezydent Andrzej Duda. Jak dotąd do ulubionych motywów projektantów marki należało godło, znak Polski Walczącej, husaria i Żołnierze Wyklęci. Teraz twórcy RiB chcą pokazać, że mają dystans i poczucie humoru. Kolekcja pod hasłem "Goodbye Mr. Marx" ma w zabawny sposób rozprawić się z marksizmem (i zapewne z całą lewicową ideologią), operując portretami filozofa... pożeranymi przez Pac-Mana.
Kampanii towarzyszą motywujące hasła (śmieszne? straszne?):
Doceniając wybitny wpływ Czerwieni w niszczeniu człowieczeństwa, kulturalnego dorobku ludzkości i szerzenia cywilizacyjnej zapaści, oddajemy Wam wolność wyrażenia rewolucyjnego zapału.
Opublikowane na FB zdjęcia jako pierwsi omówili redaktorzy F5, skupiając się przede wszystkim na wtórności kampanii, osadzonej w typowych PRL-owskich wnętrzach. Kampanię RiB nazywają wprost absurdalną "nieudolną kopią" wizualnej strategii innej marki. Fakt - zarówno zdjęcia, jak i większość modeli z kolekcji, spokojnie mogłyby należeć do starszej polskiej marki, Pan Tu Nie Stał. Z tą różnicą, że ta druga jest wolna od ideologii i sowiecką estetyką operuje z lekkością i autentycznym humorem. PTNS wpisało się w nurt zbiorowej nostalgii, która kazała z czułością wspominać siermiężną estetykę krainy dzieciństwa i z czułością patrzeć na hasła przodowników pracy.
Pan Tu Nie Stał RUCH - sesja wizerunkowa kolekcji fitness Sonia Szóstak / mat. prasowe PTNS
Dla (wciąż) walczących z komuną właścicieli Red is Bad, takie luźne podejście do historii musi pachnieć blasfemią. Co wcale nie przeszkadza im kopiować rozpoznawalnego stylu konkurencji. Czy Red is Bad chce przeciągnąć na swoją stronę przedstawicieli przebrzmiałej już nieco subkultury hipsterów? Na pewno jest to próba rozszerzenia grupy odbiorców. Tych nieprzekonanych razi jednak brak finezji w przekazie nowej kampanii reklamowej.
Red is Bad - kontrowersyjna kampania z niszczeniem wydań Marksa mat. prasowe Red is Bad
Kontrowersje wzbudziła też sama wymowa kampanii. Przedstawiona młodzież przebywa wprawdzie w mieszkaniu wypełnionym dorobkiem literackim i gadżetami z Marksem, doświadcza jednak pewnego "oświecenia", dzięki któremu maluje popiersie farbą i zaczyna grać w antymarkistowską wersję Pac-Mana. Trudno te akty uznać za prawdziwą dywersję, dlatego największe emocje budzi zdjęcie przedstawiające mielenie dzieł Marksa w maszynce do mięsa - aż zbyt łatwy punkt zaczepienia dla prześmiewców. Na Facebooku marki trwa dyskusja równie zaciekła jak debaty między partią rządzącą i opozycją.
Przywoływana jest oczywiście akcja palenia nieprawomyślnych książek w Niemczech u progu hitleryzmu. Krytycy sugerują również, że wymowa jest tu prosta: "nienawidzę, chociaż nie czytałem", a patriotyczni klienci marki nie zdają sobie sprawy, że w Marks był orędownikiem wyswobodzenia Polski spod zaborów. Oczywiście część z 245 tys. (!) użytkowników fanpejdża mocno broni kolekcji, ale w gruncie rzeczy nie o same ciuchy w tej kłótni chodzi, ale o polsko-polską wojnę między "lewakami" a "prawdziwymi Polakami".
Czasem tęsknimy za czasami, kiedy ubrania były po prostu ubraniami...
Zobaczcie kontrowersyjną sesję reklamową Red is Bad - ZDJĘCIA