W ciągu kilku ostatnich lat, przedłużanie rzęs metodą 1:1, 2:1 czy 3:1 stało się jednym z najpopularniejszych zabiegów kosmetycznych. Z czarnymi firankami nad oczami chodzą już tysiące Polek. Nie jest ono jednak stworzone dla wszystkich. Sztuczne rzęsy nie sprawdzą się u tych, którzy dużo się malują i muszą używać tłustych produktów do demakijażu lub zwyczajnie lubią eksperymentować z makijażem. Trzeba je regularnie uzupełniać co kilka tygodni, a sama procedura nie należy ani do krótkich, ani do tanich.
Jest jeszcze kwestia estetyki. Nawet najlepiej przedłużane rzęsy nie będzie wyglądać naturalnie. Dla wszystkich tych, którym ten rodzaj upiększania się nie podoba lub jest zwyczajnie niepraktyczny, wymyślono inny sposób.
Coraz większą popularnością cieszy się tak zwany lifting rzęs. Jest to zabieg, który polega na trwałym podkręceniu włosków. Efekt utrzymuje się kilka tygodni, w zależności od tego, jak szybko wymieniają nam się rzęsy. Przetestowałam lifting w Klinice Urody na Saskiej, aby przekonać się, czy rzeczywiście będę mogła zrezygnować na jakiś czas z codziennego używania zalotki.
Cała procedura nie trwa dłużej niż godzinę. Zaczyna się od dokładnego zmycia ewentualnych resztek makijażu, przede wszystkim maskary. Następnie kosmetyczka nakleja specjalne płatki, które oddzielają dolne rzęsy od górnych. Kiedy wszystko jest już czyste i zabezpieczone, przechodzi się do właściwego zabiegu.
Na powieki przykleja się specjalne wałeczki z silikonu, na które zaczesuje i przykleja się na specjalny klej rzęsy. Ważne, aby włoski na siebie nie nachodziły, dlatego jest to prawdopodobnie najdłużej trwająca część liftingu. Gdy już wszystko jest dobrze przyklejone, na rzęsy nakłada się aktywator, który otwiera łuski włosów, aby mogły się one zakręcić. Po kilku minutach, nadchodzi pora na preparat, który utrwala skręt rzęs. To dzięki niemu, po odklejeniu od wałków, włoski zostają w podkręconej pozycji.
Lifting rzęs - proces Redakcja/Klinika Urody na Saskiej
Na tym w zasadzie kończy się lifting, ale wcale nie oznacza to końca zabiegu. Silikonowe wałeczki wciąż są przyklejone do powiek i na rzęsy nakładana jest żelowa henna. Ponieważ zawsze używam czarnego tuszu, zdecydowałam się na farbkę właśnie w tym kolorze.
Po farbowaniu, przyszedł czas na odżywianie rzęs. Został na nie nałożony Organic Lash Botox, czyli preparat zawierający między innymi olej jojoba, olej z ogórecznika, ekstrakt z bambusa czy proteiny jedwabiu. Ostatnim produktem, który nałożono na moje rzęsy, którego nie zmyto, była keratyna. Dzięki niej włoski są nawilżone i błyszczące.
Każda z czynności trwa dosłownie chwilę. Aby poszczególne substancję zdążyły zadziałać, czeka się zwykle zaledwie kilka minut. Zabieg nie jest nieprzyjemny i dzięki temu, że nie trwa tak długo jak przedłużanie, o wiele łatwiej znieść brak możliwości otworzenia oczu.
Lifting rzęs - przed i po zabiegu Redakcja/Klinika Urody na Saskiej
Tuż po liftingu rzęsy są nieco posklejane keratyną, dlatego nie widać jeszcze pełnego efektu. Przez przynajmniej 24 nie wolno moczyć oczu, jednak już następnego dnia, kiedy zmyjemy preparat, podkręcenie naprawdę robi wrażenie. Włoski są podkręcone pod ładnym kątem, są ciemniejsze przez co wydają się gęstsze i grubsze. Wynik rezultat jest bardzo naturalny, ale widoczny, szczególnie kiedy pomalujemy rzęsy tuszem. Wtedy doskonale widać, jak pięknie są podkręcone i jak dobrze "otwierają" oczy. Żadna zalotka nie jest już potrzebna.
Koszt zabiegu różnią się oczywiście w zależności od salonu. Regularna cena liftingu w miejscu, w którym go testowałyśmy wynosi 149 zł, natomiast cały zabieg z dodatkową henną, botoksem i keratyną, kosztuje 239 zł.