Instagram i Pinterest przyczyniły się do spopularyzowania wielu trendów urodowych i modowych. Nie inaczej stało się w przypadku tatuaży, co doprowadziło do tego, że wiele młodych kobiet - bo to głównie one korzystają z tych mediów - postanowiło ozdobić swoje ciała w ten sam sposób.
Zaczęło się od minimalistycznych, drobnych wzorków, które wielu tatuażystów nazywa nieco pogardliwie "pieczątkami". Tak, te wszystkie subtelne serduszka na stopie, pojedyncze nutki za uchem i gwiazdki na nadgarstku zrobiły w swoim czasie prawdziwą furorę i święcą triumfy do dzisiaj.
Zobacz, jakie tatuaże mają "wszyscy" >>>
Dlaczego? Nietrudno zgadnąć - są małe i nie rzucają się w oczy, więc szybko się nie znudzą, a do tego łatwo je zakryć, kiedy zajdzie taka potrzeba (lub najdzie ochota). Dodatkowym plusem jest to, że szybko się je robi, a to oznacza mniej bólu i mniej wydanych pieniędzy.
Potem nadszedł czas Miley Cyrus i Rihanny. Obie super-popularne, wyzwolone i nie bojące się pokazywać swojego ciała pokrytego mnóstwem mniejszych i większych tatuaży.
To one wylansowały dwa prawdziwe szlagiery: łapacz snów i ścieżkę z gwiazdek na karku. Oba motywy spodobały się na tyle, że piosenkarki znalazły dziesiątki tysięcy naśladowczyń na całym świecie.
Nieco bardziej delikatny, choć nie mniej popularny motyw, to dmuchawiec z ulatującymi ptaszkami zamiast - uwaga - niełupków z puchem kielichowym, bo tak brzmi fachowa nazwa tych puchatych "farfocli", czyli owoców dmuchawca.
Swego czasu modny był też motyw sowy. Najpierw jako wzór na ubraniach i dodatkach - która z nas nie miała, albo przynajmniej nie widziała wisiorka-sowy w co drugiej sieciówce, niech pierwsza rzuci kamieniem. Później przyjął się jako tatuaż i jest popularny do dziś.
Zobacz, jakie wzory tatuaże to nowe "chińskie znaczki" >>
Jeszcze bardziej popularne były i są wszelkiego rodzaju pojedyncze piórka, kokardki na udach i napisy na boku palców - zwłaszcza "shhh" albo bardziej swojsko "ćśśś". Przez chwilę triumfy święciły też małe wąsiki w tym samym miejscu. Wystarczyło przyłożyć tak ozdobiony palec pod nos i super-modne zdjęcie na Instagrama gotowe.
Chyba żaden wzór nie przebije jednak pewnego oznaczenia matematycznego, które podbiło serca połowy wytatuowanego świata. O czym mowa? Oczywiście o symbolu nieskończoności, który w różnych wariantach ma wytatuowana niemal każda szanująca się instagramowiczka, blogerka czy influencerka, a z nią miliony "zwykłych" dziewczyn.
Czy te wzory są złe? To kwestia gustu. Czy są już niemodne? To nie powinno mieć znaczenia. Bo najważniejsze, by samej czuć się dobrze ze swoim wyglądem i tatuaże nie są tu wyjątkiem.
Zobacz też: