W roku 1970 Judith dopiero co przeprowadziła się z mężem i trójką dzieci do Marin w północnej Kalifornii. Był niedzielny poranek i koleżanka jej córki, 9-letnia Karen nocowała w ich domu. Kiedy jedli śniadanie Karen nagle wypaliła: "Zastanawiam się, czy mama poślubi Pana O'Briena?". Judith była zaskoczona: "Karen, naprawdę nazywasz go Panem O'Brienem?".
"Oczywiście, że tak"- powiedziała Karen i dodała, że będzie to już czwarty mąż jej mamy.
Liczba rozwodów bez orzekania winy rosła w Kalifornii lawinowo. Kalifornia zaledwie rok wcześniej jako pierwszy stan wprowadziła nowe prawo pozwalające na taki rozwód. Kobiety, które osiągnęły niespotykaną wcześniej swobodę dzięki wynalezieniu tabletek antykoncepcyjnych, sprawdzały nowe możliwości kariery, dążyły do nowoczesnego modelu macierzyństwa i coraz częściej kwestionowały swoje czerstwe małżeństwa. Cały kraj odetchnął z ulgą, gdy pojawiła się możliwość rozwodu bez wykazywania winy małżonka przed sądem.
Judy przyjrzała się dokładniej małej dziewczynce. Była bystra, czarująca, ruchliwa i szczęśliwa. Jak to możliwe, że przy tak niestabilnej sytuacji życiowej jej poziom stresu wydawał się być niski?
"Zaczęłam myśleć o rozwodzie jako wydarzeniu, które nie zawsze krzywdzi dzieci. Współczesne dzieci potrafią odnaleźć się w takich okolicznościach i być szczęśliwe. Był to zupełnie nowy pomysł" - napisała w swojej pierwszej książce "Second Chances: Men, Women and Children a Decade After Divorce". Wallerstein poszła do biblioteki Berkeley poszukać informacji na temat reakcji dzieci na rozwód. Nie znalazła nic.
Lekarstwem miały być badania rozpoczęte przez nią i jej współpracownicę Joan Berlin Kelly w roku 1971. Badaczki dotarły do 60 rozbitych rodzin, w tym 131 dzieci będących w wieku od 3 do 18 lat w momencie rozpadu małżeństwa. Grupa wiekowa obejmowała dzieci, które już rozumieją, co się dzieje wokół nich, ale nadal są zależne od rodziców. Rodzice dzieci należeli do klasy średniej i posiadali dobre wykształcenie. Wszystkie dzieci były zadbane.
Judy osobiście przeprowadzała wywiady z każdym mężczyzną, kobietą i dzieckiem w momencie separacji (po której następował rozwód). Wywiady te były powtarzane z większością uczestników co 5 lat przez ćwierć wieku. Skala i czas trwania tych badań były absolutnie bezprecedensowe.
Metodologia Judy opierała się na poufnych rozmowach i studiach poszczególnych przypadków. Rozmawiała ona, często przez wiele godzin, pytając o uczucia i przemyślenia. Przez wiele lat, pamiętała każde dziecko, każdy sen, jaki jej opowiedziało, każdą fantazję, każdą frustrację i załamanie. Ogromne archiwa zawierające analizę poszczególnych przypadków przechowywane są w piwnicach jej domu w Belvedere Island w Marin.
W 1980 Judy i Joan Kelly napisały "Surviving the Breakup: How Children and Parents Cope with Divorce", książkę opartą o zebrany do tej pory 5-letni materiał badawczy. W tym samym roku rozpoczęło działalność założone przez nią Wallerstein Center for the Family in Transition w Corte Madera w Kalifornii. Centrum to zajmowało się doradzaniem rozwodzącym się parom i ich dzieciom.
Judy, która w swoim życiu spotkała się z większą liczbą rozwodów niż ktokolwiek w Stanach Zjednoczonych, lubiła mowić o sobie, że jest "starszyzną plemienną" od spraw rozwodowych.
W 1984 roku podjęła współpracę z Sandrą Blakeslee, autorką artykułu z "New York Timesa" opowiadającego o jej badaniach. Sandra została zaproszona do napisania książki podsumowującej 10 lat badań. Gdy w 1992 rozpadło się małżeństwo Sandry, Judy pomogła jej i jej nastoletnim dzieciom przejść przez ten kryzys.
Biorąc pod uwagę początkową ideę Judy, iż rozwód nie musi być zły, znamienne jest, że w trakcie trwania badań wyrosła na czołowego krytyka rozwodów.
Najważniejsze z wniosków z jej badań brzmią następująco:
Rodziny zastępcze to pole minowe i nikt nie wie, kiedy któraś z tych min wybuchnie.
"Second Chances" było bestsellerem, ale reakcja na wnioski płynące z badań była bardzo krytyczna. Rodzice nie wierzyli w wyniki badań. Równie mocno krytykowały Judith Wallerstein środowiska akademickie. Środowiska feministyczne atakowały ją z kolei za rzekome odciąganie kobiet od wizji rozwodu i nakłanianie do pozostawania w złych małżeństwach.
Sandra skomentowała ten fakt następująco: "Judy nigdy nie była przeciwniczką rozwodów". Twierdziła, że poważny konflikt w małżeństwie może mieć nieporównywalnie większe konsekwencje niż rozwód. Chciała, żeby matki były przygotowane na złość i rozczarowanie dzieci oraz żeby odpowiednio przemyślany rozwód był dla dzieci nauką, jak pokonywać poważne problemy życiowe.
Naraziła się także organizacjom zrzeszającym ojców. Chociaż jej prace podkreślały rolę ojca w życiu dzieci, Judy miała wrażenie, że niektóre grupy bardziej były zainteresowane unikaniem wspierania dzieci.
Uczestniczyła w sądach i konsultacjach prawnych dotyczących rozwodów. Walczyła o prawo matek, będących opiekunkami dziecka do przeprowadzki. Narzekała, że wiele sądów traktuje dziecko jak lalkę wepchniętą do kąta ze zawiązanymi ustami. Ponieważ dzieci dorastając zmieniają się, wizyty i opieka nad dzieckiem powinny być renegocjowane co kilka lat. Niektóre z walk wygrała, inne przegrała, ale nigdy nie była zmęczona swoją działalnością.
Często słyszała od rodziców: "dzisiaj rozwód jest czymś normalnym, ponieważ wiele dzieci ma rozwiedzionych rodziców". Odpowiadała: "To, że tak wiele dzieci przechodzi przez rozwód nie sprawia, że jest on mniej dotkliwy. Ból jest tak samo prawdziwy dzisiaj jak 40 lat temu?.
Judy wiedziała, co to znaczy utracić jedno z rodziców. Jej ojciec umarł na raka, gdy miała 8 lat. Mama nie powiedziała Judy o chorobie ojca ? dla dziewczynki było to po prostu zniknięcie. "Moją pracę można prześledzić wstecz aż do mojego własnego cierpienia jako małe dziecko" - powiedziała w wywiadzie w 1997 roku. "Rozumiem znaczenie pełnej rodziny, w tym istotną rolę ojca".
Dziś dzięki pracy Judy świadomość potrzeb dzieci jest znacznie większa. Prawnicy, sędziowie, mediatorzy, a zwłaszcza rodzice, usłyszeli jej przesłanie, nawet jeśli nigdy nie poznali jej nazwiska.
Po zakończeniu badań Judy nadal utrzymywała kontakt z uczestnikami badań. Dzieci, a teraz już dorośli, dzwonili do niej prosząc o poradę. Judy doszła do wniosku, że czas na kolejna książkę. W 2000 roku opublikowała z Sandrą "The Unexpected Legacy of Divorce". Dzieci, mające teraz 28-43 lat miały wspólne nastawienie do życia, które zadziwiało wszystkich spoza tej grupy. Jako dorośli bali się zaangażowania. Starali się unikać małżeństwa, aby nie popełnić tego samego błędu, co ich rodzice. Wielu żyło wg. zasady - jeśli się nie ożenisz, to się nie rozwiedziesz. Żyli nie zdając sobie sprawy, że tkwiący w nich ból rozstania jest niezależny od ich własnego ślubu. Dzieci rozwiedzionych rodziców miały trudności z rozwiązywaniem konfliktów w swoich małżeństwach - nawet tych nadzwyczaj udanych.
Wraz z Sandrą Judy napisała jeszcze dwie książki w 1995 i 2003 roku - "The Good Marriage: How and Why Love Last" oraz "What About the Kids? Raising Children Before, During and After Divorce". "Pisanie z nią było przygodą z nieliniowym myśleniem" ? wspomina Sandra. Judy była holistyczna w swoim sposobie myślenia, najpierw kierowała się instynktem, dopiero potem logiką. "Sporządzałam z nią wielogodzinne wywiady. Podczas gdy ona przedstawiała luźno powiązane myśli, ja jako doświadczony dziennikarz naukowy, lubiący mieć w głowie dokładny układ całości tekstu, zmagałam się z jej rozrzuconymi ideami. Jedna z książek wymagała pięciokrotnego przepisywania. Było to frustrujące, jednak zawsze, ale to zawsze owocne".
Judith Wallerstein zmarła 18 czerwca mając 91 lat. Jeszcze w maju pisała do "Huffington Post" o efektach rozwodów.