Amanda Seyfried jest aktorką, która stała się popularna dzięki hitowi "Mamma Mia". Od tego czasu zagrała w ponad 15 hollywoodzkich produkcjach, czas wolny zaś poświęciła na... miłość. Nie chcemy jej zaglądać do sypialni, ale skoro stajemy w jej obronie, to musimy. Jeśli wierzyć plotkom od 2008 roku znalazła szczęście w boku ośmiu partnerów (pojedynczo, nie zbiorowo). W Hollywood takie zachowanie nie spotkało się ze zrozumieniem, a Amanda uznana została w komentarzach pod doniesieniami o kolejnych rozstaniach za pierwszą ladacznicę.
Przyznam, że kiedy niedawno trafiłam na zdjęcie Amandy potwierdzające jej romans z Justinem Longiem (także aktor) przeszła mi przez głowę myśl, że przecież jeszcze chwilę temu widziałam ją u boku Desmonda Harringtona (serialowy Joey Quinn z "Dextera"). Później przypomniałam sobie, że Seyfried spotykała się z Ryanem Phillippe i Joshem Hartnettem. Czy dla 28-letniej pięknej aktorki ośmiu oficjalnych partnerów (tylu się doliczyłam surfując po plotkarskich portalach) to aż tak wielu?
Czy Amanda jest pożeraczką męskich serc? W wywiadzie udzielonym Elle wyznała, że musi czuć w obecności potencjalnego partnera seksualne napięcie, żeby się w ogóle nim zainteresować i zakochać (w jej wypowiedzi pojawiło się określenie "słucham swojej waginy"). Później próbowała się ratować (żeby nie zostać źle zaszufladkowaną) zapewniając, że przypadkowy seks jej nie interesuje.
Okazuje się, że Amandzie daleko do rozwiązłej uwodzicielki, a jej znajomości kończyły się często nie z jej inicjatywy. Josh Hartnett - jak sama powiedziała - szybko nudzi się partnerkami - tak już ma i dlatego się rozstali. Z kolei Dominic Cooper zdradził ją... z Lindsay Lohan podczas pobytu w Cannes. Kolejny chłopak zaproponował przyjaźń, inny stwierdził, że nic z tego nie będzie. Ale Amanda szuka miłości. Tym razem u boku Justina Longa.
Możliwe, że błędem Amandy są jej publiczne deklaracje. Wypowiedzi w stylu: "Podkochiwałam się w DiCaprio", "Każda kobieta fantazjuje o seksie z Channingiem Tatumem" - sprawiają, że aktorka odbierana jest jako nakręcana seksem maniaczka. A wiele wskazuje na to, że wcale nie jest.
Z drugiej jednak strony, gdyby nawet była, to co w tym złego? Aktorzy w Hollywood - zwłaszcza ci, którzy często zmieniają partnerki - nie przyciągają aż takiej uwagi. Jeśli się o nich mówi to w kontekście ich nieodpartego uroku, nie rozwiązłości...