Daj się poznać

Podobno Polska jest pełna inteligentnych i zabawnych singielek, które tylko czekają, by poznać fajnego faceta. - Nic bardziej mylnego - twierdzi Jarosław Murawski po wyczerpujących badaniach terenowych.
shutterstock shutterstock shutterstock

Trochę teorii

Mało jest dyscyplin, w których jesteśmy w światowej czołówce. Policzmy: produkcja jabłek, gęsich wątróbek i kajaków, spożycie wódki i ziemniaków, czas remontu torów kolejowych oraz liczba wariatów na drogach. I jeszcze nieufność - badania socjologiczne dowodzą, że pod względem poziomu nieufności społecznej ustępujemy w Europie jedynie Grecji. Nie wiadomo do końca, skąd to cholerstwo się wzięło - przyjmuje się, że lata rozbiorów i okupacji zmusiły Polaka do ostrożności i zamknięcia się na innych, którzy często - poza własną rodziną i najbliższym kręgiem przyjaciół - byli wrogami. Problem w tym, że rozbiorów i okupacji już nie ma, nawet PRL się skończył (wbrew tym, którzy twierdzą inaczej), a nieufność wciąż ma niebagatelny wpływ nie tylko na proces kształtowania społeczeństwa obywatelskiego, ale też na życie towarzyskie.

Weźmy coś takiego jak nawiązywanie znajomości. Wydawałoby się - proste. Zauważasz, podchodzisz, zagadujesz, bierzesz numer telefonu. Nic bardziej mylnego! Nasza wrodzona nieufność wypracowała w zaczepianych wiele mechanizmów obronnych wobec zaczepiających. Tym mniej licznym, którym wydaje się, że coś tak naturalnego w większości krajów świata, jak choćby niewinne anglosaskie small talk, zadziała też nad Wisłą. Nad Wisłą wiele rzeczy funkcjonuje nie tak, jak powinno, więc także na pozór zwyczajne towarzyskie inicjatywy powodują u naszych kobiet dziwaczne reakcje.

Żeby nie być gołosłownym, podjąłem się przeprowadzenia badania terenowego na jednym ze stołecznych placów pełnym barów i kawiarni. Wykluczam czynniki, które mogłyby zakłócić obiektywizm badania, czyli przeprowadzam je latem przy ładnej pogodzie (warczenie na wszystkich wokół to w pełni usprawiedliwiony odruch w środku polskiej półrocznej zimy). Dodam też, że badacz jest umyty i o niekontrowersyjnej aparycji, by wykluczyć odrzucenie w wyniku prostych reakcji fizyczno-chemicznych.

Reakcje na zaczepianie można podzielić na cztery główne grupy. Te nieliczne, które się w nich nie znalazły, odrzuciliśmy ze względu na niereprezentatywność lub zakłócenie badania czynnikiem zewnętrznym (telefon od ginekologa, przedawkowanie alkoholu po stronie badanego lub badacza).

shutterstock shutterstock shutterstock

Reakcja 1. Sprinterka

Pojawia się w 50 proc. przypadków.

Ucieczka to zdecydowanie najpopularniejsza reakcja, zwłaszcza na ulicy. Niekiedy nie zdążysz nawet wymówić słowa, wystarczy, że wykonasz gest, jakbyś chciał coś powiedzieć, a zaczepiana kobieta gwałtownie przyspiesza kroku, mocniej ściska torebkę i jakoś tak kurczy się w sobie, pewnie by zmniejszyć powierzchnię ciała narażoną na atak. Czasem tak śmignie, że zastanawiasz się, jakim cudem te kobiety są takie wysportowane, skoro przez wszystkie szkolne lata przynosiły zwolnienie z WF-u.

Niestety, nie zdarza się, by pierzchająca zgubiła pantofelek, co mogłoby być szansą na pogłębienie znajomości - może dlatego, że jak ktoś w kryzysie wydaje pieniądze na buty, to stara się, by były dopasowane.

Zapytacie, czy gonić. Odradzam. To będzie jednak przejaw skrajnej desperacji. Poza tym nie jest wykluczone, że ona wówczas zacznie wołać o pomoc. Blamaż gwarantowany, bo na pewno ktoś to nagra i wrzuci na Fejsa.

shutterstock shutterstock shutterstock

Reakcja 2. Szyba

Pojawia się w 30 proc. przypadków.

Od kwadransa starasz się zwrócić na siebie jej uwagę. Próbujesz różnych sztuczek: wyjąłeś z torby książkę, z tych grubszych, i głośno przewracasz kartki; niby od niechcenia stukasz telefonem o stolik; zamawiasz kawę na poczwórnym espresso. Nic to nie daje. Kiedy wasze oczy przypadkiem się spotykają - z twojej strony to oczywiście nie jest przypadek - ona natychmiast odwraca wzrok, a jej mina mówi? No właśnie, nic nie mówi. Szyba. Obojętność doskonała.

Choć i tak powinieneś czuć się szczęściarzem. Zawsze przecież mogłeś trafić na reakcję numer 3.

shutterstock shutterstock shutterstock

Reakcja 3. Królowa śniegu

Pojawia się w 15 proc. przypadków.

Z czym do ludzi, człowieku? - nawet jeśli ona tego nie mówi wprost, to owo zdanie emanuje z jej twarzy jak cynizm z polityka.

Masz się poczuć jak giermek, który ośmielił się spojrzeć na królową. I tak się czujesz. Może i z niczym, myślisz sobie, ale czy nie można tego zakomunikować inaczej? Czy ona nie mogłaby się po prostu uśmiechnąć, pukając się w głowę - ten sam przekaz, a jakże przyjazna forma, prawda? W takich chwilach cieszysz się, że nie ma w Polsce powszechnego dostępu do broni: albo ona by cię zastrzeliła, albo ty ją.

Pewien Hiszpan, którego znałem, lubił, gdy zaczepiane kobiety pokazywały mu "fucka". Nie obrażał się, uważał to za przejaw silnego charakteru. Nawet go to kręciło. Nas nie kręci. My jesteśmy wrażliwcami.

shutterstock shutterstock shutterstock

Potrzebna rekomendacja

Jak pewnie zauważyliście, dotychczasowy przebieg badania już nasuwa kilka wniosków. Polacy nie są spontaniczni i każde działanie przekraczające konwenanse jest podejrzane - w kraju, w którym nawet dzieci chciałyby zginąć w powstaniu, nie godzi się tak po prostu podejść do nieznajomej i powiedzieć, że ładnie wygląda.

Na takie zachowanie mogą sobie pozwolić mieszkający w Polsce obcokrajowcy, oni są usprawiedliwieni, mogą nie wiedzieć, co tu wypada, a czego nie, i co nawyprawiała z nami Historia. Mój brytyjski kolega dość bezpośrednio komplementuje mijane dziewczyny, a że robi to łamaną polszczyzną, nie dostaje w pysk, tylko częstowany jest uśmiechem pobłażliwej aprobaty. Zdarza się, że dziewczyny dają mu nawet numer telefonu i umawiają się na spotkanie - to akurat zrozumiałe, kto by nie chciał pogadać sobie z native?em za friko?

Polak nie ma tak dobrze. Polak musi mieć co?? Re-ko-men-da-cję! Ten magiczny status natychmiast zmienia nasze towarzyskie notowania. Wystarczy, że nowa znajoma jest koleżanką znajomej. Albo siostrą przyjaciela. Przyszła z twoim kumplem ze studiów. Albo robiła cokolwiek, mniejsza o to co, z jednym z twoich znajomych, a ty umiesz jej to udowodnić. Wówczas natychmiast przeskakujesz z worka "obcy faceci, od których lepiej się trzymać z daleka, bo a nuż?" do kategorii "znajomy mojego kolegi, sprawdźmy, co też sobą reprezentuje, a nuż...". Teraz możesz już zacząć rozmowę, pytać ją, czy ona też uważa, że Ochota jest dużo fajniejsza niż Mokotów, czy była w Indiach, a jeśli nie, to skąd ma ten naszyjnik. Możesz nawet w ataku śmiechu złapać ją niby niechcący za ramię. Nieznajomy zostałby natychmiast skarcony, koledze kolegi to ujdzie. Zresztą nie tylko to.

Co najmniej od "Rejsu" wiadomo, że Polacy kochają tylko te filmy, które już widzieli. Podobnie jest z zawieraniem znajomości - poznajemy tylko te osoby, które ktoś z naszych znajomych już zdążył poznać. To daje - głównie kobietom - gwarancję, że nowy znajomy nie okaże się narwańcem, oszustem finansowym lub nie czyta "Frondy", kiedy akurat jesteś pod prysznicem.

Co więc robić, gdy chce się kogoś poznać? Spróbować poznać jej/jego znajomych. To stąd tak duża popularność Facebooka w Polsce, choć znalezienie się w gronie czyichś wirtualnych znajomych niekoniecznie uprawnia do rozpoczęcia konwersacji w realu (większość ludzi ogarnia tylko pierwszą setkę). Ale zawsze to jakiś punkt zaczepienia.

W trakcie badania narodziło się pytanie, co robić, kiedy w żaden sposób nie możesz zdobyć rekomendacji: grono przyjaciół się rozpierzchło, jest na wakacjach bądź też obraca się wciąż w tym samym kręgu dawno-już-sparowanych. Co wtedy? - Sypiasz z kolegami z pracy lub z podstawówki - usłyszałem od znajomej.

Byłby to kolejny dowód na to, że Polak reglamentuje swój miłosny potencjał do najbliższego grona, w końcu nic tak nie scala jak bycie w jednej klasie. Ale drążmy dalej: co, jeśli koledzy z podstawówki zostali w rodzinnym mieście, a w pracy sami geje, wszak robisz w kulturze? - Upijasz się do nieprzytomności na imprezie i idziesz do łóżka z pierwszym lepszym. Po seksie możesz kontynuować znajomość, nie trzeba już rekomendacji - padła odpowiedź.

shutterstock shutterstock shutterstock

Reakcja 4. Zagadka

Jakieś 5 proc. przypadków.

Na koniec reakcja, która może nie zdarza się często, ale długo zostaje w pamięci. Wydaje się, że jest bardzo polska - tylko u nas można być katolikiem, który nie chodzi do kościoła, niewierzącym, który bierze ślub kościelny, i zagadywaną kobietą, która zachęca cię i spławia jednocześnie.

Sytuacja kawiarniana, ona siedzi przy stoliku obok.

- Nie możesz się tak na mnie gapić. Mój mąż zaraz wraca, jest w toalecie.

- Sprząta?

- Nieśmieszne. Ja też ci się przypatrywałam. Cały czas się rozglądasz. Czekasz na kogoś?

- W pewnym sensie.

- Doradzę ci coś: przestań się rozglądać, wtedy ktoś się zjawi.

- Gdybym się nie rozglądał, nie wypatrzyłbym ciebie i nie mogłabyś mi tego powiedzieć.

- Idzie. Miło było pogadać.

- Dasz mi telefon?

- Chyba zwariowałeś, kocham męża. Będę tu jutro.

Następnego dnia przychodzi dużo ładniej ubrana. Bez męża.

- Ładnie wyglądasz.

- Dziękuję, miałam spotkanie. Pomyślałeś, że to dla ciebie?

- A nie?

- Gruby błąd. Kobiety ubierają się dla innych kobiet.

- A dla męża?

- Czasami. Ale to też jest przekaz dla innych kobiet. Czego ty ode mnie chcesz?

- Nie wiem, rozmawiamy.

- To się zdecyduj - mówi i wychodzi.

Zjawia się po dwóch dniach.

- Nie mogłam przyjść wczoraj, żebyś nie pomyślał, że mi zależy.

- Nie myślałem.

- Za to ja wszystko przemyślałam. Nie mogę mieć teraz romansu. Nie gniewaj się.

- No wiesz, przecież dopiero?

- Nie zaprzeczaj, bo zrobi mi się głupio. Mam coś dla ciebie.

Teraz mi głupio, bo ja nic dla niej nie mam.

- Nie szkodzi, lubię dawać prezenty. Muszę iść. Nie dzwoń do mnie.

- Przecież nawet nie mam numeru.

- Pa.

Wychodzi.

Oglądam kalendarz, który mi dała. Jest pusty. Żadnej wizytówki czy listu. Kartkuję jeszcze raz. Pod datą 26 lipca napisany cienkim ołówkiem, ledwie widoczny numer telefonu.

Koniec badania.

Dzwonić?

 

Jarosław Murawski/Wysokie Obcasy ExtraJarosław Murawski/Wysokie Obcasy Extra

Więcej o: