Poznaliśmy się w lipcu 1986 roku. Byłam umówiona z pewnym fotografem na sesję do gazety i ten sam fotograf obstawiał Old Rock Meeting, na którym występował Tadeusz. Fotograf nie dotarł na spotkanie. Przeprosił mnie telefonicznie i poprosił, żebym się z nim umówiła na terenie Opery Leśnej. Byłam wtedy w biurze Bałtyckiej Agencji Artystycznej, usłyszał to chłopak, który zastępował menedżera Tadeusza, i zaproponował, że mnie tam zawiezie. Może chciał się pochwalić, że pracuje u samego Tadeusza Nalepy? No i umówiliśmy się, że przyjadę o piątej do hotelu, gdzie mieszkali, i pojadę do Opery Leśnej razem z zespołem.
Gdy czekałam w hotelowej restauracji, zeszli muzycy i zobaczyłam Tadeusza. I jakby jakiś piorun we mnie strzelił, zaczęłam się nieracjonalnie zachowywać. Pobiegłam do toalety myć ręce, chociaż miałam czyste.
Przyznam, że wtedy nie kojarzyłam jeszcze jego nazwiska. Nie wiedziałam też dokładnie, jaką muzykę gra. Tak więc zachwyciłam się facetem, a nie znanym muzykiem.
Cytowane fragmenty pochodzą z książki Wiesława Królikowskiego "Tadeusz Nalepa. Breakout Absolutnie" wydanej przez Agorę. Książka jest dostępna w sklepie internetowym PUBLIO.PL i KULTURALNYSKLEP.PL. Fot. Materiały prasowe.
Podobno, gdy wybiegłam, Tadeusz zapytał tego chłopaka, czy jestem jego dziewczyną. Odpowiedział, że nie, a Tadeusz na to: "No to w porządku!". Od momentu, kiedy wyjechaliśmy do Opery Leśnej byliśmy już nierozłączni.
Oglądałam koncert zza kulis lub czekałam na niego w garderobie. Jak łatwo się domyślić - o fotografie kompletnie zapomniałam. Po obu koncertach, bo impreza trwała dwa dni, poszliśmy z innymi wykonawcami do nocnego klubu w Sopocie, który był zarezerwowany tylko dla artystów. Tam Marek Karewicz przez cały czas puszczał dla nas numery z zabawnymi dedykacjami, a Tadzio ze mną tańczył i to było prawdziwe poświęcenie z jego strony, jak się później przekonałam [śmiech].
A potem Tadeusz wyjechał do domu. Trudno było wtedy z telefonami. Ja nie miałam telefonu, on - też nie. Tęskniłam strasznie, okazało się, że on też, bo przysłał telegram: "Tęsknię - przyjeżdżaj".
Kilka dni zajęło mi spakowanie rzeczy, które chciałam zabrać, i pojechałam do niego, do Józefowa. Od razu pojechaliśmy w trasę. Wtedy jeszcze wyjeżdżało się co najmniej na miesiąc, koncerty grało się codziennie. Wszystko było dla mnie nowe, fascynujące i byliśmy coraz bardziej zakochani w sobie.
Gdy się poznaliśmy, ja byłam łagodną, delikatną dziewczyną, a on był strasznie mocny i władczy. Przez te dwadzieścia lat on przy mnie złagodniał, a ja stałam się mocniejsza. Ale zawsze byłam u niego na specjalnych prawach. Wiedziałam, że mogę sobie pozwolić na więcej niż inni. Gdy byliśmy w Stanach w 1989 roku postanowiliśmy się pobrać. Z tym zamiarem nosiliśmy się już od jakiegoś czasu, ale w Polsce ciągle graliśmy koncerty i nie mogliśmy ustalić terminu. Tak więc tam zdecydowaliśmy się na taki szybki, rockandrollowy ślub.
Wszystko nam sprzyjało. Okazało się, że daleki kuzyn Tadka jest właścicielem szkoły pilotażu i kilkunastu samolotów - i to on namówił nas na wypad do Atlantic City. Niestety, okazało się na miejscu, że sobota to jedyny dzień, w którym nie można powiedzieć sobie: "Tak". A my już zdążyliśmy kupić piękne obrączki... Ale skoro tam byliśmy, zrobiliśmy następne wariactwo, czyli najpierw przyjęcie weselne w kasynie, po którym wróciliśmy do Nowego Jorku i wzięliśmy ślub w polskim kościele Świętej Anny w Jersey City, 6 maja. (...). Oboje bardzo przeżywaliśmy nasz ślub. Zresztą widać to na zdjęciach oraz na nagraniach wideo, które są fantastyczną pamiątką. (...)
W Polsce dopiero po czterech latach wzięliśmy ślub cywilny, bo znowu nie mogliśmy znaleźć czasu. W końcu zrobiliśmy to 17 kwietnia 1993 roku na warszawskim Żoliborzu - w... Teatrze Komedia, gdzie USC miał salę. Co ciekawe, byliśmy tak samo ubrani i mieliśmy te same obrączki, tylko świadkowie byli inni.
Relacje pomiędzy moją mamą a Tadeuszem ułożyły się tak, jak można było przewidzieć. Z początku mama była nieufna, bo dużo starszy, bo rozwodnik. Wychowywała mnie sama i po prostu bała się o mnie - jak to mama. Ale bardzo szybko zorientowała się, że jest dobrze, a nawet... jeszcze lepiej. Żałowała tylko, że nie mieszkamy bliżej siebie. (...)
Tadeusz sam wymyślił koncepcję naszego nowego domu, rozrysował na papierze, pokazał mi i wtedy wspólnie podjęliśmy konieczne decyzje. Nigdy mnie nie pomijał w takich sprawach. Wszystko wspólnie, tylko samochód sama wybierałam, bo mówił, że i tak ja będę nim jeździła. Uczył mnie jazdy, sam świetnie prowadził, ale nie lubił tego. jeśli chodzi o jazdę - to wolał konną.
Przy przeszczepie nerki nie ma żadnej reguły. Może się nie przyjąć, może się utrzymać tylko pół roku. Tadeusz miał przeszczep trzynaście lat i lekarze byli lekko oszołomienia. On wiedział, że to niepewna sprawa, ale pamiętam, jak mówił: "Jak ja bym chciał chociaż przez rok mieć przeszczep, żeby być wolnym od tych dializ". I z każdym rokiem byliśmy coraz bardziej szczęśliwi. Że to trwa o tyle dłużej.
Wrócił do dializ pod koniec stycznia 2006 roku, ale nikomu o tym nie wspominał, bo sądził, że to zbyt intymne. A poza tym uważał, że facetowi nie przystoi chorować. Kiedyś powiedział, że chce normalnie żyć, że choroba w niczym mu nie może przeszkodzić. (...)
Nadal nie chcę mówić o jego walce z chorobą. Sam o tym nie opowiadał i ja to szanuję. Przypominam sobie, jak zawsze mówił: "Przecież nie mam napisane w dowodzie 'chory', tylko 'muzyk'". A kiedy ktoś dzwonił z propozycją koncertu i jednocześnie dopytywał się, czy zdrowie mu na to pozwoli, Tadeusz od razu się obrażał.
Byliśmy długo ze sobą i przez 24 godziny na dobę, znaliśmy się na wylot, więc zdziwiłabym się, gdyby teraz okazało się, że miał przede mną jakieś tajemnice. Coś, co sprawiłoby, że zobaczyłabym go w innym świetle...
Nadal mi się wydaje, że to, że był niekwestionowanym przywódcą, to jego najważniejsza cecha. Że też był kimś, kto zawsze "miał rację". (...)
Po tych latach, gdy go nie ma, tak samo go doceniam, tak samo szanuję. Moje uczucie do niego się nie zmieniło. Jego rzeczy nadal są w domu - jego marynarki, buty - nie ruszam tego. (...) Piotrek [Nalepa, syn muzyka, przyp. redakcji] mówi, że muszę się zastanowić, czy zrobić z domu muzeum, czy żyć w nim normalnym życiem. Wiem na pewno, że nie chcę tego domu sprzedawać.
Cytowane fragmenty pochodzą z książki Wiesława Królikowskiego "Tadeusz Nalepa. Breakout Absolutnie" wydanej przez Agorę. Książka jest dostępna w sklepie internetowym PUBLIO.PL i KULTURALNYSKLEP.PL. Fot. Materiały prasowe.