Osoba miła bywa odbierana jako dwulicowa, interesowana. Człowiek zawsze miły to dla wielu synonim lizusa. Nikt nie wierzy w szczerość osoby, która wszystko przyjmuje z uprzejmym uśmiechem. Są sytuacje, w których warto zareagować ostro, powiedzieć otoczeniu "nie". Nie tylko warto, ale nawet trzeba czasem wyjść na pierwszy plan. O tym przypomina Jacqui Marson, autorka książki "Bycie miłym to przekleństwo".
Psycholożka chce nią pomóc wszystkim tym, którzy pragnąc zawsze być mili, dają się wykorzystywać przez otoczenie. Którzy nigdy nie odmawiają, nawet za cenę swoich potrzeb.
Oczywiście są sytuacje, kiedy kluczową rolę powinna odgrywać troska o innych. Ale nie powinno to wynikać z potrzeby akceptacji. Bohaterowie tej książki to osoby, które nie potrafią powiedzieć "nie" i zrobić czegoś tylko dla siebie.
Autorka nikogo nie ocenia - wyjaśnia przyczyny i mechanizmy zjawiska bycia miłym. Daje liczne wskazówki, jak zmienić to, często męczące, zachowanie. Przedstawia techniki, pozwalające nabrać pewności siebie. Wskazuje, jak w kontakcie z innymi ważny jest ton głosu czy mowa ciała. To w istocie książka o tym, jak porozumiewać się z innymi ludźmi.
Jacqui Marson jest dyplomowanym i certyfikowanym psychologiem. Pracowała między innymi w szpitalu św. Tomasza w Londynie. Prowadzi praktykę prywatną w Covent Garden. Jest ekspertem psychologicznym BBC. Publikuje w branżowych czasopismach poświęconych psychologii. Zapraszamy do przeczytania fragmentów jej książki.
"Bycie miłym to przekleństwo", Jacqui Marson, wyd. Muza 2015 rok
Fragment książki "Bycie miłym to przekleństwo" Jacqui Marson: "Krótko po moich czterdziestych piątych urodzinach stało się coś, co pozwoliło mi zdać sobie sprawę, że jestem dotknięta Przekleństwem Bycia Miłą. I jeśli coś z nim nie zrobię, to ono zrobi coś ze mną, złamie mnie...
Wspólnie z mężem pojechaliśmy przykładnie do córki mojej kuzynki na przyjęcie z okazji jej trzydziestych urodzin. I mimo że odbywało się ono o dwie godziny drogi od nas, miałam ochotę dobrze się tam zabawić, gdyż bardzo lubię tych krewnych, niezmiernie też lubię sobie potańczyć, a zapowiadała się niezła potańcówka. Około godziny dwudziestej trzeciej, mając naprawdę znikome ilości alkoholu we krwi, pogalopowałam (tak, właśnie tego słowa chciałam użyć) z entuzjazmem po między dwoma rzędami tańczących, ale w pewnym momencie poślizgnęłam się i upadłam. Mojemu upadkowi towarzyszył spory łomot. Sama nie wiem, jak go określić: czy jako głuchy odgłos upadku, czy też odgłos pęknięcia. Jednak był on na tyle głośny, że wiele osób wstrzymało oddech, a inni zaczęli się dopytywać, czy nic mi się nie stało.
Ja, oczywiście, poderwałam się z podłogi, szczebiocząc, że absolutnie nic mi nie jest i żeby nie zawracali sobie mną głowy. Następnie dzielnie zatańczyłam jesz cze trzy kawałki, mimo że nie najlepiej się czułam po upadku. Do tego jeszcze usiadłam za kierownicą i ruszyłam w drogę powrotną, ponieważ wypadała właśnie moja kolej na prowadzenie samochodu. Ramię rwało mnie przy każdej zmianie biegu, ale sądziłam, że rano będzie lepiej.
Gdy obudziłam się następnego dnia, ramię było sztywne i obolałe, ale nie zdecydowałam się pójść z tym do doktora. Nie chciałam dokładać pracy zabieganym lekarzom na dyżurze, bo wychowano mnie tak, żeby nie marudzić i nie użalać się nad sobą".
Oto dwie kwestie poruszane przy okazji omawiania przeze mnie prób przełamywania Przekleństwa Bycia Miłym:
1. Chyba nie chcemy, żeby ludzie stali się mniej mili?
2. Czy ten problem dotyka jedynie kobiet?
Jeśli chodzi o pierwszą kwestię, to moja książka nie jest skierowana do osób, które z każdym dniem starają się być milsze. Kieruję ją do tych, których standardową postawą jest bycie zawsze miłym (uprzejmym, współczującym, zabiegającym o sympatię innych itp.). I to do tego stopnia, że godzi to w nich samych. Jeśli dotarliście do takiego punktu własnego życia, że czujecie się jak zamknięci w pułapce, ponieważ zawsze wasze myśli idą w tę samą stronę i nie umiecie się inaczej komunikować czy zachowywać niż właśnie ?miło?, wówczas ta książka jest dla Was.
Natomiast odpowiedź na drugie pytanie brzmi: Ta książka nie jest wyłącznie dla kobiet. Na pewno każdy z czytelników zna co najmniej jednego mężczyznę, o którym inni wypowiadają się jako o bardzo miłym, i mam przeczucie, że on, tak jak i wszystkie miłe kobie ty, również postrzega to jako coś problematycznego. Jestem dyplomowanym psychologiem klinicznym, od piętnastu lat obserwuję, jak życie, relacje z innymi, kariera zawodowa i osobiste zadowolenie wielu kobiet i mężczyzn pozostają przyćmione przekonaniem, że aby być lubianym, kochanym i akceptowanym, oni muszą nagiąć swoje zachowanie do oczekiwań innych ludzi. Objawia się to tym, że: zawsze są mili i grzeczni, pomocni, urokliwi, zabawni, wprawiają otoczenie w dobry humor, nie zawodzą nikogo, nigdy nie mówią nie, unikają konfliktów i stawiają potrzeby innych na pierwszym miejscu. Zdecydowałam się nazwać ten syndrom Przekleństwem Bycia Miłym, bo to w końcu paradoks. Zwłaszcza że większość ludzi pragnie być postrzeganym jako miła osoba. Jednak dla niektórych ludzi takie postępowanie jest przekleństwem, które rzuciła na nich zła czarowni ca w momencie ich narodzin. Tacy ludzie w pewien sposób czują się zaszczuci, uginają się pod ciężarem oczekiwań innych i są przekonani, że jakakolwiek zmiana nie wchodzi w grę.
Mili uważają, że wyrażanie własnych potrzeb będzie jednoznaczne z ich odtrąceniem i brakiem miłości ze strony otoczenia. W związku z tym tłumią chęć wyrażania siebie, zwłaszcza okazywania gnie wu czy rozgoryczenia, które później ich dręczą. Nikt postronny nie zdaje sobie z tego sprawy, bo przecież ci Mili zawsze są tacy uprzejmi, zgodni i uśmiechnięci. A tymczasem pewnego dnia taka osoba wybucha i wszyscy są zszokowani. Miły czuje brak akceptacji swojego zachowania i utwierdza się w niczemu niesłużącym przekonaniu, że gniew jest nieakceptowany przez innych. I w ten sposób koło się zamyka. Ta książka podsuwa rozwiązania, jak powoli rozpocząć walkę z Przekleństwem Bycia Miłym, uwolnić się od krępujących oczekiwań innych ludzi i zacząć żyć pełnią życia.
Uważam, że zawsze najlepiej jest zacząć od metody małych kroków, ponieważ nawet drobny sukces jest doskonałym elementem wzmacniającym i motywującym do dalszego działania. Jednak proszę korzystać z tej książki tak, jak komu wygodnie. Ktoś kiedyś zażartował, że jako perfekcjonista zacznie lekturę od razu od dziewiątego rozdziału, czyli od zaawansowanych eksperymentów behawioralnych. Nie mam nic przeciwko temu, jeśli czytelnikowi tak będzie łatwiej i lepiej, gdyż nie ma w tym względzie żadnych obowiązujących reguł. Radziłabym jednak przeczytać książkę w całości, aby zobaczyć szerszy kontekst omawianego zjawiska i sprawdzić, co najlepiej do nas przemawia. Jeśli komuś przyjdzie coś na myśl lub zastosuje się do jednej z moich rad, będę zachwycona, wiedząc sama, ile w ten sposób wyniosłam ze swoich ulubionych poradników. Po ich przeczytaniu zwykle od czasu do czasu do nich wracam i często przychodzi mi do głowy kolejna refleksja, nowa myśl czy rozwiązanie. Może niektórym czytelnikom będzie łatwiej zapisywać w zeszycie ciekawe pomysły z książki, a także własne sposoby lub myśl które przychodzą do głowy podczas lektury. Jednak, nie należy zmuszać się do zapisywania jeśli ten pomysł nie wydaje się przekonujący!
Może się też okazać, że lektura wyzwoli w kimś potrzebę omówienia kilku kwestii z zaufanym przyjacielem lub członkiem rodziny albo skłoni do pójścia do psychologa. W każdym razie ? powodzenia. Proszę też pamiętać, że nie jest to olimpijska konkurencja zjazdy figurowej na lodzie i nikt nie będzie nikogo oceniał. Proponuję podejść do tematu z ciekawością. Mam nadzieję że wówczas nabierze się do niego pewnego dystansu, proponowane zmiany wyjdą na dobre, a i sama lektura sprawi przyjemność czytelnikowi