Kobieca strona Gazeta.pl - Polub nas!
Mężczyzna podróżuje właśnie w interesach. Ona ostrożnie otwiera drzwi do jego wypieszczonego, tak dobrze jej znanego mieszkanka. Zakrada się. Wszędzie rozsypuje nasiona trawy - są na pięknym, drogim dywanie, specjalnie zaprojektowanej sofie oraz materacu łóżka. Teraz wystarczy jeszcze dokładnie podsypać całość nawozem, starannie podlać i włączyć ogrzewanie na najwyższy stopień. Gotowe.
Zemsta dokonana. Porzucona kobieta po raz ostatni zamyka za sobą drzwi do mieszkania swojego "eks".
Wielu ludzi opuszczonych przez partnera reaguje wściekłością i pała chęcią zemsty. Inni z kolei zamykają się w kokonie smutnych wspomnień, rozpaczają z powodu zniszczonych marzeń o przyszłości lub popadają w zwątpienie. To zdumiewające, że niektórzy zmieniają partnerów jak rękawiczki, na pozór beznamiętnie, podczas gdy innych rozstanie dotyka tak mocno, że na długie tygodnie zakopują się pod kołdrą.
Przyczyn tak różnych zachowań poszukują psychologowie, badacze mózgu i ewolucjoniści. Uważają oni, że to, jak radzimy sobie z emocjami po rozstaniu, wyjaśnia indywidualna przeszłość każdego z nas, ale i wielowiekowa historia naszego gatunku. Na ten ostatni aspekt kładzie nacisk m.in. Carin Perilloux, psycholog ewolucyjny z University of Texas w Austin. Argumentuje ona, że w trakcie wieków ewolucji ludzie wykształcili wiele strategii radzenia sobie z rozstaniami. Wśród niech jest i lekceważenie porzucenia oraz traktowanie go jako elementu osobistego rozwoju, przygotowania na coś nowego i lepszego. Przykład? Przeciętny 40-letni Indianin z żyjącego współcześnie w Paragwaju plemienia Ache był już dwunastokrotnie żonaty i ma za sobą jedenaście rozwodów!
- Rozstania były z dawien dawna na porządku dziennym, a zatem człowiek w toku ewolucji rozwinął szereg strategii, by przezwyciężyć ból, który nieuchronnie im towarzyszy - komentuje Carin Perilloux.
W marcowych Charakterach:
Słowa, które otwierają nas na siebie, czyli sztuka dobrego porozumiewania się.
Dobra komunikacja buduje dobre relacje. Od nich zależy nasze szczęście, zdrowie, a nawet... powodzenie finansowe. Jak zatem mówić i słuchać, by kontakt z innymi umacniał nas nawzajem i rozwijał?
W numerze także:
Wojciech Eichelberger uczy oswajać codzienny stres
Wu-wei: szczęście bez wysiłku jest możliwe
Co zrobić, by pieniądze nie psuły relacji
Jak wyjść z roli ofiary losu?
I wiele innych pomocnych, inspirujących, poruszających tekstów i rozmów.
fot. Charaktery
Smutek i przygnębienie nie są tylko bezużytecznym skutkiem ubocznym dramatycznych rozstań. Pełnią także funkcję terapeutyczną. Smutek umożliwia nam zrobienie sobie przerwy, daje chwilę na zastanowienie i znalezienie nowego punktu oparcia. Świadczą o tym choćby wyniki badania przeprowadzonego przez Carin Perilloux w 2008 roku. Zapytała ona 193 studentów o to, co czuli po ostatnim rozstaniu z partnerem. Zgodnie z oczekiwaniami badaczki, porzuceni częściej i mocniej odczuwali przygnębienie niż ci, którzy zakończyli związek na własne życzenie. Okazało się też, że osoby odczuwające smutek deklarowały, że po rozstaniu przemyślały swoje błędy i pragnienia oraz nauczyły się na nowo i prawdopodobnie bardziej realnie oceniać swoją wartość w związku.
- Nieprzyjemne uczucia chronią nas przed tym, byśmy znowu nie znaleźli się w podobnej sytuacji - mówi Perilloux. Złamane serce dba więc o to, żebyśmy staranniej wybierali przyszłych partnerów i intensywniej pracowali nad związkiem.
Ale nie tylko smutek pomaga nam pokonać ból po rozstaniu. Ewolucja wyposażyła nas w kolejny środek zaradczy - płacz. Lady Diana podbiła serca telewidzów, gdy w listopadzie 1995 roku przed obiektywami kamer zalała się łzami. Opinia publiczna wybaczyła jej skok w bok z nauczycielem jazdy konnej, a za "tego złego" uznany został książę Karol. Płacz jest... zręcznym posunięciem. Ludzie traktują go jako swego rodzaju wołanie o pomoc i najczęściej natychmiast wynagradzają okazywaniem współczucia i wsparcia. Na dodatek, jak udowodnił w 2007 roku Jonathan Rottenberg, psycholog z University of South Florida w Tampie, dzięki płaczowi organizm osoby przygnębionej odzyskuje siły, nadwątlone przeżytym stresem psychicznym. Dzieje się tak dlatego, że płacz pobudza układ parasympatyczny ? tę część wegetatywnego układu nerwowego, która jest odpowiedzialna za regenerację i odprężenie organizmu. Doświadczenia na zwierzętach wykazały, że płacz uwalnia endorfiny i obniża produkcję kortyzolu, co umożliwia organizmowi szybszy powrót do równowagi wewnętrznej.Płacząc, stajemy na nogi.
Utrata partnera pozostawia po sobie ślady w mózgu. W jej wyniku całymi tygodniami panuje w nim "stan wyjątkowy", mózg zachowuje się tak, jakby był "na odwyku". - Za odczuwanie tęsknoty za partnerem odpowiada ten sam układ neuronalny, który jest odpowiedzialny za pociąg do narkotyków u osób uzależnionych - wyjaśnia John Mann z New York State Psychiatric Institute.
Gdy opuszcza nas partner, zmienia się aktywność w około 70 obszarach naszego mózgu. Dotyczy to przede wszystkim kobiet; mężczyźni słabiej reagują na rozstania.
Arif Najib, neurolog z Tybingi, zbadał przy pomocy funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI) aktywność mózgów dziewięciu kobiet, które właśnie przeżyły rozstanie. Naukowiec poprosił uczestniczki, by w trakcie sesji obrazowania mózgu myślały o swoich byłych partnerach i przypomniały sobie szczególnie bolesne wspomnienia. Jedna z badanych tęskniła za spacerami po plaży z przyjacielem. Inna przypomniała sobie o cudownym uśmiechu swojego ?eks?. Trzecia czuła się szczególnie samotna.
Zapis ze skanera pokazał, że wzór aktywności mózgów opuszczonych kobiet był porównywalny z tym obserwowanym u osób przeżywających śmierć bliskiej osoby. W niektórych rejonach mózgu, np. w przedniej części płata skroniowego, korze wyspy oraz w korze przedniego zakrętu obręczy, aktywność wyraźnie spadła. Najbardziej interesująca w tym aspekcie wydaje się aktywność w przedniej część płata skroniowego: to tu dochodzi do połączenia bodźców neutralnych (przykładowo widoku jakiejś twarzy) z emocjami. Wyspa reguluje odczuwanie bólu i jest aktywna podczas uświadamiania sobie uczuć. Kora przedniego zakrętu obręczy jest z kolei zazwyczaj najbardziej aktywna podczas przetwarzania informacji. Mniejszą aktywność odnotowywano także w korze przedczołowej, która służy do kontrolowania emocji i jest współodpowiedzialna za uwagę i koncentrację.
Różnice w reakcjach na porzucenie widać nie tylko w odmiennej aktywności mózgu, lecz także w opisach uczuć i stanów, jakie przeżywają badani. Eksperymenty Perilloux wykazały, że opuszczone kobiety odczuwały większy smutek niż porzuceni panowie, były też bardziej lękliwe i częściej popadały w zwątpienie na temat własnej wartości. Z kolei porzucający mężczyźni częściej niż kobiety mówili o tym, że odczuwali szczęście z zerwania lub było im ono obojętne. Perilloux znów interpretuje to w duchu ewolucjonizmu: dla kobiet, obojętnie czy opuszczały, czy też były opuszczane, koszty rozstania były przez długi czas bardzo wysokie.
Jeśli ich obrońca i opiekun zostawiał je, to ich szanse na godne życie lub nawet przeżycie malały. Dzisiaj, choć duża część kobiet jest samodzielna, wciąż zarabiają średnio mniej niż mężczyźni. Po rozstaniu dwukrotnie wzrasta ryzyko życia w biedzie przez kobiety, ponieważ tracą przeciętnie jedną trzecią dochodów na głowę członka rodziny - tak przynajmniej wyliczyli w statystykach za 2003 rok socjologowie z Uniwersytetu w Bielefeld.
Perilloux uważa jednak, że z ewolucyjnego punktu widzenia rozstanie może być kosztowne także dla mężczyzny - po rozstaniu znacznie zmniejszają się jego szanse na przekazanie genów. Badania Perilloux z 2008 roku pokazały, że mężczyźni byli bardziej niż kobiety sfrustrowani z tego powodu, że ich partnerka seksualna jest nagle dla nich ?niedostępna?. Mężczyźni bardziej niż kobiety skłonni byli zjawiać się niespodziewanie w mieszkaniu byłych partnerek. Drugą stroną medalu jest fakt, że to mężczyźni częściej bez większego problemu znajdowali nowe partnerki seksualne.
Kobiety postępują inaczej. Niektórzy psychologowie sądzą, że najczęściej nie są zaskoczone rozstaniem, ponieważ stale monitorują sytuację w związku i wcześniej dostrzegają niepokojące symptomy. Tuż przed końcem związku tworzą lub odnawiają sieć społecznych kontaktów, w którą wchodzą po rozstaniu. Pomaga im to potem osłabić ból wywołany zakończeniem związku, m.in. dzięki rozmowom na jego temat z przyjaciółmi. Kolejnym sposobem na poprawienie sobie nastroju i zapomnienie jest rzucenie się w szał zakupów.
Według Perilloux to także ma podłoże ewolucyjne: zakupy i poprawianie wyglądu są dla osamotnionej kobiety niezwykle ważne, jeśli chce zdobyć kolejnego partnera. Kobiecymi i męskimi strategiami radzenia sobie z bólem rozstania zajmował się również David Knox, socjolog z East Carolina University w Greenville. Po badaniach przeprowadzonych w 2000 roku stwierdził, że dla kobiet najlepszym plastrem na ranę jest czas, dla mężczyzny - nowa partnerka. Knox ustalił także, że w odpowiedzi na ogarniający smutek panowie znacznie częściej zaglądali do butelki, rzucali się w wir aktywności fizycznej (np. zaczynali uprawiać sport) lub całkowicie poświęcali się pracy. Ale to kobiece, długotrwałe strategie są znacznie skuteczniejsze ? uważa Knox.
O tym, czy tkwi w nas "talent do nieprzeżywania rozstań", decyduje także nasze dzieciństwo oraz to, jak nas wychowywano. O kluczowej roli tego ostatniego elementu jest przekonany David Sbarra, psycholog z University of Arizona. Według niego dzieci - a później dorośli - lepiej będą radzili sobie z rozstaniami, jeżeli ich rodzicom udało się stworzyć poczucie bezpieczeństwa i szczerej więzi. Nawet gdy dorośli rozstają się, dzieci muszą wiedzieć, że bez mamy lub taty także mogą czuć się bezpiecznie. Da im to w przyszłości kompetencje niezbędne do wchodzenia w związki, a jeśli nawet zostaną odtrąceni przez partnera, będzie im łatwiej tę sytuację zaakceptować. Śmielej będą patrzeć w swoją przyszłość.
Zupełnie inaczej będzie wyglądać sytuacja dzieci, których rodzice zachowywali się nieobliczalnie, nie opiekowali się właściwie swoim potomstwem lub pozostawiali je bez opieki na dłuższy czas.
Osoby, które wychowywały się w takich warunkach, zawsze będą bardzo obawiać się utraty bliskiej osoby. Bywa, że w obawie przed traumą rozstania nie decydują się nawet na nawiązanie bliskiej relacji. Pozostają samotne.
Także w późniejszych etapach rozwoju pojawiają się przeszkody, które powodują, że ludzie gorzej radzą sobie z rozstaniami. Należy do nich utrudnianie przez rodziców młodzieńczej separacji i opuszczenia domu rodzinnego. Osobom, które mają do czynienia z taką sytuacją, samodzielność jawi się później w negatywnym świetle, czują się winne, nawet gdy bardzo chcą się uwolnić od swojego partnera. Nawet wtedy, gdy absolutnie nie chcą z nim być.
Bezpośrednio po rozstaniu życie wydaje się często bardzo ponure. Wiele porzuconych osób jest przekonanych, że już nigdy nie zwiążą się z nikim tak mocno. Na szczęście świat ma bardziej różowe barwy. Paul Eastwick, psycholog z Northwestern University w Evanston twierdzi, że zwykle przeceniamy to, jak fatalnie czujemy się bądź będziemy czuć po rozstaniu. W swoim eksperymencie Eastwick udowodnił, że w rzeczywistości wychodzimy z dołka dwa razy szybciej niż przypuszczaliśmy, a dzieje się to przeciętnie po dziesięciu tygodniach od rozstania. Uczestnicy badania Evanstona nie doceniali najwyraźniej swego ,,psychicznego układu odpornościowego?, na który składa się zdolność do nadawania sensu złym wydarzeniom i łagodzenia dzięki temu skutków szoku.
Z czasem koncentrujemy się coraz bardziej na denerwujących przyzwyczajeniach i wadach naszego "eks" niż na jego zaletach. Niezakręcona tubka pasty do zębów, obcięte paznokcie z nóg, śmiech wprawiający w zakłopotanie w towarzystwie ? negatywne wspomnienia stają nam nagle przed oczami jak żywe, a rozstanie wydaje nam się jedynym właściwym i absolutnie koniecznym rozwiązaniem. Zaczynamy też dostrzegać pozytywne skutki rozstania: fakt, że mamy więcej czasu dla przyjaciół, na własne hobby, że wreszcie możemy sami urządzić własny kąt.