Miejsce akcji: luksusowa galeria handlowa. Strategia podrywu? "Hilal" rwie na "górala z Podhala", "Abdulaziz" na bycie łosiem, a "Saif" na urodę. Jakie inne typy męskich podrywaczy przypierają ataki na kobiece wdzięki?
W Emiratach oficjalnie nie ma ani randek, ani damsko-męskich przyjaźni - pisze w swojej książce "Beduinki na Instagramie" Aleksandra Chrobak. - W społecznie akceptowanej normie mieści się albo małżeństwo, albo spuszczone z szacunkiem oczy, wszystko inne to mniej lub bardziej zakamuflowane pożądanie. Jak zapewnia Chrobak: - Wbrew pozorom relacje pozamałżeńskie kwitną nawet w tak tradycyjnych społeczeństwach jak emirackie. W przestrzeni publicznej istnieje nieustanne napięcie i toczy się damsko-męska gra - seks wisi w powietrzu i nie wyruguje go żaden szariat.
Zanim przejdziemy do konkretnych typów podrywaczy, zacznijmy od nakreślenia sytuacji panującej w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Fot. tord sollie/Flickr.com/CC BY-NC-ND 2.0
W społeczeństwie, w którym starannie przestrzega się separacji płci w przestrzeni publicznej, jest tylko jedno miejsce, swoista szara strefa, gdzie kobiety i mężczyźni mogą swobodnie nawiązać kontakt: centrum handlowe. To towarzyska mekka, do której codziennie pielgrzymują młodzi Emiratczycy - pisze w swojej książce Chrobak.
Galeria handlowa jest dla kobiet doskonałym pretekstem do wyjścia z domu. Zakupy są dla nich swoistym wentylem bezpieczeństwa w życiu rodzinnym. Półżartem mówi się tutaj, że żonie można odmówić edukacji, ale nie zakupów.
Większość młodych kobiet może spokojnie wybrać się na zakupy z koleżanką. Centrum handlowe jest wyjątkowym miejscem egalitarnej rozrywki, bo ze względów praktycznych nie da się podzielić sklepów na damski i męski sektor.
Poza tym potrzeba i chęć zakupów jest na tyle powszechna, także wśród strażników moralności, że nie wprowadza się dodatkowych sankcji. Kino, owszem, jest niebezpieczne - kobiety i mężczyźni w jednym ciemnym pomieszczeniu mogą budzić rodzicielskie obawy - jest zatem haram: grzeszne, niedozwolone. Jedzenie w restauracjach wiąże się z koniecznością publicznego odsłonięcia ust, więc ta przestrzeń również wymaga segregacji, ale co można zarzucić w sytuacji, gdy pół metra od kobiety mężczyzna ogląda ten sam towar?
Fot. asim bharwani/Flickr.com/CC BY-NC-ND 2.0
Panowie czujnie krążą pomiędzy sklepami, korzystając z liberalnej atmosfery tego miejsca. Pozwalają sobie bezwstydnie na spoglądanie kobietom w oczy. Niepisane zasady gry mówią, że drugie spojrzenie, które odwzajemnia kobieta, jest oznaką zainteresowania, a trzecie to zaproszenie.
Galeria to taki emiracki Tinder - spojrzenie komuś w oczy decyduje, czy będzie to "match" i dyskretna wymiana numerów, czy "swipe", kosz. Sygnałem tego ostatniego jest odwrócenie wzroku i rzucenie go, jak grubych sieci, na kolejną osobę. Tutejsze środki komunikacji w sferze romansowo-towarzyskiej w miejscu publicznym są z konieczności niezwykle subtelne.
Choć miłosne podchody Emiratczyków mogą sprawiać wrażenie rozpaczliwych, w rzeczywistości tutejszym mężczyznom trudno się oprzeć. Są piękni, inteligentni, przeważnie wykształceni, eleganccy, dumni i do bólu grzeczni mimo władzy i pieniędzy, jakimi dysponują.
Faceci z Zatoki to nie zdesperowani podrywacze z ośrodków wczasowych dla seksturystek w Egipcie czy Tunezji, ale creme de la creme arabskiego świata.
Wszyscy chłopcy wyglądają tu niemal dokładnie tak samo, jak z taśmy produkcyjnej. Biała kandura, biała gutra, ciemne sandały, pięknie przystrzyżony zarost i uwodzicielskie wejrzenie.
Na oko nie da się ocenić, kto zacz. Akcesoriów noszą niewiele. Nie ma, tak jak w Europie, sygnałów ostrzegawczych w postaci białych skarpetek czy złotych krzyży maltańskich na szyi.
Dlatego flirt w centrum handlowym jest jak poker w ciemno, bez odkrywania kart. Nie wiadomo, kto nam się trafi: szejk czy policjant z drogówki. Dopiero po pierwszym telefonie albo spotkaniu można cokolwiek o amancie powiedzieć. Niby kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, ale tutaj to prawie zawsze Sowietskoje Igristoje.
Fot. TIM GRAHAM/tribes of the world/CC BY-SA 2.0
Stan cywilny? Nieznany
W ZEA nie ma także tradycji noszenia obrączek, co ułatwia polowanie na nowe znajomości bez względu na stan cywilny. Jeśli jednak podejść do rzeczy statystycznie, właściwie należy założyć, że każdy tutejszy mężczyzna po dwudziestym piątym roku życia jest żonaty. Jednak żeby upewnić się na sto procent, trzeba zapytać.
Dodatkowo w Emiratach wielożeństwo jest dość powszechne, ponieważ tutejszych mężczyzn na nie stać. Jedna żona to ogromny wydatek, a zapewnienie jednakowego standardu życia czterem wymagającym Arabkom, które nie pracują i mają powyżej sześciorga dzieci to nie jest zadanie dla gołodupca.
Autorka książki Aleksandra Chrobak; Fot. Archiwum prywatne
Karty na stół
Sytuacja nakreślona, możemy więc przejść do konkretów, czyli typów galeryjnych podrywaczy. Jakie mają strategie panowie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich?
Wszystkie cytowane fragmenty pochodzą z książki "Beduinki na Instagramie" Aleksandra Chrobak wydanej przez Znak Literanova.
Tutejsi amanci mają różne strategie uwodzenia. Taki na przykład niepozorny Hilal totalnie wtapia się w tłum. Nie puszy się jak paw złotym zegarkiem w dubajskim stylu. Jego tajna broń to podryw "na Beduina".
Jest koło czterdziestki, dobrze ustawiony, zamożny, z willami w Emiratach i za granicą. Dobrze zbudowany z lekko siwiejącym, doskonale przyciętym zarostem, męskim nosem i magnetyzującym czarnym wejrzeniem zawsze jest w pogotowiu i ma zapas wizytówek. Poluje samodzielnie. Jego modus operandi to dyskrecja.
Upatrzoną ofiarę zagaduje na przykład półgębkiem w kolejce po lody. Uwodzi na prostolinijność i beduińską skromność. Mówi o sobie "chłopak z Al-Ajn". Trochę tak, jakby podkreślał, że jest z prowincji, szczycił się: "jestem z Podhala".
Wiejskie pochodzenie i odwoływanie się do beduińskich korzeni ma tu bardzo pozytywne konotacje. Kojarzy się z tradycyjnymi wartościami, szlachetnością, gościnnością - prostym, skromnym, dobrym życiem, które dziś staje się już tylko wspomnieniem. Nic nie chwyta mocniej za lokalne serce niż obraz beduińskiej pary siedzącej przy ognisku przed namiotem, spoglądającej na księżyc i czekającej na przyjście na świat pierworodnego syna.
Być może właśnie dlatego ta nostalgia świetnie się sprawdza jako chwyt marketingowy na rynku randek.
Wszystkie cytowane fragmenty pochodzą z książki "Beduinki na Instagramie" Aleksandra Chrobak wydanej przez Znak Literanova.
Samo imię, tradycyjne, jeszcze przedmuzułmańskie, też jest piękne i pasuje do wizerunku: Hilal oznacza po arabsku "półksiężyc". Nasz "Beduin" ewidentnie wie, jak się zareklamować. Wygląda też bardzo dobrze jak na swój wiek. Emiratczycy szybko dojrzewają i po przekroczeniu trzydziestki momentalnie tatusieją, ale niektórzy szczęśliwcy trzymają się nieźle, z sukcesem przechodząc od młodzieńczego uroku do wyrafinowanego szpakowatego seksapilu dojrzałego Araba z Zatoki, pełnego klasy, ujmującej grzeczności i poczucia humoru, któremu siedmiocyfrowe kwoty na koncie bankowym dodają pewności siebie, prezencji i autorytetu.
Hilal obecnie ma dwie żony Emiratki i jedną Niemkę, a do tego (biedactwo) tylko czworo dzieci. Na szczęście może poślubić jeszcze jedną kobietę.
Jest sympatyczny, nienachalny i prawie koleżeński, ale jeśli upolowana w centrum handlowym dziewczyna nie zechce zostać na noc w nadmorskiej hacjendzie, szybko ją spławia. Tradycyjne wychowanie tradycyjnym wychowaniem, lecz Hilal nie będzie marnował czasu na jałowe, po emiracku platoniczne romanse. Tu beduińska kindersztuba przegrywa z samczym pragmatyzmem.
Dla dziewczyn, które lubią zacząć od opróżniania kieszeni adoratorów, dobrą alternatywą może być Abdulaziz, od pierwszego telefonu reklamujący się jako "jeleń", a raczej "baran" czy "jagnię", charuf, bo to on jest w ZEA przysłowiowym symbolem naiwności.
Lat na oko trzydzieści pięć, lekka nadwaga, od urodzenia chodzi w kandurze i nigdy nie miał na sobie dżinsów. Pracuje jako mechanik na polu naftowym. Wybrankę serca nazywa "swoją różą". Jego strategia uwodzenia polega na robieniu za podnóżek.
Chętnie wykupi całe centrum handlowe Dubai Mall, jeśli "róża" sobie tego zażyczy. Biżuteria, elektronika, perfumy - proś, o co chcesz. Abdulaziz zrobi, co pani rozkaże.
Przy okazji ma oczywiście żonę, troje dzieci i, jak sam przyznaje, "malutki problem z agresją".
Żeby mieć pewność, że sprawy nie wymkną się spod kontroli, łyka dwie tabletki na uspokojenie zamiast jednej, przepisanej przez psychiatrę. Oczywiście dyskretnie, bo problemy i zaburzenia psychiczne nie są czymś, do czego Emiratczycy chętnie się przyznają. Jeśli czyjeś zachowanie daje się we znaki otoczeniu, to po prostu dostaje leki. Nie ma tu zwyczaju korzystania z pomocy terapeutów.
"Malutki problem" Abdulaziza oznacza, że żona już kilka razy wyprowadzała się od niego, zostawiając go z jedną poduszką w ogołoconym pokoju. Zabierała wszystkie meble, a nawet ręczniki.
Wtedy zawsze interweniował teść. Po intensywnej mediacji i obłaskawieniu kilkudziesięcioma tysiącami dirhamów na drobne wydatki małżonka zawsze wracała.
Abdulaziz jest amantem starej daty. Odrobina angielskiego wystarcza mu do porozumiewania się w języku miłości. Gada nawet wierszem. Pragnie jedynie potrzymać swoją damę za rękę - konsekwentnie gra nieśmiałego i porusza się zgodnie ze strategią małych kroczków.
Można spokojnie liczyć na niego w kwestiach praktycznych, takich jak zajęcie się naprawą samochodu. To w gruncie rzeczy niegroźna i przydatna znajomość: w przypadku kryzysu finansowego można się spokojnie stołować w dobrych restauracjach na jego koszt.
W porównaniu z "tradycyjnym Beduinem" i "łagodnym barankiem" dobrą partią wydaje się Saif - lat dwadzieścia siedem, z zawodu kadrowy w przemyśle naftowym. Elegancki, wysportowany, podobno singiel, wyważony w obyciu, wielbiciel Chelsea i stały bywalec modnych restauracji, na kilka godzin dziennie przyssany do sziszy w nadmorskiej kafejce (co ma lepszego do roboty? To Emiraty - czy się stoi, czy się leży, czterdzieści tysięcy się należy!).
Saif skończył studia w Anglii. Wolny, piękny i bogaty, lubi podrywać "na oświadczyny". Jego grupą docelową są dziewczyny z nadmorskich kawiarni, te, które raczej po emiracku nie bywają na dyskotekach i dla których jego rzekomo szczere intencje ożenku mogą być kuszące.
Kiedy Saif znajduje kandydatkę, oczarowuje ją pełnym szacunku traktowaniem, spuszczonym wzrokiem i zapewnieniem o poważnych zamiarach. Już na pierwszej randce opowiada, że pragnie przedstawić wybrankę swojej matce. Twierdzi, że nie chce czekać, chce się ustatkować. Będzie dziewczynę traktował jak księżniczkę, nigdy niczego jej nie zabraknie. Nie poważy się choćby na próbę pocałunku, jego seksapil to ujmująca grzeczność. Czyżby to wreszcie upragniona szóstka w totka?
Nie, kolejna podpucha. Saif po prostu lubi podrywać dla sportu i zaspokojenia własnego ego. Chce zobaczyć, jak szybko dziewczyna mu ulegnie i łyknie jego obietnice jak młody pelikan, a kiedy widzi, że cel został osiągnięty, ulatnia się bez wyrzutów sumienia.
Więc może Mubarak? Ten stara się wyróżnić muskulaturą. Kandura opina monstrualną klatę, a gutra przykrywa ogoloną głowę. Kiedy akurat nie ogląda odżywek w sklepie sportowym, chętnie nawiązuje nowe znajomości.
Jest przed trzydziestką, stan cywilny nieznany, czyli prawdopodobnie od kilku lat żonaty, z kilkorgiem dzieci w wieku przedszkolnym. Podobno ma jakiś biznes samochodowy, ale najważniejszy jest dla niego roczny karnet na basen w hotelu Fairmont.
Gustuje w blondynkach, które chętnie zabiera do hotelowego pokoju, wynajmowanego z rabatem dla stałych bywalców. Na plaży bryluje w krótkich jaskrawych szortach, a nie - jak jego koledzy - w długich bryczesach, szanując islamską regułę, która każe mężczyźnie zakrywać się od pasa do kolan.
W ulubionym klubie zawsze ma stolik zastawiony butelkami wódki i innych alkoholi, przepija kilka tysięcy w jedną noc. Jeśli jakaś dziewczyna mu się spodoba, zaprasza ją do stolika z drinkami bez limitu. Ma powodzenie. Wiedzie życie wzorowane na wideoklipach gwiazd amerykańskiego hip-hopu.
Zawsze wyluzowany, zawsze z pełnym kieliszkiem, uwodzi dziewczyny "na luzaka", zwesternizowanego amatora dobrej zabawy. Bardziej hulaszczy niż wczesny 50 Cent, jest przekonany, że właśnie na to lecą długonogie blondynki. Lubi przechwalać się pijackimi i seksualnymi ekscesami, chętnie organizuje imprezy na jachcie. Siedzenia jego samochodu uginają się w nocy pod ciężarem wielu pośladków.
Wszystkie cytowane fragmenty pochodzą z książki "Beduinki na Instagramie" Aleksandra Chrobak wydanej przez Znak Literanova.
Kolejny kandydat przeczesujący wzrokiem korytarze galerii to Hazza. Ma piękne oczy i nie waha się ich użyć. Podkreśla je nawet w tym celu kadżalem - czarną arabską kredką. Jest młody, ma dwadzieścia trzy lata, i pracuje na nieokreślonym, ale dobrze płatnym stanowisku w budżetówce. Po godzinach amator makijażu (poczernianie oczu przez mężczyzn było bardzo popularne w czasach beduińskich).
Dziś w organizacjach rządowych surowo zabrania się męskiego makijażu w godzinach pracy. A szkoda, bo ładnie to wygląda - ciemna kredka podkreśla czarne oczy, które przy typowej dla Emiratczyków jasnej skórze i długich rzęsach same w sobie są przepiękne.
Dla wzmocnienia efektu od grudnia do marca Hazza poluje na dziewczyny w czarnej kandurze. Piękne imię Hazza występuje tylko w Abu Zabi i oznacza kogoś chętnego do pomocy.
Ostatni podrywacz z centrum handlowego to Chalifa, aka samotny jeździec. Wieczorami odwiedza galeriowe restauracje, a jeśli tam nie uda mu się nic złowić, wyrusza na nocną przejażdżkę. Zresztą nie tylko on.
Nieprzebrane tłumy młodych Emiratczyków przemierzają drogi dla zabicia czasu i w poszukiwaniu przygody.
Chalifa ma lat dwadzieścia kilka, a przynajmniej na tyle wygląda spoza wpółopuszczonej szyby samochodu. Potrafi wykorzystać każdą okazję drogową do zainicjowania potencjalnego romansu.
Każda kobieta zatrzymująca się na światłach czy parkująca pod sklepem może usłyszeć prośbę u numer telefonu wydobywającą się z samochodu obok. Nawet niebaczne spojrzenie na kierowcę wyprzedzanego auta może skutkować pościgiem i prośbą o zatrzymanie się na poboczu w celu wymiany danych telekomunikacyjnych. Dlatego Emiratki jeżdżą wyłącznie samochodami z czarnymi szybami, które czasami lekko opuszczają w czwartkowe wieczory na autostradzie do Dubaju.
Cay Garcia wyrzekła się swojej wolności na czas służby u arabskiej księżniczki. "Za drzwiami pałacu" - książka, którą napisała, to wspomnienia z tego czasu i kulisy funkcjonowania arabskich dworów.