Pani Wiesława, lat 82, ja - 38 i 16-letnia Nina. Wybrałyśmy się we trzy do kina na "Sztukę kochania. Historię Michaliny Wisłockiej". Jak odebrałyśmy film mówiący o walce jednej kobiety o seksualną satysfakcję milionów Polek? Co nam się podobało, a co nas wkurzyło? I czy metryka miała wpływ na nasze oceny?
82-letnia pani Wiesława to osoba niezwykle aktywna towarzysko, działająca z innymi seniorami w Dancingu Międzypokoleniowym. Stanowczo deklaruje, że seks to bardzo prywatna sprawa, każdy ma prawo do miłości i nikomu nic do tego. I nieważne, czy miłość łączy osoby odmiennych, czy tych samych płci.
Pani Wiesława przyznaje, że miała dużo szczęścia. Mąż był otwarty na jej potrzeby. Ale wiele kobiet z jej i starszych pokoleń kładło się i zaciskało zęby podczas spełniania małżeńskiego obowiązku.
Pokoleniem środkowym jestem ja, 38-latka, wychowana na rubrykach poradnikowych w "Popcornie" i "Dziewczynie". I bardzo je z perspektywy czasu ceniąca za oddawanie głosu nastolatkom, radzenie im, traktowanie jak partnerów. Dla mnie i moich znajomych oswajanie seksu to była teoria z gazet plus trochę niewinnych doświadczeń w praktyce. Rubryka "Mój pierwszy raz" dawała nam niejakie pojęcie, czego możemy się spodziewać.
Nina ma 16 lat i chodzi do społecznego liceum. Nie może liczyć na systemową edukację seksualną. Jak sama zapewnia, dojrzewa w czasach, w których edukacja na temat seksu jest raczej ograniczana niż propagowana. Z zajęć z wychowania do życia w rodzinie w każdym razie zrezygnowała - prowadzi je pani od religii. W rozmowie Nina przyznała, że temat seksu jest w jej kręgu ciągle kwestią mocno tajemniczą, podszytą dodatkowo strachem i brakiem pewności, czy to, co nastolatki widzą i czytają, to aby na pewno prawda.
Czy naszym zdaniem sceny seksu w filmie były realistyczne, czy nie? CZYTAJ DALEJ>>>
Pani Wiesława: Piękne ciała, więc z przyjemnością patrzyłam. Chociaż wiadomo, najwygodniej w czterech ścianach, we własnym łóżku. Ale każdy ma swoją wyobraźnię. I to dobrze, nikomu nic do tego. Kto z kim, jak, gdzie - wara nam od tego!
Nie raził mnie trójkąt, w jakim żyli bohaterowie, chociaż sama nigdy bym się na niego nie zgodziła.
Ola: Sceny seksu bardzo prawdziwe. Chociaż wpędzające trochę w poczucie winy, że nie każdy tak na kajaku na jeziorze i pod sosną w lesie współżyje.
Zawsze zadziwiają mnie filmowe porywy namiętności - jak to ludzie się na siebie rzucają, od razu przechodzą do stosunku, a po pół minucie ujęcia zgodnie szczytują. Jeśli zaś chodzi o filmy fabularne, to uważam, że nic nie jest na razie w stanie przebić naturalistycznych scen seksu w serialu "Dziewczyny".
Nina: Co do realizmu scen ciężko mi się wypowiadać. Na pewno nie czułam się komfortowo podczas zbiorowego oglądania scen seksu na ogromnym ekranie. Głupio mi było. I to wina społeczeństwa i kultury. To one tak mnie ukształtowały, że seks to tabu. A to jest normalna rzecz.
Pani Wiesława: Tak jak pokazano to w filmie, za moich czasów o seks toczyła się walka. Kościół się wtrącał, państwo się wtrącało. Kobiety miały źle - nie miały przyjemności ze współżycia, a musiały, bo "mąż ma potrzeby", "bo przyrzekały". A jak się buntowały, to raz dostały lanie, drugi raz dostały lanie i już nie miały argumentów. Ale można było trafić na świetnego partnera i cieszyć się z seksu.
Ola: Pod względem wiedzy, samoświadomości i edukacji nie chciałabym żyć w czasach młodości Michaliny Wisłockiej. Ale podziwiam siłę kobiet, chęć rozwoju, ich nieustępliwość.
Moje pokolenie dało sobie radę, ale mam nadzieję, że ja i moje rówieśnice jesteśmy na tyle otwarte i samoświadome, że będziemy potrafiły wychować córki na silne, pewne swojej seksualności nastolatki.
Nina: Niewiele różni mnie i moje koleżanki od kobiet pokazanych w "Sztuce kochania". - Tak samo mało wiemy o seksie, tak samo się boimy konsekwencji - głównie niechcianej ciąży. Widać to po wpisach w mediach społecznościowych i na forach. W przeciwieństwie do kobiet z czasów sprzed rewolucji Wisłockiej my zdajemy się w obecnej sytuacji tracić powoli prawa do wszystkiego.
Pani Wiesława: Poszłabym na ten film jeszcze raz. Z prawnuczką! Tylko musi trochę podrosnąć, bo ma dopiero sześć lat.
Ola: Polecam kobietom. Ku inspiracji, ku pamięci, żeby nie tracić czujności, nie ustępować pola, nie godzić się na kompromisy, żeby się szanować, dbać o swój interes, bo mężczyźni o swój dbają.
Nina: Wszystkim go polecam! Ten film oprócz ciekawej historii pokazuje także dobrą kondycję polskiego kina.
Pani Wiesława: Przypomniałam sobie dawne czasy i zdenerwowało mnie, jak kiedyś było. Jak traktowano kobiety, jakie panowało zakłamanie.
Ola i Nina: W filmie jest wiele scen seksu, w żadnej jednak nie widać penisa. A kobiece ciało owszem pokazywane jest w pełnej krasie. To sygnał, że jednak wiele jest jeszcze do zrobienia, a rewolucja wcale się nie skończyła.
Nina: Zdenerwowało mnie to, że wszystko wskazuje na to, że stracimy prawa, o które kobiety z filmu walczyły.
PRZECZYTAJ TAKŻE: