Mamy zwycięską trójkę! Rozstrzygnięcie konkursu Blue City

Wybrałyśmy trzy zwycięskie artykuły, które najtrafniej pokazują atmosferę spotkań organizowanych w Centrum Handlowym Blue City w Warszawie. Kto zwyciężył?
fot. Blue City fot. Blue City fot. Blue City

Konkurs

Konkurs ogłoszono w zamkniętej społeczności na Facebooku grupie ''Szafa na Szpilkach'', czyli spotkania Szafiarek w Centrum Handlowym Blue City na modowych eventach i promocjach. Zobaczcie, jak dziewczyny oceniają takie wydarzenia i co napisały na ten temat.

fot. Blue City fot. Blue City fot. Blue City

I miejsce - Kamila Zdziebko

Indywidualizm czy święty spokój??

Kreatywność czy wygoda? Wtopienie się w szary tłum czy wielobarwność i posądzenie o szaleństwo?

Oto, z jakimi pytaniami zmagają się ludzie w dzisiejszych czasach, którzy o modzie wiedzą cokolwiek. Nie łudźmy się, czyli jakieś 95% nas. Nawet starsza babcia z małej wsi chce dobrze wyglądać i będzie to osiągać sobie dostępnymi metodami.

Zadajemy sobie pytanie, czym jest moda. Czy jeszcze czymś użytkowym czy już sztuką którą trzeba zgłębiać i podziwiać niczym awangardowe obrazy młodego artysty wystawione na widok publiczny w Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku.

Czy ja jako blogerka mogę mówić o modzie z tej samej perspektywy, co redakcje modowych czasopism albo potencjalna klientela sklepów w których ja też robię zakupy?

W Polsce przemysł modowy idzie w dobrym kierunku. To widać i czuć. Mamy naprawdę zdolny narybek, który dogania czołówkę polskich projektantów, choćby Berolinę Czarnotę albo duet ZuoCorp. Młodzi ludzie chcą od mody czegoś więcej niż wieczorowej sukni od Zienia albo banalnych dżinsów. Z jednej strony duża tolerancja dla odważnych projektów i ich twórców, a z drugiej totalna pogarda i nienawiść wobec osób, które je noszą. Osoby, które mają odwagę być freakami, barwnymi, kolorowymi ptakami polskiej ulicy, polskiej sceny modowej. Nie mówię tu akurat o sobie. Ale nieraz spotkałam się z totalną niechęcią do osób, które miały odwagę nałożyć na siebie coś co łamie ustalone zasady. Były złe, bo się wyróżniały. I to jest najczęstszy powód ośmieszenia, hejtowania. Prawie jak walka władz ubiegłego ustroju za czasów głębokiego socjalizmu z bikiniarzami. Ten sam schemat. Wyróżniasz się, masz odwagę na coś innego, nie pozwolimy Ci na to, nie myśl sobie, że będzie Ci łatwo.

Ale dobrze, mamy te dwa nurty. Ludzi chcących się wyróżnić  i ludzi, którzy nie chcą zostać w tyle i jako tako wyglądać modnie i zgodnie z trendami ale w granicach rozsądku, bez jakiś szaleństw. Gdzie robią zakupy, co i za ile kupują?

Coraz większą popularnością cieszą się sklepy internetowe, gdzie nie będę ukrywać i ja się zaopatruję. To doskonała mekka dla osób, które nie mają czasu ani ochoty chodzić po przeludnionych sklepach i przebierać pośród wieszaków. Jest prosto, wygodnie, jest czas na zastanowienie, częste promocje, często darmowa wysyłka. Na bieżąco z trendami i święty spokój zapewniony.

Osoby, które chcą się wyróżnić, oczekujące od mody czegoś więcej szukają w różnych miejscach - dla nich są secondhandy, sklepy vintage, modowe targi, kolekcje pre-fall.

Nie łudźmy się ta oryginalność kosztuje, szczególnie teraz, gdy kolejne lumpeksy rosną jak grzyby po deszczu i gdzie cena towaru w dniu dostawy osiąga ceny proponowane za ciuchy w sieciówkach. Na pewno osoba, która ma na sobie wiele rzeczy, wiele awangardowych, niszowych, musi za nie zapłacić dużo więcej niż osoba nosząca na co dzień dżinsy i bluzę. A często się zdarza, że mile jest widziany dyskretny znak potwierdzający przynależność danej rzeczy do kolekcji domu mody, o której przeciętny śmiertelnik może tylko pomarzyć.

Czy jest jakaś alternatywa?? Niektórzy mówią, że nie ma, że za wygląd trzeba zapłacić, że bez metki nie ma sylwetki. Ja się z tym nie zgodzę. Jestem akurat pośrodku tych ścierających się grup. I uważam, że istnieją rozwiązania dla osób, które nie mają do wydania bóg wie ile pieniędzy. Po pierwsze są aukcje internetowe. Uśmiechacie się z ironią? No przepraszam bardzo, ale można, i nikt mi nie wmówi, że nie. Dowodem na to jest wisząca w mojej szafie jedwabna marynarka od Amandy Wakeley wylicytowana z metkami za 15 zł. Drugą opcją są sklepy outlet, gdzie znajdziemy nowe ciuchy dobrych marek nawet 70% taniej. Moich ulubionych jest Tk Maxx w Blue City gdzie można znaleźć naprawdę atrakcyjne perełki od projektantów za niewielkie pieniądze. Taniej niż w Zarze.

Uważam, że w dobie Internetu, wszelakiej dostępności wielkich marek już także w Polsce każdy może znaleźć coś dla siebie. Moim zdaniem najważniejsze w tym wszystkim jest nauczenie się nie nazw kolejnych sklepów i nowych nazwisk projektantów, którzy otwierają swoje atelier przy Mokotowskiej w Warszawie a wzajemnego szacunku i tolerancji wobec swoich wyborów. Bo to jest naszą wizytówką, to czy umiemy się szanować i pochwalić w świecie nasze, rodzime polskie projekty i osoby, które mają odwagę je pokazywać.

fot. Agnieszka Głogowska fot. Agnieszka Głogowska fot. Agnieszka Głogowska

II miejsce - Rudsini

Wszystko, co dobre, jest albo tuczące, albo niemoralne."  Co do tych słów, a konkretnie do tego kto je wypowiedział zdania są podzielone, mianowicie czy była to Marilyn Monroe (kim była chyba nie muszę tłumaczyć) czy może amerykański krytyk i dziennikarz Alexander Woolcott, ale nie o tym będzie tu mowa, wręcz przeciwnie, o czymś zupełnie bagatelnym, ale i przyjemnym. Z perspektywy kobiety do przytoczonych dóbr dodałabym jeszcze buty (w tym wywodzie na bok przesuńmy jednak zagadnienie niemoralności) i w ten sposób dochodzę do tego co z rzeczy codziennych lubię najbardziej, czyli dobrze zjeść  i zdrowo przesadzić z ilością posiadanych butów.

Z racji, że zima coraz bardziej króluje nad nami, a i dała się nam odczuć w tym roku wyjątkowo wcześnie, bo już pod koniec listopada, w głowie natychmiast zagościł mi widok gór, a co za tym idzie kuligów, Sylwestra, snowboardu ale i pysznego jedzenia. Jeśli ktoś planuje wybrać się kiedyś do Krynicy Górskiej gorąco polecam poszukać miejsca o nazwie ?Oberża?, zasmakowałam raz w tym miejscu i z całą pewnością będę tam wracać. Serwują rewelacyjne dania, które na długo zapadają w pamięć. Z racji, że na co dzień daleko mi do gór (Warszawo ach Warszawo), a tym samym do tak swojskiego jadła, już jakiś czas temu odkryłam tak zwane ?Jarmarki Produktów Regionalnych?, które można napotkać m.in. w okolicach Zamku Królewskiego jak i w Centrum Handlowym Blue City.

Podczas takich targów można skorzystać z szerokiego wachlarza wyrobów z różnych Reginów naszego kraju, które z pewnością przypomną nam z czego słyną dane części Polski. Przepyszny domowej roboty chleb i smalec pachną z daleka i nie pozwalają przejść obojętnie. Osobiście przepychając się rękami i nogami natychmiast podbiegam do stoiska z serkami górskimi, znanymi może bardziej pod nazwą oscypki (w tym miejscu warto przypomnieć, że od 2 lutego 2007 r. góralskie oscypki po stoczonej i co ważniejsze wygranej walce ze Słowackimi ostiepok są drugim polskim produktem regionalnym chronionym przez prawo unijne) i nabywam całkiem pokaźny zapas, po czym równie dziarskim krokiem zmierzam w kierunku domowej roboty konfitur i przetworów, gdzie zdobywam doskonale pasującą do odsmażonych na patelni oscypków żurawinę ? zestaw idealny! Gorąco polecam i życzę smacznego tym którzy się skuszą.

Po zakończeniu łowów na jarmarku chętnie przechodzę do drugiej z przytoczonych we wstępie codziennych przyjemności kobiety, mianowicie do szalonego świata nietypowego obuwia, który odnajduję w butiku Lolly Pop, który to mieści się we wspomnianym już Centrum Handlowym Blue City.

To prawdziwy raj dla kobiet poszukujących oryginalnych i nietuzinkowych butów. Odnajdziemy tu wszelkie nowinki ze świata mody. Możemy usiąść na przewygodnej pufie w centralnej części butiku i rozkoszować się zapachem butów, tak butów, mówię całkowicie poważnie, ale nie byle jakich, butów pachnących marki Melissa, przywołujących swoją wonią na myśl wczesne lata dziewięćdziesiąte, a może wcześniejsze, dla niektórych z pewnością lata dzieciństwa. Pachną słodko, cukierkowo, dla każdego trochę inaczej, ja czuję w nich pyszną gumę balonową. Przesuwając wzrok po różowych, nietypowych półkach, zaskakujących nas od czasu do czasu przekrzywieniem to w prawo, to w lewo odnajdujemy kolejne nietuzinkowe egzemplarze, można by śmiało pokusić się o stwierdzenie, że co ciekawsze marki z różnych krajów.

Kiedy człowiek myśli, że już wszystko widział i żaden but go nie zaskoczy, spośród półek wyłania się odważna brytyjska marka Irregular Choice proponująca niezwykle pozytywnie zakręcone pantofle, tylko dla odważnych! Buty te trudno inaczej nazwać niż ekstrawaganckimi, przełamują one wszelkie konwenanse, a już sama nazwa mówi czego możemy się po nich spodziewać ? nietypowego wyglądy, kiczu, ale w dobrym smaku, szalonych kształtów i barw, fikuśnych obcasów, często nawiązania do świata fantazji, bajek.

Można spokojnie stwierdzić, że designerski Lolly Pop nie ustępuje w niczym klimatowi butików będącym miejscem spotkań stylowych kobiet w Londynie, Paryżu czy Tokyo. Ten niewielki sklepik bez wątpienia może pochwalić się rolą prekursora mody w Polsce wprowadzając do swojego wyselekcjonowanego asortymentu jako pierwszy buty Jeffrey Campbell, wspomnianej już Melissy czy też wyjątkowych śniegowców Rubber Duck.

Mówiąc  o Lolly nie można zapomnieć o torbach, których już pierwszym ogromnym plusem z perspektywy kobiety jest to, że ma się prawie 100% gwarancję, że nie spotka się na ulicy drugiej takiej samej. Matt&Nat jest wegańską marką pochodzącą prosto z Kanady, która dzięki swojemu niesamowitemu wzornictwu i trwałości cieszy się ogromną popularnością na całym świecie. W tym miejscu warto wspomnieć, że w Polsce również została już doceniona i kilka lat temu otrzymała nagrodę ''Doskonałość Mody'' Twojego Stylu. Firma co sezon zaskakuje niebanalnymi recyklingowymi pomysłami, a swoimi efektownymi torbami pokazuje jakie niesamowitości można stworzyć choćby z plastikowych butelek

Długo by jeszcze opowiadać o skarbach jakie można odnaleźć w tym niewielkim butiku, po prostu trzeba je samemu odkryć. Ze swojej strony mogę zapewnić, że kobiety ceniące sobie oryginalność odnajdą się tam bez trudu, a stylowe dodatki kupione w Lolly zachwycą najwybredniejsze gusta.

Wszystkie kobiety poszukujące codziennych przyjemności i poprawiaczy humoru zapraszam na taki właśnie szlak ? drogą przyjemności dla żołądka i dla oka. Stanowczo może być to skuteczny umilacz zwykłego dnia.

fot. Blue City fot. Blue City fot. Blue City

III miejsce - Zuzanna Prusińska

Odczarowany Misz-Masz

Najpierw była pasja do polskiej mody, później pomysł i wiele pomocnych osób, kilka tygodni realizacji i w końcu kulminacja. Targi polskich marek i projektantów zawsze były pewniakami w moim kalendarzu. Starałam się być na wszystkich odbywających się w Warszawie, poznawałam coraz więcej twórców, robiłam z nich relacje na swoim blogu. Jestem wzrokowcem, więc po krótkim czasie bez problemu odróżniałam style i charakterystyczne produkty. Bakcyla do organizacji takich imprez załapałam podczas stażu. Od zaplecza poznałam warunki powstawania takiej imprezy, zobaczyłam jakie błędy mogę popełnić i wyciągnęłam wnioski na przyszłość. Nie musiałam długo czekać, by móc je wprowadzić w życie. Blue City po usłyszeniu pomysłu było bardzo chętne do współpracy i dostałam próbny termin.

No właśnie, a jaki był ten pomysł? Odwiedzając warszawskie targi zauważyłam, że oprócz pewnego stałego składu projektantów, widzę również znajome twarze wśród klientów. Odwiedzali je niemal ci sami ludzie, którzy nie dość, że znali marki, to doskonale znali kalendarz targów. Zamknięta grupa. Przydałoby się poszerzyć grupę odbiorców młodych twórców. Drugą częścią pomysłu było odczarowanie błędnych stereotypów dotyczących zakupów u polskich projektantów. Pierwszym czynnikiem zniechęcającym jest cena. Najwięcej ludzi kojarzy polską  modę z wielkimi nazwiskami jak Baczyńska czy Zień, stałych bywalców popularnych portali internetowych dla kobiet. Ci projektanci rzeczywiście mają swój cennik, który może zrujnować portfele większości Polaków, ale nie oznacza to, że reszta też ma kilka zer na metkach. Wiele osób uważa też, że ubrania nadają się na okazje ograniczające się do czerwonego dywanu, premier i specjalnych sesji do kolorowych magazynów. Nic bardziej błędnego. Dodatkowo działa stereotyp, że projekty są wydumane, nie nadające się nosić na co dzień i tylko przez osoby mające kształty przypominające wieszaki. Nie wspomnę już o samym uprzedzeniu do dbania o wygląd zewnętrzny, ''strojenia się''. To też nie jest prawda. Sama nazwa, Misz-Masz, może początkowo się źle kojarzyć. Jako bałagan, chaos, wszystko i nic. Jednak w przypadku tych targów ma być inaczej. Ma być to miszmasz ubrań i dodatków tworzonych przez polskich twórców z tymi ze sklepów popularnych. Stąd miejsce, wielkie centrum handlowe jakim jest Blue City. To też mieszanie się różnych ludzi, zarówno ze względu na wiek, jak i środowiska czy przede wszystkim gusta. Czy udało się zrealizować wszystkie założenia i zachęcić klientów centrum handlowego do poznania projektantów? Moim zdaniem tak.

Kiedy w czwartkowy poranek wszystkie cuda zostały już poukładane na stolikach i powieszone na wieszakach z napięciem czekaliśmy na otwarcie drzwi dla klientów. Szczerze powiedziawszy mocno obawiałam się tego co zaraz miało się zacząć dziać. Czwartek jak by nie patrzeć jest dniem roboczym, nie wszyscy znajdą czas i siły na przyjazd. Obawy rozwiały się właściwie pół godziny po otwarciu. Alejki między stoiskami powoli się zapełniały. Niektórzy tylko oglądali i zbierali wizytówki, przed przymierzalniami formowała się kolejka, a spora ilość osób po przymierzeniu decydowała się na zakup. Największym powodzeniem bezsprzecznie cieszyła się biżuteria. Kolorowe bransoletki, fantazyjne naszyjniki czy broszki. Urocze fartuszki wglądające jak sukienki sprzedawały się na tyle dobrze, że potrzeba było dowieźć towar. Ciekawi klienci buszowali między wieszakami i oswajali się z oryginalnymi krojami ubrań, przymierzali i odchodzili z pełnymi torbami. Aż milo było patrzeć na ich pozytywne zdziwienie i chęć do rozmowy z projektantami. Na stoisku DaWanda maluchy malowały skarpety na upominki od Mikołaja i robiły zmywalne tatuaże. Słowem, działo się.

Wiem, że nad wcześniej wymienionymi stereotypami i uprzedzeniami trzeba długo pracować. Nie przekonam też do polskiej mody wszystkich. Nawet nie chcę. Przede wszystkim chciałabym pokazać, że istnieje pewna alternatywa, wybór czegoś innego, przyjemność z zakupu i rozmowy, poznawania i bezpośredniego kontaktu. Misz-Masz wzbudził bardzo pozytywne emocje i mam ogromną nadzieję, że stan ten utrzyma się jeszcze długo, co postaram się podtrzymywać następnymi edycjami. Nie ukrywam, że zadowolenie wystawców i klientów dało mi porządnego kopa energii. Kilka tygodni pracy, pomocy i wsparcia ze strony bliskich i znajomych, entuzjazm bohaterów wydarzenia, czyli projektantów udowodniło, że gra jest warta świeczki.

Więcej o: