Czy trzydzieste urodziny miały wpływ na nasze codzienne decyzje ubraniowe? Wiele kobiet zapewnia, że wiek niczego w ich modowym życiu nie zmienił. Niektóre wprowadziły jednak własne ograniczenia. Jakie strefy padły w zderzeniu z metryką?
Kinga: Nie jestem z stanie wyjść z domu bez biustonosza. Fizycznie i psychicznie. Przychodzę do domu i natychmiast - z ulgą - ściągam stanik i zakładam koszulkę na ramiączkach i wygodne spodnie. Z luźnym biustem się jednak nie pokazuję publicznie - nawet na plaży, w bawełnianej sukience - nie ma takiej możliwości.
Dlaczego? Lubię moje piersi o wiele bardziej niż 10 lat temu. Po ciążach zmalały i stały się bardziej kształtne. Mam poczucie, że luźno puszczony biust wygląda świetne w sesjach zdjęciowych i na wybiegu. W normalnym życiu kojarzy mi się z wulgarnością. I dotyczy to również męskich genitaliów w zbyt luźnych gatkach.
Aleksandra: Odkąd skończyłam trzydzieści lat unikam jak ognia połączenia butów na wysokim obcasie i krótkiej spódnicy lub sukienki. I wcale nie chodzi o to, że figura mi nie pozwala na takie rozwiązanie, czy jędrność skóry nad kolanami (podobno zdradza wiek). Czuję po prostu, że takie rozwiązanie już mi nie przystoi. Że sukienki powinny sięgać mniej więcej do kolan. To moja bezpieczna długość.
Mini owszem noszę, ale wyłącznie do butów na płaskiej podeszwie. Tak mi wygodniej. Nie czuję potrzeby ściągania spojrzeń, a szpilki i mini generują większe zainteresowanie niż mini i baleriny. To moja autocenzura, po prostu źle się czuję w zbyt krótkich sukienkach i spódnicach.
Łydki na obcasach - tak, uda - już nie... Fot. W.G.D.
Eliza: Nie założę rzeczy infantylnych, z dziecięcymi wzorkami. Denerwuje mnie, kiedy dostaję takie ubrania jak koszulka na fotografii. Uważam, że jest to niepoważne traktowanie mnie, upupianie, sprowadzanie to jakiegoś niepoważnego poziomu.
Mam 33 lata, dwoje dzieci i czuję się w takich ubraniach ośmieszona. Infantylne wzory i bezkształtne fasony nie pomagają też w podkreśleniu mojej sylwetki. Raczej znów powodują, że czuję się ośmieszona.
Na zdjęciu jest widoczna koszula nocna, którą dostałam w prezencie. Uważam, że takie ubrania nie wpływają pozytywnie na życie erotyczne. Moim zdaniem sfotografowana koszulka (te serduszka i źle narysowane zwierzątka) naprawdę nie pasują do atmosfery sypialni dorosłych ludzi, no chyba że chcemy się ponaśmiewać.
Karolina: Przypuszczam, że każda, absolutnie każda nastolatka żyjąca w latach 90-tych miała chociaż jedną parę dzwonów. Moje były dżinsowe z kolorowymi kwiatkami na nogawkach (sic!). Ulubione dżinsy dzieci kwiatów ponoć tuszują zbyt masywne łydki, modelują zbyt płaską pupę. Styliści mogą wymyślić jeszcze tuzin właściwości dzwonów, ja jednak nie zmienię zdania i nigdy już nie zagoszczą w mojej szafie. Po trzydziestce tylko rurki!
Karolina: Trzydziestka w żaden sposób nie okazała się dla mnie momentem przełomowym. Nie skłoniła mnie też do refleksji nad tym 'co wypada nosić, a czego nie'. Musiałam się nagłowić, żeby wymyślić, jakie ubrania noszę z oporami. Chyba jedyną taką rzeczą są falbanki w wersji mini - tę sukienkę/tunikę miałam na sobie maksymalnie trzy razy. Wyrzucić ją jakoś tak głupio, ale co zrobić, kiedy czuję się w niej niekomfortowo? W moim przypadku tym granicznym wiekiem będzie prawdopodobnie czterdziestka - wtedy będę miała problemy z noszeniem jakichkolwiek spódnic mini.
Marzena: Tunika, sukienka z odciętym stanem i plażowy look... Od kiedy jestem mężatką wymienione ubrania są zdecydowanie zakazane. Przed urodzeniem syna założenie takich sukienek prowokowało pytania w stylu: - A wiec jesteś już w ciąży!? To super, nie maskuj brzucha! Po urodzeniu syna: - Ooo zostało ci kilka kilogramów, nie przejmuj się, nie tobie jednej...
Po trzydziestce pożegnałam się także z sukienką bez ramiączek. Do zdjęcia ukryłam biustonosz - bo inaczej wszystko zwisa, co więcej nieustannie trzeba poprawiać górę, która się zsuwa. Skóra pod ramionami zaś lata, jak chce (słynne skrzydełka). Koszmar!
Weronika: Ten brzuch na zdjęciu to nie mój... Niestety. Jako dwudziestolatka nie miałam problemów z pokazywaniem publicznie brzucha - nosiłam dość krótkie topy, na plaży opalałam się w kostiumie dwuczęściowym. Po ciąży zostały mi rozstępy i blizna po cesarskim cięciu oraz oponka w talii. Nie jest to widok, który chciałaby upubliczniać.
Bikini zastąpiłam więc kostiumem jednoczęściowym, a pod bluzki zakładam bieliznę modelującą sylwetkę. Żeby nie było - lubię moje ciało i je akceptuję. Inni nie muszą jednak podzielać tych uczuć.
Ewelina: To właściwie nie moja sugestia, tylko mojego męża. On stanowczo twierdzi, że po trzydziestce nie wypada nosić kolorowych gumek we włosach, frotek, recepturek i tym podobnych. Przyznam, że wcześniej o tym nie pomyślałam, ale może rzeczywiście są to atrybuty dzieciństwa...