"Pracę nad tym wpisem przerywałam wielokrotnie: - swój okolicznościowy post na Dzień Kota zaczyna Olga - blogerka Sloganopis. "Za każdym razem z kociego powodu: żeby rzucić pogryzioną maskotkę (którą idealnie się aportuje), żeby podrapać, pogłaskać, rozdzielić Wielką Bitwę, wyjaśnić, że 'nie, trzecia kolacja nie wchodzi w grę'. Mimo to, a może właśnie dlatego, przy produkcji nie ucierpiało żadne zwierzę. Ani człowiek. Ufff...".
Olga ze Sloganopis pisze tak:
Znajomy zastanawiał się ostatnio, dlaczego koty są tak popularne w internetach. Są teorie psychologiczne (introwertyczni samotnicy lubią i koty, i internet), antropologiczne (wielkie oczy i płaczliwe dźwięki sprawiają, że widzimy w kotach dzieci, a dzieci chcemy oglądać bo tak natura działa), estetyczne (koty są po prostu niezwykle fotogeniczne - może to kwestia symetrii?). Prawdę mówiąc żadna nie jest specjalnie przekonująca, tak, żeby zakrzyknąć "o, to TO!".
Swoją drogą, nie sądzę też, żeby starożytni Egipcjanie wiedzieli, skąd ta cała ich religijna otoczka związana z kotami. Można nawet pomyśleć, że One Nam To Robią. I w jakiś sposób zmuszają ludzkość jako taką do służenia kociości jako takiej. Koncepcja może i zabawna, tyle, że spokojnie może trafić do tej samej przegródki, co pozostałe - czyli "bulszit".
Mogę natomiast udzielić odpowiedzi na pytanie, dlaczego ja tak lubię koty, jako takie. No dobrze - to też "bulszit". Nie mogę, bo powodów są miliony. Ale te jako pierwsze przychodzi mi do głowy dziesięć.
"If you touch me/You'll understand what happiness is" śpiewa stara kotka Gryzabella w musicalu Koty. W polskiej wersji brzmi to podobnie: "Kto mnie dotknie/Ten pozna sam, czym szczęście ma być". I tu, i tu - pełna racja. Jest coś odprężającego, niesamowicie przyjemnego w głaskaniu kociego futra, zwłaszcza, jeśli właściciel futra mruczy. Czyste, skondensowane szczęście aplikowane jak krem do rąk. Polecam.
Koty pozwalają inaczej spojrzeć na świat. Trochę z dołu, trochę z góry. Po prostu zmienić kąt widzenia. Mieliście pojęcie, że zwykłe pudełko może być fortecą, że pod kanapą jest tor przeszkód po którym można prześlizgiwać się na plecach, że kawałek kory zachowuje się jak krążek hokejowy a ze wszystkich rzeczy na świecie szyszka odbija się najlepiej kiedy ją rzucić, czy turlać? Wiecie, że z szafy w przedpokoju najlepiej widać karmnik dla ptaków? Zdajecie sobie sprawę, jak szybko i wygodnie chodzi się rynną?
Dlaczego tak to lubię? Bo mogłabym przeczytać bimbalion książek i artykułów o kreatywnym myśleniu (co w sumie czynię), a nie zainspirowały by mnie tak jak futrzak, który właśnie odkrył nową zabawę.
Według anglojęzycznego przysłowia to właśnie ciekawość zabiła kota. A ja je za nią uwielbiam. Są tak uroczo zafascynowane rzeczami, które dla nas już stały się całkowicie oczywiste. I znów - to pozwala rozbić ten beton schematów, w którym tkwimy. Pomyśleć inaczej. Może nawet zachwycić się światem.
Kiedy ostatnio zafascynował cię świerszcz? Albo zdumiała irracjonalność śniegu (woda i jej stany skupienia to jedna z najbardziej niesamowitych rzeczy świata, prawda)?
Strasznie lubię takie motywacyjne pytanie: kiedy ostatnio próbowałeś czegoś nowego? Fajnie czasem się nim pokierować. Mnie doprowadziło chociażby do nauki gry w tenisa (i odkrycia, że jestem w tym kiepska ;)), przebiegnięcia maratonu i pisania bloga. Niewiele? I co z tego - zamierzam nadal regularnie zadawać sobie to pytanie. Najwyraźniej moje koty również.
"Wykopyrtam" się regularnie. Tak już mam, choć bardzo się staram. A bieganie w terenie, które uwielbiam, wcale mi w tym nie pomaga. Moje kolana są nieustannie poobijane, jak w dzieciństwie, a do kolejnych par legginsów sportowych staram się nie przyzwyczajać. Tym bardziej więc podziwiam niesamowitą grację każdego napotkanego kota. Owszem zdarza się, że zamiast łagodnie zeskoczyć ze stołu spadają jak kamień. Ale zwykle mają wdzięk primabaleriny. Ach?
Koty to fatalni aktorzy. Trochę jak piłkarze. W kociej grze wszystko jest takie przesadzone (oczywiście po to, żeby do głupiego ludzkiego móżdżku dotarło Przesłanie). Najlepszy w tej najgorszości jest chyba kot na diecie. Obecnie muszę właśnie znosić te powłóczyste spojrzenia "jestem taki piękny, więc daj mi jeść", omdlewanie z głodu, prośby i groźby. Jest prześmiesznie. Ale ciężko.
Nie będę filozofować - tak po prostu lubię patrzeć na koty. Swoje, cudze, młode, stare, wypielęgnowane rasowe i dachowce-przybłędy. To arcydzieła natury.
Po siódme: bo umieją się zrelaksować
Lubię je za to, choć raczej powinnam powiedzieć, że im tego zazdroszczę. Moje koty chwilę po zabawie, wielkiej bitwie, czy jedzeniu, potrafią tak po prostu paść i spać. W pełni odprężone. Tymczasem ja, zanim zasnę, przynajmniej godzinę tracę na jakieś bzdurne rozmyślania związane np. z pracą. Kiedy mam wolny wieczór tylko dla siebie, natychmiast znajduję sobie zajęcia ? sprzątanie, prasowanie i takie tam, bo bezczynne leżenie wydaje mi się karygodne. Kiedyś to umiałam, jak koty. Przeszło mi. Więc zazdroszczę swoim dwóm śpiochom.
Jak bardzo? Na tyle, że o kocich osobowościach można było napisać wiersze i przerobić je na jeden z najlepszych musicali w historii. Osobiście udało mi się dobrze poznać tylko dwa koty. Ale jakie to są koty.
Starszy z mojej dwójki to z pozoru książę. Kiedy się go widzi raz, czy drugi (o ile w ogóle raczy się pokazać komuś spoza grona domowników), można pomyśleć, że skumulował się w nim majestat płynący ze wszystkich wystawowych tytułów, jakie zdobyli przodkowie. To jednak tylko pozory. Tak na pokaz.
Przede mną odsłania drugie oblicze - nieśmiałej przylepy spragnionej mnóstwa czułości. Młodszy to z kolei lew salonowy. Każdy człowiek, czy zwierzę to potencjalny nowy przyjaciel. I o tę przyjaźń mój kotek walczy z zacięciem. Kiedy jest sam, z równym zacięciem oddaje się zabawie. Intensywny we wszystkim co robi. Jeśli śpi - to jak zabity. Jeśli bawi się, to do upadłego. Sentencja carpe diem wcielona w szczupłe, umięśnione ciałko. Nie wierzę, że istnieją gdzieś koty identyczne, jak ci dwaj. Bo każdy jest różny. Pięknie różny.
Wpisuję "Funny cats" - ponad 2 miliony wyników na YouTube. "Cat fun" i już trzy miliony rekordów. Nie ma sensu szukać dalej czy inaczej. Śmieszne filmy z kotami zalały internet. Nie powstały by, gdyby koty faktycznie nie były zabawne. A są. Przekonuję się o tym codziennie.
W chwilach największego smutku i największej radości. Kiedy czuję jakikolwiek ból, albo tryskam zdrowiem. One są. I zawsze są we właściwy sposób. Nawet jeśli zdaję sobie z tego sprawę dopiero po czasie. I niech będą jak najdłużej.
Miłego Dnia Kota.