Kobieca strona Gazeta.pl - Polub nas!
"Wszyscy po prostu śmieją się ze mnie. Nie znoszę tego. Wielki cyc, wielka dupa, wielkie nic. Czy nie mogę być czymś innym? Boże, jak długo można być sexy?"
Choć sprawiała wrażenie kobiety bardzo pewnej siebie i świadomej swojej wartości, w istocie nie mogła uwolnić się od kompleksów. Uważała siebie za niezbyt mądrą, mało błyskotliwą, nieciekawą. Sądziła, że nie ma do zaoferowania nic więcej, poza ponętnym ciałem.
Niepewna siebie Marilyn nieustannie czekała na ciągłe komplementy i potwierdzenie akceptacji, jej życie wypełniały jednak momenty, przez które jej poczucie pewności siebie ulegało ciągłemu obniżeniu. Tak było w 1957 roku kiedy to Marilyn przypadkowo przeczytała list autorstwa jej ówczesnego męża Arthura Millera, w którym stwierdzał, że żona nieustannie zawstydza go przed znajomymi. Każde zdarzenie tego typu było dla niej niczym bolesne rany, które powolnie zabijały jej poczucie własnej wartości.
ZOBACZ: LEGENDARNE WIZERUNKI MARILYN MONROE [ZDJĘCIA]
PRZECZYTAJ: KSIĄŻKI O ŻYCIU I KARIERZE MARILYN MONROE [EBOOKI]
"Nigdy nie mogłam pogodzić się z kreowaniem mnie na symbol seksu. Z seksu uczyniono przedmiot. Nienawidzę myśli, że mam być przedmiotem".
Pod wizerunkiem ponętnej seksbomby kryła się zagubiona dziewczyna spragniona miłości i akceptacji. Określenie "symbol seksu" uważała za krzywdzące, mimo to ciągle przyczyniała się wzmocnienia tego przekonania. Wyzywający ubiór, mocny makijaż i ponętne ruchy sugerowały, że jest czarującą kokietką, a nie jak chciała aby o niej myślano - interesującą, oczytaną kobietą. Zniewolona przez sceniczny wizerunek sama nie wiedziała kim jest tak naprawdę.
"Lepiej być nieszczęśliwą samotnie, niż nieszczęśliwą z kimś innym".
Kobieta, która wydawać by się mogło ma wszystko, wcale nie czuła się szczęśliwa. Sława, pieniądze i uroda nie mogły zrekompensować jej braku miłości, której szukała przez całe życie. Nie zaznała jej w czasach dzieciństwa - nigdy nie poznała ojca, matka trafiła do szpitala psychiatrycznego. Norma Jeane była zmuszona tułać się po rodzinach zastępczych.
Jako dorosła kobieta szczęścia szukała w objęciach mężczyzn. Po trzech nieudanych małżeństwach, z których każde zakończyło się rozwodem oraz dwóch poronieniach Marilyn zaczęła topić smutki w alkoholu, imprezach i środkach uspokajających, które przekłuwała szpilką, by przyspieszyć ich działanie. Nie potrafiła docenić tego co ma, skupiała się na braku tego co dla niej najważniejsze - miłości, wsparcia i poczucia bezpieczeństwa.
"Sława jest jak kawior. Bardzo przyjemnie jeść go od czasu do czasu, ale na co dzień jest nie do zniesienia".
Ożywiała się na widok fotoreporterów, kochała blask fleszy, uwielbiała swoją obecnością wzbudzać sensację. W takich momentach czuła się piękna, podziwiana, a przede wszystkim - kochana. Ale to właśnie ogromna popularność przyczyniła się do jej upadku. Przytłoczona swoją legendą M.M. zatraciła własną tożsamość.
Nie potrafiła funkcjonować bez wsparcia terapeutów, stała się uzależniona od ich obecności. Pracujący z nią na planie filmu "Książę i aktoreczka" Laurence Olivier nie mógł znieść obecności nauczyciela aktorstwa, Lee Strasberga - "Gdy próbowałem wyjaśnić jej, jak coś zagrać, wtrącał się: Skarbie, myśl o coca-coli i Franku Sinatrze" - wspominał w późniejszym czasie. Nie była dobrze postrzegana także przez innych współpracowników na planie - jawiła się jako rozpieszczona, zadufana w sobie aktoreczka. Takie wrażenie było powodem jej braku wiary we własny talent. Potrzebowała licznego grona mentorów i terapeutów, by sprostać pracy i codzienności i co najważniejsze - uwierzyć w siebie.
"Nie chcę się zestarzeć. Chcę zostać taka, jaka jestem. Nadal nie potrafię grać...naprawdę. Nie będę się już oszukiwać. Kiedy przeminie moja twarz i przeminie moje ciało, będę nikim... nikim... znów całkiem nikim".
Nie potrafiła wyzbyć się strachu przed przemijaniem urody, którą uważała za swój największy atut. Obawiała się każdego mankamentu, który mógł pojawić się na jej ciele. Przed operacją wyrostka robaczkowego zostawiła lekarzowi na brzuchu kartkę - "Niech Pan zrobi wszystko, co w Pana mocy, żeby nie pozostały duże blizny".
Tak samo kochała jak i nienawidziła codziennego obrazu blond seksbomby. Z jednej strony uważała, że gdyby nie uroda nic by nie osiągnęła, z drugiej - twierdziła, że przez blond włosy, czerwona usta, seksowny pieprzyk i kobiecą figurę nikt nie odbiera jej poważnie.
"Zawszę dostaję gorzki koniec lizaka"
Zarówno siebie, jak i całe swoje życie postrzegała w ciemnych barwach. Lubiła wzbudzać współczucie, często opowiadała o trudnym dzieciństwie, molestowaniu w młodości, chorobie psychicznej matki. "Potrafiła przegadać kilka godzin, opowiadając o nieszczęśliwym dzieciństwie albo o tym, że jej życie nie ma sensu. Niektóre z tych rozmów były tak niepokojące, że jechałem po nią i zabierałem ją na noc do naszego domu" - wspominał jej słynny nauczyciel aktorstwa Lee Strasberg.
Marilyn przez niekończące się sesje psychoanalizy cierpi jeszcze bardziej. W wieku 34 lat śladem matki trafia do szpitala psychiatrycznego. Dwa razy próbuje popełnić samobójstwo. Umiera w wieku 36, a kulisy jej śmierci do dziś pozostają nierozwiązaną zagadką. Marlon Brando po otrzymaniu wiadomości o śmierci aktorki mówił - "Ludzie przerwali pracę i twarze wszystkich wyrażały to samo odczucie, tę samą myśl: Jak dziewczyna, która ma sukces, sławę, młodość, pieniądze, urodę... jak taka dziewczyna może odebrać sobie życie?". Pytanie to zapewne przez długi czas nadal pozostanie otwarte.
Kobieca strona Gazeta.pl - Polub nas!
Materiał został przygotowany w oparciu o biografie aktorki: "Marilyn Monroe. Ostatnie seanse" oraz "Skłócona z życiem. intymna biografia Marilyn Monroe".