Kobieca strona Gazeta.pl - Polub nas!
"Zły chłopiec" to tytuł wywiadu rzeki przeprowadzonego z Bogusławem Lindą przez Magdę Umer. Książka jest ciekawą opowieścią na temat kariery i życia aktora. Mamy okazję poznać Lindę z perspektywy jego dzieciństwa, potem jako nastolatka i ambitnego studenta szkoły teatralnej w Krakowie.
Co najmilej wspominasz z dzieciństwa?
Wakacje! Wakacje z moim ciotecznym bratem Zbigniewem, z którym się wychowywałem. Dwa lata ode mnie starszy - a wtedy to było bardzo dużo! Latem pod dom moich dziadków w Bydgoszczy przy alei Pierwszego Maja jedenaście, naprzeciwko kina Pomorzanin, zajeżdżał koniem pan Golgin, nasz wakacyjny gospodarz.
Koń rżał, furmanka czekała, babcia pakowała dobytek zawinięty w duże chusty. Brała nawet lampy naftowe, bo na początku nie mieliśmy tam jeszcze prądu, wyobrażasz sobie?! Jak była burza, ludzie wychodzili przed gumno ze świętymi obrazkami i modlili się, żeby piorun ich oszczędził. I z tym koniem, z tym wszystkim, jechaliśmy z babcią do wsi Kobylarnia. Ja ze starszym kuzynem Zbyszkiem. I tak co roku. Wracaliśmy dopiero pierwszego września, kiedy zaczynała się szkoła.
Byłeś lubiany w liceum?
Tak... ja chyba już w szkole byłem kimś. A właściwie było nas dwóch... Pozdrawiam cię, Tomaszu Kocu... Mój przyjaciel miał dwa metry wzrostu i był owłosiony jak zwierzak. Nosił bardzo modne wtedy baczki, których mu zazdrościłem, ja jakoś dłużej czekałem na męski zarost.
Trochę rozrabialiśmy i wydawało się nam, że trzymamy tę szkołę w garści. Tak, że wiesz... byliśmy ważni. I miałem cechy przywódcze. To był czas władzy hormonów i młodzieńczej głupoty.
Rozmowę Bogusława Lindy z Magdą Umer czyta się jednym tchem. Głównie za sprawą pełnych empatii, ale i reporterskiej wnikliwości pytań. Historię aktora śledzimy chronologicznie. Szczególnie ciekawe fragmenty dotyczą pierwsze sukcesy teatralne aktora. Jak się okazuje swój wielki talent Bogusław Linda miał szansę odkryć z bardzo prozaicznych powodów...
Co zaprowadziło cię do szkoły teatralnej? Jak to się stało, że dorosły wysportowany chłopiec, który czytał wiersze i powieści, poszedł uczyć się robić miny?
Wiesz, wydawało mi się, że to będzie najłatwiejszy zawód, jaki można uprawiać.
Nie chciałeś trudniejszego?
Nie. Bo ja wtedy tylko dwie rzeczy widziałem w tych swoich durnych gałach: w jednym oku kwiaty, a w drugim kobiety. I myślałem, że jak będę dobry, to...
...to będziesz miał tyle kobiet, ile zechcesz. A kwiaty po co?
W celach handlowych. W zamian za seks i uczucia.
To było ci potrzebne przede wszystkim?
Wydaje mi się, że tak.
Poszedłeś do szkoły teatralnej w Krakowie. Dlaczego nie w Warszawie albo Łodzi?
Bo Kraków był najdalej od domu, a ja chciałem być jak najdalej od domu.
Konkurs! Do wygrania Volkswagen Sportsvan! Znasz ciekawe miejsca w Polsce? Pochwal się i wygraj!
W 1978 roku dwudziestosześcioletni Bogusław Linda trafia do Teatru Współczesnego we Wrocławiu. Tu zagra swoje najważniejsze teatralne role i zostanie dostrzeżony przez najważniejszych ówcześnie twórców polskiego kina: Andrzeja Wajdę i Agnieszkę Holland. Tak rozpoczyna się filmowa kariera Bogusława Lindy.
W teatrze we Wrocławiu nastaje wreszcie twój czas. Jak się tam czujesz?
Świetnie! Wrocław był wtedy zajebistym miastem.
I jak zagrałeś tego Hamleta, to po raz pierwszy dziewczyny oszalały gremialnie? Chodziły po kilka razy na przedstawienie?
Może i coś takiego się zdarzało. Ale krytycy byli oburzeni, bo ja już wtedy wrzucałem swoją metodę grania nieteatralnego i bardzo żywiołowego. Krytycy oburzeni, ale młodzież zachwycona. A potem ten teatr przejął Jerzy Grzegorzewski i trzy lata u niego grałem. I dzięki niemu właściwie zostałem zauważony przez reżyserów filmowych - Andrzeja Wajdę i Agnieszkę Holland.
Jak to było?
Zagrałem w Ameryce Grzegorzewskiego, potem w Koczowisku Łubieńskiego, w reżyserii Tadeusza Minca. I wtedy wszyscy mówili o tych przedstawieniach, Andrzej Wajda i Agnieszka Holland przyszli za kulisy i dziwili się, że to po prostu niespotykane, żeby można było w ogóle tak zagrać. To zresztą miało potem swoje reminiscencje w filmie Gorączka. Operator na planie wyszedł zza kamery, jak grałem jakąś scenę, i zapytał reżysera: "Agnieszka, no co on,kurwa, gra, przecież tak się nie gra?!"
Agnieszka co na to?
"Daj mu tak zagrać. Zobaczymy". Ona rozumiała, o co mi chodzi.
To znaczy, że od początku proponowałeś swoje rozwiązania?
Chyba tak to wyglądało... byłem upierdliwy. Niełatwo się ze mną pracowało. Ale to dochodzi do mnie dopiero teraz.
Bo wtedy uważałeś, że to oni są trudni i upierdliwi?
(śmiech) Wtedy tak właśnie myślałem.
"Psy" Władysława Pasikowskiego z 1992 roku są przełomowym filmem w karierze aktora. Linda zyskuje etykietę polskiego "macho". Później w kilkunastu wywiadach powie, że nie lubi być tak nazywany. Samą pracę nad filmem, jak i jej efekt wspomina z wielką satysfakcją.
Z dnia na dzień stajesz się naszą najjaśniejszą gwiazdą. Aktor Kieślowskiego, Wajdy, Holland, Zaorskiego. Kino moralnego niepokoju... to jest niebywała pozycja. I nagle szok w środowisku filmowym. Poznajesz młodego reżysera, Władysława Pasikowskiego, i on proponuje ci rolę Franza Maurera w filmie Psy. Jakim człowiekiem jest twój nowy reżyser?
Dziwny to artysta, a najlepiej porównać go do Longinusa Podbipięty - z charakteru, uczciwości, z prawości. Jest do bólu uczciwy. Rzadko można spotkać takich ludzi. Władek świetnie pisze dialogi. A scenariusz Psów to jest właściwie dalszy ciąg kina moralnego niepokoju, tylko od innej strony. Niesolidarnościowej.
Myśmy chcieli zrobić film o tym, że człowieka nie można oceniać na podstawie tego, do jakiej partii należy. To jest historia o dwóch gościach, przyjaciołach, z których jeden przeszedł weryfikację na policjanta po zmianie ustroju, a drugi nie. Służyli komunistycznej Polsce. Ja byłem tym, który przeszedł weryfikację, a Marek Kondrat, który grał Ola - nie. I zaczął pracować dla mafii? Niby przyjaciele, którzy stali się wrogami, ale dzieliła ich jeszcze kobieta... Taki amerykański scenariusz.
Pamiętam głosy oburzenia i szum wokół tego filmu. Jeszcze do tego straszliwie tam przeklinaliście?
Bo to było środowisko kurew i policjantów. To mówiliśmy językiem kurew i policjantów, bo jakim mieliśmy mówić? Literackim, kurwa?! Do tego Władek pisał te kultowe do dzisiaj odzywki.
To było to: "Nie chce mi się z tobą gadać", tak?
Tak, tak i jeszcze: "A ty stara dupa jesteś", "Co ty wiesz o zabijaniu?".
Magda Umer, współautorka książki, nie unika niewygodnych pytań. Porusza kwestię udziału Lindy w reklamach i serialach. W tych fragmentach książki aktor wyraża swoją opinię na te kwestie. Nie szczędzi słów krytyki.
Może spróbujemy jeszcze chociaż parę słów powiedzieć o tak zwanej erotyce w polskim filmie. W końcu byłeś obiektem westchnień, kobiety za tobą szalały, prawie w każdym filmie, w którym grałeś, miałeś tak zwane odważne sceny erotyczne. Nigdy się nie wstydziłeś tego robić przy kamerach, mikrofonach, ekipie?
Wstydziłem się, ale udawałem, że się nie wstydzę. Tylko miałem jedną zasadę, której się trzymałem, że jako ojciec nie będę biegał z fajfusem na wierzchu. Chociaż Andrzej Żuławski w Szamance chciał mnie do tego zmusić, nawet szantażem, ale nie udało mu się. Wiesz, ten mój wstyd w takich scenach to jest nic w porównaniu ze wstydem i skrępowaniem tych dziewczyn, które muszą grać takie uniesienia.
Ja nawet dawno temu miałem pomysł, żeby zrobić film o tym, jak się kręci w Polsce sceny erotyczne. Ona ma grać szaleństwo i taniec zmysłów, a w rzeczywistości to, co ma wyglądać jako pełne poezji, bywa po prostu nieestetyczne i groteskowe. Na przykład reżyser wymaga trzech dubli, światła powodują, że jesteśmy spoceni jak zwierzęta. Przed trzecim dublem kończy się ciepła woda pod prysznicem i ta aktorka przestaje już zwracać uwagę na to, że jest goła, a naokoło obcy ludzie, tylko myśli o tym, żeby nie dostać zapalenia płuc...
Żoną i wieloletnią partnerką Bogusława Lindy jest fotografka Lidia Popiel. Aktor podkreśla, że to właśnie Lidia jest jedyną i największą miłością jego życia.
Jesteś swobodnym, wolnym strzelcem, kręcisz filmy, a romanse z kobietami traktujesz jako jeden ze sportów. Nie miałeś wyrzutów sumienia? Nie marzyłeś o wielkiej miłości?
Marzyłem zawsze. I jak spotkałem Lidkę - kobietę mojego życia, to odtąd ona już była najważniejsza. Ona i sporty.
Wiedziałeś, że ma męża?
Niestety tak. Poza tym, wiesz... ja już starym gościem byłem. Miałem prawie czterdzieści lat. A moje bliźniaki osiem. Małe były. A ja dopiero teraz spotykam kobietę swojego życia. Pokomplikowaliśmy sobie trochę losy. Sobie i innym... ale nie było na to siły.
Lidka jest świetną fotografką i zjawiskowo piękną modelką. Niezależną i podziwianą kobietą sukcesu. Nie przeszkadza ci to, nie jesteś zazdrosny?
Jestem zazdrosny, ale mi to nie przeszkadza. Imponuje. Podziwiam ją. Każde z nas spełnia się w swoim zawodzie, mamy pasje. Ona bez przerwy pracuje...
Rodzina - żona Lidia, córka Ola i synowie Bogusława z poprzedniego związku są dla aktora ogromnym wsparciem. Jako głowa rodziny narzeka na "uroki" bycia gwiazdą w Polsce. Jak się okazuje, życie jednego z największych polskich aktorów obecnych czasów, nie opływa luksusem. Linda zdradza realia funkcjonowania przemysłu filmowego w Polsce. Pod koniec książki narzeka na aspekty finansowe. Kilka dekad temu problemem była natomiast cenzura.
Lidka daje ci ten spokój?
Czasami daje wielki spokój, a czasami denerwujemy się nawzajem i dostajemy szału. Lidka jest bardzo zapracowanym człowiekiem, osobnym i ważnym.
I chyba ma do ciebie słabość mimo twojego skomplikowanego charakteru.
To dobrze. Ja do niej także. I chyba nie mógłbym być z aktorką albo reżyserką, za bardzo rywalizowalibyśmy ze sobą. A z jej sukcesów jestem dumny. Poza tym wiesz... może właśnie dzięki jej pozycji i sukcesom ja już nie będę musiał zarabiać na życie. Bo ja nie marzę o tym, żeby mieć miliony dolarów, ale uważam, że na tę wyspę po tej robocie, którą wykonałem, powinno być mnie stać. A tak nie jest.
Ale i tak stać cię na dużo więcej niż naszych starych, wspaniałych aktorów.
Tak, to jest najbardziej stracone pokolenie. A codziennie w telewizji powtarzają ich filmy. Jeśli myślisz, że ja mam coś z tych filmów, które codziennie teraz powtarzają, to się mylisz.
A dlaczego tak jest?!
Nie wiem. Ja za same "Psy" powinienem żyć jak król.
Kobieca strona Gazeta.pl - Polub nas!
Fragmenty cytowane w tekście pochodzą z książki Bogusława Lindy i Magdy Umer "Zły chłopiec", która ukazała się nakładem wydawnictwa Pascal.