Kobieca strona Gazeta.pl - Polub nas!
- Nie rozumiem po co były te całe mundurki. Ani nie zmniejszyło to tej przemocy w szkole, o której mówił Giertych, ani nie robiło z publicznej szkoły nagle elitarnej placówki - mówi mama 18-letniej Zuzanny. Starsi rodzice, pamiętający jeszcze własne "uwięzienie w nylonach" z lat 70. czy 80., do tej pory nie są zwolennikami "fartuszków". Ale w wielu szkołach np. prywatnych mundurki nie tylko nadal obowiązują, ale przeżywają swoisty renesans.
W przemówieniu radiowym inaugurującym rok szkolny 2006/2007 Roman Giertych tak argumentował decyzję o wprowadzeniu jednolitych strojów w szkołach: - Serdecznie zachęcam dyrektorów do wprowadzania jednolitego stroju dla uczniów. Mundurki szkolne nie tylko zwiększą bezpieczeństwo w szkołach i wprowadzą ład w ubiorze, ale jestem pewien, że staną się piękną tradycją i dumą każdego ucznia.
W 2007 roku senat uchwalił znowelizowaną ustawę o systemie oświaty, w której była mowa o obowiązkowym ujednoliceniu szkolnych strojów w szkołach podstawowych i gimnazjalnych. W szkołach ponadgimnazjalnych decyzja nadal pozostawała w gestii dyrektora. W 2008 roku znowu zniesiono obowiązek noszenia mundurków.
Jak zauważa pani Anna, nauczycielka kształcenia zintegrowanego ze Szkoły Podstawowej nr 3 w Sulejówku: - Obowiązek wprowadzenia mundurków przyjęto z obawami: dla dyrekcji dużych szkół było to olbrzymie przedsięwzięcie organizacyjne. Należało opracować wzór, przekonać do określonego wyboru rodziców, zorganizować dotacje dla najbiedniejszych, wybrać firmę, która je uszyje, zebrać rozmiary uczniów, sporządzić zapotrzebowanie.
Dla niektórych podstawowym kryterium była cena, dla innych jakość. Rada Rodziców na każdym etapie miała olbrzymie trudności. Dopiero w drugiej połowie kwietnia (a powinna być we wrześniu) cała szkoła została umundurowana. Rzeczywiście widok był niesamowity, miało się wrażenie ładu, porządki i dyscypliny panującej wokół - podkreśla pedagog z wieloletnim stażem.
Młodzi rodzice, których dotknęła reforma z 2006 roku - nosili mundurki i nie wspominają tego zbyt dobrze, zaznaczają, że nie chcą, aby w przyszłości ich dziecko chodziło do szkoły, gdzie wymagany jest uniform:
- Noszenie mundurka wspominam jako coś w rodzaju represji wobec uczniów. W polskiej szkole, która tak czy inaczej wszystkich traktuje jednakowo, dzieci jeszcze jednakowo ubrano. Nikt nie zapytał w tej sytuacji ani dzieci, ani rodziców. Szkoła w której obowiązują mundurki na pewno nie będzie brana pod uwagę, kiedy niedługo będę wybierał szkołę dla córki - dodaje Grzegorz, absolwent Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego im. Polskiej Macierzy Szkolnej w Mińsku Mazowieckim.
Nauczyciele, którzy wdrażali ponownie obowiązek noszenia mundurków, wcale nie dziwią się takiemu stanowisku rodziców:
- Szczególnie rodzice starszych uczniów, urodzeni przeważnie pod koniec lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych, mieli złe skojarzenia, gdyż przypominały im się fartuszki epoki gierkowskiej z własnych lat szkolnych: nylonowe z białymi kołnierzykami, które nie przepuszczały powietrza i krępowały ruchy.
Obowiązywały te fartuszki we wszystkich szkołach podstawowych, a były one wtedy ośmioklasowe. Uwięzieni w nylonach byli jeszcze piętnastolatkowie, nic dziwnego więc, że nie wspominają tego najlepiej - komentuje pani Anna z SP3 w Sulejówku.
Starsi uczniowie nie dostrzegali sensu noszenia mundurków i buntowali się noszeniu identycznych strojów, szczególnie, jeśli mieli kupić mundurki tylko na ostatni rok edukacji:
- Mundurki wprowadzono w mojej szkole mimo dużego oporu uczniów, objęło to nawet klasy które właśnie zaczynały ostatni rok nauki w naszym liceum. Obowiązek zakupu szkolnych T-shirtów chyba nijak miał się do dbania o interesy rodzin biedniejszych, gdyż każda rodzina sama musiała takie stroje zakupić - wspomina Tomek z Mińska Mazowieckiego.
Magda, uczennica jednej ze szkół prywatnych prowadzonych przez salezjan, dodaje:
- Na początku toczyliśmy walkę o pozbycie się ich, później o model, a na końcu dochodziło do aktów wandalizmu z mundurkami w roli głównej. Pamiętam, że rysując pożegnalny klasowy "portret" narysowałyśmy wszystkich w mundurkach właśnie, choć w nieco mniej "grzecznej wersji", z dorysowanymi atrybutami. Mam nadzieję, ze dyrekcja mimo wszystko nie wspomina nas źle, z pewnością mieli wesoło.
Inaczej do kwestii mundurków podchodziły młodsze dzieci: - U dzieci, mundurki budziły zainteresowanie i ciekawość, tym większą, im więcej budziły emocji wśród dorosłych. Uczniowie młodszych klas z dumą szli do szkoły, szczególnie w pierwszych dniach.
Niestety, tak jak co roku, przyszła wiosna, a wraz z nią ciepłe dni. W dusznych klasach sztuczne, grube mundurki stały się uciążliwe. Małe dzieci, które spędzają całe dnie w szkole, wychodziły ze świetlicą na boiska, place zabaw, rozbierały się z mundurków i rzucały gdzie popadnie. Po każdym takim dniu panie z obsługi znajdowały kilka, kilkanaście sztuk. Zaczęły się problemy z szukaniem właścicieli. Wprowadzone obowiązek podpisywania, ale wiadomo, że problem nie zniknął - komentuje nauczycielka ze szkoły podstawowej.
- Mając te naście lat mundurki raczej nie kojarzył się z niczym pozytywnym, choć znaliśmy powody wprowadzenia ich w naszej szkole. Katolicka, prywatna szkoła, ludzie z różnych środowisk, ksiądz dyrektor chciał nas zuniformizować, by nauczyć pokory, wyzbyć się patrzenia na ludzi przez pryzmat materialnego wymiaru rzeczywistości. Idea zacna, zwłaszcza w perspektywie współczesnego świata - zauważa 27-letnia Magda, która nosiła mundurek przez 3 lata liceum.
Okazuje się jednak, że w jej przypadku wzniosłe idee przegrały z rzeczywistością. Pojawiło się coraz więcej zakazów, na które młodzież w okresie buntu nie reagowała zbyt dobrze:
- W naszej szkole uniform miał być tylko fizycznym symbolem wartości, które próbowano nam przekazać. Dodajmy, że oprócz mundurków wprowadzono też inne zakazy (zero makijażu, zero biżuterii, odpowiednie obuwie, zakaz malowania paznokci, nawet odżywką do paznokci, zero piercingu i tak dalej, lista była całkiem długa. Zaczęła się więc partyzancka "wojna" z ideą
Zdarzało się też uczniowie zaczęli się buntować i mundurki niszczyć, bo to oznaczało co najmniej 2 tygodnie bez nowej szkolnej szaty. Byli i tacy, którzy postanawiali nieco "ozdobić" mundurek, nieco go spersonalizować. I tak na przykład tuż przed końcem liceum moja marynarka została ozdobiona farbami do ubrań... namalowałam logo (jeżeli dobrze pamiętam) znajomego zespołu... z okazji ich koncertu - z sentymentem wspomina Magda z jednej spod warszawskich szkół.
Mundurki we wszystkich szkołach, wprowadzone odgórną, ministerialną decyzją, nie realizowały swoich założeń:
- W wielu miejscach zamiast integrować uczniów ze swoją szkołą, wprowadziły tylko niepotrzebny rozdźwięk w społecznościach szkolnych. Dla przykładu, uczyłem się w jednej z najlepszych szkół w moim mieście, uczniowie od lat słynęli tam z dobrego zachowania i silnego poczucia indywidualizmu.
Biedniejsi uczniowie nigdy nie byli dyskryminowani ze względu na uboższy strój. A w momencie wprowadzenia reformy Romana Giertycha, wszyscy zostaliśmy wrzuceni do jednego wora z placówkami, gdzie takie problemy być może występowały - kontynuuje 26-letni Tomek.
Mimo tych raczej nieprzychylnych opinii mundurki nadal pozostały w niektórych szkołach. Są to zazwyczaj placówki prywatne, w których ujednolicony strój wiąże się z tradycjami i historią, a nie pomysłem urzędników. Do takiej szkoły chodziła 24-letnia dziś Hania z Gdańska:
- Uczyłam się w szkole społecznej, w której obowiązek noszenia mundurków nałożony był na długo przed reformą ministra. Mundurki to była koszula, marynarka z logotypem szkoły i spodnie. Ponieważ była to szkoła prywatna, płatna, to nakaz noszenia mundurków wynikał raczej z tradycji szkoły i jej prestiżu, niż z próby zniwelowania różnic społecznych wśród uczniów. Idąc do takiej szkoły, każdy wiedział, na co się pisze.
Julia, również uczennica gdańskiej szkoły prywatnej, wspomina jak jako nastolatka próbowała walczyć o swój indywidualny styl:
- Jako dziewczynka niekoniecznie szczęśliwa byłam z noszenia mało kobiecych spodni i marynarki. Oczywiście kombinowałyśmy z zawijaniem nogawek, podwiązywaniem koszuli - takie próby unowocześnienia i indywidualnego dostosowania sztywnego stroju nie przechodziły zazwyczaj nauczycielskich rewizji. Mimo wszystko miło wspominam okres mundurkowej szkoły. Oczywiście ma to sens, kiedy rodzice sami decydują, do jakiej szkoły chcą posłać dziecko i czy stać ich na dodatkowe wydatki związane z wymaganiami i charakterem placówki.
Podobne wspomnienia ma Magda, uczennica jednej z szkół prywatnych prowadzonych przez salezjan - Teraz, w ramach wspomnień mogę napisać, że po latach z dużym rozrzewnieniem spoglądam na mundurek, choć był słabo skrojony, niewygodny, w źle dobranych kolorach, w zimie nie trzymał ciepła, spódnica była z przodu dłuższa, z tyłu krótsza no i był symbolem udręki i obowiązku. I ten emblemat szkoły wyszyty na piersi... Stygmatyzacja na tle innych szkół. Wszyscy wiedzieli skąd jesteś (i dlatego większość osób zakładała mundurek dopiero na terenie szkoły i zdejmowała go przed wyjściem).
Dla osób, które doświadczyły przymusu noszenia mundurków, po pewnym czasie stały się one symbolem buntu. Jednak w tej chwili wspominają je już tylko z sentymentem:
- Z perspektywy czasu oceniam, że mundurki są w porządku, są świetną pamiątką i można je wprowadzić do szkół pod warunkiem, że nie staną się powodem do stygmatyzacji - podsumowuje uczennica podwarszawskiej, katolickiej szkoły.
Na początku XX wieku mundurki były w polskich szkołach obowiązkowe i nikt z tym nie dyskutował. Dziewczynki nosiły granatowe bluzki z białym kołnierzykiem i plisowane spódniczki. Chłopcy nosili białe koszule i marynarki.
W okresie międzywojennym wygląd mundurka leżał w gestii każdej placówki. Zazwyczaj uczniowie nosili białe koszule i marynarki z wyhaftowaną tarczą i numerem szkoły. Zdarzały się, tak jak na przykład w żeńskim Gimnazjum im. Unii Lubelskiej w Lublinie, sukienki zapinane na guziki. Stroje te były postrzegane jako eleganckie i elitarne.
Najgorsze - wykonane ze słabych jakościowo materiałów - mundurki pojawiły się w okresie późnego PRL-u. Fartuszki wykonane ze sztucznych tkanin (poliester, nonajron były zazwyczaj granatowe, brązowe lub bordowe. Wersje dla dziewczynek i chłopców wyglądały niemal tak samo. Wykończone białym kołnierzykiem mundurki zniesiono w latach 80. Powodem był kryzys w kraju, a co się z tym wiązało niemożność kupienia fartuchów w sklepach.
Jednak w żadnym z tych okresów uczniowie nie kwestionowali głośno przymusu noszenia mundurków. Starali się je ozdabiać, narzekali na jakoś materiałów, z których były wykonane, ale przyjmowali je jako coś oczywistego:
- W latach siedemdziesiątych, kiedy chodziłam do szkoły, uczniowie przyjmowali mundurki jako coś oczywistego, chociaż czasami kłopotliwego - zauważa pani Anna ze Szkoły Podstawowej nr 3 w Sulejówku.