"Zabijcie ich wszystkich, Bóg rozpozna swoich" - herezja, która pokonała katolicyzm i zapłaciła za to wysoką cenę [ROZMOWA]

Czyżby Polska doczekała się rodzimego Dana Browna? Arkadiusz Rączka, autor książki "Herezja", jest przekonany, że prawda potrafi być niebezpieczna i może zniszczyć tego, kto ośmiela się ją wyjawić. Rączka odważnie pisze o średniowiecznych amazonkach, zbrodniach katolickiego kościoła i innych spiskowych teoriach.
Sesja zdjęciowa towarzysząca publikacji Sesja zdjęciowa towarzysząca publikacji "Herezji" Fot. Arkadiusz Rączka/Materiały wydawnictwa Totem Publisher

"Zabijcie ich wszystkich, Bóg rozpozna swoich" - herezja, która pokonała katolicyzm w walce o dusze i musiała zapłacić wysoką cenę za to zwycięstwo [ROZMOWA]

Czyżby Polska doczekała się rodzimego Dana Browna? Arkadiusz Rączka, autor książki "Herezja", jest przekonany, że prawda potrafi być niebezpieczna i może zniszczyć tego, kto ośmiela się ją wyjawić. Rączka odważnie pisze o średniowiecznych amazonkach, zbrodniach katolickiego kościoła i innych spiskowych teoriach.

Redakcja: Zdecydowaliście się promować powieść historyczną "Herezja" poprzez odważną i lekko uwspółcześnioną sesję zdjęciową. Miała ona nawiązać do emancypacji kobiet w średniowieczu.

Emancypacja kobiet w tamtych czasach? Średniowieczny gender? Zazwyczaj uważa się, że kobiety w najlepszym razie zajmowały się wtedy pracą przy kądzieli. Kobiety już wtedy były w stanie rywalizować z mężczyznami na różnych polach?

Aleksandra Musiał, pomysłodawczyni i producentka sesji, zawiadująca wydawnictwem Totem Publisher, którego nakładem ukazała się "Herezja": - Zgadzam się, że brzmi to jak herezja, ale głównie dlatego, że mamy pewne stereotypowe wyobrażenia na temat średniowiecza.

Emancypacja nie dotyczyła oczywiście wszystkich kobiet w całej ówczesnej Europie, lecz właściwie jednego jej zakątka, w którym już wtedy dokonywały się przemiany zapowiadające późniejszy renesans. Mam na myśli XII-wieczną Oksytanię, czyli krainę leżącą mniej więcej na terenach współczesnej południowej Francji.

Arkadiusz Rączka, autor powieści "Herezja", a także autor zdjęć inspirowanych książką: - Tak, właśnie wtedy dochodzi tam do prawdziwej rewolucji obyczajowej. Znamy z historii kobiety, które cieszyły się w dawnych czasach ogromną władzą. Przykłady można mnożyć: Kleopatra, Agrypina, a w średniowieczu Eleonora Akwitańska czy Sybilla Jerozolimska, ale ich władza nie przyczyniała się do poprawy sytuacji zwykłych śmiertelniczek.

Jednak w XII wieku narodziła się kultura dworska, wraz z którą mężczyźni musieli porzucić dotychczasowe sposoby zdobywania kobiet, polegające na gwałtach i porwaniach.

Przyszedł czas, żeby wykazywać się dobrymi manierami, prawić komplementy, znać się na poezji i muzyce, a najlepiej być trubadurem, a więc tworzyć własne utwory i jeszcze samemu je wykonywać.

Przecież nawet najwaleczniejszy z królów, Ryszard Lwie Serce, był zarazem doskonałym trubadurem. Czy mamy jakiegoś współczesnego prezydenta, który byłby zarazem gwiazdą rocka?

Tak, ale dworzanie owych czasów nie zachowywali się tak samo wobec dam i zwykłych wieśniaczek, ta przemiana musiała dotyczyć wąskiej grupy kobiet.

A.R.: - Rzeczywiście, w przypadku kobiet z niższych sfer mężczyźni hołdowali raczej dawnym, niezbyt wyrafinowanym obyczajom, ale już sam fakt, że w XII wieku pojawia się pojęcie dominy, o czym pisze wybitny znawca kultury średniowiecza Charles Duby, dowodzi, że coś się jednak zmieniło. I choć kobiety zawsze były traktowane przez mężczyzn przedmiotowo, to wówczas stały się przynajmniej przedmiotem czci.

W Oksytanii trubadurzy wysławiali kobiety pod niebiosa i wierzyli, że platoniczne uczucia, jakie do nich żywili, były ścieżką prowadzącą do samodoskonalenia duchowego, nawet do spotkania z Bogiem. Dodajmy, że ta ścieżka częściej była usłana cierniami niż płatkami róż. Na tym polegała fin'amors, miłość dworska, rozumiana jako swoista alchemia duszy.  Na takie rozumienie miłości wpłynęły oczywiście poglądy katarów, których ruch stał się niezwykle popularny na południu Europy.

A.M.: - Ale oprócz trubadurów były też kobiety trubadurki.

A.R.: - Po oksytańsku zwane trobairitz.

A.M.: - Arek sporo pisze o Na Lobie, autentycznej, barwnej postaci, której wiersze dedykowali najwybitniejsi poeci tamtych czasów, jak Peire Vidal czy Raimon Miraval. Prawdziwej femme fatale, której swobodny styl życia kojarzy się raczej z wyzwolonymi artystkami naszych czasów niż z bogobojnymi córami średniowiecza.

A.R.: - Warto zauważyć, że w XII wieku pojawiło się wiele dam tworzących własną muzykę, właśnie Na Loba, Beatrycze z Dia czy Maria z Ventadour. Do dziś zachowały się ich utwory. To świadczy o tym, że były uznanymi artystkami, których twórczość nie była bynajmniej anonimowa - koncertowały na dworach niczym dzisiejsze gwiazdy pop.

Wciąż jednak obracamy się w wyższych sferach, jak rozumiem?

A. R.: - Jak dotąd, tak, choć w Oksytanii emancypacja, o której mówimy, poszła znacznie dalej, głównie za sprawą katarów.

Zdjęcia nawiązują do mody średniowiecznej, stylizacje jednak oparte są na współczesnych ubraniach, wzbogaconych o akcesoria z epoki rycerzy i trubadurów. Zdjęcia nawiązują do mody średniowiecznej, stylizacje jednak oparte są na współczesnych ubraniach, wzbogaconych o akcesoria z epoki rycerzy i trubadurów. Fot. Arkadiusz Rączka/Materiały wydawnictwa Totem Publisher

Początek kobiecego autorytetu

Temat katarów wraca jak bumerang, aż nie wypada o nich nie zapytać, zwłaszcza że sporo o nich piszesz w powieści. Jak katarzy wpłynęli na zmianę statusu kobiet w XII wieku?

A.R.: - Utarło się mówić o wiekach średnich, że to czasy zabobonów i ciemnoty. Za to teraz mamy oświecony XXI wiek, w którym historia feminizmu jest wykładana na uczelniach. Sam zresztą kilka razy uczestniczyłem w takich zajęciach w czasach, gdy studiowałem filozofię na Uniwersytecie Warszawskim.

Z drugiej strony żyjemy w bardzo patriarchalnej kulturze, czego przejawem w wymiarze duchowym jest fakt, że w katolicyzmie kobiety nie mogą pełnić godności kapłańskich. Katarzy, którzy również byli chrześcijanami, uważali, że kobiety mają pełne prawo nauczać i być duchowymi przewodniczkami, ponieważ istota człowieka jest duchowa, a nie materialna i tylko w świecie doczesnym cielesność narzuca płeć i role społeczne.

Katarzy kwestionowali świat konstytuowany przez cielesność; dla nich byliśmy przede wszystkim istotami duchowymi uwięzionymi w ciałach. Dlatego w XII wieku w społeczności katarskiej kobiety kapłanki były czymś oczywistym i naturalnym. Wiele z nich wywodziło się z ubogich stanów.

Wędrowały po wsiach i miastach, głosząc Ewangelię. Esclarmonde de Foix, katarska doskonała, akurat hrabianka, ale warto o niej wspomnieć w kontekście emancypacji, ponieważ brała udział w debatach religijnych, w których broniąc teologii katarskiej, ścierała się z najwybitniejszymi scholastykami swoich czasów. To świadczy o tym, jak wielkim autorytetem zaczęły cieszyć się kobiety.

Jak to się stało, że katarzy odegrali tak dużą rolę na Południu Europy i zniknęli? Domyślam się, że Święta Inkwizycja ma w tej sprawie coś do powiedzenia.

A.R.: - O tak, zwłaszcza ona (śmiech)! Inkwizycja powstała właśnie w celu zniszczenia ruchu katarskiego. Kataryzm spędzał sen z oczu duchowieństwu, sprawiając, że wiara katolicka z dnia na dzień traciła na popularności wśród mieszkańców południowej Francji oraz na północy Włoch i Hiszpanii.

Papież postanowił więc powołać Świętą Inkwizycję oraz ogłosić krucjatę przeciwko siedlisku herezji, jakim była Oksytania. Hitlerowcy wzorowali się na działaniach inkwizycji jako na najbardziej doskonałej machinie inwigilacji i terroru wobec przeciwników własnej ideologii. Inkwizytorzy nakazali katarom nosić na ubraniach żółte krzyże. Można powiedzieć, że tak jak kultura oksytańska inspirowała renesans, tak inkwizycja - nazistowski holocaust.

Dlaczego katarzy stali się tak wielkim zagrożeniem dla Kościoła?

A.R.: - Chodziło o to, kto będzie sprawował duchową władzę na Południu Europy, bo władza ta zaczęła się wymykać z rąk Kościoła, który zajęty krucjatami na Bliskim Wschodzie, zlekceważył herezję rozwijającą się tak blisko Watykanu. Tymczasem ludzie masowo nawracali się na herezję w Piemoncie, Oksytanii i Aragonii, herezja rozlała się na całą południową Europę. To musiało się skończyć krucjatą wymierzoną w katarów.

Połączenie trochę na zasadzie zabawy rozmaitych konwencji ma służyć zerwaniu ze stereotypowymi wyobrażeniami na temat średniowiecza, by wydobyć je z mroku 
i osadzić w nowym, świeżym kontekście. Połączenie trochę na zasadzie zabawy rozmaitych konwencji ma służyć zerwaniu ze stereotypowymi wyobrażeniami na temat średniowiecza, by wydobyć je z mroku i osadzić w nowym, świeżym kontekście. Fot. Arkadiusz Rączka/Materiały wydawnictwa Totem Publisher

Heretycy, którzy gardzili bogactwem

Cóż takiego było w owej herezji, że przyciągnęła tak wielu ludzi?

A.R.: - Katarzy uważali się za chrześcijan, ale w szczególny sposób interpretowali Stary Testament, uważając, że jest księgą złego Boga, twórcy bardzo niedoskonałego świata materialnego. I odrzucali ją. Słowa prawdziwego Boga, nakazującego miłość bliźniego, znajdowali jedynie w Nowym Testamencie.

Byli w zasadzie dualistycznymi gnostykami, ale wydaje się, że to nie strona teoretyczna kataryzmu przyciągała nowych wyznawców, lecz praktyczna, a mianowicie postawa katarskiego duchowieństwa. Nazywano ich Dobrymi Ludźmi, Dobrymi Chrześcijanami, Doskonałymi, Czystymi i już same te nazwy wiele mówią.

Kapłani katarscy trzymali się z daleka od polityki, nie budowali kościołów, żyli w ubóstwie, wymagali więcej od siebie niż od prostych wyznawców, rozumiejąc, że tylko nieliczni mogą przyjąć sakrament consolamentum, zobowiązujący do ogromnych wyrzeczeń. Przestrzegali bezwzględnie surowego kodeksu moralnego, a jednocześnie pobłażali niedoskonałościom wiernych.

A.M.: - Kościół w średniowieczu zawsze największą nienawiść żywił wobec nurtów religijnych wychwalających ubóstwo i podkreślających jego rolę w procesie samodoskonalenia duchowego, potępiających dążenie do gromadzenia dóbr materialnych, ponieważ sam Kościół dążył do pomnażania bogactw.

Celibat wprowadzono po to, aby dzieci kapłanów nie dziedziczyły majątków ojców, co mogłoby uszczuplić kościelny majątek, jeśli wybrałyby inną niż duchowieństwo ścieżkę kariery. Wszystko musiało pozostać w świecie potężnego imperium, umacniać siłę instytucji, wspierać system władzy.

Katarzy nie mieli kościołów, gardzili materią i pieniądzem, a do tego formułowali krytykę pod adresem Kościoła w sposób bardzo radykalny, wskazując przerost formy nad treścią.

A.R.: - Trzeba podkreślić, że w XII wieku Kościół przechodził duchowy kryzys, natomiast przeżywał rozkwit w wymiarze materialnym. Był potężną, opływającą w bogactwa instytucją, która nie troszczyła się zbytnio o wiernych, gnębiła ich za to podatkami. Dla prostych ludzi kataryzm był atrakcyjny, ponieważ był bardziej wiarygodny na poziomie autentyczności życia duchowego, a dla bogatych, cóż...

Feudałowie na pewno mogli skorzystać na osłabieniu pozycji Kościoła, ale tragedia oksytańskich baronów polegała na tym, że choć wielu nadal chciało współpracować z Kościołem, to jednak zostali zmuszeni do walki przeciw niemu w obronie swoich rodzin i poddanych. Na południu Francji kataryzm pokonał katolicyzm w walce o dusze i musiał zapłacić wysoką cenę za to zwycięstwo, zbyt wysoką.

A.M.: - Ale prości ludzie, mieszczanie, którzy pozostali katolikami, także zdecydowali się bronić katarów przeciwko wojskom krzyżowców, jak to się stało pod Béziers?

A.R.: - Tak, to piękny przykład. Miasto zostało otoczone przez krzyżowców, którzy zażądali wydania katarów, ale mieszkańcy Béziers zdecydowali się walczyć w obronie swoich heretyków. Chociaż na liście sporządzonej przez biskupa z Béziers figurowało zaledwie nieco ponad 200 katarskich nazwisk, miasto w czasie oblężenia liczyło aż 20 000 ludzi, jeśli wierzyć nuncjuszowi papieskiemu Amaury'emu, który podał w liście do papieża taką liczbę ofiar rzezi w Béziers. Tylko w kościele św. Magdaleny zginęło 7000 osób, które szukały tam schronienia.

Wszyscy w mieście zostali wyrżnięci - heretycy, katolicy, duchowieństwo, kobiety, dzieci - zgodnie z dyrektywą, którą wygłosił nuncjusz w odpowiedzi na pytanie jednego z rycerzy, jak mają odróżnić katolików od heretyków. "Zabijcie ich wszystkich, Bóg rozpozna swoich!" - zalecił rezolutnie.

Bohaterowie Bohaterowie "Herezji" mierzą się tu z dwiema wielkimi herezjami - katarską w Langwedocji i mandejską w Syrii Fot. Arkadiusz Rączka/Materiały wydawnictwa Totem Publisher

Zarzut herezji

Wygląda na to, że poruszasz w swojej książce sporo kontrowersyjnych tematów: średniowieczne amazonki, zbrodnie katolickiego kościoła? Coś jeszcze?

A.R.: - Główny bohater mojej książki, młody templariusz, bierze udział w słynnej bitwie pod Hattin. Dostaje się do niewoli w Damaszku, z której udaje mu się zbiec, po czym przez wiele lat żyje pośród gnostyckiego ludu posiadającego bardzo nieortodoksyjną wiedzę na temat Jezusa Chrystusa.

Mało kto u nas słyszał o Mandejczykach, co, przyznam, trochę mnie dziwi, zważywszy że dość często ludzie zastanawiają się, co też takiego działo się z Jezusem Chrystusem między 12. a 30. rokiem życia, bo - jak wiemy - nie wspominają o tym teksty Nowego Testamentu. Mnożą się rozmaite teorie, wspomina się o egzotycznych podróżach do Indii i Japonii, a milczeniem zbywa się świadectwo Mandejczyków, którzy zachowują przekazy dotyczące właśnie pobytu Jezusa w ich wspólnocie wyznaniowej.

Jej głównym mistrzem duchowym był nikt inny jak Jan Chrzciciel, o Jezusie zaś mówią, że był jego uczniem, że przyjął od niego chrzest w rzece Jordan, że sam przez długi czas poznawał tajemnice mandejskiej gnozy, i o więcej, że nawet był nauczycielem duchowym mandejczyków. O wszystkim można przeczytać w mandejskiej świętej księdze zwanej Ginzą.

Niestety, Jezus nie jest w niej przedstawiony w niej jako bohater pozytywny, a przynajmniej nie do końca... Jest nazywany fałszywym prorokiem i oszustem, gdyż - zdaniem Manadejczyków - zdradził i przeinaczył ich tajemne nauki, mimo że nie poznał ich prawdziwej głębi.

Główny bohater mojej powieści spędza jakiś czas między Mandejczykami, poznaje ich rytuały, w tym rytuał assunty, czyli wyniesienie duszy po śmierci ku wyższym światom, przypominający rytuały buddyjskie, znane choćby z Tybetańskiej Księgi Umarłych. Jednak nie daje on wiary złym opiniom na temat Jezusa, wszak Jezus nie ukrywał, że mądrość trzeba upowszechniać i należy trzymać ją na świeczniku, a nie pod korcem, co wiemy choćby ze słów Ewangelii Mateusza.

Tym samym jednak Jezus sam okazuje się heretykiem, który zbuntował się przeciwko tradycji przekazu i ostatecznie, jak przystało na heretyka, skończył męczeńską śmiercią.

Co, twoim zdaniem, jest przyczyną braku wiedzy w Polsce na temat tej zagadkowej sekty i głoszonych przez nią rewelacji?

A.R.: - Trudno mi powiedzieć, temat wydaje się dość intrygujący, a źródła są dostępne, przy tym są to przecież przekazy uczniów Jana Chrzciciela. Warto się nimi zainteresować już choćby po to, żeby dowiedzieć się, jak wyglądała ceremonia chrztu, której poddał się Jezus. Mandejczycy do dzisiaj praktykują ją w ten sam sposób jak w tamtych czasach. Przypuszczam jednak, że za tym przemilczeniem może kryć się pragnienie niektórych środowisk do podtrzymywania dogmatów. Nie wszyscy są gotowi do otwartej dyskusji. Podania Mandejczyków godzą w prymat Jezusa wobec Jana Chrzciciela. Zdania pełne uniżoności, które jakoby wypowiedział Jan na widok Jezusa, stoją w jaskrawej sprzeczności z opisem chrztu Chrystusa zawartym w mandejskich księgach.

Obnażając ewangeliczne fikcje, zawsze narażamy się na święte oburzenie ludzi, którzy chcą w każdym słowie Biblii widzieć słowo Boże, choć dobrze wiemy, że autorami tych tekstów byli ludzie podatni na rozmaite wpływy. Dlatego to słowo jest czasem wewnętrznie sprzeczne. Szkoda tylko, że tak często próba kwestionowania dogmatu kończy się zarzutem o herezję.

Czy w takim razie zatytułowanie książki w ten sposób było próbą zwrócenia uwagi na problem nietolerancji, czy próbą podjęcia dyskusji na temat roli herezji?

A.R.: - Myślę, że bardziej to drugie. Święty Tomasz mówił o herezji, że jest narzędziem diabła służącym osłabieniu autorytetu Jezusa, ale święty Augustyn, który sam przecież najpierw był manichejczykiem, a po przejściu na chrześcijaństwo stał się największym krytykiem manicheizmu, zapatrywał się pozytywnie na rolę herezji, gdyż pobudza ona krytycyzm w ramach refleksji teologicznej, pozwala się lepiej przyjrzeć prawdom objawionym. Święty Augustyn przynajmniej doceniał krytyczny impuls, jaki wypływa z odmiennych poglądów.

Utarło się mówić o wiekach średnich, że to czasy zabobonów i ciemnoty. Za to teraz mamy oświecony XXI wiek, w którym historia feminizmu jest wykładana na uczelniach. Utarło się mówić o wiekach średnich, że to czasy zabobonów i ciemnoty. Za to teraz mamy oświecony XXI wiek, w którym historia feminizmu jest wykładana na uczelniach. Fot. Arkadiusz Rączka/ Materiały prasowe wydawnictwa Totem Publisher

Czasem lepiej milczeć

Odnoszę wrażenie, że w twojej książce mimo wszystko owoce wiedzy są dość gorzkie. Czy twoim zdaniem prawda jest niebezpieczna?

A.R.: - Oooo! Jak najbardziej! Podstawowym błędem katarów było właśnie to, że nie potrafili siedzieć cicho. Popełniali błąd chrystusowy, nie chcieli trzymać sekretnej wiedzy pod korcem, pragnęli za jej pomocą zbawiać świat, ale świat nie chciał być zbawiony, dlatego wszyscy, którzy nie wyrzekli się kataryzmu, prędzej czy później musieli nałożyć na głowę koronę męczennika, co jest takim średniowiecznym eufemizmem na śmierć podczas tortur lub spalenie na stosie.

Mandejczycy przetrwali do dziś. Alawici, kulturowo i etnicznie spowinowaceni z mandejczykami, nadal rządzą w Syrii, przynajmniej w jej części, spośród nich wywodzi się Asad i jego reżim.

Alawici uchodzą za szyitów, ale ich prawdziwa wiara jest amalgamatem gnostycyzmu i neoplatonizmu, pomieszanego z dziwaczną kosmogonią. Jedni i drudzy przetrwali dzięki doktrynie takii, zgodnie z którą wolno im uchodzić za wyznawców innej religii, by uniknąć prześladowań i terroru.

Innymi słowy, dobrze maskują swoją prawdziwą wiarę. Wiem, że robię tu ukłon w stronę rozmaitych teorii spiskowych, ale dobrze wiemy, jak wielką rolę odegrali masoni w tworzeniu Stanów Zjednoczonych, wiadomo też, jak pilnie strzegą oni swojej wiedzy i rytuałów. Wszystko to dowodzi tego, że prawda potrafi być niebezpieczna i może zniszczyć tego, kto ośmiela się ją wyjawić. Czasem lepiej milczeć.

Ty jednak starasz się zdradzać rozmaite duchowe sekrety w swojej książce. Nie obawiasz się, że podzielisz los heretyków?

A.R.: - Jeśli nawet, to znajdę się w dobrym towarzystwie... Może jednak przetrwam? Na szczęście wielu heretyków odniosło sukces.

Marcin Luter na przykład, samo chrześcijaństwo również, wszak z punktu widzenia ortodoksyjnego judaizmu to także herezja. Okazuje się więc, że herezja jest zjawiskiem, dzięki któremu możliwy jest postęp, jakkolwiek czasem nie obywa się bez ofiar.

Książka Fot. Materiały prasowe Totem Publisher

O książce

"Herezję" można określić jako powieść typu historical fiction, wiodącą szlakiem średniowiecznej gnozy. Bohaterowie mierzą się tu z dwiema wielkimi herezjami - katarską w Langwedocji i mandejską w Syrii. Tło historyczne jest przedstawione rzetelnie, ale nie przesłania fabuły, raczej przez nią prześwieca. To wielowątkowy romans rycerski o charakterze inicjacyjnym, współczesna opowieść o Graalu, pisana podobnie jak teksty Chrétiena de Troyes czy von Eschenbacha techniką entrelacement, w której przeplatają się wątki przedstawiające losy bohaterów. Każdy z nich na swój sposób szuka swojego Graala, pojętego jednak nie jako przedmiot kultu, ale formę duchowego spełnienia. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Totem Publisher.

Zdjęcia

Pomysł na sesję zdjęciową inspirowaną książką zrodził się spontanicznie, pod wpływem lektury. Stąd idea przedstawienia procesu emancypacji kobiet, odwołania się do barwnych postaci kobiecych z powieści, które miały odwagę stawić czoła feudalnym prawom dyktowanym przez mężczyzn. Zdjęcia nawiązują do mody średniowiecznej, stylizacje jednak oparte są na współczesnych ubraniach, wzbogaconych o akcesoria z epoki rycerzy i trubadurów. Połączenie trochę na zasadzie zabawy rozmaitych konwencji ma służyć zerwaniu ze stereotypowymi wyobrażeniami na temat średniowiecza, by wydobyć je z mroku i osadzić w nowym, świeżym kontekście.

Realizacja sesji

Producent: ALEKSANDRA MUSIAŁ; Fotografie: ARKADIUSZ RĄCZKA; Stylizacje: KATARZYNA PIONTECKA-LAWENDA; Wizaż: MARTA CHMIELIŃSKA; Modelki i model: IZA WRZOŁEK, JULIA JABŁOŃSKA, KAMILA ALGAWAM, ALEKSANDRA DOMAŃSKA, ALICJA CZAJKOWSKA, MURAT MURATOWSKI; Postprodukcja: BOGUSŁAW DUDA, ROBERT CYGANIK.

Więcej o: