"Przyda się! Jeszcze będę w tym chodził! Nie wyrzucaj!" Przedmioty w nadmiarze, na chronionym - nasi partnerzy zbierają, my najchętniej byśmy wyrzuciły - pokazujemy kolekcje mężów.
Paulina, żona Macieja:
- Mój mąż nie kolekcjonuje niczego. Nie zbiera znaczków czy modeli samochodów. On przechowuje. Przechowuje to, co inni wyrzucają od razu. O czym mowa? O pudełkach. Pudełkach po AGD, RTV... o wszystkich pudełkach.
Mamy zatem w domu mnóstwo zupełnie niepotrzebnych kartonów. Stoją wepchnięte między ubrania w szafach, pod łóżkiem, w szafce na buty, w łazience. Kiedy chcę coś wyrzucić, słyszę: - Zostaw, to jest potrzebne do gwarancji. Wiadomo, uwzględnią nam gwarancję ekspresu do kawy kupionego przeszło dwa lata temu...
Fot. Archiwum redakcji
Gdy chciałam ostatnio wyrzucić pudełko po moim laptopie - grzecznie odczekałam rok, podczas którego mogłoby się ono ewentualnie przydać przy reklamacji - usłyszałam, że to nie jest dobry pomysł. Dlaczego? Bo jeśli będę chciała sprzedać komputer za kilka lat, to w oryginalnym pudełku będzie miał wyższą cenę. Pudełko wyrzuciłam.
Fot. Archiwum redakcji
Pudełka to nie jedyna rzecz, która kurzy się w naszym mieszkaniu. Towarzyszą im kable! Od starych komputerów, telefonów, odtwarzaczy DVD... Wszystko oczywiście w myśl zasady - nigdy nie wiadomo, co się kiedy może przydać.
Fot. Archiwum redakcji
Przecież kabel od ładowarki ze starej Nokii sprzed 10 lat na pewno będzie pasował do najnowszego Iphone'a. A kable ze starych głośników przydadzą się w przyszłości, prawda?
Zdaniem Macieja:
"Jasne, jasne. A ile razy 'moje kabelki' ratowały sytuację? Na działce się przydały, u moich teściów się przydały. I niespodzianka, u moich rodziców także 'zrobiły robotę'".
- Mój mąż ma generalnie problemy z pozbywaniem się przedmiotów. Mówimy tutaj o całym spektrum życiowych sytuacji. W mikroskali - w kieszeniach spodni i kurtek ma: obfite zbiory karteluszek, wizytówek, monet, spinaczy, cukierków, klocków Lego, chusteczek.
Zbiory ubrań wypełniają jego szafy, kosze z czystym praniem oraz pojemnik na brudy.
W domu rodzinnym nigdy nie opróżnił swoich trzech wypełnionych po brzegi komód: a były tam i zeszyty z podstawówki i notatki ze studiów. Zrobił to za niego zdesperowany ojciec, po dwóch latach próśb i gróźb.
Moja druga połowa ma dużo T-shirtów, koszul, spodni, szortów, ubrań do biegania, zegarków oraz... desek (snowboardowych, wakeboardowych, longboardowych).
Pomimo obietnicy, że każda nowa rzecz jest równoznaczna z pożegnaniem przynajmniej jednej starej, ta zasada nigdy właściwie nie weszła w życie. Ubrania mają swoje drugie i trzecie życie, co działa mniej więcej tak:
Najpierw T-shirt jest nowy i noszony na co dzień. Później przesuwa się do kategorii tylko po domu, następnie służy do spania. Kiedy już jest sprany i zupełnie "niewyjściowy" trafia do worka: "tylko na siłownię".
Na potrzeby zdjęcia wyjęłam zawartość jednej tylko szafki z butami męża. To kolekcja letnia i na dodatek niekompletna. Zwracam szczególną uwagę na trzy pary czarnych klapek. Zapewne na poziomie metafizycznym coś je odróżnia. Na pierwszy rzut oka wydają się być identyczne. Dużo tego, ale wciąż pojawiają się nowe buty. W zeszłym tygodniu mąż kupił spodnie. Na moje pytanie, z jakimi butami ma je zamiar nosić usłyszałam, że "buty dopiero zostaną kupione".
Co na to Wojciech?
"Och naprawdę! Klapki bardzo się od siebie różnią - jedne są tylko na basen, a pozostałe dwie pary do chodzenia i głównie na wyjazdy...".
- Mój mąż zbiera dwie rzeczy: małe modele samochodów i puszki i butelki Coca-Coli z całego świata. Nie wiem, co gorsze czy autka zbierające kurz na półce, czy sterta puszek w mojej witrynce na alkohol.
Fot. Archiwum redakcji
Samochody to pasja mojego męża, zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Jest fanem motoryzacji sprzed lat i gdyby one nie zajmowały tak wiele miejsca, pewnie wcale by mi nie przeszkadzały...
Fot. Archiwum redakcji
Coca-cola to inna historia. Krzysztof uwielbia ten napój i chyba od tego się zaczęło. Zbiera je, ze względu na nowe smaki i oryginalne wzory puszek lub butelek. Wszyscy znajomi wiedzą, że najbardziej mu się spodoba (i przyda?) nowa, oryginalna puszka do kolekcji przywieziona z jakiegoś odległego miejsca. Ostatnio zbiór się uszczuplił - jedna z puszek eksplodowała!
Zdaniem Krzysztofa:
"Wspaniale! Facet musi mieć jakieś pasje - chociaż 'zbieraczą' - inaczej zwariuje".
Wyznaję zasadę minimalizmu. Przedmioty, które są mi potrzebne do życia, mogłabym schować do dwóch dużych, rowerowych sakw i małego plecaka. Mój mąż wręcz przeciwnie.
Wszystko jest potrzebne, a szczególnie to, co wzbudza jakiekolwiek sentymentalne wspomnienia. Dlatego nasze szafki zapełnione są konsolami do gier, kartridżami i innymi gadżetami, które pamiętają upadek komunizmu w Polsce. To nie wszystko. Jest również miłośnikiem książek oraz muzyki. To pociąga za sobą stosy płyt CD i literatury, które KIEDYŚ się przesłucha i KIEDYŚ się przeczyta.
Fot. Archiwum redakcji
Bardzo się cieszę, że mój małżonek ma tak wszechstronne zainteresowania i rozwija swoją wrażliwość. Jednak nasze małe mieszkanko ma bardzo ograniczoną przepustowość. Dostaję wewnętrznego szału, gdy nie mam gdzie położyć laptopa, a nawet kubka z kawą, bo ława jest zajęta przez kable, albumy z płytami CD i stare konsole do gier.
Krzysztof został pozbawiony możliwości zabrania głosu - jego pasja zbierania została opisana w tajemnicy.
Wyszłam za mąż za piwosza. Ale co to naprawdę oznacza, zrozumiałam dopiero po latach. Gdy w kuchni pojawiły się w niezliczonej liczbie butelki po piwie. Każda z unikatową - zdaniem męża - naklejką. I tak stoją, i tak kurz zbierają. Czekają na dzień kąpielowy, kiedy to są namaczane - cała ta celebra służy temu, że następnie każda z butelek jest odzierana z papierowej ozdoby. Papierki są suszone, a następnie przechowywane w klaserach. Wielu.
Ach, czy te klasery są kiedykolwiek oglądane? Skąd! Są jedynie z kurzu wycierane. Przeze mnie.
Zdaniem Andrzeja:
Niestety nie dowiemy się, co Andrzej ma do powiedzenia. Monika i Andrzej mają aktualnie ciche dni. Ale nie, nie poszło o chomikowanie.
Adam to chomik pedantyczny, bo niezwykle uporządkowany. Wszystko będzie nam niezbędne, więc na wszystko się musi znaleźć miejsce. Wyrzucanie czegokolwiek po to tylko, by potem (za pięć lat lub nigdy) kupić to na nowo w innej wersji uważa za kompletnie niedorzeczne. A ja - myśląca w ten sposób - jestem uznawana za niegospodarną i rozrzutną jednostkę zagrażającą społeczeństwu.
Fot. Archiwum redakcji
Na szczęście to jest prawdziwy chomik-konstruktor, więc od czasu do czasu z przydasiów powstaje COŚ. Na przykład rzeczywistych rozmiarów kolczuga z podkładek sprężynowych. Wszelkie silniczki z popsutych sprzętów w połączeniu z wiatraczkami z komputera idealnie wkomponowują się w klimatyzator na suchy lód.
W naszym domu małe sprzęty AGD przeżywają ciągłe reanimacje: dziesiąty raz popsuta suszarka do włosów cudownie ożywa jak mający siedem żyć kot. A już tak bardzo chciałam nową. Ostatnim hitem są ręcznie robione rzeczy ze skóry - idealne jako pokrowce na scyzoryk.
I taki kreatywny mężczyzna musi mieć w domu warsztat. Bo może się zdarzyć, że znowu trzeba będzie coś zmontować, naprawić, ulepszyć. A bez warsztatu nie da się.
Stałe wyposażenie jego biurka to profesjonalna stacja lutownicza, którą ja zupełnie mylnie nazywam zgrzewarką.
Fot. Archiwum prywatne
Mamy też na stanie w domu baterie - od baterii do zegarków, kalkulatorów, pilotów do bram, po te do noktowizorów i krokomierzy. Przynajmniej z 50 różnych typów. Czyli cała szafka. Wszystkie w idealnym porządku wedle numeracji.
Dlatego kompletnie nie ruszają mnie opowieści koleżanek, że mąż składuje kabelki (u nas jest na nie cała szafka), śrubki (druga cała szafka) czy części od komputerów (kolejna szafka).
Fot. Archiwum redakcji
10 metrów kwadratowych z 55 metrowego mieszkania stanowią niezbędne sprzęty. I tu przyznaję, że czasami jestem zaskoczona, że naprawdę do czegoś się przydają.
Bywa, że się złoszczę o te 10 metrów, ale jak się mi psuje nagle młynek do kawy i za kwadrans jest już naprawiony, dzięki części znalezionej w szafce numer cztery w pudełku numer 17B, to już znacznie mniej się emocjonuję.
Jest synergia. Ja wyrzucam wszystko, czego w konkretnym momencie nie używam i się nie zanosi, że użyję w przeciągu miesiąca. On zachowuje wszystko (nawet butelki po dużych napojach), bo kiedyś na pewno się przydadzą...
Zdaniem Adama:
"Wiesz, jaki jest mój stosunek do tego. Proszę, żebyś mi dała spokój w tej kwestii. Dziękuję bardzo".
PS Już niebawem to panowie pochylą się nad naszymi zbiorami - obiecujemy.
Najlepiej pisze o egzorcyzmach Katarzyna Kędzierska, autorka bloga Simplicite i książki "Chcieć mniej" o minimalizmie w praktyce.
Czy da się nawrócić kogoś na minimalizm? Sprawić, żeby przestał chomikować śmieci na półkach, wyrzucił "durnostojki" i "odklamocił" swoje otoczenie? Może zastosować przymus? Zagrozić kijem lub ewentualnie zanęcić marchewką? Jak włączyć najbliższych w wielkie porządki? Jak żyć, żeby się nie pozabijać?
Jak to zwykle bywa, najskuteczniejsza droga jest również tą najtrudniejszą, wymagającą największej cierpliwości i konsekwencji. Mnie zajęła ona lata. Był to czas mówienia i pisania o tym, jak świetnie i wygodnie jest mieć mniej, oraz bycia przykładem dla innych. To podejście, choć trudne, czasochłonne i nie gwarantujące sukcesu, zakłada również duży szacunek do drugiego człowieka, tego, który żyje obok mnie. Do jego przyzwyczajeń i upodobań, również w kontekście gromadzenia rzeczy, zwłaszcza, że te nawyki mogą być zupełnie różne.
Osoba, która ma kłopot z nadmiarem rzeczy, musi go sama dostrzec. Sama musi zechcieć zmiany. Jednocześnie jest mało prawdopodobne, że ukochany mąż, który z błyskiem w oku kupuje kolejny sprzęt sportowy, stanie się nagle ascetą żyjącym z jedną parą skarpetek. Nie o to jednak chodzi.
Wystarczy, gdy zrozumie, że jeden rower zamiast pięciu to dość i że nie potrzebuje kupować co sezon nowych akcesoriów, które po miesiącu i tak powędrują do szafy lub piwnicy. Potrzebuję mało, ale nie chcę i nie zamierzam narzucać tego moim najbliższym. Zbyt mocno ich kocham.
Pierwszy sposób to wyznaczenie umownej strefy w mieszkaniu, która będzie służyła do tymczasowego przechowywania rupieci (według Ciebie), a według zbieracza - niezwykle przydatnych skarbów.
Wybierz miejsce, które znajduje się na widoku i którego zagracenie będzie Ci jak najmniej przeszkadzać w codziennym życiu ? na przykład balkon. Obawiam się, że piwnica czy
strych nie spełniłyby tej funkcji, a pozostawione przedmioty ugrzęzłyby tam na zawsze. Niech do tej strefy trafi ą pudełka po butach, nienoszone ubrania i zepsuta elektronika. Jest szansa, że chomikowi wystarczy, że te rzeczy odleżą swoje, i za jakiś czas, gdy wykażesz brak jakiejkolwiek ich przydatności, pozwoli je wyrzucić.
Jest nam dużo, dużo łatwiej pozbywać się rzeczy, gdy wiemy, że trafi ą w dobre, kochające i wdzięczne ręce. Twój mąż kolekcjonuje sportowe gadżety, które już się nigdzie nie mieszczą, ale nadal są sprawne?
Spróbuj go namówić, żeby część kolekcji przekazał na rzecz dziecięcego koła sportowego, gdzie te rzeczy będą stale używane. Podobnie można postąpić właściwie z każdym zbędnym przedmiotem.
Oddać plastikowe nakrętki na zbiórkę na rzecz osób niepełnosprawnych. Sprzedać makulaturę, a dochód przeznaczyć na schronisko dla zwierząt. Przekazać zabawki domom dziecka lub domom samotnej matki. Oczywiście, znalezienie osoby, której taką rzecz można przekazać, lub miejsca, w którym można ją zostawić, wymaga czasu i wysiłku. Jednakże ten drobny podstęp to doskonały sposób, by nauczyć chomika, że rzeczy są po to, aby ich używać. Wdzięczność obdarowanej osoby może stać się dla niego doskonałą motywacją do dalszych zmian.
Jest to metoda, której do końca nie czuję i nie pochwalam, ale z poczucia obowiązku wobec Czytelnika chcę o niej wspomnieć. Wiem bowiem, że w niektórych wypadkach jest niezwykle skuteczna.
Polega na pozbywaniu się rzeczy chomika podstępem. Chomiki są przebiegłe, ale mają też swoje słabe punkty. Niektóre doskonale znają lokalizację każdej zebranej rzeczy i w takim przypadku podstępem niewiele zdziałasz.
Jeśli natomiast trafił Ci się roztargniony osobnik, możesz spróbować zabierać (wyrzucać, sprzedawać lub oddawać) pojedyncze rzeczy z jego norki, licząc że nie zauważy tego braku. Jak wspomniałam na początku, nie stosuję tej metody, ponieważ w mojej opinii w zbyt dużej mierze ingeruje w cudzą niezależność, ale jestem sobie w stanie wyobrazić sytuację, w której może nie być innego wyboru.
Cytowane fragmenty pochodzą z książki Katarzyny Kędzierskiej "Chcieć mniej" wydawnictwa Znak.