Gdzieś między nabiałem a pieczywem w hipermarketach znajdują się alejki z ubraniami i dodatkami. Zatrzymujecie się przy nich czasami? A może w waszych szafach jest wiele ubrań pochodzących z marketowej oferty? Nasze wysłanniczki sprawdziły, co i za ile kupicie w Tesco, Auchan, Carrefourze i E. Leclercu.
Oddałam ostatnio rower do serwisu rowerowego. Centrum Warszawy, ceglana piwnica zawalona sprzętem rowerowym, ja, mój rower i specjalista. Już w pierwszym zdaniu usłyszałam określenie "marketowy rower", które, jak wynikało z dalszej części wypowiedzi, było synonimem złej jakości, dna i bezkresnej beznadziei. Lubię mój rower, mam go od 15 lat, kosztował 300 zł i TAK - kupiłam go w Auchan.
Próba zawstydzenia mnie przez pana serwisanta nie powiodła się. Na moje potrzeby rower wystarcza, nie mam kompleksów wynikających z posiadania niemarkowego pojazdu ani ambicji jeżdżenia drogim sprzętem.
To, co mnie zaciekawiło po wizycie w serwisie, to kwestia "marketowości". Dlatego namówiłam koleżanki z redakcji na wizytę w czterech hipermarketach i "ubraniowe zakupy". Każda z nas poszła do innego hipermarketu: ja wybrałam się do Tesco, pozostałe panie do Auchan, E. Leclerc i Carrefour. Cel: wybrać sobie rzeczy, które nosiłybyśmy, ocenić ubrania i opisać wrażenia z zakupów.
Fot. Archiwum redakcji
Zdarza ci się kupować ubrania w supermarketach?
Ewa: - Zdarza się. Kupuję klapki na plażę, ale także bieliznę - majtki do spania, rajstopy i skarpetki. W supermarkecie zdarza mi się także kupować ubranka dla wnucząt.
Jak oceniasz ekspozycję, przymierzalnie i ogólny komfort zakupów w Carrefour?
- W sklepie, który odwiedziłam, było dużo miejsca i wystarczająca ilość światła. Przymierzalnie także były wygodne. O ekspozycji trudno mówić - ubrania po prostu wiszą na wieszakach w alejkach, nie ma manekinów ani wystaw. Za zachętę ma chyba służyć gazetka Carrefour, w której widziałam część ubrań z oferty sklepu.
Sztyblety w cenie promocyjnej za 59,99 zł. Fot. Archiwum redakcji
Jak oceniasz wybrane przez siebie rzeczy w stosunku jakości do ceny?
- Moim zdaniem oferta Carrefour trzyma pod tym kątem wysoki poziom. Ubrania pod względem nadążania za trendami nie odbiegają od propozycji niektórych sieciówek.
Cała kolekcja jest logiczna i spójna - można konfigurować różne warianty strojów. Zwróciłam też uwagę na dział dla przyszłych mam, który jest bardzo duży.
Nie ma także problemów z dobraniem ubrań dla większych pod względem gabarytów osób. Rozmiar 42 jest właściwie w każdym z modeli, zdarza się także 44, a czasami nawet 46.
Baleriny - w promocji 29,99 zł. Fot. Archiwum redakcji
Czy coś cię zaskoczyło - pozytywnie lub negatywnie?
- Zaskoczyła mnie jakość ubrań z kolekcji TEX. Te ubrania są naprawdę bardzo dobre jakościowo: uszyte z dobrych materiałów, ładnie wykończone, w modnej kolorystyce, no i w trendach.
Zdarza ci się kupować ubrania w supermarketach?
Agnieszka: - Nie pamiętam, kiedy ostatnio kupiłam jakieś ubrania w supermarkecie. Co najwyżej awaryjne rajstopy. Zdarzyło mi się kilka razy kupić buty, ale raczej były to klapki, kalosze albo espadryle (te akurat wspominam bardzo dobrze, przetrwały ze dwa sezony).
Fot. Archiwum redakcji
Jak oceniasz ekspozycję, przymierzalnie i ogólnie komfort zakupów?
- Komfortu zakupów w supermarkecie nie da się porównać z tym w butiku. Wieszaki były obwieszone, ciężko było cokolwiek znaleźć.
Zdziwiły mnie za to przymierzalnie, które w moim sklepie były całkiem przyjemne. Nie były może zbyt eleganckie, ale zatoczka z kilkoma kabinami dawała poczucie prywatności.
Jeśli ktoś lubi, dodatkiem do przeżycia jest zapach dochodzący z działu z pieczywem i ciastkami, który znajduje się alejkę dalej.
Czy coś cię zaskoczyło - pozytywnie lub negatywnie?
- Zdziwił mnie ogrom wyboru, jeśli chodzi o buty i jego brak w wypadku ubrań. W Auchan było dużo szarych dresów i dresów w ogóle (zdjęcie na dowód), a także pikowanych kurteczek i kamizelek w sam raz na działkę.
Fot. Archiwum redakcji
Problemem okazała się rozmiarówka. Część rzeczy, które chciałam zabrać do przymierzalni, były dostępne tylko w dużych rozmiarach.
Jak oceniasz wybrane przez siebie rzeczy w stosunku jakości do ceny?
- Ciężko było mi coś wybrać, ale to kwestia tego, że nie przepadam za wzorkami, aplikacjami i błyskotkami.
Fot. Archiwum redakcji
Rzeczy, które zabrałam ze sobą do przymierzalni, podobały mi się, ale niestety były "z plastiku", więc po zrobieniu zdjęć musiałam szybko je zdejmować, żeby się nie ugotować. Sama bym ich nie kupiła, ale wydaje mi się, że za taką cenę (sukienka 30 zł, spódnica 45 zł, swetry 40 i 75 zł) nie ma co narzekać.
Zdarza ci się kupować ubrania w supermarketach? Jeśli tak, to jakie?
Paulina: - Na co dzień nie kupuję ubrań w supermarkecie. Do tej pory tylko raz kupiłam coś zupełnym przypadkiem - legginsy w Tesco. Mam je do dzisiaj, używam nawet kilka razy w tygodniu (ćwiczę w nich na pilatesie lub jodze), piorę i od nowa. Są niezniszczalne.
Jak oceniasz ekspozycję, przymierzalnie i ogólnie komfort zakupów?
- Dział odzieżowy w E. Leclercu znajduje się blisko wejścia. Czegokolwiek byśmy nie szukali, przejdziemy obok niego. Ubrania są posegregowane, ułożone rozmiarami. Jest dużo miejsca między alejkami. Ale nie ma jakiejś specjalnej ekspozycji, manekinów, na których mamy propozycje zestawienia konkretnych ubrań.
Pozytywnie zaskoczyły mnie przymierzalnie. Są duże, przestronne. Znacznie większe niż przymierzalnie dla niepełnosprawnych (czyli z założenia większe od zwykłych) w popularnych sieciówkach. Można zobaczyć się "z oddali", "z bliska".
Na zakupach byłam rano - około 8.30. W sklepie były pustki. W dziale odzieżowym byłam sama. Takie samotne zakupy to przyjemność.
Czy coś cię zaskoczyło - pozytywnie lub negatywnie?
- Do tej pory E. Leclerca uważałam za "trochę lepszy" supermarket. Zakupy odzieżowe trochę mnie zaskoczyły.
Jakość ubrań pozostawia wiele do życzenia. Są "plastikowe", z wiskozy, z podejrzanie rozciągliwych materiałów. Bardzo trudno było mi wybrać coś dla siebie. Nie tylko ze względu na co najmniej średnią jakość materiałów, lecz także ze względu na fasony i rozmiary ubrań.
Większość ubrań była dedykowana zdecydowanie starszym osobom. Brakowało mi ubrań dla nieco młodszej klienteli. Młodzież może jeszcze coś by znalazła. Ja, mimo że na co dzień ubieram się dość nieformalnie i luźno, lubię nosić koszulki z napisami czy nadrukami, to w bluzce z Myszką Mickey czuję się dość infantylnie.
Skarpetek nigdy za mało (7,99 zł). Fot. Archiwum redakcji
Drugą kwestią był problem z rozmiarami. Większość ubrań zaczynała się od rozmiaru 40. Z moim 34 bez problemu wybrałam jedynie legginsy i ubrania sportowe. I to właśnie te ostatnie zaskoczyły mnie pozytywnie. Sportowe legginsy i koszulki niczym nie różniły się od tych, które proponują nam drogie, typowo sportowe marki.
Jak oceniasz wybrane przez siebie rzeczy - w stosunku jakości do ceny?
- Ze sklepu wyszłam z nowymi legginsami (zamierzam w nich ćwiczyć) i skarpetkami w panterkę. Legginsy kosztowały 19 złotych, skarpetki 7,99 - uważam, że są to ceny adekwatne do ich jakości. Były tanie, podobały mi się i wyglądają na trwałe i dobrze wykonane. Pozostałe przymierzane przeze mnie ubrania były wyszukane na siłę. Nie chciałabym ich w swojej szafie. Koszulki nie przepuszczały powietrza, skóra byłaby od razu podrażniona, a mi byłoby za gorąco. Nawet jeśli mi się podobały, to nie zachęcała jakość materiału.
Zdarza ci się kupować ubrania w supermarketach? Jeśli tak, to jakie?
- O taaak. Kiedyś sklep z kolekcją Tesco (F&F) był w jednej z warszawskich galerii handlowych i, jako matka dwojga dzieci, doceniałam ich kolekcje skierowane do dzieci właśnie. Zwłaszcza ubranka dla niemowlaków. Od kiedy go zlikwidowali, rzadziej bywam w Tesco - zupełnie mi nie po drodze.
Jak oceniasz ekspozycję, przymierzalnie i ogólnie komfort zakupów?
- W nieistniejącym już butiku F&F było jak w normalnej sieciówce. Niestety pod tym względem w hipermarkecie było niezbyt przyjemnie. Przymierzalnie są ciasne, źle oświetlone, zamykane na taki sam zamek, jak kabiny w toaletach publicznych.
Jeśli założymy, że ludzie kupują oczami i są liczne opracowania oraz sztuczki dotyczące oprawy towarzyszącej sprzedaży, to pod tym względem Tesco wykazuje się sporą ignorancją.
Miałam szczęście, bo w sklepie było wtedy mało osób i przede mną do przebieralni stały tylko trzy osoby. Gdyby miało być ich więcej i byłaby na przykład zima, pewnie bym zrezygnowała z przymierzania.
Czy coś cię zaskoczyło - pozytywnie lub negatywnie?
- Zaskoczyły mnie ceny. Koszula (85 zł), bomberka (149 zł), torebka (79 zł) i sukienka (125 zł) kosztowały tyle, ile ubrania w sieciówkach, w których komfort zakupów jest wyższy. Tesco pod względem cen ubrań i dodatków z pewnością nie należy do tanich.
Jak oceniasz wybrane przez siebie rzeczy w stosunku jakości do cena?
- Ogólnie wszystkie rzeczy, które wybrałam, kupiłabym, ale z pewnymi zastrzeżeniami. Gdyby powiesić te rzeczy na wieszaku np. w H&M czy Mango, myślę, że niewiele osób zorientowałoby się, że to może być produkt Tesco. Są w trendach i modnej kolorystyce.
Spódnica: 105 zł; kalosze: 67 zł; mokasyny: 79 zł; torebka: 79 zł. Fot. Archiwum redakcji
Torebka i mokasyny mają dobry design, niestety są ze sztucznego tworzywa (moje stopy by mi tego nie wybaczyły). Sukienka i spódnica mają ładny krój, ale także uszyte są z materiałów, w których zbyt wiele syntetycznych włókien. Nie miałam uwag do koszuli i kurtki. Oprócz ceny. Bo ta była zbyt wysoka.
Dla siebie nic z przymierzanych rzeczy nie kupiłam - stawiam jednak na bardziej szlachetne materiały i staram się kupować tylko to, czego naprawdę potrzebuję. Na eksperymencie skorzystały dzieci - kupiłam im zimowe kurtki i skarpetki. Aaa, jeszcze dla siebie pończochy i podkolanówki w korzystnej cenie. Jak wiadomo, tych ostatnich nigdy za wiele...
Jakie wnioski ogólne? Supermarkety nie gryzą. To wiadomość dla snobów. Wcale jednak, jakby się mogło wydawać, nie są tanie. To z kolei wiadomość dla osób, które obawiają się, że sieciówki są drogie. Szkoda, że czasami jakość kuleje, super, że bywa i tak, że udaje się dobry gatunek połączyć z niską ceną. A marketowość wcale nie musi oznaczać taniochy.