Już niebawem z Polski zniknie 11 sklepów marki Marks&Spencer. W sumie nowy prezes firmy planuje zamknąć ich 80 na całym świecie. Oto pięć rzeczy, za którymi będę tęsknić najbardziej.
Zacznijmy od tego, że wycofanie sklepów z Polski to nie jedyny... polski akcent tej historii. Założycielem marki był polski emigrant - Michael Marks. W 1884 roku otworzył w Leeds bazar, w którym wszystko kosztowało jednego pensa. W 1894 roku połączył siły z Tomem Spencerem i wspólnie zaczęli rozkręcać biznes.
Michael Marks wyemigrował do Anglii w 1882 roku. Fot. Archiwum Marks&Spencer
O tym, jaką potęgą był M&S i jaką miał reputację, najlepiej świadczy fakt, że do 1990 roku firma w ogóle się nie reklamowała. Nie było takiej potrzeby, a cała machina sprzedażowa działała bez zarzutu.
Są osoby, które w ogóle o istnieniu sklepów tej marki w Polsce nie wiedziały - chociaż w centrum Warszawy M&S zajmuje trzy poziomy w DT Wars Sawa Junior. Innych zamknięcie 11 sklepów w ogóle nie obejdzie, bo nigdy tam nie chodzili, "no chyba, że po chipsy i cheesecake".
Wiele rodzajów miodów, słodkich smarowideł i pysznych kremów. Fot. Archiwum prywatne
Kolejnych - wśród nich jestem ja - zniknięcie sieci naprawdę zasmuca. W wielu miejscach przemycałam informację o M&S, starając się przekonać, że to nie tylko sklep z asortymentem dla "starych ciotek".
Tym razem nie będziecie mi mogli w komentarzach zarzucić, że to kryptoreklama i nam za nią sowicie zapłacono. Dopuszczam więc do głosu tęsknotę moją i kilkunastu innych osób, tworząc listę rzeczy, za którymi będziemy tęsknić najbardziej.
Zabawne etykiety, konkurencyjne ceny, oryginalny wybór - alkohole w Marks&Spencer. Fot. Archiwum prywatne
"Ale jak to nie będzie już Marks&Spencer w Polsce? To gdzie ja będę jedzenie kupować? Gdzie wino przed imprezą kupię?". Smutek związany z nagłym zniknięciem oferty spożywczej przeraża najbardziej. W ogóle można odnieść wrażenie, że to chyba jedyna sieciówka z ubraniami, którą wszyscy kochali za sprzedawane w niej jedzenie.
Czasami w M&S były cuda, o których potrzebie istnienia nie wiedzieliśmy. Fot. Archiwum prywatne
"Mieli dobre herbaty, nie co ten zmieciony z podłogi pył, co w torebkach można znaleźć". "Kupowałam tam ekstrakt z wanilii i chlebek naan", "najlepsze rodzynki", "tam chodziłem po niesolone pistacje, nie wiedzieć czemu, w Polsce rarytas". "Mieli świetną selekcję win" i "częste promocje naprawdę niezłych alkoholi". To tylko niektóre ze słów, które padły przy okazji informacji o wycofaniu sieci z Polski.
Dania gotowe, a może półprodukty? Fot. Archiwum prywatne
W Polsce w niewielkich delikatesach Simply Food zawsze można było znaleźć nietypowe ciasteczka, niedostępne nigdzie indziej dekoracje do tortów i ciast, smaczne soki, mrożone owoce morza i gotowe dania.
Jak donosi Polonia z Wielkiej Brytanii, sklepy spożywcze marki Marks&Spencer są w Polsce średnio pięć razy mniejsze niż delikatesy na Wyspach. I jak podkreślają znawcy asortymentu - w Polsce był on o wiele skromniejszy.
Lody w kubeczkach, na patykach i desery do krojenia. W asortymencie także placki i ciasta. Fot. Archiwum prywatne
Na półce z alkoholami często pojawiały się artykuły w promocyjnej cenie. Nieco rzadziej oferty, dzięki którym można było kupić różne spożywcze specjały w cenach typu 2 zł zamiast 15. Dodajmy, że wszystkie produkty miały eleganckie opakowania z dobrym, wspólnym dla całej marki wzornictwem.
Tak, zdecydowanie, jedzenia z M&S będzie nam brakować najbardziej!
To do Marks&Spencer można było w ciemno kierować swoje kroki w przedświątecznej gorączce zakupów. Oferta sklepu idealnie wpisywała się w neutralne wybory prezentów dla mniej bliskich sercu cioć i wujków. To tutaj można było kupić efektowne grające blaszane pudełeczka z ciasteczkami w środku i czekoladki w opakowaniu z reniferami. A także ozdobione kwiatami żele i balsamy do ciała i zestawy elegancko zapakowanych mydełek.
Sieciówka nigdy także nie zawodziła w kwestii ozdób świątecznych oraz papierów i toreb do pakowania prezentów. I mówimy tu o szerokich i długich papierach, wytrzymałych i bardzo ładnych, a nie bibułkach metr na metr.
Kto miał cierpliwość i perspektywicznie patrzył w przyszłość, ozdoby kupował po świętach (na następny rok) z ogromnym upustem.
Szlafroki, bawełniane piżamy, grube skarpetki - w stałej ofercie sklepu. Fot. Archiwum prywatne
Przez ofertę świąteczną rozumiem także kolekcje ubrań dla dzieci i dorosłych z okolicznościowymi motywami - swetry z reniferami, śpioszki wyglądające jak strój Mikołaja.
I tak, wiem, można je także znaleźć w innych sieciówkach, ale są zdecydowanie gorszej jakości.
- Ojej, jaka szkoda, uwielbiałam ich bieliznę - wzdychają jedna po drugiej koleżanki z redakcji. Okazuje się, że Marks&Spencer ma świetne biustonosze - zarówno te klasyczne, jak i sportowe. Na dodatek niezwykle seksowne. Co je wyróżniało? Szeroka rozmiarówka, mnogość modeli, bogata oferta body i gorsetów oraz bielizny wyszczuplającej - z jednej strony. Z drugiej strony zwyczajne i klasyczne... majtki. - Takie wiesz, z dobrej bawełny, bez żadnych ozdobników, wycięć, koronek, wstawek, udziwnień. Zwyczajne, normalne, bawełniane gacie. Idealne na okres - dodaje inna koleżanka.
Czasami nie szukamy trendów, tylko solidnych podstaw. Do nich także zaliczały się rajstopy, podkolanówki i skarpetki z Marks&Spencer. Najnormalniejsze pod słońcem i dobrej jakości, w przystępnej cenie.
W ofercie marki nie brakowało także ubrań dla mężczyzn i oferty dla dzieci - od urodzenia do kilkunastu lat. Tutaj zawsze można było znaleźć angielskie klasyki: sztormiaki, wełniane swetry, szkocką kratę, kołnierzyki bebe i kalosze.
Mamy lubiły markę za piżamy, rajstopki i bieliznę. Pierwotna cena zawsze nieco przerażała. Wystarczyło jednak poczekać, uzbroić się w cierpliwość, i kupić przecenione rzeczy w niskich cenach. Ja podczas robienia zdjęć do tego "pożegnalnego tekstu" kupiłam na głębokiej przecenie komplet dwóch dziecięcych letnich kapelusików (czerwonego w białe gwiazdki i niebieskiego) za 7,50 zł (pierwsza cena 59 zł).
Komentarze o planowanych zmianach pod tekstem o tym informującym na stronie "Daily Mail" obowiązkowo powinni przeczytać członkowie zarządu M&S. To prawdziwa kopalnia opinii klientów, cennych uwag, słów konstruktywnej krytyki.
Tytułowa opinia: "Jak to znika Marks&Spencer z Polski? Moja babcia się załamie!" - idealnie - zdaniem internautów - trafia w sedno problemów marki. "Dobre ubrania to wszystkie, które marka wypuściła przed 2000 rokiem", "Ludzie chcą modnych ubrań, a nie zachowawczych i nudnych" - to tylko niektóre z komentarzy. W ogólnej opinii marka pogubiła się i nie do końca wiedziała, dla kogo chce szyć. Nie trafiała do młodych osób, bo je już dawno zagarnęły sieciówki natychmiast reagujące na trendy, tańsze i pozwalające na bawienie się modą. Z kolei dla osób starszych, ceniących klasykę i większą rozmiarówkę niedopuszczalne były sztuczne domieszki w tkaninach i gorsza jakość ubrań.
Zdaniem młodszej klienteli ubrania M&S były kompletnie obok trendów. Internautki zastanawiają się na forach, jak to możliwe, że taki gigant kompletnie nie wiedział, czego pragną od mody kobiety. Inne sugerowały podkupienie zespołu projektantów z Zary, odmłodzenie wzornictwa i marki. Polki dodatkowo piszą, że M&S nie zauważył, że moda w kontynentalnej Europie odbiega nieco od tej noszonej na Wyspach.
W tych gorzkich słowach jest wiele racji, ale nie mogę się z nimi do końca zgodzić. M&S ma trzy kolekcje: Autograph, Indigo i Per Una, w których można znaleźć dobre wzornictwo, świetną jakość, niestety, za wyższą niż w sieciówkach cenę. Ze względu na małą popularność i znajomość marki wśród moich rówieśniczek bez problemu udawało mi się doczekać przecen i kupić upatrzone ubrania w ludzkich cenach.
Te ubrania i dodatki kupiłabym od razu, o czym pisałam w TYM TEKŚCIE. Fot. Archiwum redakcji
Zdaniem Natalii Kędry, specjalizującej się w modzie dziennikarki, marce - pomimo intensywnego w pewnym momencie PR-u i działań reklamowych - nie udało się stworzyć aury marki modnej i na czasie. Nie pomogła kolekcja stworzona we współpracy ze znaną angielską prezenterką i modelką Alexą Chung (jej pierwsza odsłona była bardzo przemyślana i czerpała z dokonań projektantów marki, ale to nie był dobry czas na promowanie lat osiemdziesiątych).
Będę tęskniła za ubraniami M&S - zwłaszcza za kolekcją Autograph. Mam cichą nadzieję, że czekają nas wyprzedaże asortymentu i jeszcze uda mi się upolować kilka dobrze zaprojektowanych płaszczy, spódnic i koszul.
I na koniec jeszcze jedna wyróżniająca M&S cecha charakterystyczna - przestrzeń. Najlepiej widać to na powyższym zdjęciu - w którym sieciowym sklepie widzieliście aż tyle niczym niezastawionej podłogi?
Tutaj ubrania nie są poupychane na półkach, można bez wysiłku przesuwać wieszaki, łatwo wyszukać odpowiedni rozmiar. Podobnie jest w przymierzalniach. Są dosyć przestronne i jest ich na tyle dużo, że nie ma do nich kolejek.
Jak zauważył jeden internauta, nie dziwi się, że M&S znika z Polski: - W sklepie w Poznaniu byłem - nie licząc obsługi - sam jak palec. Dla obrotów spółki to na pewno minus. Dla klientów to duży komfort. Za którym także - między innymi - będę tęsknić. I dołączę do życzeń Anglików mieszkających w Kanadzie, którzy ślą prośby do zarządu: Marksie i Spencerze, wróćcie kiedyś! Nowi, lepsi, modniejsi.