Wszystkie zgodnie uznałyśmy, że w 2017 roku maturzystki mają łatwiej. Wystarczy wejść do pierwszej lepszej sieciówki i można bez problemu wyszukać elegancką kreację, która nie spustoszy portfela.
Jesteśmy za to bogatsze o coś bardzo cennego - wiedzę na swój temat. Kiedyś nie znałyśmy swoich atutów, po latach już wiemy, w czym nam do twarzy (widać to zwłaszcza we fryzurach i znacznie delikatniejszym makijażu). Mamy też dużo gromadzonych latami dodatków - na upartego mogło obejść się nawet bez wizyty w sklepie.
Każda z nas prezentuje dwa zestawy: pierwszy jest (naszym zdaniem) bardziej zachowawczy, w drugim pozwoliłyśmy sobie na więcej.
Tak ubrałybyśmy się na studniówkę w liceum o konserwatywnych zasadach. Fot. Arkadiusz Gadaliński
Gdybyśmy miały wolną rękę, na studniówkę w liceum o luźniejszych zasadach ubrałybyśmy się nieco bardziej frywolnie. Fot. Arkadiusz Gadaliński
A jak wyglądałyśmy na prawdziwych studniówkach?
ZOBACZCIE NASZE ZDJĘCIA ARCHIWALNE I WSZYSTKIE STYLIZACJE>>>
- Skromniejsze wersje kreacji na studniówkę mam dwie. Pierwsza to widoczna poniżej śliczna aksamitna sukienka z Marks&Spencer z kolekcji Alexy Chung. Mąż skrytykował - powiedział, że wyglądam jak w ciąży. Po zobaczeniu siebie na zdjęciach przyznaję mu rację. Suknia wspaniała, ale jednak nie dla mnie. Szkoda.
Piękna aksamitna sukienka z Marks&Spencer. Niestety, nie mój krój... Fot. Arkadiusz Gadaliński
Na szczęście zabrałam drugą, mocno zabudowaną sukienkę (z H&M), do której założyłam szeroki skórzany pas (też H&M). Buty to szpilki z Reserved, bransoletki z szafy, torebka z TK Maxx, stroik na głowie robiłam na zamówienie u modystki na ślub. Idąc tropem gwiazd z czerwonego dywanu, zrezygnowałam z rajstop. I dobrze, nic mnie nie uciskało w talii.
W założeniu druga stylizacja miała być odważniejsza. Wybrałam więc suknię w kwiatowy deseń z dość śmiało wyciętym dekoltem (ponownie H&M). W obydwu zestawach czułam się dobrze, było mi wygodnie.
Obie sukienki widać na zdjęciu u góry.
Fot. Arkadiusz Gadaliński
- Byłam na trzech studniówkach: dwóch w 1997 roku (swojej i raz jako gość) i w 2000 roku (jako gość). Najgorzej było na pierwszej. Mimo wytężonych wysiłków nie udało mi się znaleźć zdjęcia dokumentującego skalę żenady owego wieczoru, uwierzcie więc na słowo, że wyglądałam naprawdę okropnie. Moje liceum nie narzuciło żadnego dress code'u, w związku z czym stylizacyjnie daliśmy wszyscy do pieca.
Miałam na sobie fioletową, asymetryczną suknię z jednym ramiączkiem, obcisłą i długą (klimat bliższy Oscarom niż studniówce). Kupiłam ją w Madonna Fashion Collection przy ulicy Zgoda w Warszawie (nie było sieciówek, tylko Hoffland i - jeśli ktoś miał pieniądze - Joanna Klimas). Kosztowała zawrotne 330 zł i pierwszy raz zobaczyłam ją na okładce pisma z Magdaleną Mielcarz. Do tego: czarne zamszowe szpilki wiązane w kostce, wymodelowany na szczotce krótki bob z grzywką oraz bardzo mocny makijaż. Chyba akurat nie miałam problemów z cerą - oprócz skłonności do rumieńców oraz szybkiego świecenia się twarzy. Nie wygląda to z dzisiejszej perspektywy dobrze. Raczej baaardzo źle i żenująco.
Mam za to zdjęcia z pozostałych dwóch studniówek. Z lewej - rok 2000, z prawej - ponownie 1997.
Z braku dokumentacji własnej studniówki - fotografie z gościnnych występów. Fot. Archiwum prywatne
Na drugiej studniówce wyglądałam lepiej. Tam już ograniczono naszą fantazję - dozwolona była tylko czerń. Zafascynowana geometrią w modzie założyłam angorowy sweter i trapezową spódnicę, a do tego długie kozaki na zabójczej wysokości obcasie. Trochę nie pasowałam do długich sukien, rękawiczek i sznurów pereł, ale przynajmniej z perspektywy czasu nie mam się czego wstydzić. Aha, i z makijażem także zachowałam umiar - tusz na rzęsach plus szminka na ustach i koniec.
Trzecia studniówka wypadła z mojej perspektywy najlepiej. Także obowiązywała czerń. W 2000 roku zagrałam zestawieniem matu z połyskiem: matowy sweter z krótkimi rękawami, połyskująca ołówkowa spódnica, matowe rajstopy i klasyczne szpilki. Do tego ułożone na szczotce włosy oraz minimalny makijaż. Wstydu nie było, był za to spontaniczny polonez.
WNIOSEK PO LATACH: - Dziś wybrałabym wygodę i naturalność. Postawiłabym na klasykę. Nie chciałabym się specjalnie wyróżniać. Sukienki kupiłabym w sieciówkach, makijaż i fryzurę zrobiłabym sobie sama, wiedząc, że mniej znaczy lepiej.
- Dziś na studniówkę ubrałabym się... na czerwono. Zwłaszcza zimą noszę rzeczy we wszystkich odcieniach czerni i szarości, tym przyjemniej było założyć coś w tak żywym kolorze. Obie stylizacje uważam za bardzo fajne i w sumie dość uniwersalne.
Sukienka z lewej (z kokardą z tyłu, której niestety na zdjęciu nie widać) to propozycja z Reserved. Nadaje się spokojnie na obiad świąteczny, ale też wiele imprez poza zimowym sezonem.
Długa suknia, po prawej, jest z mojej szafy - kupiłam ją w Mango kilka lat temu. Jest z czystego jedwabiu i jest wspaniała. Marzyłam o czymś takim, odkąd jako nastolatka zobaczyłam w zagranicznym magazynie kobiecym zdjęcia z pokazu Valentino.
Mocniejszy makijaż oczu. Fot. Arkadiusz Gadaliński
- Na swojej studniówce byłam ubrana w małą czarną do kolan i czerwony szal (a raczej długi kawałek tiulu kupowanego na metry) dla ożywienia stroju. Szczerze mówiąc, nie mogę powiedzieć, żebym się wtedy "wystylizowała". Wyboru zbyt dużego nie było, w tamtych czasach (2000/2001 rok) w Polsce była jedna ZARA - w Warszawie, przy Marszałkowskiej.
W Krakowie, skąd pochodzę, nie było jeszcze żadnych sieciówek. Trzeba było sobie radzić i wyszukać coś w sklepach dla dorosłych kobiet, tak zwanych butikach, które wszystkie w nazwach miały słowa typu "Fashion" lub "Prestige". Moja sukienka była bardzo skromna i konserwatywna, za radą mamy wybrałam coś, co nadaje się na więcej niż jedno wyjście, i faktycznie - mam ją do dziś i zdarza mi się nadal gdzieś w niej pokazywać.
Natalia podczas swojej studniówki w 2001 roku. Fot. Archiwum prywatne
Myślę, że to był dobry wybór, zresztą wtedy nie było ani możliwości, ani przyzwolenia na stylizacyjne szaleństwa w liceum (przynajmniej moim). Z lekcji można było wylecieć za nieprzepisowy kolczyk, zbyt krótką bluzkę lub hip-hopowe spodnie. Te same zasady dotyczyły studniówki, która, jak podkreślali nauczyciele, była balem przed egzaminem dorosłości, a nie pokazem mody.
- Do stylizacji klasycznej, konserwatywnej wybrałam czarną sukienkę &Other Stories z własnej szafy. Odpowiada pewnie sposobowi, w jaki ubieram się teraz. Lubię czarne ciuchy jako bazę, którą przełamuję efektownymi albo wręcz dziwacznymi butami.
Gdybym jednak rzeczywiście była maturzystką, na pewno chciałabym trochę poeksperymentować, uciec jak najdalej od małej czarnej. Pewnie włożyłabym garnitur i bieliźniany top albo suknię maxi. Do tego eksperymentu w wersji odważniejszej kupiłam tanią satynową kiecę z H&M i dodałam akcenty w stylu lat 90. Taki żart ze stylu Courtney Love bardzo pasowałby do nastoletniej mnie.
Natalia w upiętych włosach i delikatnym makijażu. Fot. Arkadiusz Gadaliński
- Na studniówce byłam dwukrotnie - w pierwszej klasie jako osoba towarzysząca i później na własnej (w 2005 roku). Za pierwszym razem miałam bardzo fajnego chłopaka, za to fatalną sukienkę, fatalne brwi, fatalny makijaż, odpustową fryzurę. Wszystko dzięki wysiłkom "specjalistów". Za drugim razem było dokładnie odwrotnie.
Natalia w oryginalnej stylizacji z 2005 roku. Fot. Archiwum prywatne
Nie chciałam drugi raz szyć sukienki, kupiłam gotową w Galerii Mokotów, torebkę znalazłam w Zarze (wtedy jedynej w mieście). Fryzura bardzo prosta, tylko cięcie i prostowanie, makijaż własnoręczny. Z perspektywy czasu uważam, że było całkiem nieźle. Przeszkadza mi tylko nadmiar elementów ozdobnych, pewien niezdrowy "eklektyzm" tej stylizacji. Wtedy nie bardzo było z czego wybierać - pamiętam, że w sklepach podobały mi się raptem dwie pary butów.
Z perspektywy czasu nie byłabym dla siebie taka krytyczna: sukienka była super (co byłoby widać, gdyby nie jakość ówczesnych aparatów), a chaos wynikał ze słabego wyboru w sklepach. Na rynku były raptem trzy sieciówki, z których tylko Zara miała jakąś przyzwoitą kolekcję wieczorową. Dziś mogłabym wybierać z setek par butów i nie musiałabym wydawać fortuny na sukienkę - pewnie zamówiłabym ją w ASOS albo kupiła w sieciówce.
WNIOSEK PO LATACH: - Dziś na pewno nie napchałabym zbyt wielu elementów w jednym stroju. Komplet biżuterii z prezentu na osiemnastkę, torebeczka z piórkami z Zary, pantofelki z kokardką, szal siłą wciśnięty przez mamę do poloneza - to za dużo. Wydaje mi się też, że wyglądałam bardzo grzecznie, zapewne z powodu traumy po estetycznych eksperymentach ze studniówki, na którą trafiłam w pierwszej klasie liceum.
- Obie moje stylizacje są z Reserved i obie wyszły bardzo ekonomicznie.
W wersji eleganckiej, stonowanej: szara, mieniąca się sukienka. Kosztowała 89,99 zł! Do tego naszyjnik za 19,99 zł i torebka z TK Maxxa za 89,90 zł.
Drugi zestaw, luźniejszy, też nie był drogi. Bluzka kosztowała 59,99 zł, spódnica - 39,99 zł, choker - 24,99 zł, bransoletki - każda po 9,99 zł. Najdroższa była kurtka - bomber - 169,99 zł - ale to też kurteczka, którą można nosić na co dzień, do wielu innych stylizacji.
Dodam, że sukienka z mojej studniówki kosztowała około 500 zł. Tyle lat temu... Do tego buty, fryzjer... Studniówka to kosztowna impreza, super, że w tej chwili można znaleźć fajne i tanie ciuchy w sieciówkach.
Upięte włosy i mocniej podkreślone oczy - makijaż i fryzura wykonana bez pomocy specjalistów. Fot. Arkadiusz Gadaliński
- Byłam na dwóch studniówkach. Kiedy patrzę teraz na stylizację z tej pierwszej (byłam osobą towarzyszącą), odnoszę wrażenie, że w domu chyba nie było luster. Bardzo chciałam się wyróżniać. Czarna spódnica z naszytą aplikacją z gipiury, a do tego błyszczący gorset. Nosiłam się wtedy bardzo mrocznie, więc włożyłam do tego glany! Na szczęście do poloneza zmieniłam je na czarne szpilki.
Największym nieporozumieniem była jednak fryzura. Na początku miałam irokeza (naprawdę), jednak po dwóch godzinach, jeszcze zanim zatańczyliśmy poloneza, fryzura oklapła. Za mało lakieru? Nie wiem, efekt końcowy był opłakany. Pamiętam, że eksperymentowałam też z makijażem. Tego wieczoru miałam czarne kocie kreski na powiekach. To chyba nie wymaga komentarza.
Przed następną studniówką zrozumiałam, że choć bardzo chciałam być polską Courtney Love, to jednak w gorsecie i nieudanym irokezie wyglądałam raczej jak marna kopia Izabeli Trojanowskiej z teledysków z lat 80. Tym razem moja sukienka miała klasyczny, rozkloszowany krój, kokardę w pasie i totalny brak dekoltu. Była za duża, więc przerabiałam ją u krawcowej. Ta sukienka miała jednak niefortunną długość, robiły się w niej takie "garsonkowe łydki". Szczególnie w połączeniu ze szpilkami z paseczkiem w kostce.
Nauczona doświadczeniem z poprzedniej studniówki postawiłam na minimalny makijaż. Gorzej znowu było z fryzurą. Z przodu - zupełnie normalny kok. Z tyłu... Wtedy mi się podobało, dziś wiem - ten fryzjer mnie po prostu nie lubił. Drugi rok z rzędu totalne nieporozumienie na głowie. Mnóstwo warkoczyków zebranych w jeden kok, a do tego czerwone, brokatowe ozdoby w kształcie listków. Taki stroik na choinkę.
Paulina na dwóch studniówkach - na obydwu w czerni. Fot. Archiwum prywatne
WNIOSEK PO LATACH: - Gdybym teraz miała okazję wybrać się na studniówkę, nie byłabym aż tak zasadnicza. Można założyć elegancką sukienkę, a dodatkami nadać jej charakter. Wybrałabym też nieco bardziej obcisły strój. Moje prawdziwe studniówkowe kreacje były luźne. Niestety też odejmowały mi kilka centymetrów. Mam 162 cm wzrostu i dziś wiem, że rozkloszowane spódnice i sukienki nie są dla mnie.
Dziś dekolt czy wyższy obcas byłyby w porządku. Starałam się nie przesadzić i mam wrażenie, że... przesadziłam w drugą stronę. Moje koleżanki zaszalały bardziej. Nie powtórzyłabym również dziwnego koka na głowie. Koki i fantazyjne upięcia bardzo postarzają, łatwo osiągnąć kiczowaty efekt. Niestety, dziewiętnastolatki o tym nie wiedzą. Uczesałabym się pewnie sama. Luźne upięcie lub rozpuszczone włosy.
- Moja sukienka zachowawcza jest bardzo prosta, dlatego wybrałam do niej oryginalne buty - koty, które są w zasadzie głównym i najciekawszym elementem stroju.
Stylizacja bardziej "dowolna" to aksamitna sukienka na cienkich ramiączkach, która jest najbardziej w moim stylu ze wszystkich i gdybym miała powtarzać moją studniówkę, to właśnie taką bym wybrała.
Jasna cera i bardzo delikatny makijaż. Fot. Arkadiusz Gadaliński
- Z tego, co pamiętam, swoją studniówkową kreację kupiłam praktycznie w ostatniej chwili. Trochę już zrezygnowana poszukiwaniami wybrałam się do outletu Simple i wybrałam w zasadzie jedyną sukienkę, która w miarę mi się podobała i była w dobrym rozmiarze. Była bez ramiączek, z lekko odstającym, usztywnionym dekoltem.
Teraz wydaje mi się, że sukienka była zupełnie nie w moim stylu i o wiele "za dorosła". Nie wiem też, jak byłam w stanie wytrzymać całą imprezę na 12-cm szpilkach. Dzisiaj nie miałabym tyle cierpliwości.
Agnieszka z koleżankami. Naszym zdaniem wszystkie wyglądają świetnie. Fot. Archiwum prywatne
WNIOSEK PO LATACH: - Mimo że moja studniówka nie była bardzo dawno temu, bo w 2011 roku, gdybym miała ją powtórzyć, na pewno ubrałabym się zupełnie inaczej. Przede wszystkim trochę lepiej wiem, w czym mi dobrze, i mam o wiele bardziej określony styl i preferencje. Jedyne, co by się nie zmieniło, to kolor. Nadal wybrałabym czarny.
Kupić w sieciówce, na aukcji czy w atelier? Szukamy idealnej sukienki na studniówkę. Czytaj dalej>>>