O kocie
Moja kotka jest dość ciężka w utrzymaniu. Choruje na bardzo rzadką chorobę przysadki, w związku z którą pije i sika znacznie więcej niż normalny kot. Leki regulujące tę przypadłość są na receptę i kosztują 180 zł miesięcznie - zdaje się, że to już znaczący kompromis. Nie pomagają niestety na sikanie 'po złości', więc mój piękny długowłosy dywan stoi zwinięty na balkonie - nie wiem, czy znajdę ekipę zdolną dokładnie go wyprać na miejscu.
O kompromisach
Drugą sprawą byłyby utrudnienia w życiu osobistym. Zanim adoptowałam Bunię, moja matka przestrzegała: Nie bierz kota, przecież nie wiesz, czy nie będziesz spotykać się z kimś z alergią. Zlekceważyłam i oczywiście pierwszy facet, z którym związałam się po adopcji nie był w stanie wytrzymać kilku godzin w moim mieszkaniu! Innemu mojemu partnerowi zasiusiała kurtkę podczas pierwszej wizyty (dodam, że był środek zimy).
Kotka uczyniła ze mnie także wroga nr 1 wspólnoty mieszkaniowej. Mieszkam na nowym osiedlu, na parterze z ogródkiem. Kotka najchętniej spędzałaby całe dnie na zewnątrz, ale prowizoryczne ogrodzenie nie zabezpieczało jej przed przejściem do sąsiadów, wycieczką do piaskownicy dla dzieci czy, nie daj Boże, wyjściem na ruchliwą ulicę. Kupiłam taką niemiecką przejrzystą siatkę, ale sąsiadka od razu powiedziała mi, że siatka migocze od światła i będzie jej przeszkadzała.
OK, zdjęłam siatkę, otoczyłam ogródek matą osłonową z wikliny. Przez jakiś czas był spokój, kot przeszczęśliwy. Niestety, wkrótce pojawiły się telefony z administracji, że są na mnie anonimowe donosy mieszkańców. Moje zabezpieczenie dla kota zaburza 'koncepcję architektoniczną' osiedla i nie powinno wystawać ponad barierkę ogródka. Barierkę ustawioną tak nisko, że na moje oko, przeskoczyłby ją kot z dwiema nogami w gipsie.
Potyczka trwa - nie mam żadnej gwarancji, że kolejna inwestycja w dostosowanie ogródka spodoba się wspólnocie. Nie wszystkim chce się walczyć - większość kotów na moim osiedlu spaceruje po balustradach nieogrodzonych balkonów. Mam tylko nadzieję, że nie spadną.
O kocie
Oslo, rudy dachowiec o mocnych płucach i zamiłowaniu do porannych śpiewów. 12 lat razem. Od początku. Urodzony w miejscowości Czarny Las. Jest spokojnym kontestatorem codzienności, ale bywa też szczwanym ch****. Gdy jestem w domu traktuje mnie jak swoją faworytę, ale gdy jest tylko z moim mężem, to z nim trzyma sztamę. Od niego też weźmie każde jedzenie, ode mnie nie.
O kompromisach
Nie jestem i nie będę właścicielką. W przypadku kota to niemożliwe. Kompromisy mogę ustalać z mężem, za kota jestem odpowiedzialna. Gdy wyjeżdżam na dłużej, zawsze ktoś wprowadza się, aby kot nie był sam. Czasem wiąże się to jednak też z ustępstwami - zawsze otwarte drzwi do łazienki, zawsze zamknięta szafa i baczenie na obuwie męża, które jest najwspanialszą z kuwet.
O kotach
Moje kićki nazywają się Frodo i Hary, albo Piegusek i Biszkopcik, albo Kluś i Maleństwo, albo po prostu Chłopaki (po paru sezonach 'Narcos' są Muciaciosami) vel Braciszki. Imion nie zliczysz. Frodzik jest ze mną od ośmiu lat, Harry od niespełna siedmiu.
O kompromisach
Moje koty chodzą i skaczą po czym chcą. Najwyżej się umyje/upierze/kupi nowe. Drzwi na balkon są otwarte nawet zimą, kwiatki mam tylko przyjazne kotom, balkon osiatkowany, drapak w każdym pokoju. Nie zgadzam się tylko na to, co im szkodzi np. swobodne wychodzenie na dwór, stanie w niezabezpieczonym oknie, zjedzenie tej osy koniecznie pańciu #dej, dotykanie/wąchanie/smakowanie czegokolwiek trującego.
O kocie
Mój kot ma 10 lat, jest starym kawalerem wiecznie na diecie. Gdyby był człowiekiem z pewnością mieszkałby w Walii albo Szkocji i spędzał czas na polowaniach i przed kominkiem.
O kompromisach
Dla Bronka wprowadziłam wiele domowych udogodnień. Zrezygnowałam z klamek - zamieniłam je na gałki, żeby Bronisław nie robił mi niespodziewanych nalotów o szóstej rano w sobotę, bo z głodu umiera.
Oczyściłam wszystkie parapety z książek, kwiatów, płyt, wazonów. Parapety służą do defilowania wzdłuż okien oraz monitorowania zachowań na ulicy.
Wakacje spędzam w mieście, bo Bronisław nie przepada za podróżami - ani w Polskę, ani w świat. Wszelkie próby oddawania do znajomych na przechowanie kończyły się tragicznie dla przyjaźni.
Pranie suszę tylko w suszarni na strychu naszej czteropiętrowej kamienicy bez windy. Bo Bronek ściągał ubrania z kaloryferów i suszarki, a następnie się na nich mościł.
Muszę być w 100 procentach zdyscyplinowana jeśli chodzi o porządek w kuchni. Zlew nie może być pełen brudnych naczyń, bo Bronek lubi grzebać w brudnych stosach, często je tłukąc. Hałas spowodowany osunięciem stosu sprawia, że kot wieje w panice z ogonem puchatym jak u wiewiórki.
Podobnie rzecz ma się z jego kuwetą. Bronek uważa, że kuweta jest jednorazowa. Chwila nieuwagi, jeden balasek zakopany głęboko w żwirku, i już grożą mi konsekwencje i karne siki na podłogę.
O kotach
Jakie są nasze koty? Kocia ma lat jedenaście, kocur dziewięć, więc już trochę razem egzystujemy i dobrze nam to wychodzi.
O kompromisach
Oprócz dwóch kotów mamy w domu psa. Wszyscy musieliśmy się nauczyć żyć razem i pójść na kompromisy. My nie mamy ciętych kwiatów (bo koty na nie polują), a kupując kwiaty doniczkowe musimy dokładnie sprawdzić, czy kota nie otrują (obgryzanie liści to jedno z ulubionych zajęć). Musieliśmy też poświęcić jeden fotel, który okazał się być najlepszym drapakiem świata. Całe szczęście inne meble zostały oszczędzone.
Póki nie mieliśmy oddzielnego WC, musieliśmy przywyknąć do tego, że często wychodząc spod prysznica wdeptywaliśmy w żwirek wysypany z kuwety.
Właśnie, trzeba pamiętać, aby nie zamykać drzwi od toalety... Nam to już weszło w nawyk, większość znajomych też już się przyzwyczaiła, że nasza łazienka jest wiecznie otwarta. Koty z kolei musiały pogodzić się z tym, że ich miska z karmą stoi wyżej - ale to raczej przysługa z naszej strony, mieszkamy z labradorem i gdyby miska stała niżej, raczej nigdy by się nie najadły.
O kotach
Jestem mamą dwóch księżniczek od pięciu lat. Coco to elegantka i modelka, ale czar pryska, gdy dostaje saszetkę (tylko w galaretce). Wciąga ją w niecałą minutę, a potem jeszcze wyżera siostrze. Kulka - dziewczyna z sąsiedztwa ze zdiagnozowanym ADHD - baczny obserwator ptaków i śmieciarek za oknem. Obie znajdy z piwnicy, gdzieś spod Łomży.
O kompromisie
Mój kompromis? Ograniczanie czerni w garderobie, bo najbardziej widać na niej kłaki. No ale cóż, koty są super pomimo tych kłaków.
O kocie
Nikita był skrajnym przypadkiem kota, do którego wnętrza nie było klucza. Totalny dzikus, chociaż urodzony w domu, aspołeczny, niedotykalski, wiecznie głodny. Nie wiem czy raz w życiu usiadł mi na kolanach.
Brak zgody na kompromis
Najgorsze było jednak to, że załatwiał się w całym domu. Po kolei odcinałam kolejne pomieszczenia, aż w końcu została już tylko kuchnia, łazienka z kuwetą i przedpokój z fotelem. Kot zdecydował więc, że będzie defekował na blacie w kuchni. Próbowałam go tego oduczyć, ale po pół roku poddałam się. Kota oddałam do domu z ogrodem, bo przekroczył granice dopuszczalnych kompromisów.
O kotach
Koty są ze mną nieprzerwanie od 30 lat, miałam ich dziewięć, najczęściej długowiecznych. Każdy kot jest inny. Jeden jak kogoś nie lubił to sikał mu do butów. Inna kotka nie miała nic przeciwko, kiedy moja córka ją ubierała ją i woziła w wózku dla lalek.
O kompromisach
Na jakie kompromisy poszłam? Na wszelkie. Jak masz kota ( koty) to one robią co chcą, czyli wchodzą, gdzie chcą, próbują wszystkiego, co chcą, drapią, co chcą. A jak im coś dolega to załatwiają się, gdzie chcą, puszczają pawia gdzie chcą. A ty sprzątasz. bo kochasz...