"Przeziębienie możesz sobie wyleżeć bez L4 - w Excelu, pod kocykiem". Tak choruje się w korporacjach

Nie bierzemy L4, bo to oznacza mniejszą pensję i zaległości w pracy. Z drugiej strony, nic tak nie denerwuje, jak kichający kolega siedzący przy biurku obok. Szczególnie w sezonie grypowym każdy ma swoją taktykę przetrwania.
Chorowanie w korporacji Chorowanie w korporacji Chorowanie w korporacji. Fot. Stephen Chin/Flickr.com/CC BY; Usestangerines/Flickr.com/CC BY-SA 2.0

Grypa nie pyta, grypa ścina

Pod koniec zeszłego roku w naszej korporacji na dwa tygodnie wycięło w pień jeden cały dział. I to dział nie do zastąpienia, czyli speców od wideo - ludzi zajmujących się nagrywaniem, montowaniem i produkcją filmów. Po kolei zabierała ich do domów grypa - metodycznie, jednego po drugim, w odstępach jednodniowych. Przed końcem tygodnia dział zawiesił działalność. No ale oni padli ofiarą grypy, choroby, z którą się nie dyskutuje, której nie da się oszukać, przechodzić, przeczekać. Jak się choruje w korporacjach, gdy dolegliwości są typowe dla zwyczajnej infekcji?

- U nas chorzy zwykle przychodzą do pracy - mów Dagmara z firmy ubezpieczeniowej. - Po prostu, czy są chorzy, czy nie, to cele im się nie zmieniają, więc ryzykują, że potem będzie mniej czasu, żeby je wyrobić. Ten sam zespół, który by narzekał, że przychodzisz "z glutem", będzie narzekał, że przez ciebie projekt jest w czarnej hmmm... dziurze.

U Dagmary nie bierze się L4, tylko dogaduje pracę z domu. - I przy 90 procentach chorób i przeziębień to jest bardzo fair. Nawet bardziej niż L4, które pasuje bardziej do pracy w fabryce, gdzie jak nie możesz stać przy taśmie, to musisz iść do domu. W korpo wykształca się samoczynnie taki system jak na Zachodzie, czyli przeziębienie możesz sobie wyleżeć bez L4 i np. siedzieć w Excelu pod kocykiem. Za to jak dziecko jest chore, to trzeba przyznać, że kończy się rozkminianie - wiadomo, że o dzieci się dba bardziej niż o siebie.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Sok z cebuli: na włosy, na twarz, przeciw infekcjom. Jak go zrobić?

Wyrzucani do domu

W podobnym duchu na temat chorowania wypowiada się Justyna, szefowa działu w jednej z firm kosmetycznych: W naszej firmie wszystko zależy od konkretnego człowieka. Część moich pracowników korzysta z L4, choruje w domu i nie pracuje w czasie choroby, część próbuje zostać w biurze - mimo choroby. Kończy się to jednak najczęściej tym, że są "wyrzucani" do domu przez współpracowników, którzy nie chcą się zarazić. Reszta - jeśli czuje się stosunkowo dobrze - pracuje zdalnie.

Justyna dodaje, że jako ich bezpośrednia przełożona stara się nie ingerować odgórnie w te decyzje, ponieważ zakłada, że jej pracownicy to dorośli ludzie i potrafią sami określić, czy są chorzy i czy powinni wziąć zwolnienie. - Dajemy jednak jasno do zrozumienia, że nie powinno się pracować w czasie choroby i że należy wówczas zwolnienie wziąć, a pracę przekazać innym pracownikom w firmie.  

PRZECZYTAJ TAKŻE: Z katarem do przedszkola? Pediatra: Katar to nie powód do zatrzymania dziecka w domu

Wirus w pracy, wirus w domu

Takie podejście - przychodzenie do pracy i "rozsiewanie wirusów" - najbardziej denerwuje zdrowych i dzieciatych. - Jak widzę te czerwone nosy, nieprzytomne oczy i kichające usta, to prewencyjnie ucinam bliższe kontakty - mówi Piotr, z branży telekomunikacyjnej. - W domu mam trzylatkę i żonę w ciąży, nie mam zamiaru przywlec do domu wirusa - denerwuje się. Piotr jest kierownikiem swojego działu, ma więc moc sprawczą. - Zazwyczaj daję delikwentowi wybór - praca z domu albo chorowanie w domu i L4.

- Zwolnienie na przeziębienie? - upewnia się ze śmiechem Maciej z branży paliwowej. - W mojej firmie jestem od siedmiu lat, na zwolnieniu nie byłem ani jednego dnia. Jak miałem operację przegrody nosowej, to odebrałem dni za nadgodziny i pracę w weekendy. Nawet na dzieci nie biorę zwolnień, tylko z żoną ściągamy wymiennie nasze mamy, które są już na emeryturze.

Dlaczego? Maciej jest konkretny. - Bbranie zwolnień za mocno trzepie po kieszeni. Przy naszych kredytach i zobowiązaniach finansowych nie stać nas na obniżenie pensji. Poza tym od lat ani ja, ani moja żona nie byliśmy aż tak chorzy, żeby leżeć w łóżku i być niezdolnymi do funkcjonowania. Przy dzieciach w ogóle nie ma czegoś takiego jak zwolnienie chorobowe od rodzicielstwa - mówi.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Prawnik: Zwolnienie chorobowe jest świętością i nie wolno pracownika angażować do żadnej pracy, bo on jest zgodnie z prawem i orzeczeniem lekarskim do pracy niezdolny

Dzień z domu

Inny sposób na chorowanie ma Magdalena z dużej agencji reklamowej. - U nas mamy niepisaną zasadę - jak ktoś czuje, że się rozkłada, że coś go bierze - zostaje w domu i pracuje zdalnie. Wiele razy dzięki temu uniknęłam rozwoju infekcji - zostawałam w łóżku, brałam szybko leki, rozgrzewałam się. Zazwyczaj po takiej jednodniowej kuracji objawy się cofały. Jeśli się nie polepszało, zostawałam w domu, dużo spałam, byłam jednak pod komórką i mailem w sytuacjach wymagających mojej interwencji. Kiedy trzeba było - spałam, jak miałam przypływ sił - kończyłam, co miałam do skończenia. Najdłużej spędziłam tak w domu pięć dni i po weekendzie byłam jak nowa.

Internista z prywatnej kliniki znajdującej się w zagłębiu biurowców w Warszawie tłumaczy, że średnio 95 procent pacjentów aktywnych zawodowo z infekcjami nie chce, żeby wypisywał im zwolnienia. - Czasami rzucają, że nie są na umowie o pracę, innym razem w ogóle się nie tłumaczą. Jak się upewniają, że to zwykły wirus, że potrzeba tygodnia, żeby katar przeszedł, zdają się być uspokojeni. Czy wracają do pracy, czy do domu - tego nie wiem - dodaje lekarz.

Marta pracuje na wysokim stanowisku w koncernie farmaceutycznym, u niej nikt nie chodzi na zwolnienia na katar. - U nas przyczyną zwolnień jest zawodowe wypalenie i problemy z kręgosłupem, które często kończą się operacjami i rehabilitacją. Dużo mamy także  przypadków zwolnień dłuższych - ponad półrocznych - na podreperowanie zdrowia psychicznego. Z katarem wszyscy przychodzimy, z depresji się leczymy na L4.

Marta ma zrozumienie dla przychodzących do pracy chorych, ale zawsze sugeruje im pracę z domu, sygnalizując, że chodzenie z wirusem to więcej szkody niż pożytku. - Jedna chora osoba w biurze, to dla mnie cztery kolejne w kolejce do choroby. Statystycznie jedna skończy z powikłaniami. To już wolę, żeby - jak tak bardzo chcą - z domu pracowali.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Seria znanego leku na przeziębienie i grypę wycofywana z aptek w całej Polsce. Nie zgadza się skład