Jakiś czas temu aktorka Zofia Zborowska wrzuciła na swój Instagram zdjęcie, na którym prezentuje ekologiczne podpaski i tampony duńskiej firmy Ginger Organic. Towarzyszy jej Magdalena Szymanowska, coach zdrowia i właścicielka firmy 4organic, zajmująca się sprzedażą certyfikowanych organicznych kosmetyków. We wpisie aktorka ostrzega swoje fanki przed korzystaniem ze zwykłych produktów do higieny intymnej.
Twierdzi, że ich składu najczęściej próżno szukać na opakowaniach, a substancje używane do wytwarzania i konserwacji kobiecych środków higienicznych mogą rzekomo być niebezpieczne dla zdrowia i środowiska naturalnego. Rozwiązaniem problemu miałoby być korzystanie z atestowanych, ekologicznych tamponów i podpasek. Np. tych, które dystrybuuje w Polsce koleżanka Zofii.
Wątpliwości dotyczące chemii stosowanej w akcesoriach menstruacyjnych nie są niczym nowym - w zagranicznych mediach dyskusja na ten temat toczy się od kilku lat. Organizacja Women's Voices for The Earth w raporcie Chem Fatale z listopada 2013 roku alarmowała, że artykuły przeznaczone do bliskiego kontaktu z wrażliwymi częściami ciała są sprzedawane bez informacji o składzie - amerykańskie prawo, podobnie jak polskie, nie wymaga tego od producentów.
Według raportu na gotowych produktach można znaleźć pozostałości pestycydów użytych do uprawy bawełny, z której wytwarza się podpaski i tampony. W wyniku bielenia surowca chlorem miałyby powstawać furany i dioksyny - substancje posądzane o rakotwórczość. Do tego dochodzą niewiadome substancje zapachowe, barwniki stosowane w nadrukach, absorbenty i kleje, dzięki którym możemy przymocować podpaski i wkładki do bielizny.
Skutkami kontaktu z tymi substancjami miałyby być kłopoty z płodnością, zaburzenia hormonalne, a także alergie. Uczulenie może wystąpić nawet po dłuższym stosowaniu danego produktu, dlatego nieraz trudno zidentyfikować przyczyny dolegliwości. Świąd, pieczenie i poczucie dyskomfortu bywają brane za objawy infekcji intymnej i leczone odpowiednio do takiej diagnozy. Problem tymczasem się pogłębia, jeśli pacjentka ma co miesiąc kilkudniowy, niemal nieprzerwany kontakt z alergenem.
- Dostajemy wiadomości od klientek, które po odstawieniu zwykłych podpasek czy tamponów odnotowują znaczną poprawę samopoczucia podczas okresu. Organizm dużo lepiej radzi sobie z menstruacją, kiedy nie musi sobie radzić ze szkodliwymi substancjami - komentuje Magdalena Szymanowska.
Pojawiają się jednak także głosy studzące nastroje. Tampax na swoich stronach internetowych zapewnia konsumentki, że wybielanie ma służyć oczyszczaniu włókien, z których zrobione są tampony. Przedstawiciele marki zaprzeczają też zawartości dioksyn w ich produktach.
Kavin Senepathy w tekście Everyone Calm Down About Chemicals in Tampons ("Forbes", 28.06.2017 r.) pisze, że producenci tamponów dawniej rzeczywiście używali gazu chlorowego do bielenia surowca. Praktyka ta została jednak zarzucona w latach '90, właśnie ze względu na powstające w jej wyniku związki chemiczne dioksyn. Obecnie firmy wykonują bielenie albo bez gazu chlorowego (elemental chlorine-free), albo w ogóle bez substancji zawierających chlor (total chlorine-free). Ilości dioksyn, które możemy znaleźć na środkach higienicznych, są śladowe. Dużo wyższe stężenia tych związków możemy napotkać w żywności i otoczeniu w ogóle.
Leszek Ostrowski, lekarz ginekolog, potwierdza, że substancje zawarte w podpaskach i tamponach mogą powodować podrażnienia.
- Obserwuję takie zjawisko, gdy w którymś z tanich marketów pojawia się partia takich utensyliów, najczęściej w ramach rewelacyjnej cenowo oferty. Zwykle kończy się tym, że pod gabinetem ustawia się kolejka pań, które natychmiast potrzebują dostać się do lekarza - mówi specjalista i dodaje:
- Najczęściej ma to związek z substancjami, które mają pochłaniać przykry zapach i reklamowymi hasłami bez pokrycia na temat nowej formuły, która dba o wszystko, "robi kobiecie dobrze", a z podpaską można chodzić dwa dni, bo ona jest taka chłonna.
Czy to jednak znaczy, że koniecznie jest korzystanie z artykułów "organicznych"?
- Nie popadałbym w przesadę. Jeżeli kogoś stać na produkty reklamowane jako organiczne i ekologiczne, to na pewno można z nich korzystać. Tak naprawdę wystarczy jednak używać zwykłych bawełnianych podpasek i tamponów. Im mniej domieszek, tym lepiej. Poza tym nic nie zastąpi regularnego wymieniania tego typu akcesoriów - podsumowuje ginekolog.
Argumentem chętnie podnoszonym przez przeciwników akcesoriów higienicznych masowej produkcji jest też ochrona środowiska. Ze względu na liczbę użytkowniczek podpasek i tamponów odpady higieniczne wytwarzane są na bardzo dużą skalę i często trafiają na dzikie wysypiska śmieci. Kiedy śmieci nie są odpowiednio zabezpieczone, substancje w nich zawarte mogą trafiać do gleby.
Jednak utylizacja odpadów to tylko część problemu. Należy wziąć pod uwagę także uciążliwość ekologiczną samego procesu wytwórczego.
- Jeśli mówimy o bawełnie naturalnej, musimy być świadomi, że jej produkcja to zużycie olbrzymich ilości wody. Dochodzą też takie elementy jak transport i środowiskowe koszty produkcji, w tym zwłaszcza koszty energii - mówi Sławek Brzózek, prezes zarządu Fundacji Nasza Ziemia.
Wbrew stereotypowemu myśleniu o ekologii naturalne surowce nie zawsze są lepsze dla planety niż sztuczne.
- Często mówimy: "torba papierowa jest dobra, a torba z tworzywa jest zła". Tymczasem przyjazne dla środowiska jest to, co możemy wykorzystać wielokrotnie. Może się okazać, że najsensowniejsze rozwiązanie, jeżeli chodzi o podpaski, tampony czy pieluchy jednorazowe, to produkowanie z tworzyw sztucznych i to w takiej technologii, która pozwala je potem przerobić - tłumaczy ekspert.
Jeżeli zdecydujemy się jednak zrezygnować z tradycyjnych środków higienicznych, na polskim rynku znajdziemy wiele zamienników. Ich dostępność stale się poszerza.
Można wybrać tampony i podpaski wyprodukowane z organicznej bawełny, np. wspomnianej wyżej firmy GingerOrganic. Producent deklaruje, że w procesie wytwórczym używa wyłącznie certyfikowanej, czystej bawełny, bez dioksyn, chloru i alergenów. Bielenie wykonywane jest za pomocą wody utlenionej.
Produkty tej marki można kupić na stronie dystrybutora 4organic.pl, a stacjonarnie w drogeriach Rossmann. Dużą wadą jest jednak ich cena - za paczkę 10 podpasek lub 18 tamponów zapłacimy prawie 20 zł. Dlaczego tak drogo? Argumentem mają być wysokie koszty uprawy bawełny bez pestycydów i bielenia nadtlenkiem wodoru zamiast chlorem. Na cenę składają się też wydatki, związane z badaniami i uzyskaniem międzynarodowych certyfikatów bezpieczeństwa.
Nieco tańsze są wyroby firm Natracare (21 zł za 14 podpasek i ok. 20 zł za 20 tamponów) i Vuokkoset (12 zł za 10 podpasek). Są dostępne w internetowych sklepach ekologicznych - np. ponature.pl, organic24.pl czy drogeria-ekologiczna.pl.
Inną możliwością są podpaski wielorazowego użytku szyte z tkanin - najczęściej bawełny, ale też włókien bambusowych. Produkty tego typu są dostępne w wielu rozmiarach, kolorach i wzorach, mają też zróżnicowaną chłonność.
Zalety takiego rozwiązania to wyeliminowanie uczuleń i odparzeń, w dłuższej perspektywie maleją też koszty użytkowania - jedna podpaska to wydatek w wysokości ok. 30-40 zł. Jeżeli prawidłowo dbamy o wielorazowe środki higieniczne, to będą nam służyć - w zależności od producenta - od 3 do 5 lat. Zmniejszy się też liczba wytwarzanych przez nas odpadów.
Kobiety może jednak zniechęcać konieczność noszenia w torebce brudnej podpaski wymienionej w ciągu dnia poza domem. Kłopotliwy i czasochłonny będzie również proces namaczania i prania zużytych wkładek. W Polsce dostępne są produkty takich firm jak Lady Pad, Naya, Pupus, Soft Moon, KoKoSi czy Charlie Banana - można je kupić w sieci, np. na stronach kokosi.pl, pupus.pl czy ekomaluch.pl. Warto również pytać w osiedlowych sklepikach ze zdrową żywnością. Uwaga - przed pierwszym użyciem podpaskę koniecznie należy wyprać!
Kolejne rozwiązanie to obecne na rynku od kilku lat kubeczki menstruacyjne. To zbiorniczki o lejkowatym kształcie, zrobione z silikonu medycznego, które umieszczamy w pochwie na czas krwawienia. Kiedy kubeczek się napełni, wyjmujemy go, płuczemy i wkładamy z powrotem. Według producentów czas trzymania go w waginie może wynosić nawet 12 godzin. Włożony zgodnie z instrukcją zbiorniczek nie uwiera i nie przecieka, można z nim uprawiać sport i prowadzić normalną aktywność. Dostępne są różne kolory i rozmiary, dostosowane do obfitości krwawienia i warunków anatomicznych użytkowniczek. W sprzedaży znajdziemy m.in. produkty przeznaczone specjalnie dla kobiet, które rodziły naturalnie.
Zaletą kubeczków jest też to, że zatrzymują krew i wydzielinę, ale jej nie wchłaniają. Nie zaburzają więc flory bakteryjnej pochwy i nie powodują uczucia przesuszenia, co zdarza się podczas używania tamponów. Prawidłowo użytkowane produkty z tej grupy będą nam służyć od kilku do nawet kilkunastu lat.
To rozwiązanie ma jednak również wady - wkładanie i wyjmowanie kubeczka wymaga pewnej praktyki. Konieczny jest też kontakt z krwią i wydzielinami, znacznie bardziej bezpośredni niż w przypadku tamponów i podpasek. Potencjalne klientki często zastanawiają się też, jak poradzić sobie z wymianą kubeczka w toaletach publicznych? Producenci doradzają korzystanie z toalet dla niepełnosprawnych, w których można skorzystać z umywalki bez wychodzenia z kabiny. W awaryjnej sytuacji można również kubeczek wytrzeć papierem toaletowym, co budzi jednak wątpliwości higieniczne. Zbiorniczek należy też raz na jakiś czas wygotować (obowiązkowo przed pierwszym użyciem).
Wybór kubeczków na rynku jest bardzo szeroki. Produkty marki Yuuki można kupić w sklepie internetowym empik.com już za ok. 55 zł. Na dostępny w Rossmannach Selenacup wydamy prawie 70 zł. Za dystrybuowane w drogeriach internetowych kubeczki firm Mooncup, Lunette czy LilyCup zapłacimy od ok. 90 do nawet 180 zł.
Menstruacja dla większości kobiet jest wystarczająco dolegliwa i nieprzyjemna, nawet bez zamartwiania się o dioksyny i pestycydy. Ważne, żeby te dni przejść możliwie komfortowo, bezboleśnie i zdrowo. W wyborze środków higienicznych powinnyśmy kierować się więc przede wszystkim własnym dobrem i bezpieczeństwem, a to dla każdej z nas będzie prawdopodobnie oznaczać coś innego. Uniwersalne pozostają natomiast podstawowe zasady - artykuły higieniczne należy regularnie wymieniać, tampony powinny mieć chłonność dostosowaną do intensywności krwawienia (a nie większą), a wszelkie wątpliwości warto przedyskutować z ginekologiem.