Chiny i Indie mają gigantyczny problem: brakuje kobiet dla 70 milionów mężczyzn. Konsekwencje społecznej katastrofy odczują też inni

"W przyszłości będą miliony mężczyzn, którzy nie będą mogli się ożenić, a to może stanowić bardzo duże ryzyko dla społeczeństwa" - ostrzega Li Shuzhuo, czołowy demograf w Xi'an Jiaotong University.
34 miliony - tyle kobiet brakuje dla chińskich młodych mężczyzn 34 miliony - tyle kobiet brakuje dla chińskich młodych mężczyzn fot. Shutterstock

70 milionów brakujących kobiet

Coś podobnego nie zdarzyło się w historii ludzkości nigdy - alarmuje "The Washington Post" w obszernym raporcie zatytułowanym "Za dużo mężczyzn" ("Too many men"). W Chinach i Indiach brakuje kobiet już dla ponad 70 milionów mężczyzn. W Chinach liczba mężczyzn przekracza liczbę kobiet o 34 miliony, w Indiach - o 37 milionów.

Można zapytać, czym jest kilkadziesiąt milionów w skali ponad 2,5 miliarda ludzi (tyle obywateli w sumie żyje dziś w Chińskiej Republice Ludowej i Indiach). Zdaniem demografów i twórców raportu niedobór kobiet - czy raczej nadmiar mężczyzn - ma dramatyczne i dalekosiężne konsekwencje, które zaczynają być widoczne już dzisiaj, ale najsilniej megapopulacje odczują je dopiero w najbliższych 10-20 latach.

Te konsekwencje to przede wszystkim epidemia męskiej samotności w Chinach i Indiach. "W przyszłości będą miliony mężczyzn, którzy nie będą mogli się ożenić, a to może stanowić bardzo duże ryzyko dla społeczeństwa" - ostrzega Li Shuzhuo, czołowy demograf w Xi'an Jiaotong University. To nie wszystko.

Nierównowaga płci ma też wpływ na gospodarkę (zakłóca rynki pracy, podnosi stopy oszczędności w Chinach i obniża konsumpcję, sztucznie zawyża wartości nieruchomości) i brutalną przestępczość (napędza gwałty i molestowanie, a także handel ludźmi i prostytucję w coraz większej liczbie miejsc). W rezultacie problemy Chin i Indii odczują wszyscy: w pierwszej kolejności sąsiadujące z nimi azjatyckie kraje, ale także gospodarki Europy i obydwu Ameryk.

Przez 38 lat Chińczycy nie mogli mieć drugiego dziecka. Dziś rząd zmienił kurs, ale ludzie już drugiego dziecka nie chcą Przez 38 lat Chińczycy nie mogli mieć drugiego dziecka. Dziś rząd zmienił kurs, ale ludzie już drugiego dziecka nie chcą fot. Shutterstock

Jak do tego doszło? Przypadek: Chiny

Dzisiejsze problemy demograficzne Chin i Indii to efekt sprzężenia kilku czynników: preferencji kulturowych (zarówno w Chinach, jak i w Indiach preferowanym dzieckiem jest chłopiec), dekretu rządowego (Chiny w 1977 roku wprowadziły politykę "jednego dziecka" na parę i zrezygnowały z niej dopiero w 2015 roku) i zaawansowanej technologii medycznej (która umożliwia precyzyjne zaplanowanie płci dziecka, co sprowadza się do rodzenia chłopców i aborcji żeńskich płodów) w Indiach.

Za fakt, że 34 miliony Chińczyków nigdy nie będą mieć żony i rzadko będą uprawiać seks, w pierwszej kolejności odpowiedzialny jest chiński rząd. Celem oficjalnej, obowiązującej przez 38 lat (od 1977 do 2015 roku) polityki jednego dziecka było ograniczenie przyrostu naturalnego Chińczyków - dzieci miało się urodzić o 250 milionów mniej do 2000 roku. Oszacowano, że w sumie nie urodziło się ok. 300 milionów.

Rodzenie nadliczbowych dzieci teoretycznie nie było zakazane, ale faktycznie sprowadzało na rodzinę wiele problemów natury prawnej i finansowej (m.in. wysokie grzywny i specjalny podatek za obsługę, czyli objęcie dziecka opieką medyczną i posłanie do szkoły). W tej sytuacji i wobec długiej chińskiej tradycji preferowania syna (który jest bardziej przydatny do pracy na roli, tradycyjnie zapewnia oparcie finansowe i opiekę nad starszymi rodzicami, bo zawsze pozostaje częścią rodziny, inaczej niż córka, która po ślubie staje się częścią rodziny męża), wiele par zdecydowało, że ich dziecko musi być chłopcem.
 
To doprowadziło nie tylko do zachwiania demografii Chin, lecz także do koszmarnych nadużyć i łamania praw człowieka. Wiele kobiet zostało przymusowo wysterylizowanych, wiele zmuszono do aborcji (nawet w 8. miesiącu ciąży przez wstrzykiwanie roztworu soli, a niekiedy wręcz tuż przed porodem, w kanale rodnym kobiety lub chwilę po urodzeniu), a do rzadkości nie należało dzieciobójstwo i porzucanie urodzonych dziewczynek (zwłaszcza na obszarach wiejskich).

W latach obowiązywania dekretu dzieci w Chinach były tylko dla wybranych - oboje partnerzy przed zawarciem związku małżeńskiego byli poddawani rygorystycznym testom, a jakkolwiek niezadowalający władze "stan fizyczny" któregoś z nich (od dysleksji po schizofrenię) uniemożliwiał zawarcie małżeństwa. Jakość chińskiej populacji ma być jak najwyższa i do dziś władze mocno to podkreślają.

Gdy Chiny wprowadzały politykę jednego dziecka, współczynnik dzietności (określający liczbę urodzonych dzieci przypadających na jedną kobietę w wieku rozrodczym, czyli 15-49 lat) wynosił imponujące 5,6. W 2015 roku - już zaledwie 1,4. Dziś chiński rząd chciałby, żeby kobiety rodziły więcej dzieci, ale te - wyczerpane - twierdzą, że "jedno to już dla nich za dużo". Wychowanie dziecka, które będzie miało szansę przebić się w chińskim społeczeństwie, to nadludzki wysiłek i koszty przekraczające możliwości finansowe wielu rodzin.

Chiny po dekadach polityki jednego dziecka kolejny raz drastycznie zmieniają kurs. Teraz rząd nawołuje wszystkimi kanałami: "Miej drugie dziecko!". Ale ludzie już drugiego dziecka nie chcą.

W Indiach narodziny dziewczynki nie są powodem do radości. Selektywna aborcja jest zakazana, ale wciąż powszechna W Indiach narodziny dziewczynki nie są powodem do radości. Selektywna aborcja jest zakazana, ale wciąż powszechna fot. Shutterstock

Jak do tego doszło? Przypadek: Indie

Indie uniknęły wprawdzie wyniszczającej społecznie polityki jednego dziecka, ale tradycja preferowania synów i męskich spadkobierców jest tam równie silna. Nawet gdy kraj coraz bardziej się rozwijał, liczba nowo narodzonych dzieci płci żeńskiej w stosunku do dzieci płci męskiej wciąż spadała.

Urzędnicy przypisują to pojawieniu się w ciągu ostatnich 30 lat technologii selekcji płci (tzw. selektywnej aborcji), która jest obecnie zakazana, ale nadal szeroko stosowana - pary zrobią wiele, by nie urodziła się droga w utrzymaniu (z uwagi na konieczność zgromadzenia bogatego posagu, bez którego młoda Hinduska nie znajdzie męża) i kłopotliwa dla rodziny dziewczynka.

Rząd indyjski oświadczył, że w wyniku aborcji żeńskich płodów, chorób, zaniedbań i nieodpowiedniego odżywiania co roku "giną 2 miliony dziewcząt w każdej z grup wiekowych", w sumie "zaginęły" już 63 miliony kobiet, a 21 milionów to dziewczęta "niechciane". Rządowe badanie wykazało, że pragnienie syna w hinduskich rodzinach jest tak silne, że dzieci rodzą się dotąd, dopóki w domu nie pojawi się chłopiec.

Urodzone przed nim dziewczynki to zaś zbędny balast - żywi się i kształci je znacznie gorzej niż ich braci. Badanie ujawniło również, że "preferencja syna" nie podlega zmianie nawet wtedy, gdy dochody w gospodarstwie domowym rosną, a córka może odziedziczyć rodzinną firmę. Pieniądze nie są antidotum.

Niedobór kobiet uruchamia 'małżeński wyścig zbrojeń'. Chiński kawaler musi mieć dom lub mieszkanie, a to winduje ceny nieruchomości Niedobór kobiet uruchamia 'małżeński wyścig zbrojeń'. Chiński kawaler musi mieć dom lub mieszkanie, a to winduje ceny nieruchomości fot. Shutterstock

Konsekwencje świata z niedoborem kobiet

W świecie, w którym brakuje kobiet, kobiety stają się bardzo pożądanym towarem. To oznacza, że nadchodzą lata prosperity dla handlarzy żywym towarem - upragnionymi narzeczonymi i prostytutkami. Do Chin wabione i rekrutowane są cudzoziemki, a gdy w jednym miejscu przepaść nieco udaje się zasypać, siłą rzeczy pojawia się w innym (np. w sąsiednim kraju, z którego kobiety znikają).

Wraz ze wzrostem liczby mężczyzn następuje też wzrost przestępczości seksualnej. Prześladowanie uczennic i gwałty to potężny problem w Indiach. W niektórych indyjskich miastach udało się go ograniczyć, ale kosztem obsesyjnego pilnowania dziewczynek.
Niemożność zaspokojenia podstawowych ludzkich potrzeb przez ogromną rzeszę młodych mężczyzn musi się też odbić na zdrowiu psychicznym - ich i ich rodzin.

Wśród mężczyzn rozpowszechnia się samotność i depresja. Wsie się wyludniają, bo na wsi mężczyzna bez żony spychany jest na społeczny margines. Młodzi mężczyźni uczą się gotować i przejmować obowiązki od zawsze przypisywane kobietom, a ci, którzy tego nie robią, mieszkają nadal z przemęczonymi matkami (a niekiedy babciami) i nigdy się nie uniezależniają. Żyją w stagnacji, jako "nie mężczyźni", bo mężczyzna bez kobiety nie jest uznawany za prawdziwego "samca".

Pragnienie przyciągnięcia narzeczonej za wszelką cenę ma także ogromny wpływ na gospodarkę. Uruchamia "randkowy i małżeński wyścig zbrojeń", bo w nowej rzeczywistości potencjalne chińskie narzeczone mogą mieć ogromne wymagania. Kawalerowie wściekle budują w Chinach domy (imając się coraz cięższych i bardziej niebezpiecznych prac, byle iść do przodu), ceny mieszkań szybują. To zaś sprawia, że coraz mniej wydają na inne rzeczy i rośnie ogromna nadwyżka handlowa Chin.

Aby w Chinach znaleźć żonę, trzeba też zapłacić pieniądze jej rodzicom - dziesięć lat temu to był tysiąc dolarów, dziś już 30 tys. Te pieniądze także nie idą na konsumpcję, rodziny chowają je do skarpety. A kto się zajmie chińskimi rodzicami na starość? Miał być syn i jego żona. Dziś nie wiadomo.

W Indiach jest wręcz odwrotnie - to panna młoda jest atrakcyjna lub nie za sprawą swego posagu. W czasach, gdy panny młode są rzadkie, rodziny są mniej naciskane, by oszczędzać na drogie posagi.

Skąd wziąć brakujące narzeczone? Skąd wziąć brakujące narzeczone? fot. Shutterstock

Co dalej?

Obecnie w Chinach i Indiach 50 milionów z 70-milionowej nadwyżki mężczyzn ma poniżej 20 lat. Dla tych mężczyzn nie ma (i nie będzie) dziewczyn, narzeczonych, żon. I to nie jest tylko ich osobisty dramat. Chiny i Indie problem dostrzegły z opóźnieniem i teraz próbują się z nim uporać.

Ale skoro do tej sytuacji doprowadziły dekady konkretnych działań, tak samo potrzeba dekad, by ją odwrócić - przestrzegają demografowie.

CZYTAJ TEŻ: Yang kupiła już dwa apartamenty, ale matka się jej wstydzi. Dostała ultimatum: ma rok na znalezienie męża >>

***

Chcesz odpowiedzieć na ten tekst lub podzielić się swoją historią? Pisz na adres: kobieta@agora.pl

Więcej o: