- Podczas studiów na poznańskiej ASP oglądałam teczkę z pracami mojego o wiele starszego kolegi z roku, który miał tam reporterskie zdjęcia z wyborów Miss Polonia z początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku - wspomina Anna i dodaje - Na zdjęciach misski miały włosy pod pachami i dość widoczny w tak mocnym świetle meszek pod nosem. W tamtych czasach niegolenie pach nie było niczym dziwnym, nie podlegało ostracyzmowi społecznemu.
Z dzieciństwa włosy pod pachami swojej mamy pamięta Paulina, na nogach i pod pachami babci, jej wnuczka Joanna. Przez te trzy dekady wiele się jednak zmieniło. Włosy pod kobiecymi pachami, w pachwinach, na brzuchu, na łydkach, udach oficjalnie trafiły na listę niemile widzianych. "Sarenka", "kobieta z brodą" - tak się mówi o nas, kiedy nie dbamy o "należytą" depilację "niechcianego owłosienia". Przy czym włosy na ciele, podobnie jak krew menstruacyjna, wpisują się w marketingową strefę tabu. Krew jest błękitna, a golone maszynkami i depilatorami nogi - nawet przed zastosowaniem produktu - idealnie gładkie.
Pytanie, czy depilując się, malując, "upiększając" robimy to dla siebie, bo czerpiemy z tego radość i przyjemność, czy dlatego, że boimy się krytyki i braku akceptacji ze strony otoczenia? Każdy zna chyba chociaż jedną kobietę, która nie wyobraża sobie wyjścia z domu bez umalowanych oczu.
I tutaj wkraczają aktywistki, które na swoim własnym przykładzie pokazują, że można, ale oczywiście wcale nie trzeba, pójść zupełnie inną drogą. Kobiety, które postanawiają być naturalne, akceptować swoje ciało, takim, jakie ono jest, nie walczyć z nim. Dla wielu ich nieogolone pachy mogą być zbyt radykalnym krokiem. Warto jednak poznać proces, któremu się poddały.
Stopniowo, krok po kroku, na przykładzie własnego ciała drogę do naturalnego wyglądu przeszła i pokazała Sonia Cytrowska, autorka bloga i profilu na Instagramie "Body Hair Movement".
Jak sama wspomina, w jej przypadku włosy na ciele stanowiły duży problem. W pewnym momencie Sonia doszła do wniosku, że to właśnie włosy sprawiają, że nie czuje się całkowicie spójna ze sobą.
Jak wyliczyła Cytrowska: 20 dni swojego życia przeznaczyła na aktywne usuwanie włosów. Nie wliczyła w to godzin spędzonym w sieci na poszukiwaniu "najskuteczniejszej metody na pozbycie się NIECHCIANYCH włosów". Nie wliczyła też czasu straconego na rozmyślania, czy stać ją na coraz to bardziej nowoczesny depilator, ani czasu spędzonego na wizytach u lekarza w celu badania hormonów. Wciąż się badała, mimo że już pięć razy słyszała, że ich poziom jest w normie i "Taka pani uroda. Czas się z tym pogodzić".
Jak tłumaczy na swojej stronie Cytrowska, proces akceptacji trochę trwał:
Jak zapewnia Sonia Cytrowska, dwadzieścia kilka lat wychowywania do życia w pewnych schematach i próby dostosowywania się do kanonów nie zmieni się w kilka tygodni. Dla niej kolejnym krokiem było zyskanie świadomości i nauczenie się kwestionowania spraw i opinii, które do tej pory przyjmowała bezkrytycznie. Rok zapuszczania włosów i oswajania się i otoczenia z tą zmianą był przede wszystkim wewnętrznym procesem.
Jak wspomina Cytrowska, zaczynała od myśli, że:
Lubimy przyklejać ludziom, a kobietom w szczególności, łatki. Krótkie włosy? Chłopczyca. Nieogolone nogi? Lesbijka i feministka. Nieumalowana? Nie dba o siebie. Z owłosionymi pachami? Śmierdzi. Zwłaszcza ten ostatni stereotyp wydaje się być krzywdzący. Przecież mężczyźni mają włosy pod pachami i jakoś nie jest to czynnikiem destrukcyjnie wpływającym na poziom higieny.
Na Instagramie jest wiele profili promujących pozytywny stosunek do ciała, ale w Polsce ten ruch dopiero raczkuje. Kaya Szulczewska jest założycielką jednego z nich, profilu Ciałopozytyw na Facebooku, w którym zachęca kobiety do wrzucania zdjęć i postów będących przejawami samoakceptacji i ciepłego myślenia o swoich ciałach i wyglądzie. Sama Szulczewska zapewnia:
To najbardziej znielubione przez Sonię Cytrowską pytanie. Sprowadza się to tego, że wciąż nasza atrakcyjność postrzegana jest przez pryzmat tego, jak oceniają nas mężczyźni. Cytrowska zastanawia się, dlaczego mąż miałby nie pozwalać żonie na coś, co dotyczy jej własnego ciała? Jej partner postanowił dla niej zmienić swoje standardy piękna i potraktował te zmiany jako wyzwania, a nie zamach na jego estetykę.
W nurcie ciałopozytywności nie chodzi o dzielenie: na te, co się golą i nie golą, malują i nie malują. Chodzi wyłącznie o to, żeby kobiety wiedziały, że mają wybór, że nie muszą się dostosowywać i że nie muszą bać się reakcji innych. I jak podkreśla Cytrowska:
A Wy jakie macie doświadczenie i zdanie na ten temat? Piszcie na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy i nagrodzimy książką.