'Widać, że jesteś niegrzeczna', 'Lubisz się zabawić?'. Kobiety opowiadają, co je spotkało w gabinetach ginekologicznych

To nie jest tekst o dobrych ginekologach, których bez wątpienia w Polsce nie brakuje. Tylko o tych, którzy przekraczają granice, upokarzają, pozostawiają pacjentki z poczuciem obrzydzenia, a czasem wieloletnią traumą. Poniższe historie wybrałyśmy z morza opowieści, które trafiły do naszej redakcji. #DośćUpokorzeń

"Może któryś z lekarzy przypomni mnie sobie"

Mimo upokorzeń i doświadczenia przekroczenia granic, kobiety często nie zgłaszają nadużyć ginekologów. Powód: boją się albo są tak zszokowane, że nie wiedzą jak zareagować. - Cieszę się, że mogłam opowiedzieć o tym, co mnie spotkało. To oczyszczające - powiedziała nam Zuzanna.

Niektóre spośród naszych bohaterek zdecydowały się pokazać twarz. - Może któryś z lekarzy przypomni mnie sobie i poczuje taki wstyd, jak ja wtedy - dodała inna rozmówczyni.

Tym tekstem rozpoczynamy cykl artykułów o złych ginekologach w Polsce. Bo żadna kobieta, która przychodzi po pomoc, nie powinna być przez lekarza upokarzana, obrażana, raniona. Lekarz to zawód społecznego zaufania i takie sytuacje nie mają prawa mieć miejsca.

Drogie Czytelniczki, oddajemy Wam głos. Na listy opisujące Wasze historie czekamy pod adresem: kobieta@agora.pl.

Andra Wiśniewska Andra Wiśniewska Archiwum prywatne

Andra, 22: "A jak chłopak wkłada to nie boli?"

Miałam 19 lat, kiedy po raz pierwszy poszłam na wizytę do ginekologa. To było trzy lata temu i wybrałam starszą lekarkę, która miała sporo pozytywnych komentarzy w portalu Znany lekarz. Pani doktor przyjmowała prywatnie, więc miałam nadzieję, że odpłatność również będzie mieć wpływ na to, jak zostanę potraktowana w czasie badania.

Zdziwiło mnie, że w ogóle nie zapytała, z czym przychodzę, nie wykazała żadnego zainteresowania. Kazała usiąść na fotelu i zaczęła badanie. Gdy włożyła wziernik, zabolało mnie to tak bardzo, że aż jęknęłam z bólu. A ona na to: "A jak chłopak wkłada to nie boli?". Zamurowało mnie. Nie byłam w stanie nic odpowiedzieć. Gdy skończyła, klepnęła mnie mocno w udo, niczym konia, którego zachęca się, żeby ruszył i powiedziała, że mogę się ubierać.

Z gabinetu wyszłam sparaliżowana ze strachu. I może to zabrzmi dziwnie, ale od tamtej pory nie poszłam do innego ginekologa, bo boję się, że mogę być tak samo albo jeszcze gorzej potraktowana. Ta lekarka przynajmniej jest mi już znana i wiem, czego mogę się po niej spodziewać.

Andra Wiśniewska, 22 lata

Być może francuskie feministki pod wodzą Catherine Deneuve mogą pozwolić sobie na kłótnie o różnice między flirtem a molestowaniem, bo ich prezydent nie zachowuje się jak Trump. U nas #MeToo to kwestia polityczna Być może francuskie feministki pod wodzą Catherine Deneuve mogą pozwolić sobie na kłótnie o różnice między flirtem a molestowaniem, bo ich prezydent nie zachowuje się jak Trump. U nas #MeToo to kwestia polityczna Fot.Grahan Dean/GETTY IMAGES

Zuzanna, 31: "Lubisz się zabawić, co?"

Miałam 20 lat, kiedy po raz pierwszy poszłam do ginekologa. Wybrałam lekarza w przychodni na Uniwersytecie Warszawskim na Krakowskim Przedmieściu. Przyszłam po tabletki antykoncepcyjne. Zanim jednak doktor wypisał mi receptę, chciał mnie zbadać. I kiedy siedziałam na fotelu ginekologicznym, zaczął mówić do mnie: 'Widać, że jesteś niegrzeczna' i "Lubisz się zabawić, co?".

Byłam tak przerażona, że do końca wizyty nie odezwałam się ani jednym słowem. Potakiwałam tylko, gdy wypisywał lek. Do końca dnia czułam palący wstyd, a ze strachu przed tym, co może mnie spotkać w gabinecie, nie chodziłam do ginekologa przez kolejnych pięć lat. Dopiero mama wyciągnęła mnie, ale poszłam tylko dlatego, że była to zaprzyjaźniona i zaufana lekarka.

Druga bardzo nieprzyjemna historia zdarzyła mi się, kiedy byłam w ciąży. Akurat tak się złożyło, że USG potwierdzające płeć dziecka robiłam u lekarza w Brześciu Kujawskim. Byłam z partnerem, który jest obcokrajowcem, więc lekarz poinformował nas po angielsku: "Niestety, to cipka".

Zuzanna, 31 lat

Iza Sawicka Iza Sawicka Fot. Agata Adamczyk

Iza, 41 lat: "Bardzo chętnie panią zapłodnię"

Kiedy miałam siedemnaście lat, poszłam do ginekologa, który - nie wiedzieć czemu - kazał mi się rozebrać do naga. Leżałam na fotelu niczym nie zasłonięta, skrępowana swoją nagością. Miałam wtedy mocno opalone ciało. Lekarz popatrzył na mnie i powiedział do stojącej obok pielęgniarki: "Ty, niezła czekoladka, co?". Szukałam przerażonym wzrokiem jakiegoś wsparcia ze strony kobiety, ale ona tylko kiwała głową i uśmiechała się pod nosem.

Doktor zaczął mnie badać i powiedział, bardziej stwierdzając niż pytając, że chyba nie jestem już dziewicą. Byłam. Kiedy to usłyszał, odpalił: "Oj, to chyba paluszki tu wędrowały, trzeba być świadomym, gdzie ci ktoś paluszki wkłada". Czułam się skrajnie upokorzona i zawstydzona.

Inna sytuacja zdarzyła się, kiedy miałam 24 lata. Poszłam na wizytę do kolejnego lekarza, do jego prywatnego gabinetu. Poza mną i nim w gabinecie i poczekalni nie było nikogo. Ginekolog zapytał o mój wiek i stwierdził, że najlepiej byłoby, gdybym urodziła przed 27. rokiem życia. Po czym dodał, że jeśli nie znajdę kandydata na ojca, to on jest chętny. Stwierdził, że ogląda wiele kobiet, ale dla niego jestem wyjątkowa i bardzo mu się podobam, więc bardzo chętnie mnie zapłodni. Zamurowało mnie, nic nie powiedziałam i wyszłam z gabinetu. Niedawno zauważyłam, że ten sam lekarz przyjmuje w jednej z warszawskich popularnych prywatnych klinik. Ciekawe, że zawsze są do niego zawsze wolne terminy.

Iza Sawicka, 41 lat

Ginekolog Ginekolog 123rf.com

Adriana, 34: "No ja bym takich nóg samych nie zostawił"

Po pięciu latach za granicą wróciłam do Polski i zamieszkałam w Warszawie. Zapisałam się do przychodni koło domu, gdzie wybrałam ginekologa, do którego nie było długich kolejek. Miał na oko 60 lat i pochodził z Białorusi. Niemal za każdym razem opowiadał rubaszne żarciki i prawił mi komplementy - całkowicie nie na miejscu, wprawiające w zakłopotanie. Raz zdarzyło się, że w trakcie badania ginekologicznego rzucił do mnie: "Pani to jest rozrywkowa dziewczyna". Zbaraniałam i nic nie powiedziałam, bo taki komentarz zabrzmiał dwuznacznie w momencie, gdy siedziałam na fotelu ginekologicznym. Do dziś nie wiem, czy nawiązywał do mojego - rzeczywiście żywego i wesołego usposobienia - czy miał coś więcej na myśli.

Z wizyt u niego zrezygnowałam dopiero rok temu. Przyszłam zrobić rutynowe badania, ale zanim lekarz pobrał cytologię, chwilę rozmawialiśmy. Wspomniałam, że mąż akurat wyjechał za granicę. Kiedy siedziałam już rozebrana na fotelu, doktor, ze wschodnim zaśpiewem, stwierdził: "No ja bym takich nóg samych nie zostawił". Nic nie odpowiedziałam, ale wtedy uznałam, że czas na zmianę ginekologa.

Adriana, 34 lata

Gabinet ginekologiczny Gabinet ginekologiczny MARCIN STĘPIEŃ

Joanna, 28: "Proszę samej zobaczyć. Śmierdzi, co?"

Gdy po raz pierwszy byłam u ginekologa, miałam 19 lat. Zaniepokoiły mnie plamienia między miesiączkami i uczucie, że coś przy mojej szyjce macicy się powiększyło. Lekarz kilka razy zapytał mnie lekceważąco-rozbawionym tonem, czy przypadkiem nie zapomniałam wyciągnąć tamponu. Ostatecznie wysunął hipotezę, że może to być polip. Długim patyczkiem pobrał wymaz, powąchał go i stwierdził: "Śmierdzi". Po czym podłożył mi patyczek pod nos i dodał: "No, proszę zobaczyć. Śmierdzi, co?". Byłam skonsternowana i zażenowana.

Do drugiego ginekologa trafiłam dwa lata później, także z plamieniami, ale miałam również zakażenie. Pan doktor przez całą wizytę nie mówił do mnie, tylko wyłącznie do swojej asystentki. Kiedy próbował włożyć wziernik, komunikował jej: "No nie mogę wejść, za ciasno", "Nie rozluźnia się", "Nie mogę nic zobaczyć, najpierw trzeba wyleczyć infekcję".

Czułam się okropnie, jak przedmiot. Lekarz miał nos między moimi nogami, a nie odezwał się do mnie ani słowem. Na szczęście asystentka była miła i rozmawiała ze mną. Skierowano mnie na zabieg do specjalisty z tej samej poradni, który okazał się czuły i miał klasę. Leczę się u niego od lat, do tamtych ginekologów nigdy nie wróciłam i odradzam ich koleżankom.

Joanna, 28 lat

Jak się przygotować? Jak się przygotować? Shutterstock

Aleksandra, 34: "Kto wcześnie zaczyna się puszczać, ten kończy pod latarnią"

Na pierwszą wizytę do ginekologa zabrała mnie mama. To było 15 lat temu w Opolu, a ja miałam wtedy 16 lat i pierwszego chłopaka, z którym planowaliśmy zacząć współżycie. Chciałam się na to przygotować i zabezpieczyć. Mama była ze mnie dumna, że jestem odpowiedzialna, ale i szczęśliwa, że przyszłam z tym do niej i może mi towarzyszyć. Zaproponowała, żebyśmy poszły do jej lekarki, do której miała duże zaufanie.

Po wejściu do gabinetu poinformowałam lekarkę, że jestem dziewicą. Mimo to, zbadała mnie metalowym wziernikiem, co było dość bolesne. Gdy usiadłyśmy przy jej biurku, poprosiłam o antykoncepcję. Usłyszałam, że w moim wieku to z chłopakami można co najwyżej trzymać się za ręce, a kto wcześnie zaczyna się puszczać, ten kończy pod latarnią. Dodała, że gdyby moja mama wiedziała, po co do niej przyszłam, spaliłaby się ze wstydu, po czym kazała mi opuścić gabinet.

Wyszłam bez słowa, choć byłam wściekła i rozgoryczona. Poczułam się potraktowana niesprawiedliwie i po chamsku. Powiedziałam o wszystkim czekającej na korytarzu mamie. Chciała interweniować, ale poprosiłam, żeby tego nie robiła. Wolałam, żebyśmy poszły razem na kawę. Kilka tygodni później stawiłam się w prywatnym gabinecie ginekologa, którego poleciły mi koleżanki. Był miły, nie oceniał, bez problemu wypisał receptę. Pieniądze na wizytę dostałam od mamy.

Aleksandra Barańska, 34 lata

Łucja Stachura Łucja Stachura Archiwum prywatne

Łucja, 27: "Pierwszy raz będzie bolał, napij się, jakoś to przeżyjesz"

Tego lekarza znałam dobrze. Bywałam u niego wcześniej z mamą. Tym razem poszłam sama, miałam wtedy 19 lat. Pierwszy chamski komentarz usłyszałam już przy rozbieraniu się. Na ręce miałam wielką, hinduską bransoletkę, którą zdjęłam, żeby nie zahaczyć nią, zdejmując rajstopy. Pan profesor zauważył to i zapytał, po co ją ściągam. Wytłumaczyłam, a on rzucił, że "bransoletka chyba mi mózg uciska". Nic nie odpowiedziałam, zamurowało mnie. Usiadłam przerażona na fotelu.

Nie mógł mnie zbadać. Jak się później okazało dlatego, że miałam pochwicę, której on jednak nie zdiagnozował. Problem z włożeniem wziernika skwitował tylko: "Pierwszy raz będzie cię bolał, więc napij się, najlepiej dużo i jakoś to przeżyjesz". Popłakałam się w gabinecie. W żaden sposób nie odniósł się do moich łez. Nigdy więcej do niego nie wróciłam. Innym lekarzom zdarzało się rzucać uwagi, że czas już chyba na dziecko, póki nie jestem za stara.

Łucja Stachura, 27 lat

Gabinet ginekologiczny Gabinet ginekologiczny Foto. Flickr.com/photos/jesspics

Magda, 53: "Obejrzyjcie sobie, bo ja w życiu czegoś takiego nie widziałam"

To było ponad 30 lat temu w Białymstoku. Miałam wtedy około 16-17 lat. Na pierwszą wizytę wybrałam panią ginekolog. Wydawało mi się, że kobieta będzie bardziej empatyczna, delikatniejsza, uważniej wysłucha i zrozumie. Jak się miało później okazać, nie zawsze tak jest. Lekarka obejrzała mnie obcesowo, stwierdziła, że mam nadżerki, po czym poprosiła, żebym poczekała chwilę, po czym wyszła z gabinetu. Nie powiedziała, dokąd wychodzi ani po co. Wróciła z dwoma innymi lekarzami, którym powiedziała, żeby sobie obejrzeli przypadek, bo ona takiego w życiu jeszcze nie widziała. Miałam wrażenie, że próbuje zaimponować kolegom swoim odkryciem. Czułam się jak królik doświadczalny albo próbka na szkle oglądana pod mikroskopem.

To było upokarzające i nie tak wyobrażałam sobie pierwszą wizytę u ginekologa. W żaden sposób wtedy nie zareagowałam, nic nie odpowiedziałam, bo byłam młoda, niedoświadczona, za mało asertywna. Ale do dziś zostało mi poczucie, że wizyta u ginekologa to nic przyjemnego.

Magda, 53 lata

Katarzyna, 40: "Złapał mnie w pół i zaczął całować"

Sytuacja zdarzyła się w Tarnobrzegu, około 12 lat temu. Zapisałam się na prywatną wizytę do lekarza, który pracował również w szpitalu. Zawodowo zaszedł wysoko, więc wydawał mi się najlepszy. Pierwsza wizyta i rutynowe badania przebiegły normalnie. Pan doktor zasugerował konieczność zrobienia dodatkowych badań w szpitalu. Zaoferował pomoc w ich załatwieniu, w ramach ubezpieczenia NFZ. Trochę zdziwiło mnie to nadzwyczaj miłe podejście, bo dzięki jego wsparciu nie musiałam czekać w kolejce, ani chodzić po dodatkowe skierowania i rejestrować się na wizytę.

Wyznaczonego dnia pojawiłam się w szpitalu, lekarz zaprowadził mnie do miejsca, gdzie zrobiono mi USG, po czym zaprosił mnie do swojego gabinetu. Czułam się trochę niezręcznie, że wszystko odbywa się na skróty, kiedy inne pacjentki czekają na korytarzu. Doktor przejrzał wyniki, podsumował diagnozę i leczenie, po czym przesiadł się na kozetkę i poprosił, żebym podeszła do niego. Myślałam, że musi coś jeszcze zbadać. Zbliżyłam się, a on złapał mnie w pół, przyciągnął, posadził na kolanach i zaczął całować. Nie wiem, ile to trwało. Pewnie z sekundę, choć dla mnie to były wieki. Odepchnęłam go i zdenerwowana powiedziałam, że tak nie można i jeśli natychmiast mnie nie puści, to zacznę krzyczeć tak głośno, że zleci się cały szpital. Puścił.

Opowiedziałam o tym mojej bliskiej przyjaciółce, która go znała. Nie uwierzyła mi. Skomentowała tylko, że on jest w podeszłym wieku i pewnie żartował. Byłam zszokowana, że osoba, u której szukałam wsparcia i zrozumienia, odwróciła kota ogonem. Dlatego też nie zgłaszałam sprawy w szpitalu. Kto by mi uwierzył?

Katarzyna, 40 lat

Hanna Pajdowska Hanna Pajdowska Archiwum prywatne

Hanna, 39: "Mąż ma cię wyskrobać na stole w kuchni?!"

W pierwszą ciążę zaszłam w 2009 roku, w wieku 30 lat. Zapisałam się na wizytę do ginekologa, ale dzień przed nią zaczęłam krwawić. Pojechaliśmy z mężem do szpitala w Zielonej Górze. Trafiłam na dyżur ginekolożki, która nie cieszyła się dobrą sławą w całym mieście, ale nie miałam wyboru, bo nie było innego lekarza. Zbadała mnie bez słowa, po czym kazała poczekać na korytarzu. Gdy wyszła z gabinetu zapytałam, co mam robić dalej, czy muszę zostać w szpitalu, czy mogę wracać do domu? Pani doktor odpowiedziała: 'No oczywiście, że zostajesz! A co, mąż ma cię wyskrobać na stole w kuchni?!' Stanęliśmy jak wryci, mowę nam odjęło. Nawet cioci-lekarce, która do nas dojechała, żeby dodać otuchy. Poczułam wtedy potworne rozgoryczenie.

Próbowałam przez te wszystkie lata wymazać tamto zdarzenie z pamięci, ale tego nie da się zapomnieć. Przyszłam do szpitala w momencie kiedy traciłam pierwsze dziecko, a zostałam potraktowana przez lekarkę bez krzty ciepła i zrozumienia. Byliśmy dla niej kolejnym przypadkiem, a i to wydaje mi się eufemizmem. Zwierzęta u weterynarza traktuje się lepiej, niż mnie wtedy potraktowała.

Hanna Pajdowska, 39 lat

Okres potrafi zaskoczyć Okres potrafi zaskoczyć martin-dm / iStock

Małgosia, 21: "Z taką twarzą nie potrzebujesz antykoncepcji"

Zaraz po maturze przespałam się po raz pierwszy z chłopakiem. Okres spóźniał mi się dwa tygodnie. Przeżywałam katusze, nie wiedząc, czy nie zaszłam przypadkiem w ciążę. Zapisałam się na prywatną wizytę do ginekologa w Mińsku Mazowieckim. W trakcie USG lekarz był mało delikatny i wbijał mi głowicę urządzenia w brzuch. Powiedziałam, że to boli. W odpowiedzi usłyszałam: "Trzeba było nie spaść się jak świnia, to by nie bolało". Jego słowa dotarły do mnie dopiero po wyjściu z gabinetu, kiedy zeszło ze mnie napięcie po informacji, że jednak nie jestem w ciąży. Zrobiło mi się potwornie przykro, poczułam się jak szmata do podłogi.

Kilka miesięcy później trafiłam do innego lekarza, którego poprosiłam o antykoncepcję. Skwitował to zdaniem: "Z taką twarzą nie potrzebujesz". Znów było mi piekielnie smutno. Temat mojego wyglądu, że jestem brzydka i gruba, wraca jak bumerang przez całą moją młodość. To daje psychicznie w kość. Przestałam oczekiwać szacunku i godnego traktowania, byle tylko ktoś był blisko mnie choć na chwilę. Znosiłam wiele żartów, żeby tylko mieć do kogo się odezwać. Ale gdy komentarze na temat urody i wyglądu słyszę od lekarza, to tracę całe zaufanie, jakie do niego miałam. Nie mówiąc o tym, że za każdym razem po takich słowach coś we mnie w środku umiera i zapada się.

Małgosia, 21 lat

Iga Zielińska Iga Zielińska Archiwum prywatne

Iga, 22: "Kobiety w obozach w ogóle nie miały miesiączki, a pani robi tragedię z trzech miesięcy?"

Cztery lata temu usunięto mi operacyjnie torbiele w warszawskim szpitalu na Powiślu. Po trzech miesiącach przyszłam na kolejną konsultację. Od czasu zabiegu nie dostałam okresu, co mnie niepokoiło, tym bardziej, że przed nim też miałam problemy z regularnością cyklu. Wspomniałam o tym lekarzowi, który mnie badał. Skwitował to jednym zdaniem: 'Kobiety w obozach koncentracyjnych w ogóle nie miały  miesiączki, a pani robi tragedię z trzech miesięcy?'. Nic nie odpowiedziałam. Poczułam tylko, jak łzy napływają mi do oczu. Wyszłam ze szpitala i popłakałam się na ulicy.

Iga Zielińska, 22 lata

Wiktoria Beczek Wiktoria Beczek Archiwum prywatne

Wiktoria, 27: "Jednopłciowa miłość? Współczuję"

To zdarzyło się 6 lat temu, w prywatnym gabinecie, w Warszawie. Miałam wtedy 21 lat. Lekarz zapytał mnie, czy jestem aktywna seksualnie. Potwierdziłam. Dopytał, czy istnieje możliwość, że jestem w ciąży. Odparłam, że nie, bo uprawiam seks jednopłciowy. "Współczuję" - usłyszałam w odpowiedzi. Zatkało mnie wtedy. Poczułam mieszankę złości i upokorzenia. Nie spodziewałam się usłyszeć czegoś takiego od lekarza. Od tamtej pory chodzę wyłącznie do kobiet. Wydaje mi się, że od ginekolożki nie usłyszałabym takich słów.

Wiktoria Beczek, 27 lat

Molestowanie może mieć miejsce wtedy, kiedy jesteś stawiana w niekomfortowej sytuacji Molestowanie może mieć miejsce wtedy, kiedy jesteś stawiana w niekomfortowej sytuacji Fot. iStock, Mariana Rojas/Flickr.com/CC BY-NC-SA 2.0

Małgorzata, 30: "Jest pani taka słodka"

Kiedy miałam 18 lat, zapisałam się do warszawskiej przychodni na kontrolną wizytę u ginekologa. Moja mama też się zarejestrowała tego dnia jako pacjentka i miała wejść do pani doktor zaraz po mnie. Lekarka odczytała wyniki badań cytologii i oznajmiła, że mam II grupę. Zapytałam, co to oznacza, ale usłyszałam jedynie, żebym poczytała publikacje na ten temat, to się dowiem. Gdy zwróciłam jej uwagę, że ma obowiązek wyjaśnić mi takie rzeczy, kazała mi się uspokoić i wyszła z gabinetu, zostawiając mnie rozebraną na fotelu, przy uchylonych drzwiach. W pewnym momencie weszła pielęgniarka. Skonsternowana przeprosiła i wyszła. Popłakałam się, nie wiedziałam, czy mam zejść z fotela i wyjść z gabinetu, czy zostać i czekać.

Gdy lekarka wróciła i wypisywała mi recepty na leki, słowem nie wyjaśniła, na co są. Gabinet opuściłam roztrzęsiona, choć nie wiedziałam, że poczuję się znacznie gorzej chwilę później.

W trakcie wizyty mojej mamy pani doktor ze szczegółami poinformował ją o tym, co mi jest, a także o tym, że współżyłam z chłopakiem, o czym nie rozmawiałam wcześniej z mamą. Nie upoważniłam też pani doktor do przekazywania jakichkolwiek informacji na mój temat, a byłam już wówczas pełnoletnia. To był jedyny raz, gdy złożyłam oficjalną skargę na lekarza do kierownika przychodni. Niestety, pani doktor nadal przyjmuje i z tego, co wiem, to w żaden sposób nie została ukarana za złamanie tajemnicy lekarskiej.

Od innego ginekologa, tym razem mężczyzny, usłyszałam, że nie dziwi się, że coś mnie ugryzło w pierś, skoro jestem taka słodka. Więcej do niego nie poszłam.

Małgorzata, 30 lat

Ewa Ewa Archiwum prywatne

Ewa, 25: "Torbiele to kara za rozwiązłość"

W zeszłym roku trafiłam nagle do krakowskiego szpitala na oddział ginekologiczny ze skierowaniem na operację. Dzień po zabiegu, w trakcie obchodu, pojawił się doktor, którego wcześniej nie widziałam. Poprosił, żebym się przedstawiła. Podałam więc imię i nazwisko, na co on tylko się roześmiał i powiedział: "Nie z tej strony, zdejmij majtki, Złotko". Byłam ledwo przytomna, bo nadal działały silne leki przeciwbólowe, więc nie zareagowałam. Ale przykre było, że pozostali lekarze i pielęgniarki również nie odezwali się słowem. Uśmiechnęli się tylko pod nosem, uznając to za niewinny żarcik.

W szpitalu towarzyszyła mi mama. To też było przedmiotem rozlicznych komentarzy ze strony personelu, że taka dorosła dziewczyna, jak ja, powinna radzić sobie sama. Z jednej strony miałam to w nosie, bo mama jest moją przyjaciółką, ale z drugiej irytowało mnie to. Kiedy spałam, mama zapytała lekarza prowadzącego, co było powodem powstania torbieli, z powodu których trafiłam do szpitala. Doktor uśmiechnął się nieco szyderczo i powiedział: "Kara za rozwiązłość". Mama nie wytrzymała. Odparła, że nie ma prawa w taki sposób mówić o pacjentkach i dodała, że zanim zada mu to samo pytanie ponownie, czeka na przeprosiny. Przeprosił.

Po dwóch tygodniach wróciłam na oddział na zdjęcie szwów i znów trafiłam na doktora  z obchodu. Powiedział, że wszystko pięknie się goi i że "dziś mogę już dać swojemu chłopu". Zmroziło mnie. Nie tylko dlatego, że na wypisie ze szpitala w zaleceniach było napisane, żeby nie współżyć przez cztery tygodnie, ale co to miało znaczyć "dać chłopu"? Zapytałam o to i usłyszałam: "Wy, baby, takie jesteście, że nie dajecie, a potem się dziwicie, że mąż poszedł do innej". Dodał, że w gabinecie zawsze jest po stronie pacjentek, ale po pracy zupełnie ich nie rozumie. Wściekłam się i powiedziałam, że nie da się być po stronie kobiet między 7:00 a 15:00, a w drugiej części dnia już nie i że przyszłam po zdjęcie szwów, a nie po komentarze na temat mojego życia prywatnego, i wyszłam.

Ewa, 25 lat

Aleksandra Weder Sawicka Aleksandra Weder Sawicka Archiwum prywatne

Aleksandra, 45: "W ciążę to się najłatwiej zachodzi po dyskotece"

Kiedy miałam 35 lat, trafiłam do prywatnego gabinetu na warszawskim Żoliborzu. To było bardzo eleganckie miejsce, z ładną recepcją, które polecił mi znajomy lekarz. Pan doktor w pierwszej chwili wydawał się niezwykle uprzejmy. Do momentu, kiedy powiedziałam, w jakiej sprawie przychodzę, a szukałam pomocy, bo nie mogłam zajść w ciążę. Ginekolog stwierdził bezceremonialnie, że: "W ciążę to się najłatwiej zachodzi w wieku 18 lat i najlepiej po dyskotece". Zrobiło mi się niezwykle przykro. Poczułam potworne rozgoryczenie.

Odpowiedziałam, że kiedy miałam 18 lat, byłam pochłonięta nieco innymi sprawami, a od niego oczekuję pomocy medycznej, a nie komentarzy na temat życia prywatnego. Nie przeprosił, przeszedł do kolejnych pytań wywiadu lekarskiego. Nie wyszłam od razu z gabinetu chyba tylko dlatego, że miałam nadzieję na pomoc w leczeniu niepłodności. Ale też nigdy więcej nie wróciłam do tego ginekologa. Po tym, jak mnie potraktował, całkowicie straciłam do niego zaufanie.

Aleksandra Weder Sawicka, 45 lat

Badanie wziernikiem Badanie wziernikiem Shutterstock

Beata, 30: "Dziewczyny z Norwida mają u mnie zniżkę"

Kiedy miałam 18 lat, trafiłam do prywatnego gabinetu znanego i poważnego w Tychach lekarza. Bardzo się bałam, bo wcześniejsze badania wykazały cienie na jajnikach i było podejrzenie guza. Lekarz był rozchichotany. Kazał mi się rozebrać, a gdy stałam bez majtek, klepnął mnie w pośladki i pogonił na fotel z komendą: "No już, już, wskakujemy". Nie wiedziałam, jak to interpretować. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że to było nadużycie, ale instynktownie czułam się źle, nieadekwatnie do sytuacji, przestraszyłam się i sparaliżowało mnie. Kiedy skończył mnie badać, znów mnie klepnął, tym razem ze słowami: "No już, zeskakujemy". A na koniec wizyty zapytał, z którego liceum jestem, bo dziewczyny z Norwida mają u niego zniżkę.

Wyszłam z poczuciem zagubienia, niepoważnego potraktowania i rozdarcia, bo przecież skoro to taki znakomity lekarz, to może powinnam czuć wobec niego szacunek, a nie obrzydzenie i upokorzenie?

Beata Atłas, 30 lat

Jakie są Wasze doświadczenia z ginekologami? Piszcie na adres: kobieta@agora.pl