Nie pytałam dwudziestolatek, ale pewnie one z kolei nie chciałyby mieć czterdziestu wiosen na karku. Czterdziestka w ich oczach musi wyglądać jak wyrok śmierci, starość, bycie jedną nogą w grobie, oznaczać menopauzę, zmarszczki, obwisłą skórę na ramionach i nad kolanami, sflaczałe biusty. Oj, zagalopowałam się.
Czterdziestka to jeszcze nie ten wiek, kiedy wygląda się jak zwiędła nektarynka. No chyba, że o siebie nie dbamy, nie ćwiczymy, zbyt namiętnie romansujemy ze słońcem. Wtedy, rzeczywiście, możemy mieć skórę w gorszej kondycji.
Moja znajoma - Anna, lat 40 - wróciła właśnie z wakacji nad polskim morzem: Byliśmy z kilkoma rodzinami, wszyscy rocznik '78. Na plaży było dużo młodziutkich dziewczyn wcinających chipsy i pijących słodkie gazowane napoje. Nie powiedziałabym, żeby miały spektakularne ciała. Raczej oponki w talii, cellulit na udach i problemy z cerą. Rano spotykałam w sklepie młode dziewczyny po całonocnych szaleństwach: opuchnięte, zjarane twarze, doklejone rzęsy na ciężkich powiekach, jakieś usta podejrzanie nabrzmiałe, włosy ledwo żyjące po tlenieniu - dodaje.
Ze swojego wyglądu zadowolona jest także Patrycja. - Moje ciało to moc w najczystszej postaci. Było w dwóch ciążach, urodziło i wykarmiło dwójkę dzieci. Dopiero jako czterdziestolatka wreszcie jestem z niego zadowolona. Wcześniej może i było jędrne i gładkie, ale go nie doceniałam, miałam kompleksy, wstydziłam się dużego biustu, nie takiego kształtu paznokci, dziwnych stóp, rudawego koloru włosów, jasnej oprawy oczu. Generalnie ciągle miałam do siebie uwagi. A teraz?
Weronika całe życie miała problem ze swoją - zbyt jej zdaniem - pyzatą buzią. - Jak się jest młodą, to się ma tzw. "baby fat" (ang. dziecięcy tłuszczyk) - i ja go miałam całe lata. Starzenie sprawia, że te pokłady tłuszczu znikają. Kiedy dobiłam do czterdziestki, nagle okazało się, że mam smukłą twarz i wysokie kości policzkowe! Wciąż mnie to zachwyca i cieszy. Moja znajoma, doktor medycyny estetycznej, zaproponowała, że mi może wypełniaczami przywrócić dawną objętość. Bardzo mnie tym ubawiła. Serdecznie jej za propozycję podziękowałam, ale i stanowczo odmówiłam.
Zdaniem Katarzyny "czterdziestki" mają pewność siebie, której brakuje młodszym kobietom. - Dwudziestki udają pewność siebie, którą często maskują niepewność, ich "pewność" bywa chamska i wulgarna. Niektóre trzydziestki są może i pewne siebie, ale raczej wynika to z ich bezczelności. A kobiety czterdziestoletnie są pewne siebie dzięki wewnętrznej samoświadomości i samoakceptacji.
Katarzyna tłumaczy: Najbardziej podoba mi się, jak moje rówieśnice ucinają seksistowskie komentarze, odważnie wchodzą w polemiki, protestują przeciwko niewygodnym dla nich zachowaniom - obleśnym żarcikom i uwagom, żenującym sucharom. Sama tak robię - jak tylko słyszę teksty o "przeczyszczaniu kominów", "lesbijkach, którym chłopa potrzeba", "dobrych dupach", akcji #MeToo - nie odpuszczam. Jako trzydziestolatka pewnie czułabym się wewnętrznie zażenowana, ale nie interweniowałabym w takich przypadkach.
- Nie mam najmniejszych wątpliwości, że czterdziestolatki są - jakby napisali to w "Cosmo" - hot - zapewnia Julia, czterdziestolatka od pół roku. Filmy z MILF-ami (ang. Mama, którą chętnie bym zaliczył) nie bez kozery należą do najczęstszych wyszukiwań na stronach porno, zaraz za nimi są seksowne macochy. Przed wakacjami szłam po córkę do przedszkola prosto z pracy - w ołówkowej spódnicy, na obcasach, w obcisłej bluzce. Po drodze mijam technikum gastronomiczne. Minęłam grupę młodzieńców, którzy z uznaniem rzucili za moimi plecami:
Julia odważnie mówi, że nie chciałaby mieć znowu dwudziestu lat z jeszcze jednego powodu - seksu. - Między 30. a 40. rokiem życia wreszcie dotarło do mnie, co lubię w seksie i zaczęłam zaspokajać swoje, a nie partnera, potrzeby. W ogóle nauczyłam się komunikować, rozmawiać o seksie - jestem 15 lat po ślubie i pod względem fizycznym zdecydowanie przeżywamy apogeum namiętności. Ja wiem czego chcę, a męża bardzo to nakręca. Jak dla mnie bycie dojrzałą kobietą ma same zalety.
Ja dołączam do grupy moich znajomych, które entuzjastycznie przyjęły 40 świeczek na torcie, ale - szczerze mówiąc - dostrzegam upływ czasu. Nie pod względem wizualnym, ale wytrzymałościowym i zdrowotnym. Nie ukrywam, że chciałabym mieć swój dwudziestoletni kręgosłup, który by mnie nie bolał codziennie. Wolałabym mieć kolana jak kiedyś, a nie jak teraz, kiedy ciężko mi się z nimi porozumieć - zwłaszcza jak mamy wchodzić po schodach albo kucać. Widzę, że gorzej... widzę, słyszę, regeneruję się. Jak się nie wyśpię (moje minimum to sześć godzin), to odcina mnie punktualnie o 22. Zasypiam wtedy tam, gdzie akurat jestem - w wannie, na kanapie, z książką na twarzy. Pod tym względem czas jest względem mnie bardzo okrutny. Ale poza tym moje rówieśnice mają rację - czterdziestka to brokat i tęcza!
Bardzo zależy nam na Waszych listach. Jeśli chcecie podzielić się z nami swoją historią, piszcie na adres kobieta@agora.pl. Opublikowane listy docenimy książkami.