Polski emigrant zarobkowy w Holandii: "Ja nie śpię na paletach, ja śpię na euro"

Historie o emigracji zarobkowej to nie tylko opowieści o spaniu w uwłaczających warunkach, konfiskowaniu dowodów osobistych i niewypłacanych pensjach. Dla odmiany czasami dobrze przeczytać, że jesteśmy cenni i warto się o nas troszczyć.
Ogłoszenie o pracę w Holandii Ogłoszenie o pracę w Holandii Fot. Screen Otto Work Force

Dobry news to zły news

"Chyba każdy z nas zna Polaków, którzy źle trafili".
Jak przyjechałam tu pierwszy raz, osiem lat temu, jako dwudziestolatka, miałam nieprzyjemną sytuację. Zabrano mi dowód i było naprawdę niesympatycznie.
Można bardzo źle trafić. Słyszy się różne rzeczy.
Dla mediów newsami są historie mrożące krew w żyłach, o Polakach mieszkających w namiotach i kąpiących się w rzekach. One się niosą, ale może warto czasami opisać także pozytywne sytuacje?

Zanim nie wyjechałam na dwa dni do Holandii na zaproszenie największej działającej na tamtejszym rynku agencji pracy tymczasowej rekrutującej pracowników z Europy Środkowo-Wschodniej - Otto Work Force - nie miałam pojęcia, jak wygląda legalna praca tymczasowa w Holandii. Gdzie mieszkają zatrudnieni? Ile zarabiają? Ile wydają na życie? Jak się odnajdują w obcym kraju? Czy jest im ciężko?

Przez cały pobyt w Holandii nasza - zaproszona na wyjazd - grupa dziennikarska trzymała chłodny dystans i była lekko podejrzliwa wobec gospodarzy pobytu, czyli przedstawicieli Otto Work Force. Firma, która buduje hotele dla pracowników i twierdzi, że nie traktuje tej inwestycji jako źródła przychodów? Podejrzane. Szef, który deklaruje, że najbardziej zależy mu na zadowoleniu pracowników tymczasowych, dlatego na bieżąco bada ich poziom satysfakcji i reaguje na ich problemy? Podejrzane. Prezes, który mówi, że zależy mu na tym, by Polacy szybko stawali na własnych nogach i asymilowali się z Holendrami? Trudno w to uwierzyć.

Tym bardziej, kiedy tę sielankową wizję zderzymy z cytatami zamieszczonymi powyżej o Polakach, którzy źle trafili. A także z medialnymi doniesieniami na temat wykorzystywania naszych rodaków. Ostatni przykład? Początek października, w miejscowości Poeldijk w Holandii. Lokalna agencja pośrednictwa pracy Axidus przeniosła Polaków z hotelu, który przestała im opłacać, do magazynu, gdzie spali na ziemi w śpiworach, inni trafili do nieogrzewanych namiotów i musieli myć się w rzece. Z obiecanych trzech dni spędzili tam dwa tygodnie, na dodatek nie było dla nich pracy, musieli żyć z własnych oszczędności.

Głośna była także sprawa norweskiej przetwórni ryb Sekkingstad AS z wyspy Sotra pod Bergen. Polacy pracowali za najniższą stawkę, nie mieli wypłacanych w całości pieniędzy za  nadgodziny, musieli pracować 13 godzin dziennie, chociaż w Norwegii obowiązuje ośmiogodzinny dzień pracy. 

W kłopoty wpadają też Polacy szukający pracy na Wyspach. Z raportu brytyjskiej organizacji Unseen podsumowującego rok działania ogólnokrajowej infolinii Modern Slavery Helpline, na którą można zgłaszać podejrzenia dotyczące handlu ludźmi, wynika, że Polacy są drugą - po Rumunach - najczęściej zgłaszaną tam narodowością. W Wielkiej Brytanii padamy ofiarami wyzysku, wykorzystywania seksualnego w miejscu pracy i zniewolenia (najczęściej w przypadku osób pracujących jako pomoc domowa). 

Warto jednak pamiętać, że praca tymczasowa za granicą nie musi tak wyglądać. Ale zacznijmy od początku.

Wnętrze magazynu sieci supermarketów Albert Heijn Wnętrze magazynu sieci supermarketów Albert Heijn Fot. Materiały redakcji

Szybka decyzja

Najpierw jest decyzja. Wróć! Najpierw jest potrzeba. Uwiera tak bardzo, że nie ma innego wyjścia, trzeba coś ze sobą zrobić. Większość pracowników tymczasowych z Polski, z którymi rozmawiałam w Holandii, mówi, że wyjechali z powodów finansowych.

Pierwsza praca? Pomocnik stolarza. Pierwsza pensja? 1600 zł. Później byłem pomocnikiem kucharza - za 2200 zł miesięcznie.
Pracowałam jako kierowniczka monitoringu. Na zobowiązania starczało, ale na rzeczy ekstra już nie.

Kiedy brakuje pieniędzy, w głowie zaczyna kiełkować myśl, żeby dać sobie szansę za granicą. Ale dokąd wyjechać?

Do Wielkiej Brytanii już nie warto. Brexit, te sprawy.
W Niemczech podobno jest dobrze z pracą, ale gorzej z kontaktami z Niemcami. Bo dziwni. Traktują Polaków jak gorszych. Udają, że nie rozumieją angielskiego.
A może do Holandii? Tam przecież tyle szklarni. Co jest do stracenia?

Można próbować jechać do obcego kraju całkiem w ciemno: nie mając konkretnej pracy ani miejsca do spania. Można pójść w ślady znajomych, którzy przetarli szlak zarobkowy, można też poszukać agencji, która będzie pośredniczyła w znalezieniu pracy.

Wnętrze magazyny ModusLink Wnętrze magazyny ModusLink Fot. Archiwum redakcji

Sprawdzam!

Na holenderskim rynku działa ponad 4,5 tysiąca agencji pracy tymczasowej. Rocznie za ich pośrednictwem zatrudnienie znajduje ponad 777 tysięcy osób - głównie z Polski, Słowacji, Bułgarii, Rumunii i Czech. Oznacza to, że agencje pracy tymczasowej są największym pracodawcą w Holandii.

Agencje są różne: małe, szemrane i duże, cieszące się dobrą renomą wśród klientów (najczęściej dużych firm), jak i pracowników tymczasowych. W świadomy sposób można wybrać te sprawdzone. Na przykład kierując się przynależnością agencji do istniejącej od 1961 roku ABU - Federacji Prywatnych Agencji Zatrudnienia. Obecność firmy na liście członków ABU to dla emigranta zarobkowego sygnał, że potencjalny pracodawca przestrzega zasad bezpieczeństwa pracy, jest finansowo pewny i świadczy usługi na wysokim poziomie. Z takich agencji korzystają największe firmy szukające pracowników tymczasowych, np. UPS czy Tommy Hilfiger.

ABU zrzesza 560 agencji, które pokrywają 65 procent zapotrzebowania rynku na pracowników tymczasowych. Od 2014 roku firmy, które są członkami tej federacji, muszą przestrzegać np. zasad stowarzyszenia SNF. SNF narzuca agencjom rygorystyczne normy dotyczące udostępnianych przez nie miejsc noclegowych (wymogi dotyczą m.in. określonej przestrzeni mieszkalnej, zaplecza sanitarnego

Identyfikacja w języku polskim - standard w miejscach, w których pracują Polacy Identyfikacja w języku polskim - standard w miejscach, w których pracują Polacy Fot. Archiwum redakcji

Jak wyjechać bezpiecznie?

Pierwsza rada? Nie robić tego w ciemno. Trzeba dokładnie sprawdzić agencję, która oferuje pracę u zagranicznego przedsiębiorcy. O tym, że agencja jest dobra, nie decyduje na przykład to, że proponuje darmowy przejazd z Polski do kraju nowego pracodawcy. Jakość pośrednika warto sprawdzić na forach albo grupach na Facebooku. Nie zaszkodzi też zajrzeć na stronę stworzoną z inicjatywy Ambasady Królestwa Niderlandów w Polsce. Znajdują się tam m.in. porady, jak się nie dać oszukać pośrednikom, jak załatwić formalności i informacje o prawach, jakie przysługują zatrudnionym w Holandii. Uważnie trzeba też czytać umowę, którą podpisujemy z pośrednikiem. Ważne, by wątpliwości, które się pojawią, wyjaśniać jeszcze będąc w Polsce.

Z doświadczenia Patrycji Liniewicz, dyrektor ds. międzynarodowej rekrutacji z Otto Work Force, i z relacji Polaków, którzy są w Holandii, wynika, że między decyzją o wyjeździe a samym wyjazdem do pracy za granicą mija od siedmiu do 14 dni.

Zupełnie przypadkiem trafiłyśmy do biura pośrednictwa. Po tygodniu byłyśmy już w Holandii - opowiada mi jedna z Polek.
W Holandii wypłata jest co tydzień, więc nie brałyśmy ze sobą oszczędności życia, ale liczyłyśmy się z tym, że musimy mieć pieniądze na dwa tygodnie rozruchu - dodaje.

- Co tydzień do pracy do Holandii przyjeżdża 300 Polaków - mówi Liniewicz. - W 2019 roku liczba ta powinna wzrosnąć do 500 osób tygodniowo. Pracy jest wiele, a dobre agencje mają tylu stałych klientów, że nie ma mowy o przestojach czy dniach, w których Polacy nie zarabiają - dodaje.

Hotel dla pracowników w Waalwijk Hotel dla pracowników w Waalwijk Fot. Materiały redakcji

Prywatność i zadowolenie

Agencja Otto Work Force oferuje swoim pracownikom czasowym zakwaterowania. Są to hotele robotnicze, które zostały wybudowane od zera. Do dyspozycji pracowników są tam pokoje dwuosobowe z łazienką i aneksem kuchennym lub "mieszkania" z dwoma dwuosobowymi osobnymi sypialniami. Na parterze zazwyczaj znajdują się tam m.in. siłownia, wspólna przestrzeń wypoczynkowa, a na zewnątrz stoły do biwakowania. Mieszkanie w takim domu kosztuje ok. 50 euro za tydzień niezależnie od tego, czy ma dwie, czy jedną sypialnię. Drugą możliwością zakwaterowania są tzw. "mobile house" - produkowane zresztą w Polsce całoroczne wolnostojące domki przypominające letniskowe. Trzecia możliwość to zaadaptowane domy.

Gwarancja zakwaterowania pozwala osiąść w nowych warunkach, daje też czas na poszukanie czegoś własnego. - Nie są tu luksusy, ale miejsce, w którym można się łatwo odnaleźć. Część osób ma tu lepszy standard niż w domu rodzinnym - usłyszałam od jednej Polki.

Polacy są obrotni, potrafią liczyć. Części z nich, pracujących na terenach przygranicznych, bardziej opłaca się mieszkać w Niemczech, a pracować w Holandii. - Można tam wynająć taniej mieszkanie, a i samo życie mniej kosztuje - tłumaczą ci, którzy kursują między dwoma krajami.

Całoroczne domki wolnostojące - kolejna opcja zakwaterowania Całoroczne domki wolnostojące - kolejna opcja zakwaterowania Fot. Materiały redakcji

To ile można zarobić?

Stawka za godzinę pracy w Holandii (minimalna i maksymalna) jest powszechnie znana i taka sama dla wykonującego ją Polaka, jak i Holendra. Spawacz może zarobić netto miesięcznie minimum 1628 euro, a maksimum 3399. Pracownik magazynu może liczyć na zarobki rzędu 1965-2180 euro netto miesięcznie, a pomoc do osób starszych od 1505 do 2121 euro. Polacy, z którymi rozmawiałam, tłumaczyli, że wysokość ich wypłat zależy od tego, na którą zmianę pracowali i ile nadgodzin wyrobili. Najczęściej padała kwota 400 euro tygodniowo na rękę, po odjęciu kosztów mieszkania.

Bardziej szczegółowo o pieniądzach Polacy nie chcieli rozmawiać, ale jednogłośnie mówili, że taki wyjazd się opłaca. Słyszałam o parach, które po dwóch latach pracy w Holandii wracały do Polski i kupowały mieszkanie.

Czym zajmują się Polacy w Holandii? Najwięcej pracowników zasila rolnictwo, ogrodnictwo i sektor budowlany. Polacy pracują na liniach produkcyjnych, przy których pakują drobną elektronikę: nawigacje samochodowe, aparaty, kamerki, i stanowiskach logistycznych w centrach dystrybucyjnych i magazynach.

Dwa takie ogromne magazyny odwiedziłam. Pierwszy z nich był magazynem sieci supermarketów Albert Heijn, a drugi - halą logistyczną firmy ModusLink (oferuje rozwiązania w zakresie łańcucha dostaw). Polacy pakują tam sprzęty, kompletują zamówienia do sklepów, przepakowują paczki z zamówieniami, jeżdżą wózkami widłowymi. Mają przerwy, zmiany, szkolenia, spotykają się na stołówkach.

Salon w 'mieszkaniu' z dwoma osobnymi sypialniami w hotelu w Waalwijk Salon w 'mieszkaniu' z dwoma osobnymi sypialniami w hotelu w Waalwijk Fot. Materiały redakcji

Inwestujcie w siebie, nie w sprzęty

Do Holandii wyjeżdża dużo młodych ludzi. Z badania zatytułowanego "Migracje zarobkowe Polaków" przeprowadzonego przez Work Service wynika, że 35 procent emigrantów jest między 18. a 24. rokiem życia, 16 procent to osoby w wieku 25-34 lat. W rozmowach z tymi młodszymi czuć zachłyśnięcie się nowymi możliwościami zawodowymi i siłą nabywczą euro. To właśnie od jednego z młodych Polaków usłyszałam poniższy komentarz do historii o Polakach, którzy w sposób skandaliczny zostali potraktowani przez agencję pracy w miejscowości Poeldijk:

 Ja nie śpię na paletach, ja śpię na euro.

Osoby młodsze zapewniają, że bez problemu "radzą sobie z wydaniem wynagrodzenia", że stać je na wiele, nie muszą się szczypać. Ale poznałam też osoby, które zainwestowały nie w sprzęty, gadżety, ale w siebie. Wspinały się po kolejnych szczeblach kariery, zmieniały stanowiska. I to one podkreślały, że w Holandii najbardziej cenią możliwości rozwoju. Chociaż często zmiana stanowiska - np. z pracy w magazynie na biurową - wcale nie wiąże się z podwyżką. Usłyszałam też, że Polakom podoba się prostota tamtejszych relacji w pracy. Jeden z pracowników wyższego szczebla śmiał się, że kiedy przyjeżdża do Polski, musi się hamować, żeby do wszystkich nie mówić od razu na "ty". Inny wspomniał, że najbardziej się zdziwił, kiedy po kilku dniach pracy wylądował w domu szefa na corocznym pracowniczym grillu.

Dwuosobowa sypialnia w hotelu dla pracowników w Waalwijk ma na wyposażeniu pościel Dwuosobowa sypialnia w hotelu dla pracowników w Waalwijk ma na wyposażeniu pościel Fot. Materiały redakcji

Z szacunkiem

Holendrzy zdają sobie sprawę, że ze względu na starzejące się społeczeństwo (w 2040 roku na emeryturze będzie 26,1 proc. Holendrów) są skazani na pracę emigrantów zarobkowych. Bez nich tamtejsza gospodarka siądzie na dobre. Jak twierdzi CEO Otto Work Force Frank Van Gool:

Wcześniej pracodawcy mogli stawiać potencjalnym pracownikom wymagania. To się zmieniło: pracownik ma do wyboru wielu pracodawców, i to od przedsiębiorstw zależy, czy zdecyduje się u nich pracować. To duża sztuka zatrzymać u siebie najlepszych.

Miło słyszeć takie słowa, zwłaszcza że, jak wynika z raportu Work Service o migracjach zarobkowych Polaków, w 2018 roku wyjazd za pracą rozważa 11,9 proc. aktywnych lub potencjalnych uczestników rynku pracy w Polsce i jest to najniższe wskazanie w historii tych badań. Nie jest nam najgorzej tu, gdzie jesteśmy, warto więc, żeby tam, gdzie pojedziemy, było tylko lepiej.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Ci się podobał, to wypróbuj nasz nowy newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

KLIKNIJ, BY ZAPISAĆ SIĘ NA NEWSLETTER