Zanim nie wyjechałam na dwa dni do Holandii na zaproszenie największej działającej na tamtejszym rynku agencji pracy tymczasowej rekrutującej pracowników z Europy Środkowo-Wschodniej - Otto Work Force - nie miałam pojęcia, jak wygląda legalna praca tymczasowa w Holandii. Gdzie mieszkają zatrudnieni? Ile zarabiają? Ile wydają na życie? Jak się odnajdują w obcym kraju? Czy jest im ciężko?
Przez cały pobyt w Holandii nasza - zaproszona na wyjazd - grupa dziennikarska trzymała chłodny dystans i była lekko podejrzliwa wobec gospodarzy pobytu, czyli przedstawicieli Otto Work Force. Firma, która buduje hotele dla pracowników i twierdzi, że nie traktuje tej inwestycji jako źródła przychodów? Podejrzane. Szef, który deklaruje, że najbardziej zależy mu na zadowoleniu pracowników tymczasowych, dlatego na bieżąco bada ich poziom satysfakcji i reaguje na ich problemy? Podejrzane. Prezes, który mówi, że zależy mu na tym, by Polacy szybko stawali na własnych nogach i asymilowali się z Holendrami? Trudno w to uwierzyć.
Tym bardziej, kiedy tę sielankową wizję zderzymy z cytatami zamieszczonymi powyżej o Polakach, którzy źle trafili. A także z medialnymi doniesieniami na temat wykorzystywania naszych rodaków. Ostatni przykład? Początek października, w miejscowości Poeldijk w Holandii. Lokalna agencja pośrednictwa pracy Axidus przeniosła Polaków z hotelu, który przestała im opłacać, do magazynu, gdzie spali na ziemi w śpiworach, inni trafili do nieogrzewanych namiotów i musieli myć się w rzece. Z obiecanych trzech dni spędzili tam dwa tygodnie, na dodatek nie było dla nich pracy, musieli żyć z własnych oszczędności.
Głośna była także sprawa norweskiej przetwórni ryb Sekkingstad AS z wyspy Sotra pod Bergen. Polacy pracowali za najniższą stawkę, nie mieli wypłacanych w całości pieniędzy za nadgodziny, musieli pracować 13 godzin dziennie, chociaż w Norwegii obowiązuje ośmiogodzinny dzień pracy.
W kłopoty wpadają też Polacy szukający pracy na Wyspach. Z raportu brytyjskiej organizacji Unseen podsumowującego rok działania ogólnokrajowej infolinii Modern Slavery Helpline, na którą można zgłaszać podejrzenia dotyczące handlu ludźmi, wynika, że Polacy są drugą - po Rumunach - najczęściej zgłaszaną tam narodowością. W Wielkiej Brytanii padamy ofiarami wyzysku, wykorzystywania seksualnego w miejscu pracy i zniewolenia (najczęściej w przypadku osób pracujących jako pomoc domowa).
Warto jednak pamiętać, że praca tymczasowa za granicą nie musi tak wyglądać. Ale zacznijmy od początku.
Najpierw jest decyzja. Wróć! Najpierw jest potrzeba. Uwiera tak bardzo, że nie ma innego wyjścia, trzeba coś ze sobą zrobić. Większość pracowników tymczasowych z Polski, z którymi rozmawiałam w Holandii, mówi, że wyjechali z powodów finansowych.
Kiedy brakuje pieniędzy, w głowie zaczyna kiełkować myśl, żeby dać sobie szansę za granicą. Ale dokąd wyjechać?
Można próbować jechać do obcego kraju całkiem w ciemno: nie mając konkretnej pracy ani miejsca do spania. Można pójść w ślady znajomych, którzy przetarli szlak zarobkowy, można też poszukać agencji, która będzie pośredniczyła w znalezieniu pracy.
Na holenderskim rynku działa ponad 4,5 tysiąca agencji pracy tymczasowej. Rocznie za ich pośrednictwem zatrudnienie znajduje ponad 777 tysięcy osób - głównie z Polski, Słowacji, Bułgarii, Rumunii i Czech. Oznacza to, że agencje pracy tymczasowej są największym pracodawcą w Holandii.
Agencje są różne: małe, szemrane i duże, cieszące się dobrą renomą wśród klientów (najczęściej dużych firm), jak i pracowników tymczasowych. W świadomy sposób można wybrać te sprawdzone. Na przykład kierując się przynależnością agencji do istniejącej od 1961 roku ABU - Federacji Prywatnych Agencji Zatrudnienia. Obecność firmy na liście członków ABU to dla emigranta zarobkowego sygnał, że potencjalny pracodawca przestrzega zasad bezpieczeństwa pracy, jest finansowo pewny i świadczy usługi na wysokim poziomie. Z takich agencji korzystają największe firmy szukające pracowników tymczasowych, np. UPS czy Tommy Hilfiger.
ABU zrzesza 560 agencji, które pokrywają 65 procent zapotrzebowania rynku na pracowników tymczasowych. Od 2014 roku firmy, które są członkami tej federacji, muszą przestrzegać np. zasad stowarzyszenia SNF. SNF narzuca agencjom rygorystyczne normy dotyczące udostępnianych przez nie miejsc noclegowych (wymogi dotyczą m.in. określonej przestrzeni mieszkalnej, zaplecza sanitarnego
Pierwsza rada? Nie robić tego w ciemno. Trzeba dokładnie sprawdzić agencję, która oferuje pracę u zagranicznego przedsiębiorcy. O tym, że agencja jest dobra, nie decyduje na przykład to, że proponuje darmowy przejazd z Polski do kraju nowego pracodawcy. Jakość pośrednika warto sprawdzić na forach albo grupach na Facebooku. Nie zaszkodzi też zajrzeć na stronę stworzoną z inicjatywy Ambasady Królestwa Niderlandów w Polsce. Znajdują się tam m.in. porady, jak się nie dać oszukać pośrednikom, jak załatwić formalności i informacje o prawach, jakie przysługują zatrudnionym w Holandii. Uważnie trzeba też czytać umowę, którą podpisujemy z pośrednikiem. Ważne, by wątpliwości, które się pojawią, wyjaśniać jeszcze będąc w Polsce.
Z doświadczenia Patrycji Liniewicz, dyrektor ds. międzynarodowej rekrutacji z Otto Work Force, i z relacji Polaków, którzy są w Holandii, wynika, że między decyzją o wyjeździe a samym wyjazdem do pracy za granicą mija od siedmiu do 14 dni.
- Co tydzień do pracy do Holandii przyjeżdża 300 Polaków - mówi Liniewicz. - W 2019 roku liczba ta powinna wzrosnąć do 500 osób tygodniowo. Pracy jest wiele, a dobre agencje mają tylu stałych klientów, że nie ma mowy o przestojach czy dniach, w których Polacy nie zarabiają - dodaje.
Agencja Otto Work Force oferuje swoim pracownikom czasowym zakwaterowania. Są to hotele robotnicze, które zostały wybudowane od zera. Do dyspozycji pracowników są tam pokoje dwuosobowe z łazienką i aneksem kuchennym lub "mieszkania" z dwoma dwuosobowymi osobnymi sypialniami. Na parterze zazwyczaj znajdują się tam m.in. siłownia, wspólna przestrzeń wypoczynkowa, a na zewnątrz stoły do biwakowania. Mieszkanie w takim domu kosztuje ok. 50 euro za tydzień niezależnie od tego, czy ma dwie, czy jedną sypialnię. Drugą możliwością zakwaterowania są tzw. "mobile house" - produkowane zresztą w Polsce całoroczne wolnostojące domki przypominające letniskowe. Trzecia możliwość to zaadaptowane domy.
Gwarancja zakwaterowania pozwala osiąść w nowych warunkach, daje też czas na poszukanie czegoś własnego. - Nie są tu luksusy, ale miejsce, w którym można się łatwo odnaleźć. Część osób ma tu lepszy standard niż w domu rodzinnym - usłyszałam od jednej Polki.
Polacy są obrotni, potrafią liczyć. Części z nich, pracujących na terenach przygranicznych, bardziej opłaca się mieszkać w Niemczech, a pracować w Holandii. - Można tam wynająć taniej mieszkanie, a i samo życie mniej kosztuje - tłumaczą ci, którzy kursują między dwoma krajami.
Stawka za godzinę pracy w Holandii (minimalna i maksymalna) jest powszechnie znana i taka sama dla wykonującego ją Polaka, jak i Holendra. Spawacz może zarobić netto miesięcznie minimum 1628 euro, a maksimum 3399. Pracownik magazynu może liczyć na zarobki rzędu 1965-2180 euro netto miesięcznie, a pomoc do osób starszych od 1505 do 2121 euro. Polacy, z którymi rozmawiałam, tłumaczyli, że wysokość ich wypłat zależy od tego, na którą zmianę pracowali i ile nadgodzin wyrobili. Najczęściej padała kwota 400 euro tygodniowo na rękę, po odjęciu kosztów mieszkania.
Bardziej szczegółowo o pieniądzach Polacy nie chcieli rozmawiać, ale jednogłośnie mówili, że taki wyjazd się opłaca. Słyszałam o parach, które po dwóch latach pracy w Holandii wracały do Polski i kupowały mieszkanie.
Czym zajmują się Polacy w Holandii? Najwięcej pracowników zasila rolnictwo, ogrodnictwo i sektor budowlany. Polacy pracują na liniach produkcyjnych, przy których pakują drobną elektronikę: nawigacje samochodowe, aparaty, kamerki, i stanowiskach logistycznych w centrach dystrybucyjnych i magazynach.
Dwa takie ogromne magazyny odwiedziłam. Pierwszy z nich był magazynem sieci supermarketów Albert Heijn, a drugi - halą logistyczną firmy ModusLink (oferuje rozwiązania w zakresie łańcucha dostaw). Polacy pakują tam sprzęty, kompletują zamówienia do sklepów, przepakowują paczki z zamówieniami, jeżdżą wózkami widłowymi. Mają przerwy, zmiany, szkolenia, spotykają się na stołówkach.
Do Holandii wyjeżdża dużo młodych ludzi. Z badania zatytułowanego "Migracje zarobkowe Polaków" przeprowadzonego przez Work Service wynika, że 35 procent emigrantów jest między 18. a 24. rokiem życia, 16 procent to osoby w wieku 25-34 lat. W rozmowach z tymi młodszymi czuć zachłyśnięcie się nowymi możliwościami zawodowymi i siłą nabywczą euro. To właśnie od jednego z młodych Polaków usłyszałam poniższy komentarz do historii o Polakach, którzy w sposób skandaliczny zostali potraktowani przez agencję pracy w miejscowości Poeldijk:
Osoby młodsze zapewniają, że bez problemu "radzą sobie z wydaniem wynagrodzenia", że stać je na wiele, nie muszą się szczypać. Ale poznałam też osoby, które zainwestowały nie w sprzęty, gadżety, ale w siebie. Wspinały się po kolejnych szczeblach kariery, zmieniały stanowiska. I to one podkreślały, że w Holandii najbardziej cenią możliwości rozwoju. Chociaż często zmiana stanowiska - np. z pracy w magazynie na biurową - wcale nie wiąże się z podwyżką. Usłyszałam też, że Polakom podoba się prostota tamtejszych relacji w pracy. Jeden z pracowników wyższego szczebla śmiał się, że kiedy przyjeżdża do Polski, musi się hamować, żeby do wszystkich nie mówić od razu na "ty". Inny wspomniał, że najbardziej się zdziwił, kiedy po kilku dniach pracy wylądował w domu szefa na corocznym pracowniczym grillu.
Holendrzy zdają sobie sprawę, że ze względu na starzejące się społeczeństwo (w 2040 roku na emeryturze będzie 26,1 proc. Holendrów) są skazani na pracę emigrantów zarobkowych. Bez nich tamtejsza gospodarka siądzie na dobre. Jak twierdzi CEO Otto Work Force Frank Van Gool:
Miło słyszeć takie słowa, zwłaszcza że, jak wynika z raportu Work Service o migracjach zarobkowych Polaków, w 2018 roku wyjazd za pracą rozważa 11,9 proc. aktywnych lub potencjalnych uczestników rynku pracy w Polsce i jest to najniższe wskazanie w historii tych badań. Nie jest nam najgorzej tu, gdzie jesteśmy, warto więc, żeby tam, gdzie pojedziemy, było tylko lepiej.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Ci się podobał, to wypróbuj nasz nowy newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.