Pozbawiono nas kobiet prawa do wyboru. Aż trudno opisać, co teraz czuję - upokorzenie, strach, żal, wściekłość. Ale nie poddamy się - będziemy walczyć, bo kobiecość jest siłą.
Nie mogłam uwierzyć i nadal nie wierzę, co dzieje się w naszym kraju. Jestem rozczarowana i smutna... Zamiast oceniać powinnyśmy się wspierać, a WYBÓR to coś, co powinna mieć każda z nas.
Wkurza mnie, że jesteśmy odzierane ze swoich praw i to w momencie, gdy cały kraj musi mierzyć się z pandemią. Jestem zła, że o losie tysięcy kobiet chce decydować grupka mężczyzn, która nigdy nie będzie w naszej skórze.
Gdy usłyszałam, a właściwie przeczytałam o decyzji Trybunału Konstytucyjnego, zaniemówiłam. Naprawdę nie mogłam uwierzyć w to, co czytam. Może brzmi to banalnie, ale byłam w szoku, że udało im się dopiąć swego, choć doskonale wiedzieli, jak delikatny jest to temat. Ale chyba to, co najbardziej mnie wkurzyło, to ich tchórzostwo! Że zrobili to teraz, w czasie epidemii, kiedy ludzie boją się o siebie i swoich bliskich, kiedy tracą pracę z powodu kryzysu, kiedy nie są w stanie wytrzymać psychicznie tego, co się dzieje. Że zrobili to, posługując się własnym, dziwnym tworem [TK - przyp. red.] i całkowicie omijając proces legislacyjny. Mam dość!
Jestem szalenie zaniepokojona - to eufemizm, który przyjmie papier. Z kolei na usta cisną się dużo mocniejsze słowa. Od dnia ogłoszenia wyroku pseudo-Trybunału właściwie nie schodzą mi z ust. Bo znam kobiety, które zdecydowały się na aborcję. W różnych warunkach, z różnych powodów - to ich sprawa. Ich, więc dlaczego jest wywlekana na sejmową mównicę, na ambonę, a ich moralność jest poddawana ocenie sądów? Ten protest MUSI zmienić rzeczywistość, w której żyjemy, bo teraz to się żyć nie da.
Trudno stwierdzić, czy czuję złość, czy smutek. Po decyzji TK po prostu ręce mi opadły. To hańba, że w 2020 roku, gdy wszyscy idą do przodu i - wydawałoby się - o prawa człowieka już dawno nie trzeba walczyć, my musimy wciąż wyciągać (wysłużone na poprzednich protestach) parasolki.
Jestem za życiem. Mam troje dzieci, które sama wychowuję. Jestem ateistką, feministką i boską matką, czyli taką, która zdecydowała się urodzić dziecko mimo choroby nowotworowej. Wara wam od moich córek. Od kobiecych sumień. Czas skończyć ze średniowiecznym kompromisem nad głowami kobiet. Moje ciało, moja sprawa.
Jestem zażenowana, że traktuje się nas jak istoty bez uczuć. W przyszłości chcę być matką i chcę mieć wybór. Nie dam sobie wmówić, że jest to niemoralne i nieetyczne.