Kupujemy, dostajemy, testujemy - codziennie mamy do czynienia z kosmetykami. Jedne działają lepiej, inne gorzej, a niektóre wcale. Są produkty, które robią na nas takie wrażenie, że chętnie podzielimy się z wami ich zaletami, Żebyście wy nie musiały już testować i wydawać niepotrzebnie oszczędności.
Pękające pięty to był mój największy urodowy problem. Nic na nie nie pomagało - regularne ścieranie naskórka, wcieranie kremów (nawet tych przeznaczonych na ten konkretny problem), chodzenie na pedicure do specjalistki.
Jak bardzo bym się nie starała, pięty wyglądały źle - były przesuszone i popękane. W lecie bardziej oczywiście niż w inne pory roku. Wstydziłam się je pokazywać w odkrytych butach, nie za dobrze czułam się chodząc boso na wakacjach.
Wreszcie, zupełnie przypadkiem, sięgnęłam po kosmetyk, który na miejscowe przesuszone plamy na twarzy stosuje zimą mój mąż. Bez przekonania wtarłam specyfik przed snem, obiecując sobie, że jeśli do końca tygodnia nic się nie zmieni, to pójdę z piętami do dermatologa. Następnego dnia musiałam przetrzeć oczy ze zdziwienia. Pięty wyglądały o niebo lepiej. A po tygodniu pęknięcia zupełnie się zasklepiły!!!
Jeśli nie stać was na bardzo drogie kosmetyki (tak jak na przykład mnie), warto polubić na Facebooku Fanpage dobrych marek i brać udział w organizowanych tam konkursach. W ten sposób wygrałam fiolkę 15 ml serum do twarzy SkinCeuticals.
C E Ferulic to kosmetyk w pewnych kręgach wprost kultowy - znalazł się w zestawieniu najskuteczniejszych kosmetyków wszech czasów miesięcznika "Vogue", dostał wiele nagród i wyróżnień. Polecają go dermatolodzy i internautki na forach.
Żółty olejek pachnie specyficznie (czasami przypominał mi zapachem bulion wołowy), ale idealnie się wchłania. Stosowałam go codziennie rano pod krem i nigdy nie zostawił na twarzy oleistego filmu.
Mam wrażenie, że dzięki temu serum skóra stała się bardziej napięta i jakby bardziej "gęsta". Jedyny minus? Preparat przy codziennej aplikacji szybko się kończy, co oczywiście wcale nie oznacza, że jest niewydajny.
Jakie daje efekty? Skóra jest napięta, rozświetlona, nawilżona.
Jeśli macie zainwestować w jeden, naprawdę drogi i wybitnie skuteczny kosmetyk, wybierzcie ten pod oczy. Skóra pod oczami jest cienka, a przez mimikę tej części twarzy szybko traci jędrność i robią się zmarszczki.
Kosmetyki La Mer są sakramencko drogie, ale za to wydajne, zrobione z najwyższej jakości produktów i opracowane według pilnie strzeżonych receptur. Ja moje serum dostałam w prezencie. Gdybym nie dostała, pewnie odkładałabym na nie przez cały rok.
Do żelowego specyfiku dołączona jest szpatułka, którą dwa razy dziennie robię sobie masaż podczas aplikacji. Moja skóra ma tendencję do tworzenia się zmarszczek pod oczami, a ten specyfik sprawia, że skóra wydaje się pod oczami lepiej nawilżona i bardziej napięta.
No i La Mer pozostawia mnie z poczuciem, że naprawdę przykładam się do walki ze zmarszczkami.
Jeśli nie walczysz o to, żeby mieć idealnie czystą skórę, pięknie zwężone pory i cerę bez niedoskonałości, to ten kosmetyk nie jest dla ciebie.
Całą resztę - podobnie jak mnie - ucieszy fakt, że oto jest produkt, który stosowany regularnie zbliży cię do wymarzonego ideału. Płyn oczyszcza skórę, ale jej nie wysusza. Przecieram nim twarz i dekolt wieczorem, jako zwieńczenie oczyszczania skóry, przed aplikacją preparatów na noc.
Co ma największy wpływ na starzenie skóry? Tak, czas - macie rację. Ale poza działaniem czasu, na starzenie ma ogromny wpływ promieniowanie UV.
Jeśli miałabym udzielić młodszej sobie rady, poleciłabym codzienne stosowanie kremu na dzień z filtrem UV. Oczywiście w czasach mojej młodości kremy z filtrami to były jedynie białe, ciężkie preparaty dobre jedynie na plażę - tłuste, gęste.
Na szczęście teraz jest już ogromny wybór kosmetyków z filtrami, które służą do codziennej pielęgnacji - oprócz ochrony działają także pielęgnacyjnie oraz przeciwzmarszczkowo.
Markę Chantarelle znam doskonale i wysoko cenię. Ich kremy mogę stosować w ciemno. Zazwyczaj wybieram te, które mają działanie przeciwstarzeniowe i odżywcze.
Różowy krem na dzień z serii Royal Glow Clinic pięknie pachnie i szybko się wchłania. Owszem zostawia na twarzy lekki film, ale bez problemu daje się go zmatowić pudrem.
A ochrona słoneczna, kluczowa w tym przypadku? Jest na piątkę. Skóra się nie opala, nie wychodzą także stare przebarwienia. Dla mnie ideał!
Odkąd skończyłam 35 lat, stawiam na nocne, bardzo intensywne działanie preparatów odżywczych. Mój ulubiony kosmetyk, który ma mnie wspomóc w walce z czasem to ampułka anti-aging od Bandi. Bardzo lubię tę polską rodzinną markę z ponadtrzydziestoletnią tradycją za świetne produkty, skuteczne kosmetyki i celne trafianie w kobiece potrzeby.
Ampułka z retinolem ma gęstą, oleistą konsystencję. Jej aplikację łączę z masażem. Skóra jest po nałożeniu specyfiku natłuszczona, dlatego przed samym snem przykładam jeszcze papierowy ręcznik, żeby wchłonął nadmiar specyfiku.
Odstawiam retinol na czas wakacji i kiedy wiem, że będę się wystawiać na większą niż zwykle ekspozycję słoneczną - tak mi poradziła kosmetyczka, której ufam od ponad dekady.
Krem Sebiaclear SVR to kosmetyk, który ma pomóc w osiągnięciu cery idealnej. I rzeczywiście pomaga. Stosuję go na noc, bo nakładany na dzień tak matowi skórę, że nie za bardzo daje się nałożyć na skórę korektor.
Po zaledwie kilku aplikacjach pory bardzo się zwęziły, lekkie stany zapalne zniknęły, skóra stała się bardziej zmatowiona o równym, zdrowym kolorycie.
Znam wiele preparatów działających na podobnej zasadzie, ale ten jest z nich zdecydowanie najlepszy.
Linię oprócz preparatów do mycia skóry uzupełnia także punktowy żel na wypryski. On także działa - chyba pierwszy raz w życiu udało mi się przejść przez cały cykl bez ani jednej krosty na twarzy! Brawo dla SVR za odświeżenie opakowań i receptur produktów.
Ten krem ma za zadanie wspierać nas w modelowaniu sylwetki - służy jako uzupełnienie zabiegu, który oferuje instytut Chantarelle.
Krem pięknie pachnie cynamonem (przywołując zapach pierniczków bożonarodzeniowych), dobrze się wciera, można przy okazji aplikacji wykonać dynamiczny masaż.
Nie liczcie na jakieś spektakularne cuda związane z utratą centymetrów, ale ujędrnienia skóry i jej odżywienia z pewnością możecie się spodziewać. Balsam jest bardzo wydajny i ma sprytną pompkę, która wydziela niewielkie, ale odpowiedniej wielkości dawki. Ten krem stosowany miejscowo starczy na długo.
Po narkozie (operacja wycięcia migdałków) wyszła mi chyba połowa włosów. Serio, nie przesadzam. Wychodziły mi garściami za każdym razem, kiedy przejechałam po niech palcami. Autentycznie się przestraszyłam i postanowiłam sięgnąć po coś więcej niż tylko szampon wzmacniający.
Skoro serum do rzęs RevitaLash potrafi zdziałać cuda z rzęsami, to może ich najnowsza linia ReGenesis odżywiająca włosy zahamuje proces ich wypadania?
Wybrałam trzy produkty: szampon, odżywkę i maskę. Za namową trychologa zmieniłam także sposób stosowania kosmetyków do włosów. Po nałożeniu szamponu zostawiałam go na minutę i masowałam skórę głowy palcami. Odżywkę i maskę stosowałam wymiennie i nakładałam ją także na skórę głowy (do tej pory odżywki nakładałam nie bliżej niż 5 cm od nasady). Odżywkę trzymałam na głowie kilka minut, także wspomagając działanie specyfiku masażem.
Po miesiącu stosowania kosmetyków ReGenesis widzę poprawę - wypada mi mniej włosów, pojawia się "odrost". Pomimo moich obaw, stosowanie odżywki nie doprowadziło do szybszego przetłuszczania włosów.
Nie wyobrażam sobie życia bez suchych szamponów. To idealna opcja dla osób, które mają długie włosy i nie chcą myć głowy codziennie.
Szampony Batiste są świetne - nie bez powodu mają na opakowaniu adnotację, że to wśród suchych szamponów kosmetyk numer jeden w Wielkiej Brytanii.
Batiste występuje w wielu rodzajach. Mój typ to ten klasyczny Original. Działa najlepiej i jest naprawdę skuteczny.
Odkąd zaczęło się na dobre lato, staram się chronić skórę przed promieniami słonecznymi. Kiedy jeżdżę do pracy rowerem, stosuję kosmetyki z filtrem nie tylko na twarz, lecz także na wszystkie wystawione na bezpośrednie działanie słońca części ciała.
Olejek jaśminowy Lirene pięknie pachnie, natychmiast się wchłania i nie tłuści skóry. Jest także - choć lekki - skuteczny. Ani razu mnie nie zawiódł, a słońce tego lata operuje naprawdę mocno. Traktuję go trochę jako zamiennik dla balsamów do ciała.
1. Nawilżający krem do twarzy 1.2 water coat, fridge, 185zł/48g
Moją największą urodową bolączką jest typ skóry. A właściwie typów kilka. Jako nastolatka miałam wielki problem z trądzikiem, miałam skórę mieszaną. Problem zaleczyłam (lub po prostu z niego wyrosłam), ale w zamian pojawił się kolejny. Wysuszona, czy jak to fachowo się nazywa, odwodniona cera.
Gdyby była ona po prostu sucha, używałabym stosownych kosmetyków, które, wierzę, naprawiłyby ten stan. Jest odwodniona. Miejscami tłusta, miejscami naczynkowa. Miks, z którym od lat próbują poradzić sobie kosmetyczki, które odwiedzam. Widzę poprawę jedynie po wizycie u specjalisty, potem wszystko wraca do "normy".
Krem fridge zainteresował mnie ze względu na liczne obostrzenia - trzymać wyłącznie w lodówce, ważny tylko przez 2,5 miesiąca... Spróbowałam i widzę, że warto trzymać się tych restrykcyjnych przykazów. Używam kremu od miesiąca, jest lepiej. Krem dzięki temu, że jest przechowywany w lodówce, działa kojąco na skórę. Jest przyjemnie chłodny. Wydawało mi się, że nie zużyję go przez 2,5 miesiąca. Okazuje się, że stosując rano i wieczorem ten sam specyfik, nie łącząc kremów "na dzień" i "na noc" (takie są zalecenia producenta dla lepszego efektu), jestem już w połowie opakowania. Na pewno kupię kolejny.
2. Nawilżający krem koloryzujący, ff.1 fabulous face, fridge, 137zł/30g
Krem ff.1 fabulous face jest dla mnie dopełnieniem kremu nawilżającego 1.2 water coat. Używam go zamiast podkładu. Nie maluję się na co dzień. Zazwyczaj nakładałam tylko lekki podkład. Ten koloryzujący krem jest dla mnie idealny na lato. Myślę, że spodoba się wszystkim fankom make-up no make-up. Jest przyjemny, szybko się wchłania, nie zostawia smug ani nie wywołuje efektu maski. Idealny na lato. Tak jak wszystkie kosmetyki fridge, należy przechowywać go w lodówce. Trochę jest to męczące - z łazienki biegam rano do kuchni i z powrotem - ale warto.
3. i 4. Szampon do włosów zniszczonych, Davines Nounou - 59zł/250ml, Odżywka nawilżająca w kremie, Davines Momo, ok. 92zł/250ml
Kosmetyki Davines poleciła mi koleżanka, która zakochała się w odżywce do włosów Davines OI Oil. Swoją przygodę z produktami tej marki zaczęłam właśnie od niej. Teraz używam szamponu Davines Nounou i odżywki nawilżającej w kremie Davines Momo. Dzięki nim włosy są nawilżone, nie plączą się, a nawet mniej ich wypada! Polecam stosowanie odżywki i szamponu tej samej marki łącznie, daje to lepsze efekty.
Od lat noszę długie włosy, które notorycznie związuje gumką (wiem, wiem, jeden z grzechów głównych). Mimo że regularnie podcinam końcówki, są dość zniszczone w połowie ich długości. A raczej były zniszczone. Kosmetyki Davines nawilżają, wygładzają i głęboko odżywiają strukturę włosów. Są dzięki nim błyszczące i zadbane. Nawet kiedy w końcu zdecyduje się uwolnię je spod "jarzma" gumki.
5. Odżywka do paznokci, Micro Cell 2000 Nail Repair Green, ok. 65zł/12 ml
Nigdy nie miałam problemu z paznokciami. Zawsze były zdrowe, twarde i gładkie. Niestety trzy lata temu zaczęły się łamać i rozdwajać. Problematyczne było nawet włożenie swetra. Paznokcie po takim doświadczeniu były momentalnie poszarpane. Skracałam jej codziennie, używałam szklanych pilników, przyjmowałam witaminy, regularnie chodziłam na leczniczy pedicure i manicure. Nic.
Na jednym z forów przeczytałam o Micro Cell 2000. Jak na zwykły, bezbarwny lakier, odżywka wydała mi się dość droga. Mimo to spróbowałam. Działa cuda! Paznokcie w magiczny sposób przestały się łamać. Odżywka wręcz je "skleja"! W cudowny sposób uzdrowiła nawet połamany paznokieć u stopy, któremu nikt nie wróżył już powrotu do dawnej świetności. Problem łamliwych paznokci rozwiązałam, ale odżywki używam nadal. Stosuję ją jako bazę pod kolorowe lakiery.
6. Snail Extract, Moc śluzu ślimaka, Vital Skin, ok. 12zł/6 kapsułek
Kapusłki odkryłam podczas jednej z ostatnich wizyt u kosmetyczki. Bo oczyszczaniu i kilku maskach, pani kosmetolog zaczęła mi robić masaż twarzy właśnie z wykorzystaniem tego serum. Najpierw poczułam przyjemny zapach, a potem było jeszcze lepiej! Skóra mięciutka, nawilżona, zrelaksowana. Zakochałam się w tych kapsułkach. Niestety nie są dostępne w regularnej sprzedaży. Zamawiam w salonie kosmetycznym i używam regularnie! Dzięki nim mam SPA w domu na wyciągniecie ręki.
7. Olejek do twarzy z czystych ekstraktów roślinnych, Olejek Lotus, Clarins, ok. 165zł/30 ml
Olejków nie używałam nigdy. Wszyscy specjaliści wmawiali mi, że zatykają pory i nie są dla mnie. Unikałam ich więc niemalże jak ognia. Zmieniło się to, kiedy, w dniu ślubu mojej przyjaciółki, trafiłam w ręce bardzo uzdolnionej makijażystki. Nakrzyczała na mnie równo. Nie tylko z resztą na mnie, lecz też na mamę, siostrę i bratową panny młodej.
Okazało się, że wszystkie mamy koszmarnie przesuszoną cerę, na której makijaż nie będzie się trzymał tak długo, jak tego oczekiwałyśmy. Poleciła mi wtedy olejki Clarins. Są dość drogie, ale buteleczka starcza mi na rok. Nie używam go codziennie, maksymalnie dwa-trzy razy w tygodniu, na noc. Staram się stosować go też kilka godzin przed wielkimi wyjściami, kiedy wiem, że będę miała mocny makijaż. Skóra jest dzięki niemy wygładzona, a makijaż trzyma się idealnie! Dzięki niemu przestały mi się robić takie "wałeczki" z podkładu.
8. Myjące masło pod prysznic - lody waniliowe, Bomb Cosmetics, 39,90zł/320g
Masło do mycia ciała? Byłam sceptyczna. Skusiły mnie w zasadzie tylko wymyślne zapachy (smaki!) - malinowa rozkosz, mandarynka z czerwoną pomarańczą, pina colada... Ktoś jeszcze ma jakieś pytania? W tej chwili używam mydła o zapachu lodów waniliowych. I tak, pachnie ono jak lody, a nawet można powiedzieć, że wygląda! Ale to nie jedyne jego zalety. Mydło nie zawiera SLS ani parabenów. Nazwy tych składników niewiele mi mówią, ale wiem, że nie powinno ich być w kosmetykach, więc podświadomie czuję się w związku z tym lepiej.
Masło nie pieni się jakoś spektakularnie, ale to mi bardzo odpowiada. Zostawia skórę bardzo nawilżoną i pięknie pachnącą. Mydło Bomb Cosmetics jest ekstremalnie wydajne. Opakowanie starcza na kilka miesięcy! Bierzesz tylko tyle kosmetyku, ile potrzebujesz.
9. Minirękawica do poprawiania makijażu i demakijażu, GLOV Quick Treat, Phenicoptere, 14zł/sztuka
Dla mnie jest to "wynalazek" porównywalny do suchego szamponu. Czemu tak późno ktoś na to wpadł? Minirękawica GLOV sprawdza się w podróży, w pracy, podczas wyjścia z przyjaciółmi do klubu. Jest malutka, ma specjalne opakowanie, które pozwala ją wsunąć do torebki. Wystarcza na kilka miesięcy.
Kiedy tylko rozmaże się makijaż, wkracza do akcji. Wystarczy nawilżyć ją zwykłą wodą z kranu i rozmazany tusz czy szminkę. Sprawdza się także przy kompletnym demakijażu. Na co dzień używam płynów miceralnych, ale na krótkie wyjazdy zabieram ją. Makijaż zmywa perfekcyjnie. Po użyciu wystarczy ją umyć mydłem pod bieżącą wodą i zostawić do wyschnięcia. W sprzedaży dostępne są też duże rękawiczki, do demakijażu codziennego. Mi w zupełności wystarcza ta mini!