Kupiliśmy, dostaliśmy, przetestowaliśmy. Oto kosmetyki, urządzenia i zabiegi, które z czystym sumieniem polecamy.
1. Tusz do rzęs Deborah, Dream Look, cena ok. 30 zł
Duże czarne opakowanie sprawia wrażenie, że ten kosmetyk starczy na naprawdę długo. Producenci obiecują, że po nałożeniu produktu rzęsy będą wyglądały jak marzenie. Jak zawsze w przypadku tuszów bywa, dwie pierwsze aplikacje to delikatny efekt, który nie robi wrażenia, ale już trzeciego dnia...
Rzęsy naprawdę podkreśliły oko. Tusz pokrył wszystkie włoski, wydłużył je i nadał intensywny czarny odcień. Rzęsy wyglądały na dłuższe i grubsze. Zazwyczaj jestem wierna tuszom Rimmel, ale Deborah także daje radę.
2. Podkład dr Make-Up Lift Serum Foundation, Ingrid, cena ok. 25 zł
Dostałam ten produkt do testowania do redakcji, zabrałam do domu i chwilę musiał odczekać, zanim zdecydowałam się go użyć. Generalnie unikam podkładów, wolę odrobinę korektora i puder w kamieniu.
Dr Make-Up jest jednak wspaniały. Idealnie się aplikuje, fantastycznie dopasowuje do odcienia skóry, nie zostawia na twarzy efektu maski. Jest naprawdę świetny i dość wydajny. Dwie krople z przypominającego pipetkę aplikatora wystarczą na całą twarz.
Najlepszą rekomendacją niech będzie to, że jak tylko podkład się skończy, kupię następny.
3. Maseczka do twarzy Dead Sea Mud, H&M, cena z przeceny 5,99 zł
Tak naprawdę rodzajów tych maseczek jest wiele. Ja akurat wybrałam te o działaniu oczyszczającym, nawilżającym i regenerującym. Na zdjęciu Dead Sea Mud, czyli maska z błota z Morza Martwego. Kupiłam ją na wyprzedaży za 5 zł, czyli mniej więcej połowę ceny.
W małym pojemniku jest tyle produktu, że można nałożyć grubą warstwę specyfiku i jeszcze na szyję i dekolt starczy. Maseczki działają, jak należy. Polecam.
4. Gąbeczka do nakładania makijażu, H&M, 9,99 zł
Długo nie czułam potrzeby kupienia sobie gąbeczki, która przypomina kultowego " beauty blendera", do nakładania podkładu. Sądziłam, że przypomina zwyczajne trójkątne lateksowe gąbeczki, które nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Skusiłam się jednak na zakup. Doszłam do wniosku, że za popularnością tego jajowatego przyrządu musi stać coś więcej niż reklama.
I rzeczywiście stoi. Nakładanie podkładu to teraz czysta przyjemność - czysta, bo palce pozostają nieumazane w kosmetyku. Nadmiar podkładu można łatwo rozetrzeć, a aplikacja to łatwizna. To cudo jest naprawdę warte zakupu.
5. Matowy błyszczyk Rouge Edition Velvet, Bourjois, 23 zł - w promocji
Uwielbiam matowe szminki oraz błyszczyki. Zwłaszcza w soczystych, intensywnych kolorach. Błyszczyki Bourjois mam w dwóch odcieniach: fuksji i czerwieni. Kupiłam je na organizowanej cyklicznie promocji w Rossmannie (obniżka sięgająca 49 procent).
Kosmetyk jest trwały, ładnie pachnie, łatwo go nałożyć, a po całym dniu zmyć mleczkiem kosmetycznym.
6. Odżywka do paznokci Nail Tek Ridge Filler, kupiony na promocji za 20 zł
Jeśli miałabym wybrać jedną markę preparatów do paznokci, której ufam najbardziej, byłby to Nail Tek. Tę konkretną bazę wybrałam z dwóch powodów - po pierwsze jest matowa i lepiej niż na błyszczącej utrzymuje się na niej lakier. Po drugie - wysycha w sekundę. Baza dobrze chroni płytkę przed przenikaniem pigmentu z ciemnych lakierów.
Odżywka wyrównuje bruzdy na paznokciach i regeneruje płytkę. No i starcza na długo. jedyny minus? Jest dość droga, ale ja skorzystałam z okazji i kupiłam ją w promocji w Super-Pharmie.
1. Lakier do włosów H&M, 10 zł
I znowu kosmetyk z H&M, i ponownie kupiony na głębokiej wyprzedaży. Tym razem trochę się oszukałam, bo sądziłam, że kupuję suchy szampon do włosów (zasugerowałam się określeniem DRY na etykiecie).
Preparat okazał się jednak lakierem do włosów. Na szczęście całkiem dobrym. Ładnie pachnie, jest trwały i nie zostawia na włosach efektu matowego hełmu. Jestem z niego zadowolona.
2. Krem do twarzy Slow Age, Vichy ok. 100 zł
Vichy zmienia podejście do starzenia się. Po pierwsze namawia nas do tego, żeby zwolnić, przestać się spinać, nie walczyć z czasem, tylko zrobić z niego swojego sprzymierzeńca.
Dla mnie najistotniejsza (i dla naukowców Vichy także) jest ochrona przed promieniami UV. Slow Age ma filtr SPF 25 i filtr UVA. Ten kosmetyk jest stworzony dla kobiet mieszkających w dużych miastach - wystawionych na zanieczyszczenia powietrza, stres i pęd.
Stosowałam emulsję sumiennie, codziennie, do zużycia opakowania. Z jakim efektem? Skóra była doskonale nawilżona i rozświetlona.
Dodatkowy plus daję za eleganckie opakowanie i delikatny zapach.
3. Maseczka do twarzy w proszku RitualiTea, Mind Over Mate, Origins, ok. 150 zł
Tę maseczkę "tworzysz" sama z połączenia wody z proszkiem z pudełeczka. Nakładasz pędzelkiem lub palcami. Ma ciekawy zapach i daje dobre efekty.
Maseczka, którą stosowałam, miała działanie pobudzające, a znalazły się w niej ekstrakty z Yerba Mate i cytrusów. Maseczkę nakładałam po zrobieniu peelingu. Po zmyciu maski skóra wyglądała na superodświeżoną, czystą i zaróżowioną.
4. Krem do twarzy Nutri Maxx 40+ Chantarelle, w promocji 142 zł
Nie mam jeszcze czterdziestu lat, ale już przygotowuję moją skórę na zmianę pierwszej cyfry w liczbie lat z trójki na czwórkę.
Oprócz dbania o ochronę przed fotostarzeniem stawiam także na nocną pielęgnację. Krem Nutri Maxx 40+ zawiera retinol - obok stabilizowanej witaminy C najgoręcej polecany przez dermatologów składnik kosmetyków do twarzy.
To, że jego składniki są rzeczywiście aktywne, czuć natychmiast po aplikacji. Skóra delikatnie szczypie. Rano twarz wygląda świetnie - skóra jest nawilżona, elastyczna, a pory ładnie obkurczone.
5. Krem do skóry Weleda, ok. 40 zł
Wiem, ten krem jak na preparat ogólnozadaniowy jest dość drogi. Tym bardziej że wcześniej polecałam mój absoluty hit, czyli natłuszczający krem Elo-Baza, który kocham miłością bezgraniczną za jego wybitną skuteczność.
Jeśli zależy wam na produkcie naturalnym, ekologicznym, wyprodukowanym w pełnej świadomości i w poszanowaniu dla środowiska, to Weleda jest marką, która spełnia te oczekiwania.
Ten krem do skóry to klasyk marki Weleda. Dobrze natłuszcza naskórek, dość szybko się wchłania i nie tłuści (stosuję go na noc). Jeśli walczycie z przesuszeniami i spierzchniętą skórą, a przy tym jesteście wegetarianami, to ten krem obowiązkowo powinien trafić do waszej kosmetyczki.
6. Olejek do demakijażu z chusteczką w komplecie, Resibo 49 zł
Kolejny ukłon w stronę koreańskich rytuałów, tym razem z dziedziny demakijażu. Olejek stosuje się z wodą na całą twarz. Pozwala on rozpuścić wszelkie wodoodporne zanieczyszczenia, w tym serum i wodoodporne kosmetyki.
Jest do niego dołączona ściereczka z mikrofibry, którą moczymy, a następnie ścieramy preparat z twarzy.
Jest to produkt polski, naturalny i ekologiczny, dodatkowo pięknie zapakowany w rodzaj walcowatego etui. I co ważne, ma także świetne opinie w sieci wśród konsumentek.
7. Esencja do twarzy Hydraliane, SVR, 67 zł
O moim uwielbieniu dla kosmetyków marki SVR pisałam już nie raz. Te produkty naprawdę działają - zwłaszcza w przypadku skóry z problemami i z przebarwieniami.
Teraz marka wypuściła nowość, która jest odpowiedzią na fascynację Europejek koreańskimi rytuałami pielęgnacyjnymi. Jednym z kroków w etapie pielęgnacji skóry kobiet z Korei Południowej jest przecieranie skóry esencją. Nie jest to jeszcze serum, ale przyjemność ze stosowania preparatu jest ogromna.
Esencja dzięki swojemu składowi zatrzymuje na dłużej wodę w skórze, tworząc na twarzy rodzaj filmu. Ja trzymam butelkę blisko okna, płyn jest więc chłodny. Przecieranie nim skóry pobudza skórę i miło ją koi.
8. Serum do rzęs, 4 Long Lashes, Oceanic, ok. 70 zł
Chciałam spróbować serum do rzęs, które byłoby tańsze niż osławione amerykański RevitaLash. Za wcześnie jeszcze, żeby wyrokować, ale na razie jestem z serum zadowolona. Rzęsy nie wypadają, chyba rosną. Mam także mniej zaczerwienione powieki (RevitaLash mocno je niestety odbarwiało).
9. Olej rycynowy do skórek, Apteczka Babuni, ok. 5 zł
To mój od lat sprawdzony sposób na dbanie o skórki okalające paznokcie. Mam trzy fiolki w różnych miejscach - w pracy, w kuchni i przy łóżku, i regularnie wcieram kilka kropli w skórki. Dzięki temu są one nawilżone i natłuszczone, a manicure dłużej utrzymuje dobry wygląd.
1. Mydło z dodatkiem węgla ZEW for men, 24,99 zł
To mydło do zadań specjalnych. W moim domu służy nie do pielęgnacji męskiej skóry, ale do radzenia sobie z najgorszymi plamami. To właśnie nim, ciepłą wodą i szczoteczką z naturalnego włosia doczyściłam ubrania, w które wtarła w swoje i moje ciuchy supertrwałą, matową, czerwoną szminkę moja dwuletnia córka.
Ubrania ubrudzone szminką - udało się doczyścić. Fot. Archiwum redakcji
To także ta kostka doczyściła wiele różnych plam, które sama nie wiedziałam jak, kiedy, w wyniku działania których substancji powstały. No a przy okazji kostka jest także dobra do męskiej cery i pielęgnacji zarostu.
2. Świeczka zapachowa H&M, 29,90 zł
Świece zapachowe to moja słabość. Lubię te z IKEA, chociaż nie mają zbyt intensywnego zapachu, doceniam bogatą ofertę tych z TK Maxxa. Cenowo przystępne i zapachowo bardzo dobre są także świecie z H&M. Szkoda że szklany świecznik nie ma większej pojemności, a świeca nie starcza na dłużej.
3. i 4. Płyn do mycia powierzchni drewnianych i płyn do mycia łazienki, Barwa Perfect Mouse, ok. 13 zł i 6,50 zł
Te produkty nie pachną i nie wyglądają jak typowe preparaty do sprzątania. Ładne, proste butelki kryją w sobie skuteczne specyfiki o delikatnych i eleganckich nutach zapachowych. Nie czuć w nich chloru i agresywnej chemii. Dają sobie jednak radę z zabrudzeniami i zaciekami. Nawet nie sądziłam, że ta sfera życia może mnie czymś jeszcze zaskoczyć na plus.
5. i 6. Zapachy do wnętrz Marks&Spencer, ok. 29 zł (kupione w ofercie "trzy w cenie dwa")
Należę do osób, w których mieszkaniach ciągle palą się świeczki zapachowe. Z przyjemnością używam także perfumowanej wody do prasowania, saszetek zapachowych w szafach i zapachów w sprayu do rozpylania na pościel.
Zawsze podobał mi się także zapach typowy dla sklepu Massimo Dutti. I właśnie w Marks&Spencer znalazłam bardzo do niego zbliżony płyn - Frankincense & Myrrh. Drugi - Winter - ma inną nutę, bardziej świąteczną, ale także bardziej elegancką niż typowe "odświeżacze" powietrza. Jedyny minus jest taki, że zapach nie jest, niestety, zbyt trwały.
1. Płyn micelarny do demakijażu twarzy i oczu. Bourjois, Eau Micellaire Demaquillante, ok. 13 zł/250 ml
Zmywanie makijażu nigdy nie należało do moich ulubionych czynności. Męczyłam się z tym straszliwie, a efekty były mizerne. Kolejne waciki wciąż były brudne. Kilka miesięcy temu płyn micelarny Bourjois poleciła mi kosmetyczka. Sceptycznie podeszłam do sprawy. Jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że faktycznie działa błyskawicznie. Nie trzeba zużyć kilkunastu nasączonych wacików, aby oczyścić twarz.
Ale to nie koniec jego zalet. Jest dodatkowo bardzo wydajny i, co w zasadzie najważniejsze, delikatny. Nie podrażnia skóry, można stosować go do demakijażu oczu. Zostawia nawilżoną, lekko tłustą skórę.
2. Odżywcza maseczka-peeling do twarzy, Vianek Sylveco, ok. 20 zł/75 ml
Do testowania tego preparatu zachęciło mnie śliczne opakowanie i... zapach. Zmielone siemię lniane pachnie cudnie. Na początku używałam "Vianka" wyłącznie jako złuszczającego peelingu. I byłam nim nieco rozczarowana. Moim zdaniem ten preparat jest rewelacyjny, ale wyłącznie jako maseczka!
Połączenie składników odżywczych zawartych w miodzie, oleju sojowym, oleju z pestek moreli, oleju rokitnikowym, maśle kakaowe, shea oraz awokado wspaniale odżywia, wygładza, nawilża i uelastycznia skórę. Zostawia skórę gładką i mięciutką. Sprawdza się więc idealnie po ciężkim tygodniu albo tuż przed imprezą. W tak odżywioną i nawilżoną skórę znacznie lepiej wchłaniają się kolejne kosmetyki.
3. Peeling gruboziarnisty do twarzy, Clarena, Silica Peel, ok. 60 zł/50 ml
Według producenta ten peeling jest przeznaczony dla cery dojrzałej z licznymi bruzdami i zmarszczkami. I znowu się nie zgadzam. Ten peeling poleciła mi kosmetyczka, która, tak jak ja, przez lata męczyła się z trądzikiem, a teraz - trochę z potrzeby, trochę z przyzwyczajenia - skrupulatnie oczyszcza skórę.
Używam go pod prysznicem. Zazwyczaj dwa razy w tygodniu. Skóra jest po nim świeża i co bardzo ważne dla mnie - nawilżona. Peeling Clarena nie wysusza, a zostawia cerę gładką niemal jak po zabiegu w salonie kosmetycznym.
4. Urządzenie Ultrasonic Facial do peelingu kawitacyjnego, Rio, Sephora, 499 zł
Przez wiele lat chodziłam regularnie do kosmetyczki na peeling kawitacyjny. Oczyszczałam tak skórę minimum raz w miesiącu. Zabieg taki kosztuje (w zależności od salonu) około 100 zł. Do tego zawsze kosmetyczki proponowały mi dla lepszego efektu maski z alg lub/i maski hialuronowe. Cena rosła. Postanowiłam więc zainwestować i kupić urządzenie do kawitacji, którą można bez problemu zrobić samodzielnie w domu.
Urządzenie jest malutkie - niewiele większe od standardowej tubki pasty do zębów. Na początku używałam go kilka razy w tygodniu. Teraz w zupełności wystarcza mi raz w tygodniu. Porządnie oczyszczam twarz szczoteczką, robię peeling enzymatyczny i po zmyciu go przystępuję do akcji. Wacikiem nawilżam partie twarzy, które w danym momencie oczyszczam. Wystarczy przyłożyć metalową część urządzenia do twarzy i "jeździć" nim po wilgotnej skórze.
Efekt? Dla mnie w zupełności zastępujący wizyty u kosmetyczki. Na metalowej blaszce zbiera się brud, a pory stopniowo się oczyszczają. Czasem aż trudno uwierzyć, że to wszystko "wyszło" z oczyszczonej wcześniej twarzy.
Warto jednak pamiętać, że Ultrasonic Facial nie zastępuje manualnego oczyszczania twarzy. Czyści powierzchniowo. Używając technologii ultradźwiękowej, odblokowuje pory. Głębokie zanieczyszczenia, zaskórniki "wychodzą" na zewnątrz. Łatwiej je dzięki temu usunąć.
Urządzenie ma też jeszcze jedną funkcję - sonoforezy. Dzięki niej stosowane przez nas kosmetyki mają szansę dotrzeć głębiej, do kolejnych warstw skóry. Nakładam serum i włączam program fali przerywanej. Tutaj nie zaobserwowałam spektakularnych efektów nawilżenia czy odżywienia. Ale trzeba przyznać - jest to przyjemny zabieg i skóra jest po nim bardzo gładka i miękka.
5. Olejek do mycia ciała, Dove, Odżywcza Pielęgnacja z Marokańskim Olejkiem Arganowym, 18 zł/200 ml
To mój pierwszy olejek do mycia ciała i od razu trafiony! Ładnie pachnie, pieni się minimalnie (miła odmiana po żelach pod prysznic, które robią dużo piany, ale wysuszają skórę). Oleista konsystencja, do której nie byłam przekonana, okazała się strzałem w dziesiątkę. Skóra po umyciu jest nawilżona, miła w dotyku i, co ważne, nie zostaje na niej tłusty film. Ciało nie potrzebuje nawet balsamu, który zazwyczaj pieczołowicie wcieram po kąpieli.
To nie koniec zalet. Może to wydać się prozaiczne, ale dla mnie to ważne. Butelka się nie brudzi! Mimo że dotyka się jej "tłustymi" rękoma, nie zostają na niej ślady. Woda wszystko zmywa, więc przy kolejnym użyciu nigdy nie wyślizguje się z rąk.
6. Brzozowy scrub do ciała "Głębokie oczyszczenie", Bania Agafii, ok. 8 zł/100 ml
Uwielbiam kosmetyki Bania Agafii. Są tanie, wydajne i świetnie sprawdzają się podczas podróży (za sprawą małych opakowań, zwykle do 100 ml). W przypadku tego scrubu nie przeżyłam zaskoczenia. No może poza zapachem! Pachnie jak las. Świeży brzozowy, bardzo przyjemny zapach zdecydowanie umila mi każdy prysznic.
Zielona saszetka starczyła mi na 10 porządnych peelingów całego ciała. Skóra nie była wysuszona, podrażniona. Używałam leśnego peelingu także do stóp. Delikatnie, ale skutecznie ściera naskórek, co w przypadku stóp jest bardzo istotne.
7. Balsam do twarzy i ciała, Cetaphil MD Dermoprotektor, ok. 40 zł/ 250 ml
To krem, który stoi w moim domu przy drzwiach wejściowych. Używam go ja, używa go mój mąż, używają go goście. Nie znam kosmetyku, który lepiej nawilża i odżywia skórę dłoni. A to szczególnie ważne w sezonie grzewczym. Łagodzi zaczerwienienia i koi popękaną czy wysuszoną skórę.
Na dodatek starcza na bardzo długo. Butelka 250 ml spokojnie starcza nam na pół roku. Z tymże, mimo sugestii producenta, że jest to kosmetyk do twarzy i ciała, stosujemy go wyłącznie do pielęgnacji dłoni.
8. Szczotka do włosów, Tangle Teezer od 25 do 55 zł
Szał na szczotkę Tangle Teezer zapanował minimum rok temu. Ja byłam sceptyczna. Miałam swój ukochany grzebień z szeroko rozstawionymi zębami i (w moim mniemaniu) idealną szczotkę. Myliłam się. Kiedy zgubiłam starą szczotkę, niechętnie kupiłam Tangle. Na szczęście były dostępne czarne modele (kiedyś były tylko różowe). I faktycznie, muszę przyznać rację wszystkim blogerkom urodowym i specom od PR, to naprawdę najlepsza szczotka.
Ale to nieprawda, że sprawdzi się najlepiej w przypadku długich włosów. Sprawdzi się u każdego. Ta szczotka nie wyrywa włosów, nie ciągnie. Po prostu ideał.
9. Alfaparf IL Salone Supreme maska do włosów suchych i zniszczonych ok. 60 zł/500 ml
Mam długie włosy. Zazwyczaj wiążę je w koka, bo plączą się, przeszkadzają. Dzięki tej masce częściej noszę rozpuszczone włosy!
Maska wygładza, bardzo nawilża końcówki włosów. Nie są dzięki niej suche i przesuszone. Nie elektryzują się. Jest dość "ciężka", więc nie wiem, jak sprawdzi się w przypadku osób, które mają mało włosów. Moich nie obciąża, za to trzyma je w ryzach!
10. Maska odmładzająca do włosów 10 w 1, Marion, Hair Anti-Age, Mono i& Olive Oils, ok. 8 zł/150 ml
Do preparatów do włosów bez spłukiwania zawsze podchodzą sceptycznie. Bardzo łatwo przesadzić z ich aplikacją. Często zamiast odświeżonych czy nawilżonych włosów miałam efekt przetłuszczonych. W przypadku tej maski nie można chyba przesadzić. Przynajmniej mi się nigdy nie udało.
Dodatkowo jest wygodna w użyciu, bo jest w sprayu. I pachnie rewelacyjnie. Stosuję ją tuż po umyciu włosów i dzięki temu czuję się, jakbym wyszła prosto z salonu fryzjerskiego. Ułatwia rozczesywanie nawet bardzo poplątanych kosmyków.
Eiszell Knapp na piersi
Marzycie o usunięciu rozstępów, blizn potrądzikowych, ujędrnieniu skóry, rozjaśnieniu jej? W przypadku obu moich ciąż po narodzinach dzieci robiły mi się rozstępy na piersiach. Ponieważ karmiłam piersią, nie mogłam smarować biustu żadnymi preparatami pomagającymi na natychmiastową reakcję.
Z przyjemnością wybrałam się więc (kiedy już mogłam) na zabieg Eiszell marki Knapp. Ja akurat z rozstępami na piersiach, ale widziałam efekt aplikacji komórek macierzystych szkockich owiec na osobach z bliznami potrądzikowymi, i był on świetny.
Po jednym tylko zabiegu i czterech tygodniach od zabiegu skóra była jaśniejsza, jędrniejsza, a rozstępy stały się mniej widoczne.
Zabieg jest bezbolesny i nie trwa zbyt długo. Na początek kosmetyczka robi mikrodermabrazję poddawanych zabiegowi miejsc, a następnie aplikuje jedna po drugiej powierzchniowo wypreparowane komórki macierzyste. Są one zimne - do salonu są przywożone w specjalnym pojemniku podtrzymującym chłód.
Zabieg polega na naniesieniu preparatu składającego się z unikalnej formuły składników, z których główną grupę stanowią świeże komórki pozyskiwane z rożnego rodzaju tkanek specjalnej rasy owiec: skóry i tkanki łącznej. Składnikami wspierającymi świeże komórki są kolagen, witamina C i chlorek wapnia.
Chantarelle na twarz
Jestem zwolenniczką mobilizowania skóry do działania. Stymulowania jej, zmuszania do regeneracji i wytężonej pracy. Z tego powodu chętnie poddaję się wszelkim zabiegom, które mają prowokować organizm do wysiłku.
Zabieg nawilżająco-regenerujący dla skóry dojrzałej w Instytucie Chantarelle jest wybitnie przyjemny. Aż tak, że podczas każdego z trzech zabiegów z serii pięć minut po położeniu się na fotelu - zasypiałam.
Na czym dokładnie polega? Kosmetyczka, działając laserem VIASKINER MesoLED, wprowadzała głęboko w skórę specjalny preparat aktywny. Ma on za zadanie skórę ujędrnić, odżywić i nawilżyć. I robi to!
Filorga na zmarszczki
Jedynym miejscem, w którym mam problem ze zmarszczkami, jest okolica oczu. Pięć lat temu testowałam na własnej skórze zabieg wypełniania zmarszczek kwasem hialuronowym, później miejscowe działanie botuliną.
Wypełniacze wtedy nie dawały długotrwałego efektu. Dodatkowo po zabiegu miałam krwiaka pod oczami, który schodził mi dwa tygodnie. Wypełniacze były także drogie.
Botuliną nie będę się już ostrzykiwać, bo źle się czułam z nieruchomym czołem i "bułeczkami" pod oczami.
Na zaproszenie marki Filorga miałam zrobione dwa zabiegi. Pierwszy z nich to była mezoterapia igłowa. W miarę bezbolesny zabieg ostrzykania skóry twarzy i szyi, tzw. Hydro Boosterem, czyli połączeniem dwóch preparatów: NCTF i M-HA.
Przez dwa tygodnie skóra była jędrniejsza, jaśniejsza i wyglądała na głęboko wypoczętą (co przy dwójce małych dzieci i zarywanych nocach jest trudnym zadaniem). To świetny zabieg do zrobienia go sobie przed dużym wydarzeniem - ślubem, poważną galą, dużym wystąpieniem publicznym.
Drugi zabieg to było wypełnienie twarzy Art Fillerem, czyli kwasem hialuronowym. Pomimo namowy pani doktor, żeby "zrobić" całą twarz, twardo obstawałam tylko przy oczach. Przez większość życia miałam pucołowatą twarz i wreszcie, kiedy stała się ona smukła, nie mam zamiaru znowu fundować sobie policzków chomika.
Czekając, aż zacznie działać znieczulenie. Fot. Archiwum prywatne
Lekarka znieczuliła mi miejsca pod oczami, a po pół godzinie przystąpiła do dzieła. Obeszło się bez krwiaka (pod jednym okiem miałam małego siniaka), ale za to miałam opuchliznę przypominającą "worki" pod oczami.
Po tygodniu worki zniknęły. Podobnie jak zmarszczki! Efekt jest rewelacyjny, skóra gładka, wygląd jak najbardziej naturalny. I co ważne, przy pomyślnych wiatrach może się utrzymać nawet do 18 miesięcy!
Manicure w The Girls Beauty Bar
Takich adresów zdradzać nie lubię, ale trudno, podzielę się z wami. Na mapie Warszawy przy rogu Mokotowskiej z Piękną powstał nowy salon kosmetyczny - z usługami manicure, fryzjerskimi i makijażowymi. Ja korzystałam z tych pierwszych. Zaznaczam, że jestem bardzo wymagająca, ale także wierna, jeśli ktoś spełnia moje oczekiwania.
W The Girls Beauty Bar manicure jest taki, jak należy: z namaczaniem skórek, odpakowywaniem przyrządów ze sterylnych opakowań. Można zrobić sobie hybrydę, manicure lakierem OPI Infinite Shine albo klasycznymi lakierami.
Dodam tylko, że salon jest prześliczny, pracujące w nim panie nie tylko profesjonalne, ale także sympatyczne, a w skład salonu wchodzi także niewielka kawiarnia.