W rozmowie, jaka ukazała się dziewięć lat temu na łamach Gazety Stołecznej, nieżyjąca już pisarka i satyryk, Stefania Grodzieńska, o kawiarnianym życiu opowiadała dziennikarzowi Tomaszowi Kwaśniewskiemu. Według Grodzieńskiej w kawiarni bywała przed wojną wyłącznie inteligencja. Do kawiarni przychodziło się na kawę, a piwo piło się w innych przeznaczonych w tym celu miejscach. Na zdjęciu kawiarnia na świeżym powietrzu w Gdyni.
Jak wspomina w rozmowie Stefania Grodzieńska w warszawskiej kawiarni przy Mazowieckiej czyli słynnej "Ziemiańskiej", było pięterko Skamandrytów. Siadywali tam Tuwim, Leśmian, Lechoń, Słonimski. To pięterko było marzeniem wszystkich snobów. Każdy chciałby kiedyś tam się znaleźć. Tylko, że to było niemożliwe, bo to był tylko i wyłącznie ich stolik. Na zdjęciu Bolesław Leśmian z córką.
Grodzieńska opowiadała, że przed wojną modna była także kawiarnia w hotelu Europejskim. Jak ją określiła pisarka - "taka weranda przyklejona do hotelu. Tam swój stolik miał Ludwik Sempoliński. Mistrz większości współczesnych aktorskich gwiazd średniego pokolenia. Siadywał w kawiarni przy swoim stoliku i jak ktoś chciał z panem Luniem pogadać to czyhał. Koło godz. 14 kończyła się próba w teatrze i Ludwik Sempoliński pojawiał się w kawiarni. To siedzenie traktował jak pracę na etacie". Na zdjęciu kawiarnia hotelu Europejskiego.
Na pytanie dziennikarza, czy w owych czasach bywały "lwy salonowe", Stefania Grodzieńska odpowiedziała, że owszem. "Jasne. Ziemiaństwo, inteligencja, cyganeria. Tych "towarzystw" zresztą było dużo i każde miało swoje ulubione lokale. Zresztą te "towarzystwa" szalenie się mieszały. Bardzo modne były śluby ziemian z gwiazdami kabaretu. Na przykład Ordonka była żoną hrabiego Tyszkiewicza. Dużo było takich małżeństw. Pan utytułowany, a żona gwiazda. Był to wręcz pożądany związek. (...) Te gwiazdy to były prawdziwe gwiazdy. To była ogromna, dziś nie do wyobrażenia popularność. Nie było telewizji, był teatr, film, kabaret".
Jak w rozmowie z dziennikarzem wspominała Stefania Grodzieńska, wieczorem chodziło się do Adrii. "Tam codziennie wieczorem odbywał się dancing. Dziś dancing nie istnieje. A szkoda, zwłaszcza dla kogoś kto tak lubi tańczyć, jak myśmy lubili. To była nasza ulubiona rozrywka. Cały czas myśleliśmy o tym "gdzie by tu pójść potańczyć" i chodziliśmy do "Adrii". W soboty i niedziele dancingi odbywały się tam dwa razy dziennie. Najpierw dokładnie o piątej był tak zwany "fajf", a potem wieczorem taki sam tyle, że wieczorem".
Stefania Grodzieńska wspominała w rozmowie, że wieczorem, po przedstawieniach i kabarecie, chodziło się na wódkę. "Tylko, że wtedy jakoś nikt się tak nie upijał. Upijał się, ale inaczej. Może ta wódka była inna, może te organizmy były silniejsze, może obyczaje wódczane przyzwoitsze".
Na pytanie Tomasza Kwaśniewskiego, czy po wojnie życie kawiarniane się odrodziło, Stefania Grodzieńska odpowiedziała: "Tak jak świetnie pamiętam to życie przedwojenne, tak powojenne jakoś się zaciera. Może to przez wojnę. Pamiętam jak na początku lat 50-tych powstały "Szpilki", a wraz z nimi kawiarnia. Redakcja i kawiarnia mieściły się przy pl. Trzech Krzyży. Mówiono na nią kawiarnia "U Marca" - od nazwiska właściciela. Była też szalenie sympatyczna kawiarnia na ul. Filtrowej 68. Nasza ulubiona. Nazywaliśmy ją "Flirtowa".
Partnerem Projektu jest Narodowe Archiwum Cyfrowe www.nac.gov.pl.