"Tęczowych osób w Polsce jest ok. dwóch mln. Nie da się rozpoznać czyjejś orientacji po tym, z kim ktoś śpi"

- Orientacja nie zmienia się pod wpływem siły woli, swojego wyboru, życzenia ani jakichś działań pseudomedycznych - to jest niemożliwe. Pseudoterapie, które miałyby komuś zmienić orientację lub płeć, są nieskuteczne i krzywdzą - mówi Basia Baran, psycholożka Fundacji SEXEDpl, w rozmowie z Agą Kozak.

"Rubryka SEXEDpl" to miejsce otwartych rozmów o edukacji seksualnej, cielesności, bez podziałów na wiek, płeć czy pochodzenie. Na łamach naszego cyklu publikujemy rozmowy, w których obalamy mity, dopowiadamy to, co o seksie jest niedopowiedziane po to, żeby każdy mógł cieszyć się swoją seksualnością w świadomy i bezpieczny sposób. Kobieta.Gazeta.pl wraz z Fundacją SEXEDpl zaprasza do czytania co dwa tygodnie, w niedziele o godz. 19.

Zobacz wideo Poznały się, grając w piłkę nożną. Dziś są małżeństwem

Aga Kozak: Wiemy już mniej więcej, co oznaczają pierwsze dwie litery skrótu LGBT+, który obejmuje osoby - no właśnie, jakie?

Basia Baran: Osoby nieheteronormatywne, czyli takie, które nie są heteroseksualne lub nie są cispłciowe. Cispłciowość to stan, gdy tożsamość płciowa osoby odpowiada płci nadanej tej osobie przy urodzeniu. Plus na końcu skrótu, o który często jesteśmy pytani, oznacza, że jest to nazwa otwarta, że do tej grupy zapraszane są kolejne osoby, które nie wpisują się w heteronormę. Inaczej na grupę osób LGBT+ mówimy "społeczność tęczowa" lub "społeczność queerowa". 

Powiedziałaś, że to grupa otwarta…

Inaczej inkluzywna, włączająca kolejne grupy spoza heteronormy. Przy czym kluczowy jest tu sposób, w jaki dana osoba sama siebie określa.

Czyli jeśli ktoś nie chce, żeby mówić o nim "gej", "homoseksualista" - o czym zaraz jeszcze porozmawiamy - czy "lesbijka", to tak o nim/niej nie mówimy, nawet jeśli jest mężczyzną związanym z mężczyzną lub kobietą nawiązującą relacje z kobietami?

Nie mówimy tak, bo po jakimś zachowaniu seksualnym nie da się rozpoznać czyjejś orientacji. To, że mężczyzna uprawia seks z innym mężczyzną, nie oznacza, że ta osoba jest gejem. Możemy z różnych powodów uprawiać seks lub tworzyć związki z różnymi osobami i to niekoniecznie musi zawsze odzwierciedlać naszą orientację. Najlepszą więc zasadą - powtórzę - jest używanie takich nazw, jakimi ktoś siebie opisuje. Nigdy nie wiemy lepiej niż dana osoba, kim ta osoba jest. Tu chodzi też o szacunek do drugiego człowieka - nie przyjmujmy postawy wyższościowej, szanujmy to, w jaki sposób ktoś się przedstawia.

Czyli jeśli określa się czymś, co dla nas jest skomplikowane do pojęcia?

Jeśli ktoś określa się słowem, którego nie rozumiemy - bo niektóre mogą być mało powszechne - możemy zadać pytanie "co to znaczy?", z ciekawością, w sposób nieatakujący. Oczywiście musimy przyjąć, że ta osoba ma prawo nam tego nie chcieć wyjaśnić.

Wrócę do tego określenia, że ktoś jest "homoseksualistą" czy jest "homoseksualny", również na oznaczenie kobiet. Czy nadal tak mówimy?

Przestarzałe staje się mówienie o "homoseksualizmie", bo przestajemy już używać sufiksów "-izm". Mówimy za to o "homoseksualności". Wiemy bowiem od mniej więcej 50 lat, że różne orientacje psychoseksualne są zdrowymi wariantami normy. A w momencie, gdy dodajemy "-izm", to słowo zaczyna brzmieć bardzo medycznie, odstraszać i kojarzyć się po prostu źle. Mówienie o "homoseksualności" jest więc bardziej przyjazne i adekwatne. I tak, kobietę można nazwać osobą homoseksualną.

No dobrze, wróćmy do LGBT+, które często rozszerza się jako LGBTQIA. L - lesbijka. G - gej. B?

Osoba biseksualna. Aktualnie trochę się zmienia to, jak postrzegamy tę orientację psychoseksualną. Dawniej mówiono, że oznacza to odczuwanie pociągu seksualnego i/lub romantycznego - bo one nie zawsze muszą iść w parze - do kobiet i do mężczyzn. Ale było to w czasach, kiedy jeszcze słabo rozumieliśmy jak różnorodny jest świat płci. Teraz raczej mówimy o tym, że oznacza to odczuwanie pociągu do osób z przynajmniej dwóch grup płciowych.

Osoba biseksualna - przykładowo to będzie kobieta - może tworzyć związek z mężczyzną i to wcale nie zmienia jej orientacji. Choć z zewnątrz może nam się wydawać, że to po prostu para osób hetero, to wejście w taki związek nie zmieniło orientacji tych osób. Biseksualna kobieta nawet w związku mężczyzną pozostaje sobą biseksualną.

Czyli nawet w związkach, w których są osoby różnych płci mogą być osoby o różnych orientacjach?

Zgadza się. Na biseksualność możemy patrzeć jak na termin parasol, który opisuje orientacje, w którym pociąg kieruje się do więcej niż jednej płci. Pod takim parasolem mogą się odnaleźć osoby panseksualne. W tym określeniu ważny jest przedrostek "pan-", który podkreśla wielość i różnorodność. Osoba panseksualna powiedziałaby, że pociągają ją lub go różne osoby niezależnie od cech płci, jakie te osoby mają. Czyli cechy płci, nie są kluczowym kryterium co do tego, kto mi się podoba, z kim chcę tworzyć związek albo, kto mnie pociąga.

Ale te terminy nie mają jasnych granic, prawda?

Dlatego niektóre osoby używają określeń "panseksualna" i "biseksualna" zamiennie lub obydwu naraz. Wielu używa tylko jednego.

Panseksualność jest też terminem nowszym i jeszcze mniej rozpoznanym - możliwe, że w miarę upływu czasu więcej osób odnajdzie w tym określeniu siebie.

LGB - następne w kolejce jest T.

"T" odnosi się tym razem nie do orientacji psychoseksualnej, tylko do tożsamości płciowej, czyli po prostu do płci. Oznacza osoby transpłciowe. To osoby, których płeć jest inna niż ta, którą nadano im przy narodzeniu.

Czyli?

Rodzi się noworodek. Gdy lekarz lub lekarka obejrzy ciało tej małej osoby, wpisuje w dokumentach określenie płci - K lub M - i w tym momencie nastąpił błąd. Transpłciowemu noworodkowi wpisano do dokumentów niepoprawne oznaczenie płci. Później ta osoba, gdy się rozwija, często już we wczesnym dzieciństwie czuje się inaczej, niż pokazują dokumenty. Ma inną płeć, niż wskazywałby na to akt urodzenia. 

Czyli T nie oznacza transseksualności?

Mieliśmy problemy z tłumaczeniem angielskiego terminu, a on odnosi się właśnie do płciowości, nie do seksu. "Transpłciowość" jest terminem szerszym niż "transseksualność" i ten drugi jest aktualnie rzadziej używany. Jeśli mówimy o "transpłciowości", powinnyśmy powiedzieć też o "niebinarność".

Opowiedz, co to znaczy.

Większość osób transpłciowych określa się jako kobiety albo mężczyźni. Trans-kobieta to po prostu kobieta, trans-mężczyzna to po prostu mężczyzna. Są jeszcze jednak osoby, które nie identyfikują się ani z grupą kobiet, ani z grupą mężczyzn. Osoby niebinarne mogą czuć, że mają jakieś cechy z każdej z tych grup albo że w ogóle ten podział nie jest dla nich, nie dotyczy ich, stoją niejako obok.

W przypadku osób niebinarnych też ważne jest to, żeby zapytać, jak się do nich zwracać. Ważne są zaimki.

Bardzo chcę podkreślić, że tak naprawdę, to każdą osobę warto o to zapytać. Osoby z tęczowej społeczności nie walczą o jakieś specjalne wymagania czy przywileje. Osoby LGBT+ walczą o takie samo traktowanie, które mają zapewnione osoby heteronormatywne. To, że osoba nieheteronormatywna chce się czuć bezpiecznie na ulicy, chce, żeby jej lub jego rodzina miała zapewnioną opiekę zdrowotną i prawną, chce mieć równe szanse na zatrudnienie - przecież tego samego chce osoba heteronormatywna. To nie są specjalne potrzeby i przywileje. Są to dokładnie te same potrzeby.

Wielu z nas o osobach niebinarnych dowiedziało się w pandemii, kiedy na korporacyjnych callach obok imienia osoby pojawiał się też zaimek, jakim te osoby chciały, żeby się to nich zwracać, np. they - oni. Podobne opisy można zobaczyć np. na Instagramie.

Tak, osoby transpłciowie i niebinarne w Polsce też tak robią. Elementem podstawowego szacunku do drugiej osoby jest niezakładanie, że lepiej wiem, jaka i kim jest ta osoba. Starajmy się mówić do kogoś tak, jak przedstawia się ta osoba. Za to jeśli zdarzy nam się, że nazwę "panem" osobę, która przedstawia się jako "pani", to po prostu przepraszamy i później zwracamy się poprawną formą.

Nie zwracajmy się do osoby uporczywie zaimkiem, który według nas komuś bardziej pasuje - to forma przemocy nazywana misgenderingiem.

To idziemy dalej - LGBT…

Q - ta litera oznacza osoby queerowe. To zapożyczenie z języka angielskiego, które ma znaczenie historyczne. "Queer" było niegdyś określeniem obraźliwym na osoby niehetero - oznaczało dziwaka. Społeczność LGBT+ przejęła to słowo, zaczęła go używać wobec siebie bez kontekstu negatywnego. Osoby queerowe mogą być osobami, które czują, że społeczność tęczowa jest dla nich, ale nie identyfikują się z żadną inną literą ze skrótu, albo są "pomiędzy" kilkoma literami LGBT+.

Może od razu zapytam o płynność, "przechodzenie" między literkami.

Ludzka seksualność jest płynna i nie dotyczy to tylko osób queerowych, tylko wszystkich. Seksualność wszystkich ludzi może rozwijać się i zmieniać wraz z biegiem czasu. Również nasza orientacja psychoseksualna nie jest sztywna. Z jednej strony ona może trochę się zmieniać. Z drugiej strony, gdy dojrzewamy, coraz bardziej akceptujemy swoje uczucia, możemy lepiej rozumieć własną orientację.

Bardzo ważne jest to, że orientacja nie zmienia się pod wpływem siły woli, swojego wyboru, życzenia ani jakichś działań pseudomedycznych - to jest niemożliwe. Pseudoterapie, które miałyby komuś zmienić orientację lub płeć, są nieskuteczne i krzywdzą.

Międzynarodowa Rada ds. Rehabilitacji Ofiar Tortur uważa te techniki właśnie za tortury. Parlament Europejski oraz ONZ wzywają do ich zakazania.

Kolejna litera to I.

I oznacza "interpłciowość". To określenie, które się nie odnosi ani do orientacji, ani do tożsamości płciowej. "Interpłciowość" jest terminem mało znanym, powstała niedawno pierwsza w Polsce organizacja pozarządowa skupiona właśnie na tym temacie. Jest to fundacja Interakcja. Interpłciowa osoba to taka, której ciało albo nie jest zbudowane, albo nie funkcjonuje w typowy sposób zgodny z utartą definicją ciała kobiety albo ciała mężczyzny. To ciało ma cechy zróżnicowane.

Bo płeć może się składać z różnych składowych?

Czasem mówi się o płci biologicznej, kulturowej - ja nie przepadam za takim podziałem, bo to by oznaczało, że jedna osoba ma po kilka płci, a przecież gdy pytamy kogoś o płeć, to zazwyczaj słyszymy po prostu jedno, konkretne słowo. Wolę mówić, że płeć ma różne aspekty i to mogą być aspekty m.in. biologiczne, społeczne, kulturowe, psychologiczne. W medycynie i psychologii uznajemy teraz, że kluczowa w określeniu płci jest tożsamość płciowa, czyli to, jak osoba sama odczuwa i określa swoją płeć.

Ale wracając do tych biologicznych aspektów płci…

Jest tu możliwa duża różnorodność. I właśnie przykładem na to jest interpłciowość. Ta różnorodność może dotyczyć poziomu chromosomów, hormonów i receptorów hormonalnych, narządów płciowych wewnętrznych oraz narządów zewnętrznych. Na każdym z tych poziomów możliwe jest wystąpienie pewnej nietypowości i wówczas mówimy o cechach interpłciowych. Istnieje ponad 40 różnych rodzajów interpłciowości. Jeśli chodzi o tożsamość płciową, to większość osób interpłciowych określa się jako kobiety lub mężczyźni, choć i tu mogą się zdarzyć osoby transpłciowe i niebinarne. Interpłciowość wcale nie jest rzadka - ONZ mówi, że 1,7 procent populacji stanowią osoby interpłciowe.

Tyle, ile osób rudych.

A każdy z nas zna jakąś rudą osobę, prawda? Więc pewnie spotkaliśmy też w życiu osobę interpłciową.

Głównym postulatem aktywistów i aktywistek działających na rzecz osób interpłciowych jest zatrzymanie zabiegu medycznego, który przeprowadza się na interpłciowych noworodkach. Chodzi o tak zwane operacje normalizujące.

Interpłciowość może bowiem dotyczyć biologicznych cech ciała, których nie widać gołym okiem, ale czasem może dotyczyć też wyglądu naszego ciała - przykładowo genitaliów. Noworodek może potrzebować ingerencji chirurgicznych, gdy występuje zagrożenie życia lub zdrowia. Jednak w przypadku noworodków interpłciowych wiemy, że zdarza się, że lekarze lub lekarki zalecają taką operację, żeby "znormalizować" genitalia noworodka, bo np. wargi sromowe lub łechtaczka są według personelu medycznego za duże.

Żeby wyglądały jak takie typowe?

Tak. Czyli wskazaniem do tej operacji nie jest ochrona zdrowia, tylko ocena estetyczna personelu. A ponieważ interpłciowość jest mało znana, to rodzice, którzy słyszą takie zalecenie lekarskie, a są wystraszeni, wyrażają zgodę. Taka operacja nie pozostaje bez znaczenia dla życia tej osoby, bo na jednej się zazwyczaj nie kończy. Wykonuje się kolejne, gdy dziecko rośnie, a potem dojrzewa. Często dorosłe osoby interpłciowe mówią o tym, że całe życie zmagają się z konsekwencjami tych operacji, na które sami się nie zgodzili, bo byli dziećmi. Mówią, że mają blizny, czują ból, te miejsca są mniej wrażliwe seksualnie. Ekspert ONZ zajmujący się torturami uznał te operacje za okrutne i poniżające, a z raportów Unii Europejskiej wiemy, że aż ponad połowa osób interpłciowych przeszła operacje bez ich świadomej zgody.

Następna literka to A.

Oznaczająca osoby aseksualne. Coraz więcej osób mówi o swoim doświadczeniu aseksualności, więc zaczyna się to osłuchiwać. To ważne, bo to słowo bywa mylnie używane w języku polskim jako obraza na kogoś nieatrakcyjnego. A osoby aseksualne są tak samo atrakcyjne, jak wszystkie inne osoby.

Kim więc są osoby aseksualne?

To takie, które nie odczuwają pociągu seksualny do innych osób. Aseksualność to rodzaj orientacji, nie jest stanem chorobowym, nie jest chwilowym obniżeniem potrzeb seksualnych. Możliwa jest też opcja, że osoba aseksualna poczuje pociąg seksualny, ale tylko w pewnych sytuacjach. Aseksualność jest terminem-parasolem, pod którym możemy zebrać różne określenia ze spektrum aseksualności, np. "demiseksulność".

To bardzo ciekawe, opowiedz.

Demiseksualność jest takim rodzajem orientacji, w którym osoba może poczuć do kogoś pociąg seksualny, ale tylko, gdy czuje bardzo bliską, zaangażowaną więź emocjonalną z tą osobą. O osobach aseksualnych krąży dużo krzywdzących mitów, a osoby aseksualne mogą tworzyć związki, mogą lubić czułość fizyczną, mogą jej też nie lubić. Mogą również uprawiać seks, jeśli z jakiegoś powodu tak zdecydują. Choć przypominam sobie polskie badania, w których zapytano osoby aseksualne o to, czy wolałyby nigdy w życiu nie uprawiać seksu i większość z nich odpowiedziała "tak". Osoby aseksualne - i to jest ważne - akceptują i często lubią swoją orientację. To nie jest stan, w którym chcę uprawiać seks, ale z jakichś powodów nie mogę i przez to cierpię.

No i jest jeszcze ten plus na końcu.

Tak jak mówiłam, pokazuje, że jest to społeczność otwarta. Że osoby, które nie odnalazły opisu siebie w literkach skrótu, ale dla których heteronorma jest za ciasna - są tu mile widziane. One też należą do tęczowej społeczności.

Co powinniśmy wiedzieć jeszcze o osobach LGBT+?

Że osób tęczowych w Polsce jest dużo - w granicach dwóch milionów. To dość niemożliwe, aby nigdy w życiu nie spotkać osoby LGBT+. Jeśli żadna osoba nie wspomniała przy mnie, że jest LGBT+, może jestem częścią problemu? Mam na myśli najwyższy w Europie wskaźnik homofobii według raportu ILGA-Europe. Mogę jednak to zmienić. Jak? Dowiedzieć się, jakie są realia tych osób, poczytać, zajrzeć na strony organizacji edukujących na ten temat, np. SEXED.PL, Kampanii Przeciw Homofobii. Mogę świadomie dawać znać, że różnorodne osoby w moim towarzystwie są bezpieczne i mogą być sobą, bo szanuję innych ludzi.

Mówisz o byciu sojusznikiem/sojuszniczką, osobą, która nie jest częścią społeczności, ale po prostu wpiera osoby LGBT+ albo stoi po ich stronie.

Ale też o byciu dobrym przyjacielem lub przyjaciółką albo po prostu dobrym człowiekiem.

***

Następna porcja pytań i odpowiedzi o seksie już w niedzielę, za dwa tygodnie. Jeśli masz pytanie, które chciałbyś/chciałabyś zadać, napisz wiadomość na Instagram SEXEDpl lub na zapytajbasie@sexed.pl.

Więcej o: