Pary, które starają się o dziecko powinny pomyśleć o częstszym seksie, szczególnie kiedy problemy z poczęciem potomka ma mężczyzna. Badania mężczyzn mających kłopoty z płodnością dowiodły, że codzienna ejakulacja zmniejszyła średnio o 12 proc. liczbę uszkodzeń materiału genetycznego w plemnikach. I to zaledwie w ciągu tygodnia. Taką poprawę zanotowano u ośmiu pacjentów na dziesięciu. Plemniki były też bardziej ruchliwe. Według lekarzy, im dłużej sperma pozostaje w jądrach tym bardziej psuje się jakość nasienia i dochodzi do zmian w DNA. Ciepłe środowisko ciała też jej szkodzi. Warto jednak wiedzieć, że terapia seksem nie jest dla każdego. Podczas tygodniowego badania liczba plemników w jednym wytrysku spadła z 180 milionów pierwszego dnia doświadczenia do 70 mln ostatniego. Choć były one w lepszej formie, to jednak w przypadku mężczyzn mających za mało plemników na starcie, częste współżycie bardziej im zaszkodzi, niż pomoże.
Podnieceniu seksualnemu towarzyszą nie tylko rumieńce rozkoszy, ale również przekrwienie żołądka. Osoby kochające się regularnie rzadziej cierpią na nadkwasotę i chorobę wrzodową. Rzadziej mają też bóle głowy. W trakcie aktu miłosnego w mózgu wzrasta produkcja endorfin i kortykosteroidów - substancji o działaniu przeciwbólowym porównywanym z działaniem morfiny. Seks to również lekarstwo na ból pleców. Podczas pobudzenia wzrasta ukrwienie tkanek otaczających kręgi. To przeciwdziała zwyrodnieniu kręgów. Ludzie współżyjący średnio dwa razy w tygodniu mają aż trzykrotnie wyższy poziom komórek odpornościowych niż osoby uprawiające seks od czasu do czasu.
Seks jest jak ćwiczenia aerobowe. Dwukrotnie przyspiesza przemianę materii, pomaga spalać tłuszcz. Łóżkowe igraszki modelują ciało, seks angażuje do pracy prawie wszystkie mięśnie: od łydek i pośladków, przez brzuch i uda, aż po ramiona i barki. Akt miłosny można porównać do pięciokilometrowego spaceru. Całując się przez kilka minut, spalasz 12 kcal, podczas półgodzinnej gry wstępnej stracisz 50-60 kcal, a sam stosunek pomaga spalić 200 kcal.
To mit, że częsty seks zwiększa zagrożenia zawałem serca, zwłaszcza w starszym wieku. Angielscy naukowcy w "Journal of Epidemiology and Community Health", opublikowali raport, który sporządzili na podstawie badań przeprowadzanych przez 20 lat. Naukowcy w tym czasie śledzili losy 1000 mężczyzn aktywnych seksualnie. Co odkryli? Częste intymne pożycie nie dość, że nie szkodzi sercu, to jeszcze je wzmacnia. U mężczyzn podejmujących aktywność seksualną dwa lub więcej razy w tygodniu zagrożenie śmiertelnym w skutkach zawałem serca maleje aż o 50 proc w porównaniu z panami uprawiającymi seks rzadziej niż raz w miesiącu. W przypadku kobiet - jak przekonują izraelskie badania - dwa orgazmy w tygodniu to również świetne zabezpieczenie przed zawałem serca. U pań doświadczających rozkoszy aż o 30 proc. maleje ryzyko zawału. Osoby po 50-tce, zestresowane i otyłe, zanim podejmą intensywne życie seksualne, powinny na wszelki wypadek popracować nad lepszą kondycją.
Ludzie o wysokiej na co dzień samoocenie czasami kochają się po to, by poczuć się jeszcze lepiej. Udany akt seksualny sprawia, że czujemy się atrakcyjni i pożądani. Jeśli do tego seks uprawia się z osobą, którą darzy się miłością, efekt jest jeszcze silniejszy.