Film "Słomiany wdowiec" opowiada historię mężczyzny, którego żona pierwszy raz wyjeżdża na wakacje sama zostawiając go w domu. Poznaje on piękną, młodą kobietę (w tej roli cudowna Marilyn Monroe) i choć do tej pory był kochającym mężem, nowa znajomość go nieco kusi. Angielski tytuł filmu brzmiał "Seven year itch", co w wolnym tłumaczeniu oznacza wysypkę, która pojawia się po 7 latach. Tą wysypką jest kryzys w małżeństwie. Mówi się, ze następuje on w większości związków dokładnie w tym czasie. Wyjątki zaś zapewne potwierdzają tylko regułę.
Naukowcy udowodnili, że to powszechne przekonanie jest prawdziwe. Hormon zwany fenyloetyloaminą, który odpowiada u nas za zakochanie się, wypala się po pierwszych dwóch latach związku. Kolejny zaś kryzys następuje właśnie po 7 latach. Zdają się to potwierdzać liczne przykłady z życia wzięte. Ashton i Demi byli małżeństwem 6, 5 roku. Reese Witherspoon i Ryan Philippe rozstali się po 7 latach jak również Jennifer Aniston i Brad Pitt. Przypadek czy potwierdzenie reguły? A może klątwa 7 lat pada wyłącznie na gwiazdy?
Przeprowadzony w tym roku sondaż w Wielkiej Brytanii wykazał, że pary przechodzą najtrudniejszy okres w swoim wspólnym życiu nie po 7, a po 3 latach. Według ankiety cechy czy nawyki naszego partnera, które wcześniej umykały naszej uwadze, zaczynają wyjątkowo działać na nerwy. Wśród powodów wywołujących kryzys Brytyjczycy wymieniali przede wszystkim przybranie na wadze, skąpienie pieniędzy, obcinanie paznokci na podłogę w łazience, chrapanie... I to tylko niektóre z rzeczy, które według ankietowanych zabijają w nich uczucie. Dla wielu jest to moment na to, by zakończyć związek lub zrobić skok w bok, tak jak według relacji pewnej blondynki zrobił Ashton Kutcher, prowadząc do rozpadu swojego małżeństwa.
Każdy wie, że przysłowiowe motylki w brzuchu, bicie serca za każdym razem jak on/ona zadzwoni, zżerająca nas tęsknota gdy nie widzimy się przez cały dzień - to wszystko po pewnym czasie mija. Ba, nawet każdy, kto doświadczył bycie w stałym związku wie, że nie obędzie się nie tylko bez jednego, ale i wielu kryzysów. Czy rzeczywiście ten najpoważniejszy następuje dokładnie po 7 latach? Oczywiście, nie mamy do czynienia z równaniem matematycznym, w którym wiadomo, że 2 plus 2 daje 4. Tak więc trudno założyć, że gdy stuknie 7 rocznica związku, para musi być przygotowana na nastanie ciężkich czasów. Faktem nie do zanegowania jest to, że prędzej czy później przyjdą trudne chwile. Rodzi się tylko pytanie, czy rzeczywiście istnieje pewien czas, wspólny dla większości par, po którym to dwoje ludzi nie tyle co przestaje być w sobie zakochanych, ile nieco się od siebie odsuwa?
Tak więc hormon miłości po kilku latach się "zużywa". Nauka jednak pociesza nas, że nie oznacza to koniec głębokich uczuć. Po tym okresie organizm zaczyna wytwarzać hormon szczęścia, dokładnie w momencie, gdy przebywamy w obecności ukochanej osoby. Endorfina, odpowiadająca za naszą radość życia, działa na nas kojąco i uspakajająco. Dlatego czujemy się przy naszym partnerze bezpiecznie i zwyczajnie szczęśliwie. "Słomiany wdowiec" to klasyka kina, którą mam nadzieję, że większość zna. Jeśli nie, to uwaga, zdradzam zakończenie filmu. Richard, tytułowy wdowiec, po serii spotkań z Merlin Monroe, której trudno jest się oprzeć, przychodzi po rozum do głowy i odrzuca możliwość romansu. Oby tak wszyscy, w kryzysie czy nie, po 3 czy 7 latach, brali przykład z Richarda, a nie z Ashtona.
Czy zauważyliście we własnym życiu uczuciowym regułę, że zawsze po tym samym czasie, zrywasz z drugą osobą, jesteście bardziej podirytowani swoim zachowaniem, albo po prostu czujecie, że wasza miłość nieco zgasła?