Sceny miłosne oczami aktorów

Coraz większe dawki seksu i nagości w filmach skłaniają do zastanowienia się nad tym, czy to jeszcze gra aktorska, czy już prawdziwe życie?

Na ekrany polskich kin trafiły w tym roku, w krótkim odstępie czasu, dwa filmy dosyć mocno eksponujące sceny seksu i nagość aktorów. Na szczęście tematyka obydwu obrazów tłumaczy zasadność pokazywania seksu. W "Sponsoringu" Małgośki Szumowskiej ukazane jest życie bohaterek, które w zamian za seks są sponsorowane przez swoich klientów. Z kolei we "Wstydzie" Steve McQueen opowiada historię seksoholika. Od pierwszych scen jego główny bohater, grany przez Michaela Fassbendera chodzi po mieszkaniu nago, z członkiem, który przewija się w centralnym punkcie ekranu.

Seks odrealniony

Przyzwyczailiśmy się, że w filmach seks jest mocno odrealniony i ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Zbliżenia są romantyczne, namiętne, trwają tyle co scena, partnerzy wspólnie osiągają orgazm, a ich ciała są perfekcyjnie wymodelowane, światło miękkie, a pościel satynowa. - Najbardziej śmieszą mnie sceny erotyczne, które nie mają z erotyką nic wspólnego - mówi zagadana przed kinem maturzystka Kamila. - Od razu widać, kiedy między aktorami nie ma chemii, nic ich do siebie nie ciągnie - dodaje. - Ja nie lubię, kiedy sceny erotyczne wprawiają mnie w zażenowanie i naruszają moją barierę ochronną - mówi jej koleżanka Ula. - Pamiętam, że na "Sponsoringu" siedziałam między gejowską parą, dla której temat kobiecej prostytucji był chyba kompletnie egzotyczny i dwójką gimnazjalistów, którzy na seans przyszli przez pomyłkę. - Widziałam, że mocne sceny próbowali zagadać i oswoić śmiechem - wspomina. - Ja z kolei po seansie byłam tak spięta, i zwinięta w sobie, że aż mnie mięśnie bolały. Emil, którego zagadaliśmy przed kasą kinową ma swoją teorię na temat scen erotycznych. - Zawsze ciekawi mnie jaką metodę aktorską stosują aktorzy - tłumaczy. - Czy po prostu grają daną postać, wcielając się w nią na dany moment, czy stosują słynną "Metodę Stanisławskiego" i stają się postacią, budując ją w swojej głowie. - Ci którzy się stają postacią, nie grają chyba scen miłosnych, tylko naprawdę je przeżywają - powątpiewa Emil. - Gdy widzę całowanie na ekranie zawsze wyłapuję drobne niuanse, które świadczą o reakcjach ciała na sceny erotyczne, potwierdzających moją teorię, że to coś więcej niż udawanie - mówi. W filmie "Wszystko gra" widać np. że w scenie gry wstępnej ze Scarlett Johannson, Jonathan Rhys Meyers ma erekcję.

Kunszt aktorski

Aktorki wzbraniają się przed pokazywaniem ciała. W kontraktach często mają zapisy dotyczące tego, co mogą pokazać (pierś, ale nie brodawkę), a do czego musi być zatrudniona dublerka. W wywiadach z gwiazdami, aktorzy dzielą się przemyśleniami i wspomnieniami na temat kręcenia scen erotycznych. W ostatnim wywiadzie z Weroniką Rosati, którego udzieliła dwutygodnikowi Viva!, aktorka robiąca teraz karierę w Hollywood opowiedziała o tym, że na czas kręcenia przez nią scen rozbieranych został zamknięty plan, a liczba ludzi z ekipy ograniczona do minimum. Aktorzy często mówią, że sceny erotyczne to prawdziwy koszmar - zwłaszcza, gdy trzeba udawać namiętność w stosunku do osoby, której się nie lubi. Jak na łamach magazynu New York wspomina występujący pod pseudonimem znany aktor, aktorki i aktorzy są wyjątkowo wrażliwi na komplementy, a widoczne podniecenie w scenach erotycznych to dla nich właśnie widoczna pochwała atrakcyjności. Daniel Radcliffe tłumaczy: - Jeśli scenariusz każe mi palić papierosy, palę, jeśli scenariusz każe mi uprawiać seks, uprawiam seks - po prostu muszę to robić jako aktor.

Czy wyobrażasz sobie, że mogłabyś zagrać w scenie erotycznej z kolegą siedzącym przy biurku obok? Teraz, tak po prostu, po usłyszeniu słów "akcja"? Reszta osób zgromadzonych na piętrze miałaby się temu przyglądać? Owszem. Bo tak chyba wygląda kręcenie scen łóżkowych.

Więcej o: