Poliamoria - sposób na udany związek czy ucieczka od wygasających namiętności?

On, ona i ten trzeci lub ta trzecia. A do tego - być może jeszcze kilkoro innych. Kochają się, pożądają, uprawiają seks, wspierają w trudnych chwilach. Mieszkają razem lub są ze sobą "z doskoku". I więcej, niż we dwójkę. Poliamoria, wielomiłość. Czy można pożądać kilka osób naraz i kochać je oraz tworzyć z nimi udany związek?

Anna to kobieta w dojrzałym wieku. Jej partner to katolik, "grzeczny", lekko bierny w seksie. Ich współżycie jest poukładane i przewidywalne. W życiu Anny jest jednak jeszcze ktoś inny. To student, z którym Anna smakuje urozmaicenia w sypialni i wspólnie udaje się w pogoń za orgazmem. I jest trzeci partner - dojrzały mąż, stabilny emocjonalnie mężczyzna, z którym seks jest wyuzdany, a nawet perwersyjny. Jak opowiada psycholog-seksuolog Andrzej Gryżewski, historia Anny to przykład jednego z dwóch głównych motywów "sięgania" po poliamorię - szukania urozmaicenia w sypialni. Motyw numer dwa to szukanie zaspokojenia różnorakich potrzeb psychologicznych i emocjonalnych u poszczególnych partnerów.

Michał, kiedy jest zmęczony po pracy, idzie do partnerki, którą można nazwać "mamą bis" - takiej, która gwarantuje wypoczynek, spokój, posiłek. Gdy ma pracę do wykonania, udaje się do drugiej partnerki - "muzy" - tej, która budzi wenę, stymuluje intelektualnie. Gdy boryka się z problemami finansowymi, z odsieczą przybywa trzecia partnerka, "wymagająca" - ta, która ma większe oczekiwania i oczekuje wysokiego statusu materialnego, mobilizuje do zarabiania pieniędzy. Każda z nich - Mama Bis, Muza i Wymagająca - zaspokaja inne potrzeby.

Poliamoria - ile ludzi, tyle możliwości

Poliamoria, zwana również w skrócie "poli" to praktyka, chęć lub akceptacja zaangażowania w związek miłosny z więcej niż jedną osobą w tym samym czasie, za zgodą i wiedzą wszystkich tworzących dany związek osób. Nazwa jest zlepkiem greckiego poli oznaczającego "wiele", oraz łacińskiego amor, czyli "miłość". Razem - wielomiłość. Według polskich danych, jak zauważa Gryżewski, wierność w związku deklaruje 70 proc. mężczyzn i 80 proc. kobiet. Można postawić założenie, że pozostałe osoby żyjące w związkach zdradzają i mają "skoki w bok" albo praktykują poliamorię. A więc norma? Według seksuolog Grażyny Czubińskiej poliamoria bywa jednak klasyfikowana jako zaburzenie. - Seks to wielki obszar do popisu dla kreatywności naukowej - mówi.

No dobrze, ale jak to wygląda w praktyce? Zdaniem seksuolożki Agaty Loewe, ile ludzi praktykujących poliamorię, tyle różnych możliwości. Każda konkretna konstelacja wypracowuje optymalne dla siebie rozwiązania. - Poliamoria może mieć wymiar tylko emocjonalny, tylko seksualny lub zawierający oba komponenty. Poliamoria może być stała (wchodzimy w relacje tylko poliamoryczne) i czasowa (czyli testujemy poliamorię i czasem w niej trwamy, a czasem od niej odchodzimy i zamykamy daną relację z możliwością ponownego otwarcia) - wylicza Agata Loewe.

Puszczalscy i zdziry, ale etycznie

Potocznie często postrzega się poliamorystów jako ludzi wyuzdanych i poszukujących seksu, a relacje między nimi - głównie w kontekście seksualnym. - Najczęstszym mitem dotyczącym poliamorii jest właśnie przekonanie o "rozwiązłości" czy "seksualnym nienasyceniu" członków czy członkiń relacji - mówi Agata Loewe.

Sami zainteresowani czują się pokrzywdzeni takim ujęciem sprawy i podkreślają etykę oraz komponent emocjonalny - miłość, intymność, wzajemne wsparcie. Seksuolog Andrzej Gryżewski do takiego ujęcia sprawy podchodzi sceptycznie. - Nie oszukujmy się. Pierwsze dwa lata związku są sponsorowane przez fenyloetyloaminę (organiczny związek chemiczny). Patrzymy na partnera przez różowe okulary. Partner jest otwarty, a nie ekshibicjonistyczny, przebojowy, a nie bezczelny, wytrwały, a nie uparty. Na pierwszy plan wysuwa się namiętność. Ciężko wtedy mówić o pełnej miłości - przekonuje. Koncentrowanie się głównie na seksualnej przyjemności to zarzut, jaki padł nieraz wobec Puszczalskich z zasadami (w oryginale: Ethical Slut, czyli "etyczna zdzira") - publikacji, która swoim pojawieniem się pobudziła dyskusje nad poliamorią.

Kochać kilka osób jednocześnie

"Kocham dwóch mężczyzn. Nie szukałam sobie z założenia drugiego partnera, bo nigdy przedtem nie myślałam, że jest to możliwe, potrzebne, normalne. Konsekwencją tego stanu było zastanowienie się, czy muszę żyć zgodnie z tym, co na ogół społeczeństwo uważa za regułę i stwierdziłam, że mam społeczną opinię głęboko gdzieś. Moje otoczenie zresztą nie musi wiele o mnie wiedzieć" - pisze drzazga na poliamorycznym forum.

Czy możliwe jest kochanie kilku osób jednocześnie? - Tak, to możliwe. W życiu przecież zwykle kochamy więcej niż jedną osobę. Kochamy swoich rodziców, braci i siostry, męża, czy przyjaciół. W przypadku poliamorii to raczej seksualna fascynacja, wynikająca z ciekawości, znudzenia stałym partnerem, z potrzeby zrekompensowania swoich niezaspokojonych tęsknot - mówi psycholożka Adriana Klos. Wielomiłość zakłada, że w naturalny sposób może pojawić się uczucie do więcej niż jednej osoby, blokowane zgodnie z przyjętymi, monogamicznymi kanonami i postuluje nie powstrzymywanie tych uczuć. - To danie sobie przyzwolenia na odczuwanie miłości i nie blokowania jej w momencie, kiedy obiecaliśmy komuś jedynemu miłość do końca życia - mówi Agata Loewe.

Gdy odbiera inna

60-letnia pani profesor z Polski jedzie do Francji, gdzie poznaje 85-letniego profesora z Paryża. On uprzedza zaraz na początku: "ja ci wierności nie obiecuję". Przez rok spotykają się kilka razy w tygodniu, mieszkają jednak osobno. Okazuje się, że on jest poliamoryczny. Oprócz pani profesor "ma" też 45-letnią mężatkę, 24-letnią studentkę i inną, 30-letnią "znajomą".

Taki przykład ze swojej praktyki przywołuje seksuolog Andrzej Gryżewski. Pomimo że jego pacjentka akceptowała zasady gry, poczuła się oszukana. Liczyła na związek na resztę życia, realizujący ideały jej, jej koleżanek, jej matki. Pojawiła się niepewność i obawy - że konkurentki ładniejsze, że lepsze w łóżku, że zarazi się chorobą weneryczną. Zaczęły doskwierać: zazdrość, lęk. Ale jak tu się poczuć, gdy dzwonisz do partnera, a odbiera inna kobieta

Szczególnie zazdrość to zmora osób poliamorycznych. Nic dziwnego: im więcej aktorów w grze, tym więcej potencjalnych obiektów zazdrości. W praktyce jednak jej nasilenie zależy od pozycji w tym skomplikowanym układzie. Trudniej być jedną z dwóch lub więcej kochanek lub kochanków niż osobą w centrum tejże relacji. "Ja bywam i bywałam [zazdrosna]. Chociaż w sumie to ja byłam w "centrum". Jednakże potrafiłam sobie poradzić z tym uczuciem bez większego trudu. Też mam wrażenie, że zazdrość poza "centrum" jest silniejsza" - przyznaje eWua na forum dotyczącym poliamorii. Zazdrość, tłumaczy Adriana Klos, to rzecz naturalna w każdym związku. - Jednak w przypadku poliamorii ból bywa ogromny, gdy wiemy, że nasz partner spędzi kilka następnych dni u tej drugiej - ostrzega.

Wychowani do monogamii

Kolejna zmora poliamoryków to brak poczucia bezpieczeństwa.. - W związkach wieloosobowych brakuje tego bardzo istotnego składnika. W takim układzie nie jestem jedyny i wyjątkowy, najważniejszy dla swojej partnerki. Koszty emocjonalne takiego układu są ogromne. Nie znam związku, w którym oboje z partnerów byliby z tego naprawdę zadowoleni. Zwykle druga osoba wcale nie jest przekonana, robi to dla partnera a sama cierpi z zazdrości i braku poczucia bezpieczeństwa - mówi Adriana Klos. Agata Loewe dodaje, że chodzi nie tylko o bezpieczeństwo ofiarowywane przez partnera, ale też to w relacji "z samym sobą". Podjęcie decyzji o wejściu w poliamoryczny układ wymaga konfrontacji z pokoleniowym przekazem dotyczącym tego, jak powinien wyglądać związek, jaki seks powinniśmy uprawiać i kim jest dojrzały człowiek. W końcu zachodnie społeczeństwa wychowują do heteroseksualnej monogamii. "Jesteśmy wychowani w kulturze, która przygotowuje nas do monogamicznego stylu życia od najwcześniejszych lat. Są do tego nieoczywiste i subtelne sposoby" - pisze amerykański poliaktywista Pepper Mint. "To że uznasz, że nie jesteś monogamiczny, nie wykasuje tego programowania z twojej głowy. Będziesz zaskoczony tym, jak wiele monogamicznych przekonań i nawyków będzie wpływać na twoje niemonogamiczne życie" - ostrzega. Wychowujemy się w wierze w to, że stajemy się całością, jak dopasujemy drugą połówkę jabłka, a nagle mamy czuć się dobrze w samotności i dopuścić dzielenie się tą połówką z innymi. - Poczucie bezpieczeństwa w obliczu czegoś tak "nieobliczalnego", przewraca się do góry nogami - przyznaje Loewe.

Poliamoria - pielić i podlewać

Stwierdzenie, że o związek trzeba nieustannie dbać, to truizm. Pielęgnacja wieloosobowej więzi wymaga jeszcze więcej wysiłku, niż tej klasycznej. Andrzej Gryżewski porównuje poliamorię do uprawiania więcej niż jednego ogrodu. Wszystkie trzeba pielić, podlewać, pielęgnować. Sednem idealnej poliamorii jest to, by każdemu partnerowi poświęcić uwagę, czas, zainteresowanie. A pojawienie się kolejnej osoby w układzie może oznaczać stratę dla pierwszej. Zmienia się nie tylko ilość, ale jakość poświęcanego partnerowi czasu. "Dawniej partner spędzał ze mną 5 godzin dziennie, teraz ma dla mnie tylko półtorej godziny. Nie ma już mowy o pikniku poza miastem, zamiast tego jest szybki seans w kinie" - tłumaczy Gryżewski. W stabilnym i stałym związku jesteśmy ze sobą niejako w zdrowiu i chorobie, jest radość z sukcesów, dzielenie przyjemności, ale też zmartwień, wsparcie w trudnych chwilach. Czy poliamoria potrafi dać to samo? - Nie jest możliwe stworzenie prawdziwie intymnego, bliskiego związku z kilkoma osobami. Nie z każdym żyjemy codziennie, dzielimy radości i troski, wychowujemy dzieci. Poliamoria to ucieczka od codzienności, od problemów, chorób i wygasających namiętności - mówi sceptycznie Adriana Klos. Zwolennicy poliamorii argumentują odwrotnie: im więcej kochanych osób, tym więcej wsparcia w trudnych chwilach. Ale i vice versa. Praktykowanie poliamorii wymaga nieustannego zwracania uwagi na potrzeby i uczucia bliskich. - My, seksuolodzy, nie odradzamy związków poliamorycznych. Natomiast doradzamy, by wybierać je świadomie i odpowiedzialnie, czyli pamiętać o "starych" partnerach, którzy potrzebują uwagi, są osobami z krwi i kości, z uczuciami i sercem i można ich zranić. To wszystko wymaga dużej dojrzałości - uczula Gryżewski.

Pod płaszczykiem poliamorii

Etyka poliamorii zakłada jawność, wiedzę, zgodę oraz zaspokajanie potrzeb wszystkich partnerów. I choć pewnie taki stan idealny to utopia, niektóre praktyki odbiegają odeń zbyt daleko. Andrzej Gryżewski wylicza dwa problemy, z którymi zazwyczaj przychodzą do niego poliamoryczni pacjenci. W pierwszym wariancie jeden z partnerów to seksoholik, który poszukuje więcej okazji do seksu i podbojów. Uwodzi, zdobywa, a gdy to osiągnie - porzuca. W drugim wariancie w grę wchodzi uzależnienie od "haju" zakochania, tych pierwszych dwóch lat sponsorowanych przez fenyloetyloaminę. Gdy taka namiętność się wypala, partner szuka nowego obiektu. W tego typu przykładach nie ma mowy o poliamorycznej etyce. - Prawdziwi poliamoryści odżegnują się od obu typów - mówi Gryżewski.

Mama tata poliamoryk

Znany polski aktor średniego pokolenia. Został wychowany przez matkę ze Szwecji, liberalną na skandynawską modłę, pozostającą w kilku równoległych związkach. Dziś aktor przekroczył czterdziestkę i do tego czasu miał 500 kobiet. Jest seksoholikiem, uczestniczy w kilku relacjach naraz. Żadnej z nich nie można nazwać określeniem "na stałe". Ta, przytoczona przez seksuologa Andrzeja Gryżewskiego, historia pokazuje, jaką cenę przychodzi czasem zapłacić dzieciom poliamoryków za postępowanie ich rodziców. - U chłopca pojawiła się zazdrość o czas matki, spędzany nierzadko z którymś z partnerów zamiast z synem, niezamierzona rywalizacja z partnerami matki, poczucie deficytu uwagi, czasu i uczucia. Chłopiec dorósł, ale nie potrafi wejść w stabilną, głęboką relację z inną osobą. Nie ma mowy o zaangażowaniu, o dzieciach, stabilnym życiu. Tego musi się uczyć od podstaw - wyjaśnia seksuolog.

No właśnie: co dzieje się z dziećmi poliamoryków? Czy nie ponoszą kosztów postępowania rodziców? - Myślę, że taki układ może być krzywdzący dla dzieci partnerów z mnogich relacji. Mama czy tata zaabsorbowani kilkoma związkami, mają automatycznie mniej czasu i uwagi dla swoich dzieci - przekonuje Adriana Klos.

Fora zainteresowanych pełne są dyskusji na temat tego, jak wychowywać swoje pociechy i na ile wprowadzać je w prawdziwy charakter relacji. Na przykład: czy ta pani, która pojechała z nami na działkę, to dobra znajoma tatusia, czy może ktoś więcej?

Poliamoria i co dalej?

Jaka przyszłość czeka poliamorię i jej praktyków? - Nie sadzę, by to zjawisko stało się powszechne - twierdzi Grażyna Czubińska. Agata Loewe z kolei zaznacza, że upowszechnienie poliamorii wymagałoby zmiany świadomości tego, czym jest seksualność i jak z niej korzystać, zamiast ją tłamsić. To może potrwać. - Do tego czasu zaobserwujemy pewnie pionierów post-puszczalskich poliamoryków - takich, którzy odniosą sukces oraz takich, którzy nigdy więcej o wielomiłości słyszeć nie będą chcieli. Poliamoria żyje w Polsce własnym życiem i mocno trzymam kciuki za jej odważnych entuzjastów! - dodaje Loewe.

Informacje o poliamorii:

Puszczalscy z zasadami. Praktyczny przewodnik dla miłośników poliamorii, otwartych związków i innych przygód" (Ethical Slut - a Practical Guide to Polyamory, Open Relatioships & Rother Adventures) -książka autorstwa Dossie Easton i Janet W. Hardy

Poliamoria w XI wieku - książka Debory Anapol

Strona amerykańskiego poliaktywisty Pepper Mint. .

Strona poświęcona poliamorii autorstwa Tomka Kuleszy.

Forum o poliamorii.

Lubisz nasze artykuły? Zostań fanem i kliknij tutaj.

Masz pytania, wątpliwości? Napisz do nas. Nasz adres: kobieta@agora.pl

Więcej o: