- Autentycznie co miesiąc przez dwa dni w miesiącu nienawidzę mojego męża - zapewnia Kasia. - Denerwuje mnie w nim absolutnie wszystko - jak je, jak i co mówi, jak pachnie, jak jest się ubiera - wszystko. Po dwóch dniach i nadejściu miesiączki sytuacja wraca do normy, czyli pełnej sielanki, miłości, akceptacji i szacunku . Katarzyna zna siebie i nauczyła się kontrolować, niczym tak naprawdę nieuzasadnione, warczenie na partnera. - Takiego prawdziwego kryzysu, że padło słowo "rozstanie" to nie mieliśmy - dodaje. Ma³¿eñstwu Ewy, żony z 15-letnim stażem, kryzysy zdarzają się co 5 lat i najczęściej związane są z du¿ymi zmianami w życiu. - Pierwszy kryzys, po pięciu latach miał związek z narodzeniem syna, kolejny z przyjściem na świat córki, a ostatni, sprzed kilku miesięcy z moją zmianą pracy - tłumaczy. Czy w tych przypadkach sytuacja była postawiona na ostrzu noża? - Owszem, padło słowo "rozwód", ale udało nam się konflikt przepracować i do rozstania nie doszło - mówi.
Zdaniem Ewy część z małżeńskich problemów miała związek z jej "zapętleniem" w obowiązki rodzinne. W jej opinii, im jest starsza, tym lepiej się poznała i potrafi wyczuć, kiedy zbliża się kryzysowa fala. Dystans i praca nad samą sobą pozwala jej walczyć o siebie i przy okazji... związek.
Dla Mateusza, w związku od 12 lat, po ślubie 9, najgorszym czasem były narodziny synka sześć lat temu. - Moja ukochana żona zamieniła się w potwora, który wszystko wiedział najlepiej, nie dopuszczał mnie do syna, wiecznie krytykował, głównie kąsał. Byłem wtedy naprawdę zrozpaczony, bo wszystkie nasze przednarodzinowe ustalenia wzięły w łeb. Mateusz wspomina, że czuł się wtedy całkiem odsunięty, wykluczony i bezgranicznie nieszczęśliwy: - Miałem takie dni, że specjalnie ociągałem się z wyjściem z pracy do domu .
Mężczyzna twierdzi, że próbował przemówić żonie do rozsądku i porozmawiać o kondycji ich związku, ale przez pierwsze pół roku życia ich syna, jego partnerka przyjmowała postawę konfrontacyjną. -Kiedy jej siostra urodziła dziecko rok po naszym, powieliła zachowanie mojej żony, co otworzyło jej oczy na nasz kryzys - opowiada Mateusz, dodając, że: - Narodziny drugiego syna to był stan idealny - żona była niewyobrażalnie wręcz wyluzowana .
- Dziesiąty rok związku był rokiem sądnym - wspomina Kris . W jego związku pojawiła się rutyna, wypalenie i powiało nudą. -Znaliśmy się jak łyse konie i bardzo mocno "osiedliśmy" w związku - wspomina. Podczas wakacji, które spędzili osobno, jego dziewczyna poznała innego. -Rzuciła mnie i w pół roku później była już po ślubie - dodaje Kris bez żalu. - W sumie dobrze wyszło, bo nasz związek zmierzał donikąd. Ja co prawda nie jestem teraz zakochany, ale po początkowym szoku doszedłem do wniosku, że nasz kryzys i późniejsze rozstanie to była słuszna decyzja .
Karolina w przypadku obydwu związków - trzy i czteroletniego - kryzys przeszła po dwóch latach. - Pierwszy rok był cudowny, a w drugi wdarła się codzienność i dopadło nas życie - nieromantyczne i zwyczaje - wspomina. Dla niej kryzys był znakiem, że jej związki nie mają szansy na przetrwanie: - Wiedziałam, że to początek końca - który miał głębszą przyczynę w dobieranych przeze mnie partnerach - ale wyplątanie się z tych relacji nich zajęło mi odpowiednio - rok i dwa lata. I naprawdę nie żałuję tych decyzji - dodaje.
Dla bohaterów filmu "Daję nam rok", kryzys zaczął się tuż po ślubie.
Lubisz nasze artykuły? Zostań fanem i kliknij tutaj.