W Polsce mówi się o nich "Piotruś Pan" albo "wieczny chłopiec". We Włoszech to bomboccioni, a w Ameryce - kidulci. Ta ostatni a nazwa pochodzi od zbitki słów "kid" i "adult", która na dobre zagościła w słowniku socjologów i określa osoby formalnie dorosłe, które mentalnie pozostają jeszcze w sferze młodzieńczej beztroski. Kim jest kidult? Czy bycie wiecznym chłopcem staje się modne? Czy można mówić o masowym charakterze negowania dorosłości po stronie mężczyzn? Odpowiedzi na te pytania daje psychoterapeutka Anną Radomską-Malczak.
Anna Radomska-Malczak, psychoterapeutka: Rzeczywiście, ostatnio coraz więcej mamy do czynienia z masową niedojrzałością mężczyzn, z syndromem "Piotrusia Pana", jako o symbolu, chorobie lub epidemii naszych czasów. Prawdą jest też, że niedojrzali mężczyźni istnieli od zawsze. Tyle, że po pierwsze było ich mniej, a po drugie - nie było mody na obnoszenie się z własną niedojrzałością. Natomiast dziś dla kidultów nadszedł naprawdę dobry czas.
Przy panującym kulcie młodości, indywidualistycznym i hedonistycznym nastawieniu do życia bycie kidultem jak najbardziej może mieć uzasadnienie. I nawet może być modne. Poza tym współczesny świat stawia przed mężczyznami naprawdę wysokie wymagania, które biorąc pod uwagę utratę wzorców rodzinnych i męskości, są trudne do spełnienia. Mężczyźni często są nieprzystosowani do roli współczesnego dorosłego. A takie nieprzystosowanie powoduje tęsknotę za dzieciństwem. Dlatego współcześni mężczyźni często albo nie dojrzewają wcale, albo dojrzewają późno - w wieku ok. 40 lat.
- Eksperci jednoznacznie twierdzą, że tak. Przyczyny tego mogą być na przykład historyczne. Mam tu na myśli katastrofę demograficzną XX wieku, która ukształtowała typ silnej, samodzielnej i samowystarczalnej kobiety. Duże znaczenie odgrywa tu także fizjologia: kobieta musi odpowiadać za swoje potomstwo, więc odpowiedzialność jest wpisana w jej naturę. Nie oznacza to oczywiście, że infantylne kobiety nie istnieją. Są to chociażby matki, które obrażają się na swoje dzieci i stawiają się na tym samym stopniu rozwoju, co ich pociechy. Czasami infantylność kobiet przejawia się jednak w zachowaniach zgoła nie kojarzących się z dziecinnością np. w dążeniu do kontrolowania wszystkiego dookoła.
- Podział w stylu: "Albo jesteś kidultem, albo nudnym dorosłym" sam w sobie brzmi dość dziecinnie. Osoba dorosła i dojrzała potrafi zachować w sobie pierwiastek dziecka, co objawia się na przykład zaciekawieniem światem, życiem, ludźmi, zdolnością do spontaniczności, twórczości, otwartości etc. Natomiast infantylni dorośli zachowują w sobie takie dziecięce cechy jak: egocentryzm, skłonność do impulsywnych działań, zależność, a przede wszystkim brak odpowiedzialności.
- Infantylni mężczyźni charakteryzują się tzw. nieadekwatną odpowiedzialnością, i według mnie jest to sprawa kluczowa. Za co człowiek dojrzały może i powinien odpowiadać? Za swoje zachowania, myśli, uczucia, pragnienia, relacje. Mamy wówczas do czynienia z odpowiedzialnością adekwatną. Jeśli przesuwam swoją odpowiedzialność na innych lub biorę na siebie odpowiedzialność za cudze zachowania, myśli itp., to jest to odpowiedzialność nieadekwatna. A w przypadku infantylnych mężczyzn przejawia się ona często w takich zachowaniach jak: uciekanie od trudności i problemów, unikanie samodzielnych decyzji, egocentryzm, lenistwo, skłonność do obrażania się , zapominalstwa, działań pod wpływem emocji, brak zdolności do budowania trwałych więzi, mocne przywiązanie do rodziców, nierealistyczne wyobrażenia o świecie.
- Niedojrzali mężczyźni są często romantykami lub cynikami. Romantycy negują wszystko co złe, a cynicy wszystko co dobre. W dzieciństwie i wczesnym okresie dojrzewania romantyczne wyobrażenie o świecie oraz idealizacja samego siebie jest zjawiskiem normalnym. Potem każdy młody człowiek na skutek spotkania się ze światem realnym przekonuje się, że nie wszystko jest tak piękne, jak miało być i przeżywa rozczarowanie. Romantyzm ustępuje miejsca cynizmowi. Nastolatek ma prawo być cynikiem, wszystko negować, bo właśnie jego idole i autorytety spadają z piedestałów. Cynik to rozczarowany nastolatek, ale niedojrzały dorosły.
- Niedojrzałość może zacząć kształtować się dosyć wcześnie. Składają się na nią codzienne drobne epizody. Sznurówki, które rodzic woli zawiązać dziecku sam - bo szybciej; nieodrobione zadania domowe, które matka dokańcza za dziecko w nocy; nieumyte naczynia, które łatwiej umyć samemu, niż wytłumaczyć dziecku, jak i po co należy to robić. Chęć uchronienia dziecka od wszelkich złych decyzji i wyborów. W końcu nieumiejętność rodziców do przyglądania się dzieciom z boku i dawania kredytu zaufania. Szczególnie ważnym okresem jest wiek 8-12 lat, kiedy dziecko powinno nauczyć się brać odpowiedzialność za siebie i swoje działania. Zadanie rodziców polega tu na tym, aby stopniowo, ale zdecydowanie, zdejmować z siebie troskę i odpowiedzialność za własne sprawy dziecka. Należy pozwolić dziecku spotkać się z negatywnymi konsekwencjami jego działań lub braku działań. Tylko wtedy będzie ono miało szansę wkroczyć w dorosłość. W wieku 13-18 lat u dziecka kształtuje się poczucie dorosłości, tożsamości, tworzy się własny system wartości, a od 18 roku - rozumienie swojego miejsca w społeczeństwie i przeznaczenia w życiu. Nie ma możliwości pokonania drogi do dorosłości bez "pola wolnego manewru", w którym młody człowiek może eksperymentować z samym sobą. To pole daje możliwość dokonywania własnych wyborów i odpowiadania za nie, ryzykowania i płacenia za to ryzyko.
Większość infantylnych dorosłych to w gruncie rzeczy ofiary nadopiekuńczości lub nad-kontroli rodziców. Z drugiej strony nie możemy pozwalać dziecku na wszystko. Kształtowanie odpowiedzialności jest jak wybór obuwia dla dziecka: nie kupujemy go na trzy rozmiary mniejszego lub większego. Jeśli chłopak chodzi do czwartej klasy, a mama pakuje mu tornister, nie jest to dla niego dobre. Z kolei pierwszoklasista wracający samodzielnie do domu i odgrzewający sobie obiad, to dziecko w butach rozmiar 40. Dzieciom pozbawionym dzieciństwa też ciężko dorosnąć.
- Pamiętajmy, że rodzice infantylnego mężczyzny też są ludźmi, często nie wyrośniętymi z własnej infantylności. Jak na przykład matka, która z poczuciem dziecięcej omnipotencji uważa, że "jeśli ona tego nie dopilnuje, to wszystko się rozpadnie". Poza tym dorastanie i rozwój to ciężka praca. Nie zawsze jest tak, że dziecko wyrywa się do dorosłości, a rodzic mozolnie ściąga go z powrotem. Często takie "niedorastanie" odbywa się za niewypowiedzianą zgodą obu stron. Aby żyć własnym życiem potrzeba dużo odwagi, a nie każdy ją ma. W konsekwencji wygodniej jest przełożyć odpowiedzialność na rodziców i żyć według ich decyzji. Często obie strony czerpią korzyści: matki żyją życiem dziecka, któremu na rękę jest taka sytuacja. Mama podpowie, gdzie warto pojechać na urlop i szukać dziewczyny, a do tego można do niej podrzucić cotygodniowe pranie.
- Nie jesteśmy w stanie zmienić infantylnego mężczyzny. Jak zresztą każdego innego. Z pewnością nie należy brać na siebie odpowiedzialności za niego i jego życie. Spróbujmy ją mu powoli oddawać i zobaczmy, co z tego wyjdzie. Możemy też polubić niedojrzałość naszego mężczyzny. Albo powiedzieć "dosyć" i odejść. Mężczyzna ma szansę dorosnąć tylko wtedy, gdy sam tego zechce i zacznie nad sobą pracować.
- Myślę, że wcześniej czy później każdy mężczyzna znajdzie się w swoim życiu w takiej sytuacji, kiedy stanie przed wyborem: albo pozostać ofiarą innych ludzi/okoliczności, albo zacząć żyć prawdziwym życiem i przyjąć odpowiedzialność za siebie. Uczucie, że nie żyje się własnym życiem, wynikające z braku odpowiedzialności za siebie, że życie mija gdzieś obok, a w końcu uczucie pustki i braku sensu stawia przed człowiekiem taki wybór. Oczywiście są i tacy, którzy zrezygnują z prawdziwego dorosłego życia i wybiorą pozostanie w krainie dzieciństwa.
- Przede wszystkim tym, że przyjmie odpowiedzialność za siebie, o której już wspominałam. Odpuści egocentryzm, bardziej realnie popatrzy się na świat, przyjmie to, że inni ludzie mają prawo żyć, odczuwać i zachowywać się inaczej niż on sam. Zobaczy, że w życiu istnieją tak święta, jak i zwykłe dni robocze. Będzie miał bardziej trzeźwy stosunek do sukcesów i porażek, kiedy to sukces nie jest celem samym w sobie, a porażka - katastrofą całego życia. Zakiełkuje w nim świadomość, że jest częścią ludzkości i że warto tak brać od ludzi, jak i dawać. I kiedy coś nie wychodzi, przestanie oglądać się dookoła w poszukiwaniu winnego.
Fot. Arch. prywatne
Anna Radomska-Malczak - certyfikowana psychoterapeutka Gestalt. Prowadzi gabinet prywatny we Wrocławiu. Zajmuje się głównie psychoterapią indywidualną osób dorosłych.