- A o co w tym chodzi? - Zapytał Martę jej rozbawiony narzeczony, kiedy zobaczył, że ogląda na kanale MTV program "Warsaw Shore Ekipa z Warszawy". - No mieszkają razem, piją morze alkoholu, imprezują i się do siebie kleją - odpowiedziała w swoim mniemaniu wyczerpująco Marta. - A mają jakieś zadania, jest eliminacja, ktoś odpada? - dopytywał niezrażony Robert. - Nie sądzę, ale poczekaj, powiem ci jakich nowych słów się nauczyłam - odpowiedziała rozweselona Marta wyciągając spod łokcia wymiętą kartkę zapisaną nowymi zwrotami. To autentyczna rozmowa i jedna z kilku, które miały miejsce w domu moich znajomych w tym tygodniu. Bo nie ja jedyna postanowiłam zobaczyć, o co tyle hałasu.
Zanim jeszcze miała miejsce emisja pierwszego odcinka, media dały nam przedsmak tego, co nas czeka. O "Trybsonie", "szpachlowaniu gąsek" i "wielkim naganiaczu" można było przeczytać kilka miesięcy wcześniej. Później doszły do tego jeszcze filmy, w których bohaterowie programu opowiadali o sobie i zdjęcia z nagrań w klubach nocnych. Dużo golizny, dużo języków i gestów, które w zamierzeniu miały stworzyć seksowny i na seks otwarty wizerunek.
Warsaw Shore Kapif
Seksowne pozy na kanapie. Fot. KAPiF
Przyznam szczerze, że nie byłam fanką żadnej z edycji "Ekipy". I nie jest to stwierdzenie bezpodstawne, bo obejrzałam kilka odcinków z amerykańskiej i angielskiej edycji. Samo patrzenie na pijanych i ledwo trzymających się na nogach bohaterów męczyło mnie okrutnie. To ja już wolę rodzinę Kardashianów, tam jest chociaż wesoło i od samego patrzenia nie boli wątroba...
Kardashianowie w przeciwieństwie do bohaterek warszawskiej ekipy nie wzbudzają we mnie smutku i współczucia, kiedy pod powłoką pewnych siebie, opalonych i umalowanych kobiet, które są całe hop do przodu, szybko można dostrzec wrażliwe na swoim punkcie dziewczyny, które choć deklarują zwisa to tak naprawdę przejmują się opiniami na swój temat.
Po jednym odcinku zdążyłam się zorientować, że w "Ekipie z Warszawy" rzeczywiście będzie nie tylko dużo wódy, ale także dużo seksu. I tu spasowałam, zostając jedynie z zapamiętanymi z programu tekstami.
Wiem np., że przez Trybsona z pewnością zostałabym zakwalifikowana do kategorii "babcie i kapiszony", chociaż nie mam pewności co oznacza to drugie określenie. Mam także zamiar do swojego słownika dodać zwrot "wbić się na Vipa", "ziomek sto procent" - przetestuję je przy najbliższej okazji na moich rodzicach - niech nie rdzewieją i będą na bieżąco z językiem młodzieżowym.
"Ekipa z Warszawy" Screen MTV
Imprezowanie do nieprzytomności. Fot. Screen MTV
Na temat układów damsko-męskich mają więcej do powiedzenia filozofka Agata Bielik-Robson i edukatorka seksualna Joanna Keszka, które choć osobno, to dochodzą do zbliżonych wniosków, z którymi - choć mam wiedzę wycinkową - zgadzam się.
Pocałunki na blacie. Fot. Screen MTV
Bielik-Robson w Dzienniku Opinii Krytyki Politycznej pisze: "(...) Luknięcie na Warsaw Shore miało jedną zaletę: w końcu zrozumiałam, co mnie tak magnetycznie przyciągało do innych, zwłaszcza tych brytyjskich edycji. Otóż, tym elementem było (i jest) zupełnie odmienne, nieznane mi rozdanie płciowych ról. To, co robi Ekipa z Warszawy, jest rzeczywiście swojskie i dlatego tak nudne; po raz kolejny okazuje się, że - pomimo pozorów modernizacji i porzucenia katolickiej pruderii - na jaw wychodzi odwieczny model nieporozumienia między polskim mężczyzną a polską kobietą, oparty na wzajemnym lęku i nieufności. Jest coś niemal nekrofilicznego w tym ogłuszaniu partnerki do tego stopnia, że przestaje być partnerką, a zaczyna być bezbronną ofiarą".
Do oglądania zagranicznych wersji "Ekipy" przyznaje się także Joanna Keszka: "Owszem tak, oglądałam amerykańską wersję tego programu. I co więcej, oglądałam ją z daleko posuniętą przyjemnością. Obserwowałam bohaterki, a ich akceptacja siebie - cokolwiek by nie zrobiły i cokolwiek by im się nie przydarzyło - była moim zdaniem godna podziwu i warta naśladowania. Zgubione majtki na imprezie, przypadkowi faceci w jacuzzi, bekanie, drapanie się, spanie z tym, na kogo właśnie się ma ochotę, i picie na umór nie wytrącało bohaterek z równowagi i absolutnie w żaden sposób nie wpływało na zmniejszenie ich bardzo dobrego zazwyczaj zdania na swój własny temat. Bohaterki amerykańskiej wersji programu nie zawsze były z siebie dumne, ale do wszystkiego podchodziły z filozofią, której trudno odmówić słuszności, otóż wpadki się zdarzają, a my żyjemy dalej.
Bielik-Robson pisze dalej: "W ekipach z Newcastle czy Cardiff rzecz ma się inaczej: nawet jeżeli ich reality shows faktycznie przypominają ludzkie safari, to przynajmniej polowanie jest obopólne, a czasem nawet role się odwracają i kobiety okazują się bardziej dynamiczne od mężczyzn, jak choćby słynna buraczkowowłosa Holy, która z takim uporem stalkuje swoich wybranków, że zawsze dopnie swego. Choć więc może sprawa nie jest do końca godna feministycznej pochwały, to jednak w anglosaskich ekipach panuje równouprawnienie - i to nie jakieś tam tylko prawnie zagwarantowane, ale głęboko uwewnętrznione i na każdym kroku bez skrępowania okazywane. "Chcę, to biorę" jest tam zasadą genderowo równo rozdzieloną, a nie tradycyjnym przywilejem samca - co niestety wychodzi na jaw aż za dobrze w edycji warszawskiej".
W "Ekipie z Warszawy" Keszka nie odnalazła epikurejskiego "chwytaj życie", które dostrzegła w zagranicznych produkcjach, za to zobaczyła dręczące Polskę stereotypy jak żywe. "Zobaczyłam przypisywanie tylko mężczyznom swobodnego prawa do eksperymentowania z seksem, zobaczyłam podwójne standardy, gdzie facetowi w sferze seksu wolno więcej, i więcej się wybacza. Zobaczyłam przyzwoleniem na przemocowe zachowania na tle seksualnym wobec kobiet.
Warsaw Shore Kapif
Panowie z ekipy. Fot. KAPiF
Kiedy w pierwszy odcinku "Ekipy z Warszawy" chłopak i dziewczyna lądują razem w łóżku, to na drugi dzień ona płacze i się wstydzi, a on jest pełnym chwały kogutem, któremu się udało zdybać laskę. Faceci z polskiej wersji programu nie podrywają kobiet, oni je obmacują, obłapiają, klepią, spijają i przyciskają. Nie widziałam tutaj nawet znamion flirtu, za to masę sytuacji na granicy przemocy seksualnej. Ci panowie, jak widać, przywykli do tego, że po ciało kobiety wyciąga się rękę, jak po zwykłą rzecz. Nie zadają sobie trudu zapytania partnerki: czego ty chcesz, na co ty masz ochotę. Jest za to krążenie wokół kobiecych ciał i napieranie na nie tak, żeby przestały już się wyrywać i opierać".
Zdaniem Keszki nie tylko program prezentuje podwójne standardy. Takie myślenie potwierdzają także komentarze w sieci. Kobiety opisywane są jako te niecnotliwe, "dające dupy". Zupełnie pomijany jest fakt zachowania panów. "Mężczyźni w Polsce swoje potrzeby mają, no to jakoś muszą je zaspokajać. A wstydzą się, jak to zwykle w Polsce - kobiety" - podsumowuje Keszka.