Dorota w swoim materiale podzieliła się przemyśleniami na temat poszukiwania kandydata na życiowego partnera, odsłaniając przy okazji swoje dotychczasowe doświadczenia, wymieniając wymagania, jakie chciałabym, żeby ów kandydat spełnił i mówiąc także wiele o sobie.
Zdaniem wielu komentujących niepowodzenia autorki rozbijają się o rozbieżność oczekiwań kobiet i mężczyzn. Gaz-wegaz brutalnie stwierdza, że stworzony w głowie autorki mężczyzna szuka (i bez problemu znajdzie) młodej laski z jędrnym cycem, a nie zdesperowanej pani grubo po trzydziestce, którą wcześniej przeleciał legion innych samców. Auć.
Mg_40 rozwija nieco bardziej tę teorię, tłumacząc Dorocie, że rynek matrymonialny jest rynkiem, na którym obowiązują te same prawa popytu-podaży co na każdym innym rynku. Jej "kapitał" jest już zbyt mały, żeby "zakupić" to co sobie wymarzyła. Na pocieszenie dodaje jednak, że autorka ma do wyboru dwa wyjścia z sytuacji: albo obniży wymagania i weźmie sobie samca o "niższej wartości biologicznej" albo... zostanie sama. Zdaniem Mg_40 po 45 roku życia kobiety stają się dla mężczyzn po prostu przeźroczyste.
Belle.du.jour - jak można wnioskować z wpisu, kobieta, także wylewa na głowę Doroty kubeł zimnej wody: - Żartujesz, dziewczyno, czy o drogę pytasz? Jestem kobietą w "przeźroczystym" wieku, mężatką od lat 25 i wiem jedno: mężczyźni w twoim wieku szukają albo seksu i braku zobowiązań (tutaj jeśli dobrze się prezentujesz to możesz się załapać) albo przyszłościowego związku - wtedy odpadasz bo szukają dziewczyn o około 10 lat młodszych.
Internautka doradza, żeby nastawić się na mężczyznę po przejściach, dobrze po 40-tce, bliżej 50-tki, rozwodnika, wdowca, z dziećmi. Dlaczego akurat taki typ? Bo zdaniem Belle.du.jour dla niego trzydziestolatka jest jeszcze atrakcyjna. Rynek seksualny jest bezwzględny - mężczyźni mają jedną checklistę: młoda i płodna, dająca się zdobyć - dodaje, na koniec podsumowując: możesz się trzymać swoje listy i być samotna w moim wieku, kiedy już tylko 60-latek się za tobą obejrzy.
Misiak-pysiak po szybkiej analizie profilu psychologicznego autorki, także sugeruje, że pięćdziesięciolatkowie to idealni kandydaci dla Doroty. Autorka powinna szukać w przedziale 50 plus (wyrozumiali tatusiowie), ewentualnie wśród ciepłych wdowców. Tyle, że panowie z tego pokolenia rzadko mają więcej niż 185 cm... [warunek wymieniany przez Dorotę, przyp. red.].
Ek5presja pyta, czy oczekiwanie, że kandydat na partnera będzie inteligentny to naprawdę wymaganie z kosmosu? Internautka ironizuje, że najwygodniej byłoby, żeby autorka zaakceptowała niskiego pod względem wzrostu i ilorazu inteligencji, niemającego pojęcia, co to sport, takiego bez ambicji, co przeżycie od pierwszego do pierwszego to dla niego sukces. No i oczywiście nie powinien chcieć mieć dzieci.
Zdaniem Ek5presjo jeśli kobieta coś sobą reprezentuje to nie zwiąże się z pierwszym lepszym, bo związek to nie akcja charytatywna, nie bierze się partnera z litości. I analogicznie: coś sobą reprezentujący mężczyzna nie wybierze pierwszej lepszej kobiety.
Przyglądając się checkliście Doroty ["facet po trzydziestce, ponad 185 cm wzrostu (nie odpuszczę, sama mam187 cm), spokojny (dwóch maniaków w związku to o jednego za dużo), cierpliwy (patrz wyżej), wesoły (bo humor rozładuje każdy konflikt, a życie składa się z konfliktów), odważny, blondyn (preferencja, zakładam wyjątki), pracujący w mediach, reklamie, filmie, organizacjach pozarządowych lub w służbie zdrowia (to mnie kręci, ale dopuszczam wyjątki), no i wierzący (doświadczenie uczy, że wspólny światopogląd jest kluczowy)] Romek Atomek także nie widzi nic nadzwyczajnego w tym zestawieniu - no może te wymagania co do konkretnego zawodu, ale przecież zaznaczyła, że dopuszcza wyjątki .
Jego zdaniem problemem Doroty jest to, że tacy faceci (o wyglądzie modela i z bardzo dobrze płatnym zawodem, a do tego o dobrym charakterze) niemal nigdy nie przekraczają trzydziestego roku życia bez żony. Dodaje, że nie ma pojęcia gdzie można znaleźć sensownego faceta, z dobrą pracą bądź własną firmą, chcącego żony, dzieci i wierności, a będącego wciąż wolnym i mieszczącym się we wskazanych widełkach wiekowych...
Theorema uważa, że jest dla kobiet w podobnej sytuacji, co Dorota nadzieja. O ile oczywiście autorka dopuści modyfikację swojej checklisty i uwzględni rozwodników z dziećmi.
Jaki pisze internautka: - Wielu moich znajomych, którzy wzięli ślub przed trzydziestką, jest już po rozwodzie. Niektórzy z dziećmi, inni bez - zamiast wybrać partnera do życia, wybrali sobie z partnera do łóżka. Było fajnie, nacieszyli się i zostali nagle z obcą osobą, która nie docenia ich pragnień, ambicji, nie rozumie więzi z rodziną, nie akceptuje rozwoju drugiej osoby.
Także Agusiaki uważa, że oczekiwania Doroty wcale nie są idiotyczne, tyle tylko, że daniem internautki autorka ma po prostu dodatkową trudność - wysoki wzrost (187 cm).
Agusiaki jest jednak pełna optymizmu: - Jeszcze zdąży się Pani zakochać - pociesza, dodając, że wymagania (które mieć należy) lepiej traktować jako ramy i otworzyć się na miłość, bo nikt nie lubi być traktowany przedmiotowo.
Do zacytowanej w materiale Doroty opinii odniósł się także je autor, Torentino . - Czuję się wywołany do odpowiedzi. I odpowiadam tak: ja doskonale rozumiem, że każda trzydziestoletnia kobieta chce spotkać i przywiązać do siebie faceta typu (cytat z artykułu): "bajecznie przystojny, przyjechał motorem, z uśmiechem jak milion dolarów, okazał się aktorem i trenerem skoków ze spadochronem, wolnym, nierozwiedzionym, niedzieciatym, z własnym domem", naprawdę to rozumiem i nie potępiam.
Przecież każdy trzydziestoletni facet też chce poznać i uwieść kobietę urody Kate Upton, bezdzietną i nierozwiedzioną, najlepiej jeszcze dziewicę, z wielomilionowym kontem, wpatrzoną właśnie w niego jak w święty obrazek i gotową spełniać wszystkie jego zachcianki.
Tylko że my, trzydziestoletni faceci, w przeciwieństwie do trzydziestoletnich kobiet, w cuda nie wierzymy i mierzymy siły na zamiary oraz ufamy statystyce, która nam mówi, że na coś takiego nie mamy szans.
Dlatego spotykamy się normalnymi kobietami, które mają np. nadwagę, małe piersi, krótkie nogi, są zbyt wysokie albo zbyt niskie, kiepsko zarabiają, mają pryszcz na nosie albo niegustowną torebkę i spośród takich usiłujemy znaleźć taką, która okaże nam chociaż trochę serca i zainteresowania mimo, że nie jesteśmy aktorami, nie mamy willi ani bajkowych uśmiechów.
Kolejna poruszana przez Was w komentarzach kwestia dotyczy szans Doroty na spotkanie swojego ideału. Fi-1618 pokusił się o ich dokładną analizę:
Na starcie mamy dwa miliony mieszkańców (zakładamy, że pani Dorota jest z Warszawy i nie jest w stanie szukać męża wśród mieszkańców Kapsztadu, czy choćby Szczecina).
- 50% mężczyzn (to znaczy "facetów")
- 15% osób pomiędzy 30. a 40. rokiem życia
- 12% mężczyzn ma ponad 185 cm
- 50% spokojny (tu mocno zgaduję)
- 50% cierpliwy (jak wyżej)
- 50% odważny (jak wyżej)
- 10% blondyn
- 20% miejsce pracy "pracujący w mediach, reklamie, filmie, organizacjach pozarządowych lub w służbie zdrowia" (zgaduję)
- 10% religijny (ale niewymagający dziewictwa przyszłej żony i niemający nic przeciwko zmywaniu naczyń).
Te cechy są dosyć niezależne, wiec możemy je po prostu wymnożyć:
2.000.000 * 50% * 15% * 12% * 50% * 50% * 50% * 10% * 20% * 10% = 4.5
Tak więc w całej Warszawie jest tylko 4,5 mężczyzn pasujących do checklisty pani Doroty.
A mamy jeszcze wymagania nie wpisane na tą listę, ale wymienione gdzie indziej w tekście lub również istniejące:
- stanu wolnego (kawaler lub rozwodnik) i zapewne bez dzieci (70%)
- dobrej budowy ciała - bo zapewne nawet 190 cm tego pana nie uratuje jeśli waży 130 kg, a sport to dla niego taki kanał na TV (70%)
- przystojny, z własnym stylem (50%)
- mieszkający samodzielnie, bez codziennych wizyt mamusi (80%)
- zarabiający dobrze (40%)
- chcący mieć dzieci (80%), z panią 34+ letnią (50%), którą zna od niedawna (30%).
Jeśli rozszerzymy warunki o te "oczywiste" wymogi to mamy:
4.5 * 70% * 70% * 50% * 80% * 40% * 30% = 0.1
Czyli w całej Warszawie istnieje 1/10 mężczyzny spełniającego te wymagania. Może w całej Polsce jeden. Na świecie może setka.
Dla nas takie wyliczenie ma sens - przecież Dorota szuka tego jedynego - jeden w Polsce wystarczy!